Główna dedykacja dla Raff, więcej w notce.
I dedykacja dla Ani, młodej czytelniczki, według której język Rossa w ustach Chris był obleśny.
*treść rozdziału nie ma nic wspólnego z dedykacją*
#Riker
- Zaraz do was dołączę – zwracam się do siostry, gdy wchodzimy do autobusu.
Podaję jej torbę z ciuchami i idę wzdłuż busa, w stronę, gdzie przed chwilą dostrzegłem znikającego brata.
Wychodzę za pojazd - nic. Przechodzę na drugą stronę.
Ross kuca, opierając się o ścianę tourbusa, rękoma oplata swoje ramiona, włosy ma potargane, a wzrok wbity w przestrzeń przed sobą.
Rozglądam się po sporym parkingu, ludzi nie ma zbyt wielu. Sami starsi, chodzący po mini galerii handlowej, w której jedyną atrakcją jest McDonald’s.
Przełykam ślinę, biorę szybki oddech i podchodzę do brata, przykucając obok niego.
- Coś się stało? – pytam, choć domyślam się, co mogło się wydarzyć.
Rozmawiał z nią, to na pewno. Tylko nie jestem pewien co do wyników tej rozmowy.
- Przeprosiłem ją – mruczy Ross, pociągając nosem.
- I?
- Wybaczyła mi.
Nie wydaje się być zadowolony. Przypomina raczej wychłostanego batem niewolnika.
- To nie bardzo rozumiem, w czym problem – mówię ostrożnie. – Nie powinieneś się cieszyć? No wiesz, wybaczyła ci, masz szansę na odbudowanie relacji.
- Nie powinna mi wybaczać – rzuca blondyn, bardziej w przestrzeń niż do mnie. – Takich rzeczy się nie wybacza.
- Ross – wzdycham, szarpiąc brzeg rękawa bluzy. - Wybaczyć można ludziom wszystko. Począwszy od rozlanej kawy na ulubionej koszulce koleżanki, skończywszy na morderstwie.
- Ale wybaczenie to danie kolejnej szansy. Ja na nią nie zasłużyłem. Widzisz, co ja robię? – Ross odwraca głowę i patrzy mi w oczy. To spojrzenie boli, jego tęczówki szklą się od łez. – Danie mi drugiej szansy jest jak podarowanie mi drugiego naboju do pistoletu.
Milknie. Wciąż na mnie patrzy, wyraźnie szukając czegoś w moim spojrzeniu. Ale ja nie mam nic do ukrycia, mam tylko coś do oddania. Coś, czego tak naprawdę nie posiadam, ale coś, z czego może skorzystać ktoś inny.
I chociaż będę tego może żałował, a już na pewno bardzo tęsknił, i chociaż czuję, że robię źle, i chociaż boli, to jednak muszę odpuścić. Bo to nie ja teraz cierpię i to nie ja płaczę, popełniwszy nie jeden błąd.
- Bo nie trafiłem za pierwszym razem – szepcze jeszcze Ross, kończąc poprzednie zdanie. Mruga kilka razy, przymyka oczy. Nie widzę spływających po policzkach łez, znowu je chowa.
- Ona jest silna, Ross. Wybaczenie to dziedzina silnych, słabi jedynie odpuszczają i chowają się w najgłębszej norze.
- Powiedziała, że jest dobra. Że j a jestem dobry. Nie chcę tej dobroci – mruczy brat, przecierając twarz dłońmi. – Chcę, żeby mi ktoś przypieprzył kijem bejsbolowym. Zasługuję na jakąś karę.
- Sam siebie karzesz, bracie.
Podążam za jego spojrzeniem, patrzę po samochodach, ludziach śpieszących się na promocje czy chcących zrobić szybkie zakupy na obiad, bo ich dziecko czeka w domu. Też mógłbym być na ich miejscu. Być może miałbym już żonę i dziecko, mieszkałbym na obrzeżach LA w jakimś małym domku i uczyłbym w The Rage. Dwadzieścia trzy lata to wiek młodego faceta, który ogarnia swój świat.
- Dlaczego ona to robi?
- Co masz na myśli? – Znowu spoglądam na blondyna.
- Dla…
- R5?! – Pisk przerywa bratu w dalszej części zdania.
Podnosimy głowę w tym samym czasie. Przed nami stoi grupka dziewczyn w wieku licealnym.
Uśmiecham się. Ross też. Fani to jeden z najlepszych sposobów na uśmiech.
Podaję jej torbę z ciuchami i idę wzdłuż busa, w stronę, gdzie przed chwilą dostrzegłem znikającego brata.
Wychodzę za pojazd - nic. Przechodzę na drugą stronę.
Ross kuca, opierając się o ścianę tourbusa, rękoma oplata swoje ramiona, włosy ma potargane, a wzrok wbity w przestrzeń przed sobą.
Rozglądam się po sporym parkingu, ludzi nie ma zbyt wielu. Sami starsi, chodzący po mini galerii handlowej, w której jedyną atrakcją jest McDonald’s.
Przełykam ślinę, biorę szybki oddech i podchodzę do brata, przykucając obok niego.
- Coś się stało? – pytam, choć domyślam się, co mogło się wydarzyć.
Rozmawiał z nią, to na pewno. Tylko nie jestem pewien co do wyników tej rozmowy.
- Przeprosiłem ją – mruczy Ross, pociągając nosem.
- I?
- Wybaczyła mi.
Nie wydaje się być zadowolony. Przypomina raczej wychłostanego batem niewolnika.
- To nie bardzo rozumiem, w czym problem – mówię ostrożnie. – Nie powinieneś się cieszyć? No wiesz, wybaczyła ci, masz szansę na odbudowanie relacji.
- Nie powinna mi wybaczać – rzuca blondyn, bardziej w przestrzeń niż do mnie. – Takich rzeczy się nie wybacza.
- Ross – wzdycham, szarpiąc brzeg rękawa bluzy. - Wybaczyć można ludziom wszystko. Począwszy od rozlanej kawy na ulubionej koszulce koleżanki, skończywszy na morderstwie.
- Ale wybaczenie to danie kolejnej szansy. Ja na nią nie zasłużyłem. Widzisz, co ja robię? – Ross odwraca głowę i patrzy mi w oczy. To spojrzenie boli, jego tęczówki szklą się od łez. – Danie mi drugiej szansy jest jak podarowanie mi drugiego naboju do pistoletu.
Milknie. Wciąż na mnie patrzy, wyraźnie szukając czegoś w moim spojrzeniu. Ale ja nie mam nic do ukrycia, mam tylko coś do oddania. Coś, czego tak naprawdę nie posiadam, ale coś, z czego może skorzystać ktoś inny.
I chociaż będę tego może żałował, a już na pewno bardzo tęsknił, i chociaż czuję, że robię źle, i chociaż boli, to jednak muszę odpuścić. Bo to nie ja teraz cierpię i to nie ja płaczę, popełniwszy nie jeden błąd.
- Bo nie trafiłem za pierwszym razem – szepcze jeszcze Ross, kończąc poprzednie zdanie. Mruga kilka razy, przymyka oczy. Nie widzę spływających po policzkach łez, znowu je chowa.
- Ona jest silna, Ross. Wybaczenie to dziedzina silnych, słabi jedynie odpuszczają i chowają się w najgłębszej norze.
- Powiedziała, że jest dobra. Że j a jestem dobry. Nie chcę tej dobroci – mruczy brat, przecierając twarz dłońmi. – Chcę, żeby mi ktoś przypieprzył kijem bejsbolowym. Zasługuję na jakąś karę.
- Sam siebie karzesz, bracie.
Podążam za jego spojrzeniem, patrzę po samochodach, ludziach śpieszących się na promocje czy chcących zrobić szybkie zakupy na obiad, bo ich dziecko czeka w domu. Też mógłbym być na ich miejscu. Być może miałbym już żonę i dziecko, mieszkałbym na obrzeżach LA w jakimś małym domku i uczyłbym w The Rage. Dwadzieścia trzy lata to wiek młodego faceta, który ogarnia swój świat.
- Dlaczego ona to robi?
- Co masz na myśli? – Znowu spoglądam na blondyna.
- Dla…
- R5?! – Pisk przerywa bratu w dalszej części zdania.
Podnosimy głowę w tym samym czasie. Przed nami stoi grupka dziewczyn w wieku licealnym.
Uśmiecham się. Ross też. Fani to jeden z najlepszych sposobów na uśmiech.
Nieważne, że nie zawsze swobodny.
#Ross
Żegnam się z fanami, przytulając po raz dziesiąty każdego z nich; po chwili odchodzą, spoglądając na nas przez ramię. Machamy im z Rikerem, po czym zaczynamy iść w stronę drzwi autobusu, trzymając się jego boku.
- Co miałeś wtedy na myśli? - pyta Rik, gdy już stoimy przy wejściu.
- Co? - Mrugam parę razy, wyrwany z zamyślenia.
- Co miałeś na myśli, mówiąc "dlaczego ona nam to robi"?
Otwieram usta, ale zaraz je zamykam. Nie chcę rzucać bezsensownych słów.
Co miałem na myśli? Miałem na myśli Chris i jej zawiłe działania. A może one wcale nie są tak zawiłe, tylko mi się tak wydaje? Może ona po prostu taka jest - dobra, przyjazna, pomocna. A ja doszukuję się drugiego dna. Doszukuję się w niej uczuć, które nie istnieją.
Szkoda tylko, że istnieją we mnie. Coraz mocniejsze, coraz boleśniejsze, coraz widoczniejsze.
- Nic szczególnego - odpowiadam w końcu. Kłam dalej, debilu.
- Ross... Powinieneś serio wykorzystać tą drugą szansę. - Rik zatrzymuje się przed zamkniętymi drzwiami tourbusa i odwraca się do nich tyłem.
- Riker, nie oszukuj się. Nie oszukuj i mnie, bo obydwoje wiemy, że to ci nie wyjdzie - wzdycham. - Jeżeli w ogóle Chris czuje coś więcej niż przyjaźń do któregoś z nas, to do ciebie właśnie. Opiekujesz się nią, jesteś dla niej jakąś podporą. To tobie wypłakuje się w ramię, to z tobą siedzi, gdy mamy czas wolny. To ty jej nie ranisz, gdy wcale tego nie chcesz. Gdy jedyne, czego chcesz, to poczuć... Gdy jedyne czego chcesz, to... To ona. - Przełykam ślinę, przymykam oczy.
Zapada cisza, przerywana jedynie szumem ulicznym. Rozmowy przechodniów, wracających lub idących na zakupy do galerii, na której parkingu stoimy. Trąbienie aut. Śmiechy, płacze dzieci.
To wszystko wokół wydaje się być takie zwykłe. Takie proste. Takie inne niż ja, niż to, co się we mnie dzieje. A dzieje się pieprzona wojna.
Słyszę kichnięcie Rika, mimowolnie się uśmiecham. Jednak gdy spoglądam na brata, mina mi rzednie. Wygląda, jakby ktoś mu co chwilę wymierzał policzek. Rozbiegany wzrok, zaciśnięte usta.
- Co miałeś wtedy na myśli? - pyta Rik, gdy już stoimy przy wejściu.
- Co? - Mrugam parę razy, wyrwany z zamyślenia.
- Co miałeś na myśli, mówiąc "dlaczego ona nam to robi"?
Otwieram usta, ale zaraz je zamykam. Nie chcę rzucać bezsensownych słów.
Co miałem na myśli? Miałem na myśli Chris i jej zawiłe działania. A może one wcale nie są tak zawiłe, tylko mi się tak wydaje? Może ona po prostu taka jest - dobra, przyjazna, pomocna. A ja doszukuję się drugiego dna. Doszukuję się w niej uczuć, które nie istnieją.
Szkoda tylko, że istnieją we mnie. Coraz mocniejsze, coraz boleśniejsze, coraz widoczniejsze.
- Nic szczególnego - odpowiadam w końcu. Kłam dalej, debilu.
- Ross... Powinieneś serio wykorzystać tą drugą szansę. - Rik zatrzymuje się przed zamkniętymi drzwiami tourbusa i odwraca się do nich tyłem.
- Riker, nie oszukuj się. Nie oszukuj i mnie, bo obydwoje wiemy, że to ci nie wyjdzie - wzdycham. - Jeżeli w ogóle Chris czuje coś więcej niż przyjaźń do któregoś z nas, to do ciebie właśnie. Opiekujesz się nią, jesteś dla niej jakąś podporą. To tobie wypłakuje się w ramię, to z tobą siedzi, gdy mamy czas wolny. To ty jej nie ranisz, gdy wcale tego nie chcesz. Gdy jedyne, czego chcesz, to poczuć... Gdy jedyne czego chcesz, to... To ona. - Przełykam ślinę, przymykam oczy.
Zapada cisza, przerywana jedynie szumem ulicznym. Rozmowy przechodniów, wracających lub idących na zakupy do galerii, na której parkingu stoimy. Trąbienie aut. Śmiechy, płacze dzieci.
To wszystko wokół wydaje się być takie zwykłe. Takie proste. Takie inne niż ja, niż to, co się we mnie dzieje. A dzieje się pieprzona wojna.
Słyszę kichnięcie Rika, mimowolnie się uśmiecham. Jednak gdy spoglądam na brata, mina mi rzednie. Wygląda, jakby ktoś mu co chwilę wymierzał policzek. Rozbiegany wzrok, zaciśnięte usta.
W końcu patrzy na mnie. Ałć.
- Wiesz co, Ross? Ja... Weź ją. Jakkolwiek to brzmi. Po prostu ją zabierz, okay?
#Ratliff
- Zostaw tę lodówkę, stary, bo się kiedyś na tobie zemści za te ciągłe wyciąganie z niej bebechów. Będzie do ciebie przychodzić w nocy i wyjadać jelito, kawałek po kawałku – mówię, po czym wracam spojrzeniem do telewizora, gdzie ładuje się jedna z gier.
Chris siedzi po mojej lewej, a Del po prawej, obie gotowe już do gry. Christine, mimo skupionego na pilocie wzroku, wydaje się być nieobecna, jakby jej podświadomość rozważała właśnie różnicę w składzie hamburgera a cheeseburgera. Albo coś bardziej znaczącego.
Rocky burczy coś pod nosem na moje – jakże życiowe i przydatne – rady, po czym wraca do nas i siada obok Chris.
- Ciasto dopiero tężeje – mruczy, biorąc w dłoń pudełko od płyty.
- Cierpliwości, ograbimy biszkopcika kiedy indziej, teraz czas na trochę rozrywki. – Obejmuję Rydel ramieniem i podaję jej swoją konsolę. – Del gra za mnie, lubię patrzeć, jak z tobą wygrywa.
- W takim razie Chris gra za mnie. – Szatyn wystawia do mnie język, podając Christine swój sprzęt. – Trzymaj, młoda, odłóż pilot.
Rozbawiona dziewczyna kiwa głową i zaczyna słuchać jego wyjaśnień dotyczących gry, a ja pochylam się nad uchem Del.
- Co tam, księżniczko? – mruczę, muskając jej szyję ustami. – Gotowa na rozwalenie systemu po raz kolejny?
- Wolałabym go rozwalać z tobą. Ale nie tutaj – śmieje się i całuje mnie lekko.
Oddaję pocałunek delikatnie, nie czas i miejsce na zatracanie się w raju. Czuję jej uśmiech, bijące sto razy na sekundę serce, oddech. Chciałbym być teraz z nią gdzie indziej, sam na...
- Koniec migdalenia się, zaczynamy dziewiczą partię Christine - odzywa się Rocky, wybudzając mnie z nadchodzącego snu na jawie.
- Spoko, i tak wygramy - prycham, odsuwając się niechętnie od Dells.
- Zwątpiłbym, ta mała szybko się uczy. Uwaga, włączam.
Chris siedzi po mojej lewej, a Del po prawej, obie gotowe już do gry. Christine, mimo skupionego na pilocie wzroku, wydaje się być nieobecna, jakby jej podświadomość rozważała właśnie różnicę w składzie hamburgera a cheeseburgera. Albo coś bardziej znaczącego.
Rocky burczy coś pod nosem na moje – jakże życiowe i przydatne – rady, po czym wraca do nas i siada obok Chris.
- Ciasto dopiero tężeje – mruczy, biorąc w dłoń pudełko od płyty.
- Cierpliwości, ograbimy biszkopcika kiedy indziej, teraz czas na trochę rozrywki. – Obejmuję Rydel ramieniem i podaję jej swoją konsolę. – Del gra za mnie, lubię patrzeć, jak z tobą wygrywa.
- W takim razie Chris gra za mnie. – Szatyn wystawia do mnie język, podając Christine swój sprzęt. – Trzymaj, młoda, odłóż pilot.
Rozbawiona dziewczyna kiwa głową i zaczyna słuchać jego wyjaśnień dotyczących gry, a ja pochylam się nad uchem Del.
- Co tam, księżniczko? – mruczę, muskając jej szyję ustami. – Gotowa na rozwalenie systemu po raz kolejny?
- Wolałabym go rozwalać z tobą. Ale nie tutaj – śmieje się i całuje mnie lekko.
Oddaję pocałunek delikatnie, nie czas i miejsce na zatracanie się w raju. Czuję jej uśmiech, bijące sto razy na sekundę serce, oddech. Chciałbym być teraz z nią gdzie indziej, sam na...
- Koniec migdalenia się, zaczynamy dziewiczą partię Christine - odzywa się Rocky, wybudzając mnie z nadchodzącego snu na jawie.
- Spoko, i tak wygramy - prycham, odsuwając się niechętnie od Dells.
- Zwątpiłbym, ta mała szybko się uczy. Uwaga, włączam.
- Przyznaj, że szkoliłeś ją już od paru dni, jak nie lat - burczę, gdy podnosimy się z kanapy po czwartej rundzie. Czwartej przegranej rundzie, należy dodać. - Zrobiłeś z niej robota, szmato.
- Mówiłem. - Rocky wzrusza ramionami i przybija Chris piątkę. - Brawo, mała. Nieźle ich załatwiłaś. Szybko się uczysz.
Rydel śmieje się tylko i opiera głowę o moje ramię.
- Spokojnie, Ell, jeszcze będziesz miał niejedną okazję, żeby się odegrać na Chris - mówi rozbawiona i ciągnie mnie za rękaw koszuli.
Ja jednak nadal trzymam ręce założone na piersi, robiąc minę pięciolatka, któremu zabrano ulubioną zabawkę. W tej kategorii konkurować może ze mną tylko Ross. Miny zbitych psów to nasza specjalność.
Zerkam na Christine. Dziewczyna otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć, przez jej twarz przechodzi grymas smutku, ale zaraz znowu się uśmiecha.
- On zrobił z niej robota - powtarzam tylko, nie zastanawiając się dłużej nad przyczyną tego dziwnego cienia zwątpienia w oczach Chris.
- Po prostu szybko się uczy. Jak chcesz, to możemy zagrać jeszcze raz. - Rocky szczerzy się triumfalnie i obejmuje Mathers ramieniem.
- Nie, dzięki, nie skorzystam.
- Chris, leć po aparat, trzeba uwiecznić ten moment - chichocze Del, roztrzepując mi włosy.
- Jesteśmy! - Do przedziału wpada Ross, a zaraz za nim Riker.
Obydwoje wydają się być zmarnowani. Zmarnowani to mało powiedziane. Riker wygląda, jakby mu ktoś przyłożył szpadlem, zakopał obok budy policyjnego psa, a potem odkopał i wystrzelił do niego z armaty. Natomiast Ross sprawia wrażenie nieobecnego, kopniętego prądem i poczęstowanego Oreo. Zjadłbym.
- Mówiłem. - Rocky wzrusza ramionami i przybija Chris piątkę. - Brawo, mała. Nieźle ich załatwiłaś. Szybko się uczysz.
Rydel śmieje się tylko i opiera głowę o moje ramię.
- Spokojnie, Ell, jeszcze będziesz miał niejedną okazję, żeby się odegrać na Chris - mówi rozbawiona i ciągnie mnie za rękaw koszuli.
Ja jednak nadal trzymam ręce założone na piersi, robiąc minę pięciolatka, któremu zabrano ulubioną zabawkę. W tej kategorii konkurować może ze mną tylko Ross. Miny zbitych psów to nasza specjalność.
Zerkam na Christine. Dziewczyna otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć, przez jej twarz przechodzi grymas smutku, ale zaraz znowu się uśmiecha.
- On zrobił z niej robota - powtarzam tylko, nie zastanawiając się dłużej nad przyczyną tego dziwnego cienia zwątpienia w oczach Chris.
- Po prostu szybko się uczy. Jak chcesz, to możemy zagrać jeszcze raz. - Rocky szczerzy się triumfalnie i obejmuje Mathers ramieniem.
- Nie, dzięki, nie skorzystam.
- Chris, leć po aparat, trzeba uwiecznić ten moment - chichocze Del, roztrzepując mi włosy.
- Jesteśmy! - Do przedziału wpada Ross, a zaraz za nim Riker.
Obydwoje wydają się być zmarnowani. Zmarnowani to mało powiedziane. Riker wygląda, jakby mu ktoś przyłożył szpadlem, zakopał obok budy policyjnego psa, a potem odkopał i wystrzelił do niego z armaty. Natomiast Ross sprawia wrażenie nieobecnego, kopniętego prądem i poczęstowanego Oreo. Zjadłbym.
Oreo, nie Rossa. Straszne po nim gazy i kapeć w ryjcu.
- Co się kroi? - pyta Rik, unosząc kąciki ust i siadając obok Del. Nie obdarowuje Christine nawet jednym spojrzeniem.
Oj, braciszku, coś się dzieje. Ross, bekonie niedosmażony, tłumacz się.
- Zdjęcie rodzinne - tłumaczy Ryd. - Chris, przynoś ten aparat, a ja zawołam rodziców. Serio mówię.
- Co się kroi? - pyta Rik, unosząc kąciki ust i siadając obok Del. Nie obdarowuje Christine nawet jednym spojrzeniem.
Oj, braciszku, coś się dzieje. Ross, bekonie niedosmażony, tłumacz się.
- Zdjęcie rodzinne - tłumaczy Ryd. - Chris, przynoś ten aparat, a ja zawołam rodziców. Serio mówię.
Christine spogląda na dwóch przybyszów, ale żaden z nich nie ma najwyraźniej zamiaru zwrócić na nią uwagi.
Dziewczyna podnosi się z łóżka i biegnie do przedziału sypialnianego, a Ross usadawia się na jej miejscu.
- Kto wygrał? - Kiwa głową w stronę ekran telewizora, na którym widnieją wyniki gry, jeden dwa razy większy od drugiego.
- Chris. - Przewracam oczami. - Rocky ją potajemnie szkolił. Pewnie spotykał się z nią w kanałach i umawiał na randki z Żółwiami Ninja.
- Mam! - Mathers wpada do pokoju, a w tym samym czasie w przejściu do kuchni pojawiają się Mark i Stormie.
- Właśnie miałam was wołać - odzywa się Del. - Chris zrobi nam ładne zdjęcie rodzinne.
- Wam? To jej na nim nie będzie? - dziwi się pani Lynch, spoglądając po nas.
- Oczywiście, że będzie - wtrącam, zanim Ross zdąży się odezwać. Ryj, pulpecie. Cokolwiek namieszałeś z Rikiem, Chris pojawi się na tym zdjęciu, a ja będę je kopiował i co noc wsadzał ci do nosa. - Istnieje magiczny guzik zwany samowyzwalaczem.
Mark uśmiecha się zadowolony i wraz z żoną podchodzą do kanapy.
Po kilku kłótniach na temat tego, kto gdzie siedzi, kilkunastu poburkiwaniach wyraźnie niezadowolonego Rossa, serii parsknięć śmiechem Rydel oraz dwóch potknięciach Rocky'ego, usadawiamy się jakoś na kanapie, a Chris w tym czasie ustawia aparat na półce.
- Ała, Ell! - jęczy siedzący przede mną na ziemi Riker.
- Wybacz, kapitanie, stopa mi się ześlizgnęła - mruczę, podciągając nogę do piersi po raz siódmy. Już mnie mięśnie uda bolą, ale wytrwam.
- Uwaaaga... - Christine spogląda w naszą stronę. Uśmiecha się przelotnie. - Gotowi?
Kiwamy głowami. Dziewczyna wciska guziczek i rusza do nas truchtem.
Zanim zdążam jej powiedzieć, żeby uważała na tą leżącą na ziemi konsolę, szatynka potyka się o nią i traci równowagę. Wydaje z siebie cichy pisk i wpada prosto w ramiona Rikera, który bohatersko zdążył się lekko unieść z podłogi. Nietrudno sobie wyobrazić, że spojrzenia wszystkich lądują na tej słodkiej dwójce.
Christine podnosi twarz z ramienia blondyna i patrzy mu w oczy, odległość między ich twarzami wynosi nie więcej niż dwa centymetry. Kąciki jej ust drgają lekko.
- Przepraszam - mruczy.
Rozbłyska flesz, głowy zabranych odwracają się w stronę obiektywu. Potem kolejny flesz, parsknięcie Rossa, śmiech Del.
Dziewczyna podnosi się z łóżka i biegnie do przedziału sypialnianego, a Ross usadawia się na jej miejscu.
- Kto wygrał? - Kiwa głową w stronę ekran telewizora, na którym widnieją wyniki gry, jeden dwa razy większy od drugiego.
- Chris. - Przewracam oczami. - Rocky ją potajemnie szkolił. Pewnie spotykał się z nią w kanałach i umawiał na randki z Żółwiami Ninja.
- Mam! - Mathers wpada do pokoju, a w tym samym czasie w przejściu do kuchni pojawiają się Mark i Stormie.
- Właśnie miałam was wołać - odzywa się Del. - Chris zrobi nam ładne zdjęcie rodzinne.
- Wam? To jej na nim nie będzie? - dziwi się pani Lynch, spoglądając po nas.
- Oczywiście, że będzie - wtrącam, zanim Ross zdąży się odezwać. Ryj, pulpecie. Cokolwiek namieszałeś z Rikiem, Chris pojawi się na tym zdjęciu, a ja będę je kopiował i co noc wsadzał ci do nosa. - Istnieje magiczny guzik zwany samowyzwalaczem.
Mark uśmiecha się zadowolony i wraz z żoną podchodzą do kanapy.
Po kilku kłótniach na temat tego, kto gdzie siedzi, kilkunastu poburkiwaniach wyraźnie niezadowolonego Rossa, serii parsknięć śmiechem Rydel oraz dwóch potknięciach Rocky'ego, usadawiamy się jakoś na kanapie, a Chris w tym czasie ustawia aparat na półce.
- Ała, Ell! - jęczy siedzący przede mną na ziemi Riker.
- Wybacz, kapitanie, stopa mi się ześlizgnęła - mruczę, podciągając nogę do piersi po raz siódmy. Już mnie mięśnie uda bolą, ale wytrwam.
- Uwaaaga... - Christine spogląda w naszą stronę. Uśmiecha się przelotnie. - Gotowi?
Kiwamy głowami. Dziewczyna wciska guziczek i rusza do nas truchtem.
Zanim zdążam jej powiedzieć, żeby uważała na tą leżącą na ziemi konsolę, szatynka potyka się o nią i traci równowagę. Wydaje z siebie cichy pisk i wpada prosto w ramiona Rikera, który bohatersko zdążył się lekko unieść z podłogi. Nietrudno sobie wyobrazić, że spojrzenia wszystkich lądują na tej słodkiej dwójce.
Christine podnosi twarz z ramienia blondyna i patrzy mu w oczy, odległość między ich twarzami wynosi nie więcej niż dwa centymetry. Kąciki jej ust drgają lekko.
- Przepraszam - mruczy.
Rozbłyska flesz, głowy zabranych odwracają się w stronę obiektywu. Potem kolejny flesz, parsknięcie Rossa, śmiech Del.
Riker i Chris. On wciąż jej nie puszcza.
Skarbie, rusz dupę. Nie masz sześciu lat, żeby bawić się w podchody a'la "cześć, jestem ziemniak, chcesz iść na lody?". Męska decyzja, bracie.
***
Witam po rozdziale 25, przed premierą rozdziału 1 na czougu (pojawi się po godzinie 10:35) i w ten specyficzny dzień, jakim jest 07.01.2015r. Moja matula obchodzi setne urodziny, a ja jej wyjeżdżam z rozdziałem, który według mnie jest precjozem. Podoba mi się. Jak rzadko który. Riker mnie boli, ale rozdział jest epicki.
Co nie zmienia faktu, że rozdział 26 pojawi się, gdy napiszę rozdział 27. Pozdrawiam siebie, do piątku mam zapierdziel niczym poezja Mickiewicza. Ale ja go napiszę. Tylko niech mi Raff da jakieś depresyjne piosenki.
O. Co do Raff. C: Dżdżownica® (dla wtajemniczonych).
Notka krótka, bo życzenia długie. W razie pytań uderzajcie na aska. A. Siekiery zostawcie na potem. Przydadzą się (y)
Raff, szmato kochana. Moja poduszko. Moja Mała. Moja matko.
W tym posranym dniu, jakim jest dzień rocznicy twoich urodzin, życzę ci... Um. Długa lista się szykuje. Chyba. Akapity, come to me.
Zdrowia, morderco, bo przez twoje nadludzkie zaangażowanie się (czyt. chęć zabicia kogoś) w treningi, słyszymy z Miką tylko "Ała, moje kolano" i widzimy zdjecia z opatrunkami i siniakami. No i ten magiczny fart do chorób, gdy nie trzeba. To rodzinne.
Kolejnych odkryć piosenek i filmików z A&A, ktre rozwalą nam obydwu psychiki. To znaczy, wcale mnie to nie cieszy, ale uwielbiam nasze porycia mózgów. We dwie raźniej (y).
Życzę ci też powodzenia w szkole, ale błagam - nie zadręczaj mnie screenami z dziennika. Te czwórki, piątki i szóstki mnie zabijają ._.
Miłości, Malutka, ale tej odwzajemnionej. Tej dobrej. Tej właściwej. Żebyś nie przeżywała tego, co ja.
Wygranych meczy, bo z każdym jesteś bliżej mojego miejsca zamieszkania C: Nie, żebym była samolubna...
Słoików Nutelli. Podziel s... NIE. NIE DZIEL SIĘ. Zatrzymaj je sobie.
Życzę ci... Cierpliwości. Oj tak. Wytrzymać ze mną to wyczyn. A ze mną, Miką i resztą świata? W imię Ojca, i Syna...
Dzikich densuff przy IWYB. Te bioderka.
*przerwa na bioderka*
Jeste.
Życzę ci spotkania ze mną i Miką na koncercie R5. To się wydarzy, kurna. Ma być trasa w granicach wakacji. Mika, wali mnie to, gdzie mieszkasz. Przyjeżdżasz do Berlina. I zrobimy siarę roku 2015.
Um. Chwila, Sheeran psuje mi myślenie. Zmienię nut... Albo nie, ta fajna jest. Przetrwam.
Its tu kooold ałtsaaajd for endżels tu flaaaajjj....
YKHY, YKHY.
Na koniec życzę ci pieprzonego wyjazdu do LA. O ile o mnie nie zapomnisz, nawet w walizce. Albo kieszeni. Ale nie zapomnij. Ktoś musi pilnować Savannah, żeby mi męża nie krzywdziła :').
Aha. No i tego, czego sobie zażyczysz. Czego chcesz, pragniesz lub kochasz, a powinnaś nienawidzić. Tego, co dobre. Tego, co prawidłowe, ale tylko teorytycznie. Zabawy, if u want it. Spokoju, because u need it.
Po prostu żyj, Malutka. Nie bądź mną. Życzę ci nie być taką, jak ja.
Nigdy się nie poddawaj. Walcz. Niezależnie od sytuacji czy wielkości nadzieli. Niezależnie od ludzi obok ciebie.
Nikomu nie ufaj, bo ludziom się nie ufa.
To brzmi podle, ale takie jest życie, Mała.
Życzę ci tego, co dla ciebie najlepsze.
Kocham, Your Lovely.
(Zakładkę z LBA stworzę po południu, wczoraj dostałam kolejną nominację, za którą dziękuję.)
RIK, TY GŁUPIA PIZDO!
OdpowiedzUsuńGŁUPIA, SZMATO!
CO TY ROBISZ, CIOTO?!
RIK, NIE, BŁAGAM, NIE! BOŻE, MAMO, LACZKU, JEZU, NIE! NIE REZYGNUJ Z TEJ GŁUPIEJ KUR... ZNACZY Z KRYŚKI.
Trochę kultury, trza, bo się zeszmaciłam w tej Polsce. Nie wspominaj o pierogach, już mi wystarczająco wstyd.
Rossik, dżizas krajst, nie wierzę, że to napisałam, to przez te antybiotyki na anginę, mówię Ci, dobrze kombinuje. Czuję, że z Chris jest coś nie w porządku. Ona coś im zrobi. Coś, co zniszczy nam mózgi i serca. I będziemy płakać. Chociaż nie, ja już wyczerpałam limit. Zero ryczenia.
Ten rozdział to precjozo!
Cierpienia Rossa, rozterki Rika, obrażony Ell i końcowa scenka, która ma nam tylko zamydlić oczy.
NIE WIERZCIE JEJ, TO JEST WREDNA SZMATA, KTÓRA SIĘ TYLKO Z NAMI DRAŻNI!
Co nie zmienia faktu, że romantico w świetle fleszy wywołało uśmiech na mej twarzy.
Spokojnie, Anulka, będę w wakacje w Polszy, zrobimy siarę na koncercie Arfajfów.
OSTIIIIIIIIN AJ LOW JU!
Tylko najpierw mnie wyedukujcie kto jest kim.
Kocham!
z łoża boleści,
babcia
Czemu komentuję dopiero rozdział 25? Doprawdy nie wiem, nawet nie mam wytłumaczenia.
OdpowiedzUsuńKażdy rozdział sumiennie i z wielkim podziwem przeczytałam, ale nigdy nie wzięłam się za skomentowanie. Huh. Dziwaczne. Może po prostu nie chciałam napisać krótkiego 'super, czekam na nexta', bo byłoby to wręcz obrazą dla twojej twórczości. W każdym razie...
Uwielbiam perspektywę Ellingtona. Lekka w odbiorze, z humorem i wieloma fragmentami, które uwielbiam.
Nie to, że uwielbiam tylko fragmenty z pov Ratliffa. Jest ich jeszcze bardzo dużo.
Riker, niby najstarszy, a jednak zachowuje się niekiedy jak dzieciak, co trzeba przyznać po raz kolejny. Nigdy za wiele. Chyba. Nieważne z resztą.
'Zabierz ją sobie'? Riker, co ty wyprawiasz, chłopie? Oddać Chris Rossowi? Czyba sobie żarty stroisz!
Nie, nie, nie. Protestuję jako 'shipperka' Rikera i Chris!
A właśnie. Christine. Z każdym rozdziałem i tak nie wiem czy ją lubię, czy też raczej nie. Jest taka...nie wiem jak to ująć...trudna do określenia? Nie wiem, przynajmniej tak jest do mnie. Raz myślę, że jestem pewna, co do jej postaci, zaraz potem znowu mam dylemat. 'Lubię czy nie lubię, oto jest pytanie'. Nieważne, ale ja się w końcu tego dowiem.
Ross, Ross. Co ja mogę o nim powiedzieć?(A raczej napisać, nieważne!) Jest...hm, zagubiony? To raczej złe określenie. Chyba. Napewno jest on pewien swoich błędów, dużo myśli, ma wieczne rozterki. Bardzo lubię jego postać, pomijając oczywiście fakt, że z byle jaką dziewczyną potrafił się przespać. Huh. Mimo to, wciąż wolę postać Rikera zachowującego się czasem sprzecznie do swojego wieku. Jest opiekuńczy, tym samym uroczy.
Oh, to dziś do szkoły trzeba iść. Cholerka.
Także ten, najlepszego Raffy!
I pozdrawiam Cię serdecznie, Aniu!
Nie zdziwię się, jeśli Ania spóźniła się do szkoły. 7:15 - informuję ją o rozdziale, na co ona odpisuje coś w stylu "AAAAAA!!!". A jak przeczytała dedykację... O nie! Siostrę cioteczną mi zabiłaś!
OdpowiedzUsuńAha, pffff! Nie ona jedna uważa, że język Rossa był nie na miejscu.
Zacznijmy od Rikera...
Riker, ty idioto! Powaliło cię?! Oddajesz Chris?? Coś nie tak z twoją głową?! Jak ty tak możesz? Chris jest twoja, koniec kropka.
A końcówka... *.* Spróbuj tylko coś rozwalić, a nie ręczę za siebie i za Anię. A znając jej charakter to bym się bała na Twoim miejscu...
Po prostu bardzo ładnie to zakończ, ok?
Zrób typową słodką scenkę, po której wszyscy zrobią "awww".
Ale Panna Mika pewnie ma rację. Mydlisz nam oczy i nici z pocałunku. Mam nadzieję, że ostatecznie szczęśliwie to zakończysz. I będę się cieszyć jak głupia.
Yes! Rocky, mistrz (zaraz po Tobie). Oczywiście, mogłabym się rozwodzić na temat tego, jak genialnie go opisałaś, Rockliff forever i tak dalej, i tak dalej...
Ale, po pierwsze, nie chcę Cię zanudzać, po drugie, jestem na telefonie (przepraszam za wszystkie błędy), jestem w szkole. Teoretycznie mam wf, ale nie ćwiczę hahaha...
Nudzę się, dlatego zaraz idę kończyć czytać bloga Raffy, której oczywiście życzę wszystkiego najlepszego <5
Rozdział jest epicki (jak każdy z resztą). Takżeeee... Podziel się talentem, moja mentorko, mój mistrzu. I czekam na rozdział na czougu.
Cud, że mi się nie usunął ten komentarz!
Pozdrawiam ze szkolnej biblioteki.
~G~
całuj!!!!!
OdpowiedzUsuńnie bądź jeleń!!!
ten rozdział jest.....kolejnym boskim rozdziałem :3
pogmatwanym.....
Chris to demon ;-;
niszczy mi Rossiaka i Rikusia ;-;
jest jak taka pijawka...
ale jest dla Rikusia!!!
bo lat nie ubywa....
a Ross? on młody jest!!!
pocieszy się szybko!!!
dawaj nexta now!!!!
<5
Tylko cztery komentarze.
OdpowiedzUsuńLuzik.
Nie ma wkurwu. Żadnego.
Chyba że na ciebie.
c:
Ratliff, dziecko kochane. Podstawowa zasada na przyszłość: w rywalizacji nie ma sentymentów. Twoja dziewczyna, matka czy żul z pod sklepu. W każdej sytuacji jest tak samo. JAK NIE JESTEŚ PEWNY, ŻE WYTRENOWALEŚ MASZYNĘ DO WYGRYWANIA, TO NIE DOPUSZCZASZ DO GRY.
Ale twoje dobre serce. Rozumiem. Gorzki smak porażki też.
Wiesz, co będzie jeszcze gorsze?
DZIDY, KTÓRE SZYKUJĘ NA ANIĘ.
co ty, Riker? Popieprzylo cię do reszty? Nie, pewnie, nagle okaż się ekstra bratem. Nieważne, że będziesz płakał po nocach, a ja jako twoja druga matka, która tchnęła cię do życia, a raczej zmusiła do tego Anię będę ci musiała chusteczki podawać.
NIE POZWALAM.
I jeszcze żeś odjebal z tym końcem. Bohater się znalazł. Dobrowolnie wejść w taką niezreczna sytuację? Ciekawe.
Pocałunek? Taa, już. Pewnie mruknie jakieś przepraszam, Ross zemdleje, ta głupia dziffka poleci mu na ratunek, a Rat zaproponuje, żeby zbudowali gliniany piec i upiekli chleb na zgodę.
CHRIS, NIE UFAM CI. NIE DAM SKRZYWDZIĆ SYNA, ZROZUMIANO?
A POZA TYM WOLISZ MLECZNĄ CZEKOLADĘ. NIE GORZKĄ.
NIE AKCEPTUJĘ CIĘ.
Dziękuję. Koniec przedstawienia.
Podpisano:
Niepi aka Niepisława aka Nienawiść do ludzi.
W końcu przeczytałam!
OdpowiedzUsuńAniu, wybacz mi proszę, że dopiero teraz komentuję. Wybacz mi, błagam!
A więc...
Riker, całuj! Masz okazję stary! Jak ty nie, to ja to zrobię naprawdę, haha XD
Rozdzial jak zwykle świetny. Dziewczyno, naucz mnie tak pisać.
Proszę, tak ślicznie proszę :)
Nie będę się dzisiaj rozpisywała, bo czekają na mnie kochane Pretty Little Liars, które muszę w końcu przeczytać... A potem jeszcze nauka na sprawdzian z historii w poniedziałek.
Jak ja to kocham...
Czekam oczywiście na następny, bo jakby inaczej :D
Dodałam u siebie nowy (chyba w czwartek). Fajnie by było gdybyś wpadła ;)
Całuski ;**
~Julia
Ps. Sorki za jakiekolwiek błędy XD
Z jednej strony byłam uśmiechnięta czytając o tym, że Riker ma coś do oddania. Już wtedy wiedziałam, co miał na myśli. A przynajmniej miałam nadzieję, że się nie mylę. Potem, gdy w końcu powiedział to prosto z mostu jedna strona mnie była zadowolona, a druga smutna. Po prostu cały ten wątek był utrzymany w tak grobowym nastroju, że pomimo tego, że shippuję Chrossa, radość pozbawiona smutku nie była możliwa.
OdpowiedzUsuńMówiac grobowym nie mam na myśli nic negatywnego, broń Cię Boże. Teraz to mi nawet taki smutasowy pasuje, bo repertuar piosenkowy mi się idealnie do tego układa.
W każym razie końcówka... Nie, proszę. Pozostaje mi się tylko modlić, żeby Riker podjął dobrą decyzję. Dobrą według mnie. Czyli zero pocałunków.
To co cih łączy jest słodkie, nie mogę zaprzeczyć. Ale czegoś tam brakuje. To wspaniałe, że on tak się o nią troszczy, że chce jej dobra i jest nawet zdolny dać jej odejść. Ale czegoś tam nie ma... Ross i Chris prawie nie rozmawiają, więc nie mogę powiedzieć, że to coś czego szukam jest pomiędzy nimi. Ale wiem, że to coś by się pojawiło, że w ich relacji by urosło. Gdzie w relacji Riker + Chris mi to po prostu się nie pojawia. Nie wiem czy to tylko ja, czy takie jest Twoje zamierzenie. Niby wszystko pięknie ladnie, no ale to nie to. I jeżeli takie jest Twoje zamierzenie, to wiedz, ze mogę powiedzieć tylko 'łał'. Łał, że tak potrafisz nakierować myśli czytelnika. A jeżeli to głupia ja to po prostu sorka.
Przykro mi, że Ross tak traci wiarę w siebie i myśli, że kolejna szansa to kolejny nabój. To takie przykre, bo ja sama mam tendencję do skreślania się w niektórych rzeczach. Wiem, jak samemu można się karać, podczas gdy inni nam wybaczyli. POPIEPRZONE ŻYCIE, POPIEPRZONE LUDZKIE UMYSŁY. HALO, MOŻNA TO JAKOŚ WYŁĄCZYĆ? :_; a może wszystko się pieprzy czasem właśnie dlatego, że udajemy, że jest wyłączony. HALO, MOŻNA GO JEDNAK KONTROLOWAĆ I WŁACZYĆ?
Jezu oddał ją O.O Ale nie, nie to się tak nie skończy xd Ta akcja z potknięciem jest tajemnicza xd Rik ją chce omomm :D
OdpowiedzUsuńAle nie,nie,nie ! Niech Rik ją zostawi xd Rossik niech ogarnie swoją blond pupe i niech zacznie działać jak facet z jajami *w różowych gatkach* xd
Umm czekam na next :D
I o to przyszedł dzień, w którym matrioszkaa postanowiła ogarnąć swoje leniwe cztery litery i nadrobić to co ma do nadrobienia. Tak, właśnie powiedziałam o sobie w III osobie. Yolo! W każdym razie przechodzę do setna.
OdpowiedzUsuńTen rozdział moim zdaniem był bardzo dojrzały. Ross trafnie zauważył, że nie należy mu się kolejna szansa. Że Chris powinna mieć do niego żal, a jednak mu wybaczyła. Podobało mi się to jak opisałaś jego spojrzenie na to. Jak podkreśliłaś jego wątpliwości. Niepewność. Zaskoczyła mnie odrobię reakcja Rikera. Sądziłam raczej, że w pewien sposób będzie chciał walczyć o dziewczynę i nie odda jej tak po prostu Rossowi. Tutaj zabrakło mi tego... czegoś. Ponadto cieszę się, że dodajesz POV Ratliffa, bo tylko on w fajny i wyważony sposób rozładowuje powagę całego rozdziału.
Całuję i lecę czytać nowy rozdział!
- matrioszkaa! xx
DAM DAM DAAAAAAAM!
OdpowiedzUsuńWEJŚCIE SMOKA.
*muzyczka w tle*
ŁEJK MI AP! BIFOR JU GOŁ GOŁ!
XDDDDD
Boże, aż mi wstyd, że wbijam do tego depresyjnego i uroczego rozdziału w rytmie dzikich densów z lat 80., ale to jest silniejsze ode mnie. XDD
NO DAWAJ, LOVELY! ŚPIEWAJ ZE MNO! <3
*OŁ NOŁ, AJ GAĆ JU KIP ON MUUUWIN!*
Ogólnie, to rozdział czytawszy oczywiście w dniu dodania i potwornie poryczawszy się przy życzeniach for mi. Ja wiem, że ty wiesz, ale jakaś ciota, która przeczyta może ten koment, nie skmini. :')
W KAŻDYM BĄDŹ RAZIE.
*poważna mina, Raff wdziewa garniak, szczela muchą na szyi, pudruje ryj*
*gdzie so moje okulary przeciwsłoneczne*
*o, som*
*Raff widziewa oksy*
*bicz fejs jak u Dominiki Dżi*
*ŁEEJK MI AP, BIFO...*
*muzyczka off*
*dobra, jeszcze na chwilę*
*...BIFOR JU GOŁ GOŁ!*
*off*
*bicz fejs again*
Iście wspaniały rozdział, czyż nie?
Zadziwiający, że tak się wrażę. *chichot pół sekundy*
Emocje Rossa dobiły mnie do podłoża. Płakało, moje maleństwo. Miał zupełną rację, bolało go to, że Chris potrafiła mu wybaczyć, a on nie potrafił wybaczyć sobie. Ale Riker zachował się moim zdaniem gorzej w tym rozdziale, odwalił mu jakiś szit do głowy.
''Zabierz ją.''
JA CIĘ ZARAZ ZABIORĘ, SKARBIE. DO KIBLA.
No i później, of kors, BO JAKŻEBY INACZEJ, SKORO NASZA SPARROW NAPISAŁA ROSSDZIAU, trza było dowalić Titanica, no nie?
''WPADŁ JEJ W RAMIONA I...''
co
Wroć. XDDD
''WPADŁA MU W RAMIONA I SPOJRZAŁA W OCZY...''
SZYSCY ZNAMY TEN SCENARIUSZ!
MIŁOŚĆ, KURNA, WSZENDZIE!
NAWET SZERLOK ZNALAZŁ LASIĘ. Kit z tym, że później Arabowie oderwali jej łeb, a on im pomógł, JA WIEM, ŻE TO BYŁA MIŁOŚĆ!
A życzenia już komentowałam, płakusiałam, filmiki i cyber hugi wysyłałam. C: Aczkolwiek, dziękuję jeszcze raz. <3
Koooocham!
~Raffy