wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 30. "I wanna see you smile"



#Ross 30

To był zwykły dzień. Jeden z tych prostych, standardowych, tych, do których się przyzwyczailiśmy, tych podobnych do siebie schematycznie. W każdy poniedziałek i czwartek po lekcjach o godzinie szesnastej mieliśmy próby szkolnego teatru. A raczej dziecięcego teatrzyku, bo w końcu ile mogą umieć uczniowie w pierwszej czy drugiej klasie szkoły podstawowej?
Osoby przychodzące z zewnątrz na godzinę czy całą próbę nie były niczym nadzwyczajnym. Zawsze był to brat, siostra, mama, babcia czy koleżanka czekający na koniec próby, by móc zabrać jednego z nas do domu. Lisa Brooks nie stanowiła tam wyjątku.
Uczestniczyłem w próbach teatrzyku przez jeden rok szkolny, graliśmy wtedy coś o zwierzętach. Pamiętam, jak chłopcy nosili dziewczyny na plecach, udając upolowane zwierzyny.
Moją partnerką była jakaś ruda dziewczynka, nie pamiętam jej imienia. Pamiętam za to, że chodziła prawie zawsze smutna i zamyślona. Robiłem, co mogłem, żeby ją rozweselić - udawało się coraz częściej.
Lisa Brooks była siostrzenicą pana Brooksa, który prowadził nasz teatrzyk. Przyszła do nas tylko ten jeden raz, bo zaraz po próbie miała jechać z wujkiem na basen czy gdzieś. Od razu znalazłem z nią wspólny język - była rozbiegana, roześmiana, zakręcona, rozgadana. Przez połowę czasu, jaki spędziła na próbie, siedziała na moich plecach, trzepiąc moje włosy co chwilę i układając je na różne strony.
- Jesteś najlepszym chłopcem, z jakim przyszło mi rozmawiać, Ross - powiedziała, gdy już miała wychodzić z wujkiem, ale nie miała ochoty schodzić z moich pleców.
Wtedy też zrobiono nam zdjęcie. To, które trzymam w dłoniach. Nie mogę sobie przypomnieć, kto wtedy ganiał z aparatem.
Lisa. Annalise.
Zmieniłaś się, Chris. Gdzie twój uśmiech?
Do kogo ty to mówisz, Ross?
Patrzę w lustro w drzwiach szafy w przedpokoju, przed którym stoję już dobre pięć minut. Reszta zespołu czeka już w busie, którym zaraz dojedziemy do studia Disney'a.
Do kogo mówisz, hipokryto? A gdzie twój uśmiech? No dalej, uśmiechnij się.
Nie potrafisz? Oj, jak przykro. Żałosny jesteś.
Minęło parę dni, odkąd Riker wrócił od Chris. Nie wspominał o tym wyjściu ani razu, w każdym razie nie mi. Być może, a raczej zapewne spowiadał się już mamie, w końcu każde z nas to robi. A z mamą jest jak z księdzem - możesz być pewny, że nikomu nie wygada tego, co jej powiesz.
Przez te parę dni nie wychodziliśmy szczególnie z domu, odpoczywaliśmy jeszcze po na wpół nieprzespanych nocach, bieganiu po miastach i codziennym wysiłku na scenie. Robiliśmy tylko krótkie wypady do sklepu, Ryland jeździł do Sav, Rydel zapraszała czasem swoje przyjaciółki, Ratliff albo wychodził gdzieś z Rocky'm, albo zabierał Rydel na kolacje czy do kina. Riker szczególnie nie wykazywał chęci wychodzenia poza płot, zwykle siadał w salonie lub przy basenie, czytał książki, brzdąkał coś na gitarze, pisał teksty piosenek, gotował z mamą obiady i kolacje. Nie odzywał się prawie w ogóle.
A Ross? Ross jeździł samochodem po mieście, chodził nocami po ulicach osiedla.
Mówisz do siebie w trzeciej osobie, Ross?
- Zamknij się - mruczę.
Dostrzegam zmartwione spojrzenie Rydel siedzącej z mojej prawej strony. Podciągam kąciki ust w wypracowanym sztucznym uśmiechu, który zaspokaja niespokojne dusze fanów i rodziny. Nic mi nie jest, moi drodzy.
Podnoszę w końcu wzrok, dużo tu ludzi. Disney się postarał, żeby akustyczna premiera "Smile" wyglądała jak należy. Pomieszczenie wielkości sali gimnastycznej jest już prawie szczelnie zapełnione, przy barierkach oddzielających tłum od sceny stoją ochroniarze. Uśmiechnięci, ucieszeni i piszczący fani wywołują na mojej twarzy szczerszy grymas, odwzajemniam spojrzenia i uśmiechy. Tak, to jest to, co chcę w życiu robić. Miłość przyjdzie w odpowiednim czasie, nie mogę o nią zabiegać, tym samym niszcząc siebie i wywołując zmartwienie u ludzi, na których mi zależy.
- Ross, gotowy? - dobiega do mnie głos Rikera.
Odwracam się lekko w lewą stronę, gdzie siedzi starszy brat.
- Jasne. - Kiwam głową, spoglądając mu w oczy.
Nic szczególnego nie wyczytuję z jego twarzy, ale mam nadzieję, że w moim spojrzeniu nie widzi zazdrości. Bo zazdroszczę mu tego, że miał odwagę zapukać do jej drzwi.
Po sekundzie jednak widzę, że jest smutny. Nie, nie smutny. Jakby zawiedziony.
- Okay. Rocky, El, Rydel? - Brat wymienia po kolei imiona, zerkając na kolejne osoby.
Ja wracam do przyglądania się publiczności, szarpiąc za przypadkowe struny gitary. Łapię się na tym, że szukam jej w tłumie. Szukam potarganych, długich włosów, szczupłej twarzy, dużych oczu o nieokreślonym kolorze, szukam nikłego uśmiechu.
To dziwne, ale przez moment wydaje mi się, że znajduję to wszystko w jednej osobie. Ale zaraz to wrażenie znika, a głos dochodzący z głośników obwieszcza rozpoczęcie mini koncertu.

Patrzą na mnie brązowe oczy. Znam je dobrze, znam je coraz lepiej, ale czy znam je naprawdę? Otoczone czarną kredką do oczu wydają się być smutne. Są smutne. Ale są też zawzięte, zrozpaczone, szukające pomocy. Zdają się pytać "dlaczego?". Nie rozumieją sytuacji, próbują mnie ratować, mówią, że to zły pomysł, że przecież nie jest źle, że to nie koniec świata. Wiem, że to nie koniec świata.
- Wchodzisz czy nie? - burkliwy głos wyrywa mnie z zamyślenia.
Odrywam spojrzenie od metalowej plakietki ochroniarza, zapominając już, jak brzmi jego imię zapisane na niej czarnymi literami.
Nie odzywam się, kiwam głową. Huk dochodzący zza jego pleców oznacza zabawę, radość i ekstazę dla ludzi stojących za mną, którym zresztą toruję do tego szczęścia drogę.
- Właź, do cholery - charczy mężczyzna, popychając mnie za bramkę.
Nadal się nie odzywam, ale słyszę za sobą śmiechy. Nie zwracam na nie uwagi, cieszę się, że śmieją się z głupiego blondasa z pomalowanymi oczami, a nie z Rossa Lyncha. Pociągam nosem, poprawiam czarną, pomiętą koszulę i idę wzdłuż korytarza. Coraz głośniejsza muzyka, której nienawidzę, wypełnia moje zmysły. Mam wrażenie, że mogę nawet tych dźwięków posmakować, a smakują obrzydliwie, jak zgniłe jajka.
W końcu dochodzę do kolorowych świateł, tłumu spoconych ciał, przepełnionych procentami i środkami odurzającymi, dochodzę do źródła irytującego dźwięku, do tej maskarady, do tego, czego nie lubię. Ale sam chciałem tu przyjść. Szedłem z nadzieją, że tu zapomnę.
Jednak z każdą kolejną sekundą dociera do mnie, że te parę wydanych dolarów mogłem przeznaczyć na akcję charytatywną, a nawet wyrzucić, bo to i tak jest bez sensu. Widzę coraz więcej ładnych dziewczyn, mniej lub bardziej ubranych, ale wydają mi się być mdłe, nijakie, nie takie jak trzeba. Bo nie są nią.
Uśmiecham się lekko pod nosem, gdy widzę zbliżającą się do mnie dziewczynę. Blondynka, szczupła, za szczupła. Ładna.
Zaciska dłoń na przodzie mojej koszuli, przyciąga kawałek do siebie, znajduję się już w tłumie. Nie widzę nic poza jasnoniebieskimi oczami blondynki, jej zawadiackim uśmieszkiem, pewnym siebie wyrazem twarzy. Dziewczyna szarpie za parę górnych guzików koszuli, przejeżdża palcem po moich odkrytych obojczykach, zbliża swoją twarz do mojej.
Nigdy nie byłem zwolennikiem zabawy dziewczynami, pustych pocałunków, znajomością na jedną noc. A jednak sam to robię. Hipokryzja?
Usta blondynki smakują... Niczym. Czuję alkohol, czuję owocową pomadkę, ale jednocześnie nie czuję nic. A jednak nie przerywam pocałunku, wczuwam się w niego jeszcze bardziej, przyciągam do siebie dziewczynę. Wsuwam dłonie pod materiał jej zbyt krótkich spodenek, potem pod cieniutki materiał bielizny. Blondynka przygryza mi wargę, ciągnie w jakąś stronę. Parę kroków i już jej plecy odbijają się o ścianę, do której ją przyszpilam, podnosząc jednocześnie jej zbyt lekkie ciało. Oplata swoje nogi wokół moich bioder, a ja zajmuję się obsypywaniem jej szyi raz lekkimi, raz mocnymi pocałunkami, schodzę niżej, na dekolt, podciągam jej krótką bluzeczkę. Jedną dłonią krążę w okolicach wewnętrznych stron jej ud, dziewczyna zaczyna się unosić i opadać, dysząc coraz ciężej, całując coraz namiętniej.
A ja uśmiecham się, szarpię za guzik jej spodenek. Puszcza, otwierając mi drogę do następnych poziomów, które zwykle bym przechodził.
Ale teraz nawet nie przepraszam, nawet nie dziękuję.
Po prostu odchodzę.

Tchórz.
Nie. Tchórzem to ja byłem ostatnio. Nie tym razem.
Ocieram czarne łzy z policzków, zdając sobie sprawę z tego, że wcale nie wyglądam lepiej, po czym pukam w jasne drzwi. Jest godzina druga nad ranem, nie spodziewam się odpowiedzi.
Ale ta nadchodzi szybko, niecałą minutę później słyszę kroki, a zaraz potem widzę ją.
- Chris, co się stało? - szepczę, patrząc na zapłakaną dziewczynę.
Szatynka zaczesuje dłonią potargane włosy do tyłu, nie podnosi wzroku.
- To ty - mruczy tylko.
To ty.
To ty, Ross. A nie on.
- Tak, to ja.
- Nic się nie stało. - Christine przeciera dłonią zaczerwienione oczy i mokre policzki.
- Lisa. Annalise.
Dziewczyna podnosi głowę i przechyla ją lekko. W końcu patrzy mi w oczy, jej brwi się unoszą. Nie mówię na razie nic, daję jej czas na przypomnienie. Po chwili jej usta otwierają się lekko, jakby ze zdziwienia.
- Co się stało? - pyta cicho, przypatrując się mojej twarzy.
- Nie rozumiem?
- Wejdziesz?
- Nie, dzięki. - Kręcę głową. - Nie rozumiem pytania. To chyba ja powinienem o to pytać, nie sądzisz?
- Miałam zły sen. - Christine opiera się ramieniem o framugę, nie odrywając ode mnie wzroku. - Teraz twoja kolej.
- Byłem w klubie. Jaki sen?
- Po co?
- Byłem pierwszy. - Przysuwam się krok w stronę dziewczyny. Czuję narastającą złość i... jakby zazdrość.
- Kłócisz się.
- Nie odpowiadasz.
- Bo nie interesuje cię odpowiedź.
Nie w pełni świadomy chwytam dziewczynę za ramię i przyciskam do ściany obok drzwi.
- Interesuje mnie, Chris - mówię cicho, patrząc w jej przerażone oczy. Nie chcę robić jej krzywdy, ale nie potrafię jej puścić. - Interesuje mnie wszystko, co robisz. Chcę wiedzieć, czy czujesz się dobrze. Chcę wiedzieć, co czujesz, czy dobrze ci się spało, czy dobrze ci się oddycha, kiedy potrzebujesz chusteczki, czy masz ochotę wyjść do kina. Chcę być obok, gdy zapragniesz napić się herbaty, gdy trzeba iść do sklepu po mleko, gdy będziesz potrzebowała pomocy przy sprzątaniu. Interesujesz mnie, Chris. Nie widzisz tego? Nie rozumiesz, że to dla ciebie tu jestem?
W tym momencie zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałem. A powiedziałem chyba za dużo, aczkolwiek nie wszystko.
I zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że ostatnia możliwość na zawrócenie, na ciszę, że szanse na powrót do sytuacji sprzed dziesięciu minut jest niemożliwy.
W jej oczach widzę strach, ale mój umysł go wypycha. Wyobrażam sobie, że ona też jest we mnie zakochana.
- Ross...
Nie zważając na przestraszony ton jej roztrzęsionego głosu, zamykam jej usta swoimi.


***
 Wiecie co? Przejrzałam rozpiskę na rozdziały 30-31 i postanowiłam je ściągnąć w jeden, czyli rozdział 30. Były tak rozwleczonej bez akcji, że nie miałoby sensu, gdyby się z nimi męczyła, a akcja stałaby w miejscu. To samo z 32-33, zmieniłam je w 31. Po tym już tylko epilog. Czyli przed wami jeszcze jeden rozdział i epilog. Smutno, nie?
Dawno mnie tu nie było. W międzyczasie zaczęłam teorię na prawko, co nieco wyjaśniłam sobie z kolegą (ten od depresji [':  ), robię się fejmem, byłam na wymianie polsko-niemieckiej... No i chyba tyle. W szkole good, chyba.
Nie wiem, co tu pisać. Jak wam się podoba DWTS? Osobiście ze 20 razu oglądałam densy do "He's a pirate". Kocham ten taniec. I kocham to: CUTENESS  . ajdbialdvs <3333
Pozdrawiam, kocham!



6 komentarzy:

  1. Wiem, że lubisz oglądać Fineasza i Ferba, bo wspominamy o tym czasami i ja ogólnie pamiętam takie rzeczy, bo często się przydają. I wyobraź sobie, dzisiaj, teraz, o godzinie 20:20 (o, ironio), kiedy przeczytałam opublikowany przez ciebie przed ostatni rozdział na twoim blogu, świadomość, że znasz Fineasza i Ferba bardzo mi się przydaje.
    *boże, smarkam w koszulkę ze śmiechu i złości, aleee shhh, powaga*
    Pamiętasz odcinek z zabawkami?
    Na końcu odcinka była wspaniała reklama.
    Kojarzysz ją.
    CEGŁA, CEGŁA, CEGŁA, CEGŁA, CEGŁA, FAJNA RZECZ.

    I teraz wyobraź to sobie.
    Tą niewinną, kochaną cegłą
    DOSTAJESZ
    KURNA
    W RYJ.


    Pogodziłam się z tym, że Rikuś i Chris mają otwartą drogę usłaną różami, babeczkami, sukienkami z prajmaniego, prezerwatywami i innymi pierdołami, bo kij z parringami, są razem no i supi.
    Wiedziałam, że Chirs to Lisa.
    Zrozumiałam, że to właśnie Ross będzie tym mieszanym z błotem gównem, które nie potrafi się ogarnąć i odwala szity, zamiast podbijać do loffków.
    Ogarnęłam, że Chirs to gupiegunwo, i że nie lubię jej ani trochę.
    Dałam spokój, kiedy Riker niby oddał Chirs, ale był taką dziffką, że do niej wrócił i w sumie nikt nie ogarnia o co im dwóm chodziło, bo to jakieś poebane było.
    Z bólem przyjęłam do wiadomości fakt, że Ross wrócił do męskiej prostytucji i znowu wkupił się w jakieś dzikie pląsy, które niby mają mu w czymś pomóc.
    ALE WYBACZ,
    MOJE DZIECKO,
    ŻE NIE PRZECZYTAŁAM MAŁYM DRUCZKIEM KWESTII,
    W KTÓREJ JEST MOWA O ZWALENIU ROSSOWI LAJFU.
    Nie jestem w żadnym parringu z Chirs, bo nie luuubię tej gupiej dzidy i niech zostawi obu Lynczuff, ale jak ma być z którymś, to mi tam obojętnie.
    ALE ŻADNA DZIDA NIE BĘDZIE MI NISZCZYĆ ROSSOWI LAJFU, PODKREŚLAM RAZ JESZCZE.
    BO COŚ MI SIĘ NIE WYDAJE, ŻE CAŁOWANA I MIZIANA PRZEZ RIKERA, ZGWAŁCONA I PRZYBITA DO ŚCIANY CHIRS, BĘDĄC POD NACISKIEM UST ROSSA, NAGLE RZUCI MU SIĘ W RAMIONA I RUSZĄ RAZEM SKOCZNYM KROKIEM W STRONĘ TĘCZY.
    MOŻE SPOTKAJĄ PO DRODZE ZAKONNICE NA MOTORKU.
    TAK, WCIĄŻ PAMIĘTAM.
    KUWA JEGO GUPIA MAĆ.
    ON SIĘ ZAŁAMIE.

    Ykhym.

    Ja wcale nie jestem zła.
    Ja wcale nie mam zamiaru cię zabijać, katować, bić, uderzać...
    Ja wcale nie chcę, żebyś to wszystko teraz poprawiała i zmieniała w trybie now.
    Rób co chcesz, serio.

    Ale ja się zemszczę.
    I będziesz żałować.


    ~Raffy

    #cierpiaca

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedzi sobie człowiek, moczy odciski, nowy u Anuli, hiphip huuuurej! Wszyscy wykonujemy taniec radości trzepiąc celulitem na dupskach i cyckami.
    Okej.
    Taniec zaliczony.
    Smajl, coby się z tytułem współgrać.
    I czytamy.
    Cierpienia Rossa, jest primalux.
    Rozkładam się wygodniej w wannie, znaczy nie ja, moje nogi, na tyle, na ile pozwala im trzylatka udająca żabę i krzycząca: "Luk Mika! Ajm de frog! Rebe, rebe, reba!"
    A w głowie mej: "Shup up!"
    Ross w klubie, myślę sobie, standard, będzie pukanko, a nazajutrz polejo się łzy czyste, rzęsiste jako ten bursztynowy świerzob. Dobra. Pojebałam Mickiewicze. #Szejmonmi
    I NAGLE ROSS IDZIE W PIZDU, A JA KRZYCZĘ:
    NOOOOŁ! KAM BAK! KURWA! KAM BAK! JU STUPID SELFISZ KID! DONT GO! LIW CHRIS ALON FAKING LITL BOJ!
    BO JA JUŻ WOEDZIAŁAM, NO MÓWIĘ CI, JA JUŻ WIEDXIAŁAM, GDZIE GO TE CHUDE SKIETKI PONIOSO, KIEDY SZUKAŁ CHRIS W TŁUMIE.
    ALE SIĘ ŁUDZIŁAM, ŻE ZAPUKA DO DRZWI, A TAM STARSZY BRACISZEK.
    A TY, GŁUPIA SZMATO, ZNISZCZYŁAŚ MOJE MARZENIA!
    SZIPUJĘ RIKERA I KRYŚKĘ OD POCZĄTKU, ALE TY ICH NIE POŁĄCZYSZ LOWKĄ NA WIEKI WIEKÓW AMEN I NIE WYŚLESZ DO TUNELU MIŁOŚCI.
    NIE PO TYCH WYZNANIACG ROSSA.
    CHYBA ŻE KRYSTYNA JEST ZWYKŁYM SZMATEXEM, W SUMIE JEST - MĄCI OBU W GŁOWACH.
    #HEJTNAKRYSTYNE #TEAMRIKER #FAKJUROSS
    Zgubiłam wątek.
    O czym to ja?
    A, liczyłam na jakieś rozwinięcie wątku z focią, bo chociaż wiedziałam, że Chris to Lisa, nie kminię wtf.
    Głupia szmata jesteś.
    Ja tu Ci szykuję najlepsze wakacje ever w zachpom - drineczki, wódeczki, morze, grille, parapetówki, Romki i inne atrakcje, a Ty mi wbijasz sztylet w serduszko.
    Czekam na Rikera.
    I ma być słodko.
    Bo wpierdol.
    Aj si ju.
    #itstimetosaygoodbye
    Low ju,
    Twoja Mikunia

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tylko ja się ciesze że Ross pocałował Chris? xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabić, posiekać zanim złoży jaja ;_____;
    Oczywiście o Rossa chodzi. No głupie ścierwo. Idź Ty daleko od Chris. Won. W podskokach.
    Chris, no ja proszę. Weź. Odepchnij go czy coś. Niech cierpi, tak jak ja przy czytaniu. #timrajkerforeva
    Napisałabym coś mądrzejszego, gdyby nie ta końcówka. Arghh ;-;
    /Korn *która zazwyczaj po prostu siedzi cicho i nie komentuje, ale czyta wszystko :') *

    OdpowiedzUsuń
  5. Zwyczajnie nie wiem, co napisać.
    Wiesz, czemu?
    BO JESTEM NA CIEBIE MEGA WKURZONA!
    KVJBAEKFBIOQWEHFUWVFKJCVWQKJFB
    FKHABFKJEAGFKJWAGJKF
    FKJABSFKJWQJLFGKWJAGFKJEFKJVWQEKF
    DCKJABSFKJAEBKFEKHFVK
    JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ?! Przecież wiadomo, że ja szipuję Rikera i Chris, a Rossa nienawidzę. Bo jest głupi, żałosny, głupi, zły, wstrętny, obrzydliwy, głupi! Wspominałam już, że jest głupi?
    I nie wiem, czy specjalnie go tak stworzyłaś czy tylko ja go tak odbieram. Tak strasznie go nie lubię. Nie lubię go praktycznie na każdym blogu (wynik tego, że po prostu zbrzydło mi czytanie o nim), ale u Ciebie no... Mam ochotę mu coś zrobić. Tak, żeby ucierpiał. Bardzo ucierpiał. Zgadzam się z Korn w 100%. Tego irytującego człowieka trzeba się pozbyć.
    MIAŁAŚ GO WRZUCIĆ POD POCIĄG ALBO CIĘŻARÓWKĘ!

    Nie zrozum mnie źle. Kocham Twojego bloga całym serduszkiem. Jest jednym z najlepszych. Wiele mnie nauczyłaś... Ja nie przeżyję zakończenia ;__; Tym bardziej, że odnoszę wrażenie, że chcesz to zakończyć bez "A Riker i Chris żyli długo i szczęśliwie". To kompletnie nie w Twoim stylu. I dobrze. Tylko... Och! No nie wiem. Jak skończysz, tak będzie dobrze.
    Nie, nie będzie. Nie oszukujmy się. Ja chcę Rika i Chris. XD

    Mam taki tygodniowy odlot. Najlepiej nie czytaj tego, co napisałam wyżej. Ostatnio wszystko widzę na różowo, z kffiatkami i serduszkami. I nie, już nie jestem zła. Nigdy nie byłam. To był tylko chwilowy bulwers, bo Ross mnie wnerwia.

    Rik, Sparrow, Allison *.* Oni będą razem. Tak.
    xoxo
    ~Liv~

    OdpowiedzUsuń
  6. Co się z tobą dzieje?? Jesteś jeszcze?

    OdpowiedzUsuń