#Riker
Wpatruję się w swój mikrofon. Naklejka z moim imieniem drwi ze mnie, to pewne. Nawet ona. Każdy ze mnie drwi.
To był debilizm. Brawo, Riker.
- Keep seeing pretty ladies walking ‘round… ro… - mój głos przechodzi w szept. Jak szedł ten tekst?
- What can I say? – słyszę chichoczącą Rydel. Dziękuję jej szybko spojrzeniem, uśmiecha się pokrzepiająco.
Czym prędzej skupiam się na gitarze, może chociaż nut nie zapomnę.
Myślę o dzisiejszym poranku. O ciepłym ciele Chris, jej potarganych po śnie włosach. O jej ustach na mojej szyi, przyjemnym dreszczu.
Mimowolnie pocieram to miejsce dłonią.
- Sexy shadies, two piece, the grils are looking fine today…
Ross podchodzi do mnie, widzę go kątem oka. Jest niebezpiecznie blisko, choć tak samo, jak zawsze. Zbliża się do mikrofonu. Śpiewa ze mną pierwsze słowo. Tylko pierwsze słowo.
- It’s getting hard to see – kończę zwrotkę, czuję muśnięcie na szyi. Szybkie, ciepłe; jak pocałunek.
Bo to był pocałunek.
Ross odsuwa się szybko, śpiewa swój refren. Spogląda na mnie zawadiacko. Widział mój gest. Robi mi na złość.
- Wszystko w porządku, Riker?
Odwracam się gwałtownie, gdy słyszę zatroskany głos taty. Wycieram oczy w kaptur narzuconej pośpiesznie na plecy bluzy, po czym staję przodem do ojca.
- Tak, tak – mruczę, opierając się o ścianę korytarza.
Nie, nie, szepcze siedzący w moim mózgu gnom. Ryj, parszywy zdrajco.
- Oczywiście, jakżeby inaczej? – Tata przewraca oczami i przylega plecami do ściany naprzeciwko. – Co się stało?
Przez chwilę zastanawiam się, co powiedzieć. Ale czy nie prościej jest czasem powiedzieć prawdę?
Wiecie, to tak jak z ubieraniem. Lepiej przyznać matce rację, że fakt, mogłeś się ubrać ciepło i że fakt, rzeczywiście jest zimno, niż marznąć, nie pisnąwszy ani słowa.
Więc opowiadam ojcu w skrócie moją rozmowę z Rossem, po raz kolejny dostrzegając swoją głupotę. Mózg bije brawo jak nienormalny, serce strzela fanfarami, a żołądek tańczy kankana. Wesołe parady w moim ciele wywołują nic więcej, jak chamski ból. Fizyczny i psychiczny.
Nie wiedziałem, że ból psychiczny można aż tak bardzo odczuwać fizycznie. Przychodzą takie chwile w życiu, gdy dowiadujesz się o rzeczach wszystkim znanych, ale niekoniecznie poznanych. Szkoda tylko, że nikt przed takimi chwilami nie ostrzega. Przydałoby się jakieś ubezpieczenie, czy coś.
- A mówiłem, głupku? Coś narobił? – wzdycha tata, patrząc na mnie pobłażliwie. – Nadal twierdzisz, że wszystko w porządku?
- Poza tym, że czuję się jak wyprana skarpeta, w mózgu mam pikiety, a serce za nią woła? To tak. – Kiwam głową. – A nie, przepraszam. Tekstu zapomniałem.
- To ona miała dokonać wyboru, jeśli w ogóle. Nie pamiętasz?
- Pamiętam. – Pociągam nosem. Nie, żebym przed chwilą płakał. Kurz w powietrzu, pot, te sprawy.
- Jezu, synu. Ile ty masz lat? Ross jest od ciebie cztery lata młodszy, a ty mu ustępujesz? – Ojciec stawia krok w moją stronę i kładzie mi rękę na ramieniu. – To trochę bez sensu. Weź sprawy w swoje ręce, nie jesteś postrzelonym i rozpieszczonym gimnazjalistą z umiejętnością podrywu na poziomie ziemniaka.
Chichoczę cicho i patrzę na niego. Tata uśmiecha się szeroko, odwzajemniam gest.
- Dzięki, tato. Ale co to zmieni? – Zaciskam usta. - Odpuściłem, tak przynajmniej myśli Ross.
- To, co wie i myśli Ross, a to, co z tym stanem rzeczy zrobi, to dwie różne sprawy. Zawsze jest wyjście, Riker.
Kiwam głową. Nie czas się poddawać, to bez sensu.
O czym ja w ogóle mówię? Jeszcze dwa tygodnie temu siedziałem na ganku w domu lub ganiałem się z Rocky’m, ciesząc się na kolejne tour, na koncerty, spotkania z fanami, zwiedzanie miast, wywiady. A tymczasem mam pobojowisko w głowie z powodu jakiejś dziewczyny, którą mój młodszy brat znalazł za rogiem klubu.
Życie zmienia się tak szybko. Gdzie się podziało dzisiaj?
- Riker, już ci się lepiej myśli? – słyszę głos ojca jak zza muru.
- Co? – Mrugam parę razy. – Tak.
- To chodź, musimy coś obgadać z zespołem.
- Dzwonili z wytwórni – zaczyna tata, gdy w przebieralni zapada względna cisza. Z Sali koncertowej wciąż dochodzą do nas wołania fanów. – Co do „Smile”.
- Premiera? – zgaduje Ell, uśmiechając się ponad ramieniem stojącej przed nim Rydel.
- Dokładnie. – Ojciec kiwa głową i rozgląda się po pomieszczeniu. – Kwestia daty.
- A mamy jakieś propozycje? – pyta Ross, nawet na nas nie patrząc.
Odkąd zszedł ze sceny, wygląda jak wyprana kukła bez jakiegokolwiek wyrazu na twarzy. Jest jedynie zmęczony, jak zawsze po koncercie. Teraz siedzi przy toaletce z oparciem krzesła między nogami i wpatruje się w podłogę.
Staram się nie zwracać uwagi na jego zachowanie, ale lekko mnie drażni. Przede wszystkim dlatego, że nie mam pojęcia, o co mu chodzi. Jeśli o Chris, to tym bardziej jestem głupi. Ona mu wybaczyła, powinien próbować z nią gadać, nawet jakoś po ludzku zakręcić. Wiecie, jak to normalny chłopak.
Jednocześnie mam ochotę mu wpieprzyć. Wytargać za skarpety. Za ten debilny wyskok na scenie.
- Za tydzień lub dwa, decyzja należy do nas – mówi tata, wyciągając telefon z kieszeni. Oddaje go stojącej przy nim mamie, a ta uśmiecha się i odbiera połączenie, szepcząc „babcia”.
- Za tydzień – sugeruję, odrywając spojrzenie od Rossa. – Nie mogę się doczekać tej premiery.
- Zgadzam się – odzywa się Rydel.
- No i moglibyśmy zagrać już na tej imprezie Disney’a – dodaje Ell.
- Ona jest coś właśnie za tydzień, nie? – pyta Rocky.
- Więc ustalone. – Ojciec kiwa głową i uśmiecha się. – W takim razie zaraz zadzwonię do wytwórni.
Rodzice wychodzą z przebieralni, zostawiając mnie, rodzeństwo, Ratliffa i Chris samych. W ciszy.
Spoglądam na szatynkę. Siedzi obok Rossa, a właściwie za nim, na blacie toaletki. Macha nogami i rozgląda się po pomieszczeniu z lekkim uśmiechem.
Nachodzi mnie ochota wzięcia jej na ręce, wyniesienia gdzieś daleko z klubu i powiedzenia całej prawdy o moim chorym i dziecinnym stanie emocjonalnym. Ale nie potrafię. Nadal stoję przy drzwiach wyjściowych z pokoju, opierając się o ścianę.
- Dobra, ekipa. – Ell klaszcze w dłonie i śmieje się cicho. – Komu w drogę, temu czas. Przebieramy się i…
- Ross, czwarty sezon! – Drzwi otwierają się gwałtownie i staje w nich matka.
- Co? – Ross podnosi głowę i patrzy na rodzicielkę z niezrozumieniem.
- „Austin&Ally”, decyzja zapadła. Od listopada nagrywacie czwarty sezon – śmieje się mama.
Jest szczęśliwa, jej syn może kontynuować karierę i to w towarzystwie osób, które lubi.
Ale on jest na nie. Przytakuje tylko ze sztucznym uśmiechem.
- Zbierajcie się, pakują już instrumenty – rzuca jeszcze mama i znika tak szybko, jak się pojawiła.
#Ross
Jeśli Riker myślał, że nikt nie zauważał tego notorycznego - choć może nieświadomego - pocierania dłonią szyi, to się mylił. Ja zauważyłem. I nie trudno było się wcale domyśleć, co on mógł oznaczać, bo za każdym razem, gdy wykonywał ten gest, spoglądał na Chris.
Dlaczego zrobiłem mu na złość? W sumie sam nie wiem. Podświadomie chyba mi nie pasuje to, że on jest z nią tak blisko. To ja chciałbym spędzać z Christine więcej czasu, chciałbym zyskać jej zaufanie. Chciałbym, żeby to do mnie przychodziła się oprzeć o ramię i ze mną spędzała noce. Dużo bym chciał. I to wszystko jest coraz mniej możliwe. Zawalam na każdym kroku.
To, co powinienem robić, a to, co robię - to się wyklucza. Powinienem siedzieć cicho i powolutku zbliżać się do Chris. A co robię? Uderzam z grubej rury do Rikera, narażając się na strzał z armaty. Powinienem z nią rozmawiać, a się odsuwam.
Do tego doszło "Austin&Ally". Nie, żebym nie lubił ekipy, ale mam już prawie dziewiętnaście lat i zabawa w gwiazdki Disney'a powoli przestaje być dla mnie. Potrzebują nowych, młodych aktorów, a nie starzejących się, tlenionych blondynów. No ale co zrobię? Nic nie zrobię, chyba, że chcę zapłacić za odejście od DC.
- Auć - syczę, gdy potykam się o leżący w poprzek korytarza kabel i uderzam dłonią w ścianę.
Idące przede mną rodzeństwo odwraca głowy ze śmiechem. Nie ma wśród nich Rikera. Jeszcze tylko parę metrów do drzwi wyjściowych klubu.
Przewracam oczami i idę dalej.
Ratliff naciska klamkę i przepuszcza kolejne osoby. Ja zwalniam kroku, do Ella brakuje mi paru metrów. Patrzy na mnie, gdy przechodzi ostatnia osoba, ale kręcę głową, że sam dam sobie radę. Rat przytakuje i wychodzi za resztą ekipy. Po chwili słyszę już dochodzące z dworu piski fanów.
Wzdycham cicho, prąc do przodu. Trzeba wyjść, zanim tabun rozanielonych i diabelskich dziewcząt wbije do klubu, jak to kiedyś było w Europie.
Nie zdążam chwycić klamki, gdy czuję dość mocne uderzenie dłonią w potylicę.
- Aaa... - mruczę, pocierając bolące miejsce, i odwracam głowę.
Riker przechodzi dalej, nie patrząc na mnie, po czym otwiera drzwi i dołącza do rodzeństwa, Ella i Chris. Nawet się nie odwraca.
- Czy mogłabym coś... coś powiedzieć? - głos Chris ledwo przebija się przez rozmowę Ella i Rocky'ego, ale Del zaraz ich ucisza. Gdy obydwoje ją zbywają, nadal dyskutując nad sensem głębokich kałuży, Rydel uderza ich dłońmi w głowy.
- Jasne, mów. - Uśmiecha się siostra, dobijając jeszcze Ratliffa łokciem, gdy ten zaczyna protestować jękami.
Wszystkie spojrzenia zebranych w pokoju dziennym, czyli rodzeństwa i Ella, lądują na Christine, która siedzi na kolanach Rikera. Brat wydaje się być niewzruszony tym faktem, choć sam ją na te kolana zapraszał, ale po jego dłoniach widzę, jak walczy, żeby jej nie objąć. Potylica nadal boli, tak na marginesie.
- No więc... - zaczyna Chris, mnąc w dłoniach rękaw szarej bluzy z logiem naszego zespołu. Spogląda na każdego z nas po kolei. - Przede wszystkim bardzo dziękuję wam za to, że nie oddaliście mnie do szpitala czy na policję. Wiem, że takie mieliście zamiary, a ja wam je popsułam, choć to była wasza powinność. Dziękuję wam....
- Czy to jest mowa pogrzebowa? - wtrąca Rat, za co dostaje kolejnego kuksańca od Delly.
Dostrzegam coraz bardziej wystraszone spojrzenie Rika, wbite w siedzącą na jego kolanach dziewczynę i zaczynam się zastanawiać, jaki ja mam wyraz twarzy.
- Nie - śmieje się smutno szatynka. - Wracając... Dziękuję wam bardzo, bardzo za opiekę. Nie wiem, jak mogę się wam odwdzięczyć. Jednak trasa dobiegła końca, wracacie do LA, a ja mam swój dom. Pusty, co prawda, ale dom. I wrócę tam zaraz po powrocie do Los Angeles. – Chris pochyla głowę i poprawia włosy, zakładając je za ucho.
Igła. Kolejna. I jeszcze jedna. I jeszcze kolejne sto. Wszystkie wbijają się w moje ciało jak oszczepy rzucane przez kłusowników. Boli.
Dlaczego boli? Nie powinienem się cieszyć? Problem zniknie.
- Ale przecież możesz zamieszkać z nami… - protestuje Rocky, ale Christine przerywa my skinieniem dłoni.
- Nie, Rocky. Nie mogę tak nadużywać waszej gościnności. – Dziewczyna zaciska usta. – Wystarczająco już się ze mną namęczyliście. Obchodziliście się ze mną jak należy, wyzdrowiałam fizycznie prawie całkowicie. I psychicznie również mnie wspieraliście. Ale ja muszę wracać do domu, Rocky. Wasz dom jest waszym domem. Jeśli jednak chcielibyście mnie tam ugościć na herbacie czy innej okoliczności, jeśli chcielibyście wyjść gdzieś razem, to nie ma problemu. Będę też do waszej dyspozycji, tak samo, jak wy byliście do mojej. Jesteście najlepszymi ludźmi, z jakimi miałam do czynienia.
Jesteś najlepszym chłopcem, z jakim przyszło mi rozmawiać. To zdanie odbija się w mojej głowie jak echo. Nie wiem, gdzie je usłyszałem. Wiem tylko, że to było dawno i że wypowiedziała je dziewczyna.
Widzę, jak Riker zaciska dłonie w pięści i kładzie je na udach, zagryzając przy tym zęby. Mam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Ja chyba też.
- Okay – odzywam się po chwili ciszy. Spojrzenia ekipy lądują na mnie. – Okay.
- Jesteś świetną dziewczyną, Chris – mówi Rydel, gdy nie odzywam się już więcej. – Jeśli tylko będziesz potrzebowała pomocy, dzwoń.
- Prawda. – Ell kiwa głową i obejmuje Del ramieniem. – Uderzaj w razie potrzeby.
Riker nie wydusza z siebie słowa, widzę tylko jak przytakuje, jakby mu się odruch kiwania zaciął. Przy tym nawet nie rusza gałkami ocznymi. Ciągle wpatruje się w podłogę.
- Ale wpadnij na premierę „Smile”, wyślemy ci datę i bilety, jak chcesz – wtrąca Rocky.
- Jasne. – Christine uśmiecha się i widać, że robi to szczerze i z serca.
To bez sensu, ale dopiero teraz do mnie dociera – Chris nie była z nami zawsze i nie zostanie na zawsze. Dziwne. Miałem wrażenie, że ona zostanie z nami do końca, jakoś wydawało mi się to być naturalne. Tymczasem jej odejście to czysta abstrakcja – ona nie może odejść, przecież przy nas jest jej miejsce. Przy mnie. Nie. Nie przy mnie. Przy nim.
Taka ludzka przypadłość. Jednoczymy się z miejscami i ludźmi, którzy nam pasują, z którymi przeżywamy niezapomniane chwile, które dają nam szczęście lub chociaż jego złudzenie.
Narasta we mnie gniew. Ona nie może odejść.
Ale gdy patrzę w jej oczy, gdy widzę jej krążące po nas, uśmiechnięte spojrzenie, gdy widzę tą podjętą decyzję w grymasie jej twarzy – rozumiem, że odejdzie. Że ma do tego prawo.
Że jej życie nie jest moim życiem i nie mogę o nim decydować.
A tak bardzo bym chciał.
Rodzice wychodzą z przebieralni, zostawiając mnie, rodzeństwo, Ratliffa i Chris samych. W ciszy.
Spoglądam na szatynkę. Siedzi obok Rossa, a właściwie za nim, na blacie toaletki. Macha nogami i rozgląda się po pomieszczeniu z lekkim uśmiechem.
Nachodzi mnie ochota wzięcia jej na ręce, wyniesienia gdzieś daleko z klubu i powiedzenia całej prawdy o moim chorym i dziecinnym stanie emocjonalnym. Ale nie potrafię. Nadal stoję przy drzwiach wyjściowych z pokoju, opierając się o ścianę.
- Dobra, ekipa. – Ell klaszcze w dłonie i śmieje się cicho. – Komu w drogę, temu czas. Przebieramy się i…
- Ross, czwarty sezon! – Drzwi otwierają się gwałtownie i staje w nich matka.
- Co? – Ross podnosi głowę i patrzy na rodzicielkę z niezrozumieniem.
- „Austin&Ally”, decyzja zapadła. Od listopada nagrywacie czwarty sezon – śmieje się mama.
Jest szczęśliwa, jej syn może kontynuować karierę i to w towarzystwie osób, które lubi.
Ale on jest na nie. Przytakuje tylko ze sztucznym uśmiechem.
- Zbierajcie się, pakują już instrumenty – rzuca jeszcze mama i znika tak szybko, jak się pojawiła.
#Ross
Jeśli Riker myślał, że nikt nie zauważał tego notorycznego - choć może nieświadomego - pocierania dłonią szyi, to się mylił. Ja zauważyłem. I nie trudno było się wcale domyśleć, co on mógł oznaczać, bo za każdym razem, gdy wykonywał ten gest, spoglądał na Chris.
Dlaczego zrobiłem mu na złość? W sumie sam nie wiem. Podświadomie chyba mi nie pasuje to, że on jest z nią tak blisko. To ja chciałbym spędzać z Christine więcej czasu, chciałbym zyskać jej zaufanie. Chciałbym, żeby to do mnie przychodziła się oprzeć o ramię i ze mną spędzała noce. Dużo bym chciał. I to wszystko jest coraz mniej możliwe. Zawalam na każdym kroku.
To, co powinienem robić, a to, co robię - to się wyklucza. Powinienem siedzieć cicho i powolutku zbliżać się do Chris. A co robię? Uderzam z grubej rury do Rikera, narażając się na strzał z armaty. Powinienem z nią rozmawiać, a się odsuwam.
Do tego doszło "Austin&Ally". Nie, żebym nie lubił ekipy, ale mam już prawie dziewiętnaście lat i zabawa w gwiazdki Disney'a powoli przestaje być dla mnie. Potrzebują nowych, młodych aktorów, a nie starzejących się, tlenionych blondynów. No ale co zrobię? Nic nie zrobię, chyba, że chcę zapłacić za odejście od DC.
- Auć - syczę, gdy potykam się o leżący w poprzek korytarza kabel i uderzam dłonią w ścianę.
Idące przede mną rodzeństwo odwraca głowy ze śmiechem. Nie ma wśród nich Rikera. Jeszcze tylko parę metrów do drzwi wyjściowych klubu.
Przewracam oczami i idę dalej.
Ratliff naciska klamkę i przepuszcza kolejne osoby. Ja zwalniam kroku, do Ella brakuje mi paru metrów. Patrzy na mnie, gdy przechodzi ostatnia osoba, ale kręcę głową, że sam dam sobie radę. Rat przytakuje i wychodzi za resztą ekipy. Po chwili słyszę już dochodzące z dworu piski fanów.
Wzdycham cicho, prąc do przodu. Trzeba wyjść, zanim tabun rozanielonych i diabelskich dziewcząt wbije do klubu, jak to kiedyś było w Europie.
Nie zdążam chwycić klamki, gdy czuję dość mocne uderzenie dłonią w potylicę.
- Aaa... - mruczę, pocierając bolące miejsce, i odwracam głowę.
Riker przechodzi dalej, nie patrząc na mnie, po czym otwiera drzwi i dołącza do rodzeństwa, Ella i Chris. Nawet się nie odwraca.
- Czy mogłabym coś... coś powiedzieć? - głos Chris ledwo przebija się przez rozmowę Ella i Rocky'ego, ale Del zaraz ich ucisza. Gdy obydwoje ją zbywają, nadal dyskutując nad sensem głębokich kałuży, Rydel uderza ich dłońmi w głowy.
- Jasne, mów. - Uśmiecha się siostra, dobijając jeszcze Ratliffa łokciem, gdy ten zaczyna protestować jękami.
Wszystkie spojrzenia zebranych w pokoju dziennym, czyli rodzeństwa i Ella, lądują na Christine, która siedzi na kolanach Rikera. Brat wydaje się być niewzruszony tym faktem, choć sam ją na te kolana zapraszał, ale po jego dłoniach widzę, jak walczy, żeby jej nie objąć. Potylica nadal boli, tak na marginesie.
- No więc... - zaczyna Chris, mnąc w dłoniach rękaw szarej bluzy z logiem naszego zespołu. Spogląda na każdego z nas po kolei. - Przede wszystkim bardzo dziękuję wam za to, że nie oddaliście mnie do szpitala czy na policję. Wiem, że takie mieliście zamiary, a ja wam je popsułam, choć to była wasza powinność. Dziękuję wam....
- Czy to jest mowa pogrzebowa? - wtrąca Rat, za co dostaje kolejnego kuksańca od Delly.
Dostrzegam coraz bardziej wystraszone spojrzenie Rika, wbite w siedzącą na jego kolanach dziewczynę i zaczynam się zastanawiać, jaki ja mam wyraz twarzy.
- Nie - śmieje się smutno szatynka. - Wracając... Dziękuję wam bardzo, bardzo za opiekę. Nie wiem, jak mogę się wam odwdzięczyć. Jednak trasa dobiegła końca, wracacie do LA, a ja mam swój dom. Pusty, co prawda, ale dom. I wrócę tam zaraz po powrocie do Los Angeles. – Chris pochyla głowę i poprawia włosy, zakładając je za ucho.
Igła. Kolejna. I jeszcze jedna. I jeszcze kolejne sto. Wszystkie wbijają się w moje ciało jak oszczepy rzucane przez kłusowników. Boli.
Dlaczego boli? Nie powinienem się cieszyć? Problem zniknie.
- Ale przecież możesz zamieszkać z nami… - protestuje Rocky, ale Christine przerywa my skinieniem dłoni.
- Nie, Rocky. Nie mogę tak nadużywać waszej gościnności. – Dziewczyna zaciska usta. – Wystarczająco już się ze mną namęczyliście. Obchodziliście się ze mną jak należy, wyzdrowiałam fizycznie prawie całkowicie. I psychicznie również mnie wspieraliście. Ale ja muszę wracać do domu, Rocky. Wasz dom jest waszym domem. Jeśli jednak chcielibyście mnie tam ugościć na herbacie czy innej okoliczności, jeśli chcielibyście wyjść gdzieś razem, to nie ma problemu. Będę też do waszej dyspozycji, tak samo, jak wy byliście do mojej. Jesteście najlepszymi ludźmi, z jakimi miałam do czynienia.
Jesteś najlepszym chłopcem, z jakim przyszło mi rozmawiać. To zdanie odbija się w mojej głowie jak echo. Nie wiem, gdzie je usłyszałem. Wiem tylko, że to było dawno i że wypowiedziała je dziewczyna.
Widzę, jak Riker zaciska dłonie w pięści i kładzie je na udach, zagryzając przy tym zęby. Mam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Ja chyba też.
- Okay – odzywam się po chwili ciszy. Spojrzenia ekipy lądują na mnie. – Okay.
- Jesteś świetną dziewczyną, Chris – mówi Rydel, gdy nie odzywam się już więcej. – Jeśli tylko będziesz potrzebowała pomocy, dzwoń.
- Prawda. – Ell kiwa głową i obejmuje Del ramieniem. – Uderzaj w razie potrzeby.
Riker nie wydusza z siebie słowa, widzę tylko jak przytakuje, jakby mu się odruch kiwania zaciął. Przy tym nawet nie rusza gałkami ocznymi. Ciągle wpatruje się w podłogę.
- Ale wpadnij na premierę „Smile”, wyślemy ci datę i bilety, jak chcesz – wtrąca Rocky.
- Jasne. – Christine uśmiecha się i widać, że robi to szczerze i z serca.
To bez sensu, ale dopiero teraz do mnie dociera – Chris nie była z nami zawsze i nie zostanie na zawsze. Dziwne. Miałem wrażenie, że ona zostanie z nami do końca, jakoś wydawało mi się to być naturalne. Tymczasem jej odejście to czysta abstrakcja – ona nie może odejść, przecież przy nas jest jej miejsce. Przy mnie. Nie. Nie przy mnie. Przy nim.
Taka ludzka przypadłość. Jednoczymy się z miejscami i ludźmi, którzy nam pasują, z którymi przeżywamy niezapomniane chwile, które dają nam szczęście lub chociaż jego złudzenie.
Narasta we mnie gniew. Ona nie może odejść.
Ale gdy patrzę w jej oczy, gdy widzę jej krążące po nas, uśmiechnięte spojrzenie, gdy widzę tą podjętą decyzję w grymasie jej twarzy – rozumiem, że odejdzie. Że ma do tego prawo.
Że jej życie nie jest moim życiem i nie mogę o nim decydować.
A tak bardzo bym chciał.
***
In dii eeend ewryłon endz ap aloon, luzi heer di only łon hus ewer nołn huuu ajeeeem, hu am nat, hu aj łona bi, no łej tuu noooł hał long szi łil bi nekst tu mii...
Znaczy, witam C: Na co ci ten głupi uśmiech, Ania? I tak nie żyjesz. Zginiesz jeszcze parę razy, tak dla sportu, u know.
Co ja mogę powiedzieć... Nie bardzo mnie słychać chyba przez ten świst latających siekier, wycie radiowozów i szum helikoptrów (Haja, Złomek).
Raff mnie zabije za Rossa, Mika za Rikera, a Rika się ucieszy, bo nie lubi Chris. Won't you?
Oddałam typowi pendrive'a, bo chcę nagrania z teatru, a potem się zorientowałam, że na nim jest prawie cały R27 i kawałek R28 ._. To nic, to nic, sytuacja opanowana.
Kto czyta "Lalkę"? Ten gość *wskazuje na siebie*. Fajnie jest, Izabela to coraz większa szmata - aktualnie jestem na 186str, czy jakoś tak.
Nikogo to nie obchodzi, co? Oj tam, takie ostatnie słowa przed śmiercią. Coś jak mowa pogrzebowa.
W sobotę około dwunastej wypuszczam R2 na czougu, a tutaj to nawet nie wiem, kiedy wyjdzie R28 :')
Wiecie, że jeszcze sześć rozdziałów do końca? :''))
Wiecie, że jeszcze sześć rozdziałów do końca? :''))
Chris!! znikaj!! tak!!!
OdpowiedzUsuńpocierpią ale za pomną :3
a jej nie lubię...
nic na to nie poradzę...nie potrafię jej polubić
Riker- męczennik...
dobrze, że chociaż Mark ma trochę rozumu i próbuje go przekazać swojemu synowi...
szkoda, że mu się nie udaje...
Ross....kolejny męczennik,,,aż mi się go szkoda robi..
ale jak już mówiłam
najlepiej jak Chris zniknie i będzie spokój...
rozumiem, że nie dostanę więcej Rocky'ego?
lubię go....i Ratliffa
daj mi ich więcej!!
ale wiem, ze to niemożliwe ;/
heh....
dawaj R27
O Ty szmato!
OdpowiedzUsuńRiker, skarbie, nie płakusiaj, wiem gdzie mieszka Ania, ona to naprawi, zobaczysz. Porwę Frania i Bolka, i Olesława dla Raff, to naprawi.
Gówno.
Nie naprawi.
Bo to wredny, zły człowiek.
Jak ja, lol.
Okej.
Serduszko mnie boli, cierpię razem z Rikerem, ale pominąwszy ten fakt, jestem zadowolona. Podoba mi się ten zwrot akcji.
Mam w głowie Chris ginącą pod autami rozpędzonego samochodu, ewentualnie pod siekierą Riki, ale ciii, nic nie mówiłam. Nic nie insynuuję.
Lubię te "poważniejsze" rozdziały, takie jak te, kiedy człowiek chce Ci jebnąć, ale nie może, bo to, co piszesz jest prawdą. Te rozkminy, te dylematy, to jest takie cholernie z życia wzięte.
Chwila, aplikacja każe mi wypić szklankę wody.
*5 minut później*
Już sama nie wiem czego oczekuję po zakończeniu, czy chciałabym happy endu, jeśli taki mógłby być, czy nie.
Chyba wolałabym, żeby Chris zniknęła.
Taki powrót do momentu, gdy Ross znalazł Chris i zmiana akcji. Takie - jebać, nie idę po żadną kosmetyczkę Dell.
I Christ zostaje przed tym klubem, i nikt jej nie znajduje.
Ale wiem, że tego nie zrobisz.
Ty nas po prostu psychicznie zniszczysz.
Do następnego, Laczusiu.
Mikusia
Ps. Szmata.
*chlip, chlip, chlip*
OdpowiedzUsuńTo już kolejna paczka chusteczek.
Nawet nie wiem, co powiedzieć. Cała się trzęsę i jest mi tak strasznie przykro.
Dlaczego mu to zrobiłaś? Dlaczego zesłałaś na Rikusia takie okropne cierpienie? Czy to nie mógł być ktokolwiek inny? No ktokolwiek! Aaaaleeeee nieeee... Trzeba krzywdzić mojego męża.
Z mojej strony nie poleci na Ciebie siekiera, bo nie będę miała, co czytać xD U Raffy już przeczytałam, Rikę czytam na bieżąco, u matrioszki też już nadrobiłam rozdziały. Idę oblukać zakładkę "Czytam".
Albo jednak dajcie mi siekierę!
Dobra... Wdech i wydech.
Cali girls to jedna z moich ulubionych piosenek *.* I teraz będę jej słuchać zamiast skupić się na czymś pożytecznym.
*3:29 później*
ROSS!!! Nie mam już na ciebie słów. Won! W ogóle iiiidźźźź stąd! Psujesz wszystko! Wszystko!
Czasem mam ochotę przymocować jego twarz do tarczy i rzucać lotkami.
To zdanie chodzi po mojej głowie: "mam już prawie dziewiętnaście lat i zabawa w gwiazdki Disney'a powoli przestaje być dla mnie."
Po prostu KOCHAM Cię za to! To jest takie... prawdziwe. Niech on już skończy się bawić. Nagłówek w gazecie "Ross Lynch odchodzi z Disneya" i życie staje się piękniejsze. To tak na marginesie.
"Nie zdążam chwycić klamki, gdy czuję dość mocne uderzenie dłonią w potylicę.
- Aaa... - mruczę, pocierając bolące miejsce, i odwracam głowę.
Riker przechodzi dalej"
Buhahahahaha... Dobrze, Rikuś! Trzeba mu było mocniej przywalić.
Chris, nie rób tego. Nie odchodź. Zostań. Tak bardzo cię lubię. *błagające oczka*
Końcówka genialna <5 Takie prawdziwe słowa. I znów się zastanawiam skąd to wzięłaś. Uwielbiam Twoją życiową mądrość xD
Nie powiem, że rozdział jest precyzyjny, bo nie lubisz tego słowa :P
Rozdział - PRECJOZO!
Smutny, ale cudowny. Tylko Ty potrafisz człowieka doprowadzić do śmiechu i jednocześnie do łez. Zazdroszczę Ci tego talentu. Mogłabyś z połowę oddać, mistrzu.
Smaaaaaaaaa... Nie, tak właściwie to smutam. Ale wiesz, że nie musisz kończyć za sześć rozdziałów :D? Możesz pisać i pisać, mi to pasuje.
A teraz muszę iść i odrobić lekcje :(((
Czekam na następny :)
xoxo
~G~
Skoro opowiadanie nazywa się SMILE to coś się stanie podczas premiery.
OdpowiedzUsuńJESTEM PEWNA :>
Mam mieszane uczucia co do tego z kim wolę Chris.
Rozdział super, duper extra.
Like always.
Aniu masz talent do pisania. Ten rozdział jest smutny i zabawny za jednym razem. DZIĘKUJĘ RATLIFF...
To jest takie okropne, że mój fav forever ever najlepszy duper hiper extra fanfiction dobiega końca :'C
Dzisiaj obędzie się bez siekier, maczug, noży, czougów czy innych duperel, którymi zawsze miałam ochotę Cię obrzucić czy zabić .-.
Ej, ja nie wiem, ale czy Mark mi tutaj faworyzuje starszego syna?
Nie lubię tak.
Anyway, czekam na next rozdział i kurde no CZOUG!
Powinien być wczoraj, a tu co? Czekaj do soboty .___.
Pozdrawiam.
Żegnam.
Czy już doszłam do obsesyjnego stanu, gdzie swoje ulubione blogi mogę przeczytać dosłownie wszędzie? Oh, mam nadzieję, że nie zaczynam świrować, czytając blogi na lekcji i przerwach. No nic.
OdpowiedzUsuńSkomentować chciałam wcześniej, ale nauczycielka patrzyła już podejrzliwie, gdy czytałam ostatnie linijki, a potem złapała mnie nauka na wos. Ciężkie życie, które przecież można sobie ubarwić, czytając twojego bloga, tak na przykład.
Aż teraz żałuję, że nie mam siekiery. Jak tak możesz pokrywać sobie z uczucuciami Rikera i Rossa? Bardziej ubolewam nad Rikerem, ale myśli Rossa też są smutne. Wręcz wzdychałam przygnębiona, serio.
Ktoś, coś pożyczyć tę siekierę? CC':
Chris wyjeżdża, wraca do siebie, znika, a ja i tak wiem, że to nie koniec z nią. Ba, to jest aż za pewne. Jeszcze coś zrobisz, co wymierzy kilkadziesiąt noży w twoim kierunku.
W sumie to z wyjazdu Chris się cieszę, co wyjaśniło mi, że za nią nie przepadam. Nie wiem czemu. Chociaż wiem dlaczego, ale tłumaczyć mi się w kij nie chcę, bo i tak nikt nie zrozumie ;_;
Anyway. Tak, nienawidzę Cię za pogrywanie sobie tak z biednymi uczuciami Rikera. Totalna rozsypka wisi w powietrzu po jej wyjeździe. Nie będzie wesoło, oj nie. Ale za to też Cię kocham. Trzymasz do ostatniej chwili w niepewności i nie wiadomo czego się spodziewać na końcu, który zbliża się niebezpiecznie. Nie wiadomo czy zakończenie będzie happy endem, czy raczej nie. Niepewność, która we mnie jest, to właśnie jest to, co czuję, czytając twoje rozdziały. Tak. Uwielbiam. Wydaję mi się czasem, że dopracowujesz wszystko w każdym calu. A ja mam ochotę na coraz więcej.
A. Chcę czouga!
Pozdrawiam.
Ania, nie żyjesz.
OdpowiedzUsuńRatuje cie tylko fakt, że dzisiaj nie mogę, bo "Dwie Wieże" na TVN.
Aww, Rik zapomniał tekstu. ._.
Ewww, Ross go całuje? WTF. Chris mu się znudziła? Pff. Żal.
Anyway.
Rossiu, chodź, Sara przytuli. Po co ci Chris, skoro masz Sarę? XD
Smutna prawda. Nie będę go miała ._.
Ania, po co ty mnie bardziej torturujesz z tym GIFem uśmiechającego się Rossa na końcu, skoro i on, i Riker cierpią na miłość?
Jędza.
*chlip*
Jeszcze pieprzone 4 godziny do "Dwóch Wież" :'(
Ja chce teraz. :/
Pocieszam się faktem, że na premierze "Smile" odpierdzielisz coś takiego, że zamiast "Ania, nie żyjesz!" , będzie "Ania, zostań moją matką chrzestną" :")
Tak bedzie.
Do następnego
~Sara
Ps. Masz w ryj.
TY.WREDNA.DZIWKO.
OdpowiedzUsuńCZY TOBIE COŚ W DUPĘ WLAZŁO?! BUDYŃ CI SIĘ Z MÓZGU ZROBIŁ?!
Tak Rikera krzywdzić! Mego syna! Wypchnęłam ci go na początek opowiadania, a ty teraz chcesz tak to spierdolić?!
O NIE. ZA CHOLERĘ.
Chris, ty głupia szmato. Po cholerę mówisz, że się wyprowadzasz? A gdzie zwrot: "Wyprowadzam się i zabieram ze sobą Rika, sorry Stormie, synalek mamusi odchodzi"?! No ja się pytam gdzie?!
Nie ma. Bo ona woli zrobić wszystkim wodę z mózgu i odwrócić się dupą. Fajnie. Tylko trzeba było nie przyssać się jak ostatni odkurzacz do szyi Rikera. ALE TY NIE MYŚLISZ, NIE?!
Ross. Ty druga szmato. Ty dziffko, przez podwójne "f". Ja wiem, że masz gejowskie zapędy. I ja to toleruję, a nawet popieram. Tylko zostaw brata swego. Znajdziemy ci innego chłopaka. A Chris zostaw.
A jak nie chcesz być gejem, to już całkowicie się odsuń. Zostań rolnikiem, sprzątaczem albo żołnierzem. Cokolwiek.
Ania, masz wpierdol za wszystko. Ja wiem, że o tym wiesz. Jedyny plus w tym rozdziale to reakcja Rossa na wiadomość o czwartym sezonie A&A. Taka prawdziwa. Żadnej radości, przesadnego entuzjazmu, tylko wymuszony uśmieszek. Rzeczywistość.
To tyle pozytywów. Może walnę gimbusiarsko: "Beznadzieja"? Nie, jednak nie. Wolę cię zamknąć w piwnicy i torturować, aż elegancko nie opiszesz ślubu Chris i Rika.
A jak nie, to załatwię cię tak, że będziesz pluła gumą przez dziurę w czole.
WREDNA DZIDO.
Jej jakie świetne *o*
OdpowiedzUsuńJak 6 do końca !!!!??? :O Nie możesz tego kończyć, opowiadanie jest zbyt BOSKIE *o*
Nadrobiłam! Yay!
OdpowiedzUsuńZarówno Riker jak i Ross wkurzają mnie w tym rozdziale. Obaj nie mogą podjąć na tyle męskiej decyzji by coś postanowić. Bo dlaczego Riker nie zawalczy o Chris? Dlaczego nie przekona jej do siebie? Dlaczego nie porozmawia o swoich uczuciach? Przecież to widać, że ona też coś do niego czuje. Zamiast powiedzieć, porozmawiać i dać jej znak, że mu zależy, to on kręci się w kółko i sam nie wie czego chce. Ugh, nie znoszę takich ludzi. Ross irytuje mnie tym, że... dokładnie tym samym, czym Riker. Obaj mogliby wziąć się w garść i zatrzymać Chris przy sobie. Powiedzieć jej o wszystkim, co siedzi im na wątrobie, dzięki czemu biedny organ odpocząłby trochę. Zamiast tego wolą żyć w bólu fizycznym jak i psychicznym, bo przecież tak jest lepiej. Zobaczymy czy równie dobrze będzie, gdy pożegnają się z Chris. Co wtedy? Będą gdybać? Mówić "a mogłem jej powiedzieć..." Niech lepiej sami wezmą się w garść, bo inaczej ja nimi potrząsnę.
Czyżbyś po zakończeniu tej historii w 100% poświęciła się projektowi, który tworzysz wspólnie z Raffy czy może będziesz pisała swoją nową historię? :)
Pozdrawiam, kochana!
- matrioszkaa! xx