Ugh. Dedyk? Nie zważając na treść rozdziału, dedyk leci do Raffy w stanie poddepresyjnym.
Nie pamiętam, co tutaj jest. Jest nasrane. Ross, Rik, Ross, Rik...
#Ross
- Ała - syczę zaraz po otwarciu oczu.
Zaciskam powieki i zakrywam twarz dłońmi, broniąc się przed promieniami wschodzącego słońca, wpadającymi przez odsłonięte okno. Gdzieś zza krainy leżącej za siedmioma lasami i siedmioma górami mojego mózgu dociera do mnie, że półleżę skulony na fotelu, zamiast znajdować się w łóżku. Co więcej, nie jestem sam. I nie słyszę ciszy charakterystycznej dla pokoju dzielonego z Rikerem, a jedynie pochrapywania.
Kiedy już mam zamiar wrócić do spania, z otchłani bolącego mózgu zaczynają do mnie dochodzić suche fakty i wydarzenia ze wczorajszego wieczoru.
Rocky i Ell. To ich pokój.
Chris.
Nie. Kurwa, nie.
Nie, nie, nie, nie.
Wplatam palce we włosy i kulę się na fotelu, zaciskając dłonie i szarpiąc i tak już potargane siano na głowie.
Matko Święta. Chryste. Nie.
Powiedzcie, że to tylko koszmar - że to mi się tylko przyśniło, że tak naprawdę zasnąłem zaraz po przyjściu do hotelu.
Powiedzcie, że nie poszliśmy do żadnego klubu.
Powiedzcie, że nie próbowałem wyznać Chris tego, co wykluwa się w mojej głowie, wpychając jej przy tym język do buzi.
Powiedzcie. Niech ktoś powie. Ktokolwiek. Proszę.
Spieprzyłem. Pięknie, cudownie wręcz. Nic, tylko skakać z radości i obwieścić to na jakimś kolorowym trasparencie.
Pojękując cicho, zsuwam się z fotela. Mimo chęci słaniam się na nogach i ląduję na wykładzinie, uderzając o nią boleśnie kolanami. Coraz bliższy płaczu podnoszę się z podłogi, czując się przy tym jak kukła, której ktoś nieźle przywalił kijem bejsbolowym w głowę. Zerkam na łóżka, gdzie śpią Rocky i Ell. Spokojni, uśmiechnięci, otuleni kołdrami. Oni nie muszą niczego żałować. Też bym tak chciał.
Dlaczego to zawsze mi się obrywa? Co ja robię źle? Przecież staram się nikogo nie krzywdzić, nie włazić z butami w życie innych ludzi, nie obrażać ich. Po prostu się nie wychylam. A i tak pecha mam ja.
Przecieram twarz dłońmi i podchodzę do drzwi, starając się przy tym nie wywrócić. Naciśnięcie klamki staje się nagle dylematem. Nie wiem, kogo spotkam na korytarzu. Co więcej, nie wiem nawet, gdzie idę. Do Chris? Żeby nie móc spojrzeć jej w oczy? Nie potrafić pisnąć słówka?
I że jak ja mam ją niby teraz przeprosić? Kogoś, komu obiecałem zapewnić bezpieczeństwo?
Przeprosić za coś, czego po sobie bym się w życiu nie spodziewał? Co więcej - za coś, czego nie pochwalam i co mnie brzydzi.
Gdy już zamykam za sobą drzwi, padam na podłodze, opierając się o ścianę plecami, i wyciągam telefon z kieszeni. Hasło wpisuję już automatycznie, wyszukuję pierwszy racjonalny kontakt, jaki przychodzi mi do głowy. On jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
- Halo?
Gdy już zamykam za sobą drzwi, padam na podłodze, opierając się o ścianę plecami, i wyciągam telefon z kieszeni. Hasło wpisuję już automatycznie, wyszukuję pierwszy racjonalny kontakt, jaki przychodzi mi do głowy. On jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
- Halo?
#Riker
- Riker?
Coś łaskocze mnie w nos. Powoli podnoszę powieki, wybudzając się z resztek snu, i mrugam parę razy.
Spotykam się z zaspanym spojrzeniem Chris, pochylającej się nade mną z delikatnym uśmiechem. Pasmo jej rozpuszczonych włosów spadło zza pleców do przodu i gilgocze mnie w policzek. Dziewczyna poprawia jej pośpiesznie.
- Nom? – mruczę, przecierając twarz dłońmi.
- Wstałeś?
- Nie, właśnie kładłem się spać. Całą noc uciekałem przed Królikiem, bo stwierdził, że to ja ukradłem mu dynie z ogródka.
- Nie było pytania – śmieje się lekko, ukazując rząd równych zębów.
Znowu napotykam jej wzrok i przez chwilę panuje między nami cisza. Momentalnie wracają do mnie wydarzenia ze wczorajszego wieczoru.
- Jak się czujesz? – pytam, nadal nie ruszając się z miejsca.
Dziewczyna kiwa głową i siada na łóżku obok mnie, wlepiając spojrzenie w podłogę. Obejmuje ramiona rękoma.
- Hej, serio pytam. – Unoszę się na łokciu. – Bo nie wiem, czy mam lecieć teraz go opieprzyć, czy za chwilę.
- Czuję się dobrze, to był wypadek – wzdycha cicho i patrzy na mnie zza kurtyny ciemnych włosów.
- Ale mu nie wybaczyłaś – bardziej stwierdzam niż pytam.
- Co tu wybaczać?
- Obydwoje wiemy co, Chris. – Przewracam oczami. – Chciał cię skrzywdzić. Co prawda nie tak, jak tamten facet, ale chciał. Świadomie czy nie.
Znowu zapada cisza, podczas której nie bardzo wiem, co robić. Chciałbym ją zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że przecież nie ma się czego bać.
Ja wiem, że Ross pewnie teraz będzie żałował tego, co próbował zrobić, ale co się stało, to się nie odstanie i trzeba za swoje błędy odpokutować. Nie mam pojęcia, co on wymyśli, żeby Chris jakoś mu zaufała.
- Chodź tutaj - mówię cicho, wyciągając lewą rękę do szatynki.
Chris patrzy na mnie zza kurtyny ciemnych, potarganych włosów. W jej spojrzeniu nie widzę rozpaczy, ale smutek i trochę uśmiechu.
- Ale...
- No chodź tu do mnie.
Dziewczyna pochyla się w moją stronę, a ja podnoszę się i przygarniam ją do siebie. Wtulam nos w zagłębienie pod jej uchem, rozkoszując się porannym zapachem, mieszanką snu i łez.
Chcę ją tak trzymać przez cały dzień, nie wychodzić stąd, jedynie móc być blisko niej i nie wypuszczać jej w łapska okrutnego świata.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić nigdy więcej - szepczę, badając palcami kruche ciało szatynki.
Nigdy. Ledwo ją poznałem, a tu już takie obietnice. Ale w życiu przychodzi chwila, gdy obcy człowiek staje ci się najbliższą osobą, a najbliższa osoba... obcą.
- Zrobię wszystko, by pomóc twojej psychice uporać się z tamtym wydarzeniem. Zrobię, co mogę, żeby nikt więcej nie sprawił ci bólu i przykrości. Obiecuję. - Całuję dziewczynę w ucho, zapominając na chwilę o tym, że miałem nie pokazywać tego, co czuję.
A czuję, że ją kocham. Tak. Chyba tak.
- Dziękuję, Riker. - Chris wtula się we mnie mocniej, przez co siadam już do końca i obejmuję ja też drugą ręką, bujając się lekko wprzód i w tył.
Kołdra zsuwa się ze mnie, dopuszczając więcej chłodnego powietrza, ale ciepłe ciało Christine mi wystarcza. Nie obchodzi mnie to, że jest o pięć lat młodsza. Kochasz, kogo kochasz.
- Leć się ogarnąć, słonko - szepczę po chwili do jej ucha, wcale nie chcąc jej wypuszczać.
- A Ross?
- Nie spotkasz go - uspokajam ją, gdy słyszę nutkę zawahania w jej głosie. - Idź do Del, zobaczymy się potem. Zawsze możesz do mnie przyjść.
Ku mojemu zaskoczeniu Chris muska ustami moją szyje, gdzie przed chwilą wtulała twarz, i odsuwa się powoli. Nasze twarze znajdują się teraz zaledwie trzy centymetry od siebie.
Uśmiecham się zachęcająco i zsuwam ręce z pleców dziewczyny.
- No już, pędź.
Chris patrzy na mnie zza kurtyny ciemnych, potarganych włosów. W jej spojrzeniu nie widzę rozpaczy, ale smutek i trochę uśmiechu.
- Ale...
- No chodź tu do mnie.
Dziewczyna pochyla się w moją stronę, a ja podnoszę się i przygarniam ją do siebie. Wtulam nos w zagłębienie pod jej uchem, rozkoszując się porannym zapachem, mieszanką snu i łez.
Chcę ją tak trzymać przez cały dzień, nie wychodzić stąd, jedynie móc być blisko niej i nie wypuszczać jej w łapska okrutnego świata.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić nigdy więcej - szepczę, badając palcami kruche ciało szatynki.
Nigdy. Ledwo ją poznałem, a tu już takie obietnice. Ale w życiu przychodzi chwila, gdy obcy człowiek staje ci się najbliższą osobą, a najbliższa osoba... obcą.
- Zrobię wszystko, by pomóc twojej psychice uporać się z tamtym wydarzeniem. Zrobię, co mogę, żeby nikt więcej nie sprawił ci bólu i przykrości. Obiecuję. - Całuję dziewczynę w ucho, zapominając na chwilę o tym, że miałem nie pokazywać tego, co czuję.
A czuję, że ją kocham. Tak. Chyba tak.
- Dziękuję, Riker. - Chris wtula się we mnie mocniej, przez co siadam już do końca i obejmuję ja też drugą ręką, bujając się lekko wprzód i w tył.
Kołdra zsuwa się ze mnie, dopuszczając więcej chłodnego powietrza, ale ciepłe ciało Christine mi wystarcza. Nie obchodzi mnie to, że jest o pięć lat młodsza. Kochasz, kogo kochasz.
- Leć się ogarnąć, słonko - szepczę po chwili do jej ucha, wcale nie chcąc jej wypuszczać.
- A Ross?
- Nie spotkasz go - uspokajam ją, gdy słyszę nutkę zawahania w jej głosie. - Idź do Del, zobaczymy się potem. Zawsze możesz do mnie przyjść.
Ku mojemu zaskoczeniu Chris muska ustami moją szyje, gdzie przed chwilą wtulała twarz, i odsuwa się powoli. Nasze twarze znajdują się teraz zaledwie trzy centymetry od siebie.
Uśmiecham się zachęcająco i zsuwam ręce z pleców dziewczyny.
- No już, pędź.
#Ross
- Ryland?
- No co jest? - pyta brat ochrypłym głosem.
- Ja... Jak się czujesz? - Przełykam ślinę, obejmując nogi rękoma.
- Dużo lepiej, jestem na finiszu. Rodzice Ella są niemal tak dobrymi lekarzami, jak nasza mama - śmieje się.
- Tak - mówię, próbując brzmieć wesoło.
- Coś się stało? - Rylanda nie oszukasz.
Ale ja nawet nie chcę.
Opowiadam mu całe zdarzenie, co chwile przerywając, gdy dochodzi do najważniejszego i jakże strasznego momentu, jakim był pocałunek z Chris.
- Zaraz... Poszliście na imprezę beze mnie?
- Ryland.
- Dobra, babciu, kontynuuj.
Wzdycham krótko.
Jej usta. Takie zimne. Rozwarte lekko w niemym wyrazie strachu. Nigdy nie zapomnę tego grymasu, choć byłem wtedy pijany.
Szkoda tylko, że nie pamiętam, jak smakowała.
- Jest źle - podsumowuje Ryland, gdy kończę mówić.
- No coś ty? Nie zauważyłem. Myślałem, że właśnie rozpoczynam nowy rozdział w "Przygodach Tomka Sawyera".
- Nie bądź taki mądry - prycha, wydmuchawszy nos. - Zastanów się lepiej, jak to naprawić.
- To proste, przeprosić.
Bardzo proste. Pikuś taki. Ha, nie.
Skoro to takie proste, to czemu jeszcze tu siedzisz?
- A co potem?
- Co masz na myśli? - Mrużę oczy.
- Przeprosisz wszystkich za swoje idiotyczne zachowanie, wyleczysz kaca i co? Co z Chris? Ona była zepsuta, a ty jej nie dajesz się naprawić.
- Ja... - Milknę. Fakt. - Nie wiem.
- Żadna nowość, młody.
- Odezwał się emeryt.
- Odezwał się abstynent.
- Pomożesz?
- A jakże by inaczej.
- To jaki jest plan?
- Najpierw Paracetamol, potem lecisz przepraszać ludzi. Bądź ostrożny przy Chris. - Ryland kaszle cicho i pociąga nosem. - Nie spieprz tej rozmowy.
- Ja się b o j ę tej rozmowy - przyznaję, na zmianę zaciskając i rozkładając palce dłoni.
- Nikogo to nie obchodzi. Bierz dupę w troki i napraw, co zepsułeś.
- Zdrowiej, jutro wpadniemy.
- Trzymaj się, Ross.
- Ty też, Ry.
- Na razie.
- Ej!
- Co?
- Dzięki.
- Nie ma za co.
- No co jest? - pyta brat ochrypłym głosem.
- Ja... Jak się czujesz? - Przełykam ślinę, obejmując nogi rękoma.
- Dużo lepiej, jestem na finiszu. Rodzice Ella są niemal tak dobrymi lekarzami, jak nasza mama - śmieje się.
- Tak - mówię, próbując brzmieć wesoło.
- Coś się stało? - Rylanda nie oszukasz.
Ale ja nawet nie chcę.
Opowiadam mu całe zdarzenie, co chwile przerywając, gdy dochodzi do najważniejszego i jakże strasznego momentu, jakim był pocałunek z Chris.
- Zaraz... Poszliście na imprezę beze mnie?
- Ryland.
- Dobra, babciu, kontynuuj.
Wzdycham krótko.
Jej usta. Takie zimne. Rozwarte lekko w niemym wyrazie strachu. Nigdy nie zapomnę tego grymasu, choć byłem wtedy pijany.
Szkoda tylko, że nie pamiętam, jak smakowała.
- Jest źle - podsumowuje Ryland, gdy kończę mówić.
- No coś ty? Nie zauważyłem. Myślałem, że właśnie rozpoczynam nowy rozdział w "Przygodach Tomka Sawyera".
- Nie bądź taki mądry - prycha, wydmuchawszy nos. - Zastanów się lepiej, jak to naprawić.
- To proste, przeprosić.
Bardzo proste. Pikuś taki. Ha, nie.
Skoro to takie proste, to czemu jeszcze tu siedzisz?
- A co potem?
- Co masz na myśli? - Mrużę oczy.
- Przeprosisz wszystkich za swoje idiotyczne zachowanie, wyleczysz kaca i co? Co z Chris? Ona była zepsuta, a ty jej nie dajesz się naprawić.
- Ja... - Milknę. Fakt. - Nie wiem.
- Żadna nowość, młody.
- Odezwał się emeryt.
- Odezwał się abstynent.
- Pomożesz?
- A jakże by inaczej.
- To jaki jest plan?
- Najpierw Paracetamol, potem lecisz przepraszać ludzi. Bądź ostrożny przy Chris. - Ryland kaszle cicho i pociąga nosem. - Nie spieprz tej rozmowy.
- Ja się b o j ę tej rozmowy - przyznaję, na zmianę zaciskając i rozkładając palce dłoni.
- Nikogo to nie obchodzi. Bierz dupę w troki i napraw, co zepsułeś.
- Zdrowiej, jutro wpadniemy.
- Trzymaj się, Ross.
- Ty też, Ry.
- Na razie.
- Ej!
- Co?
- Dzięki.
- Nie ma za co.
#Riker
Poprawiam poduszkę na łóżku, na którym zamiast Rossa spała Chris, gdy słyszę pukanie do drzwi.
- Proszę - mówię głośno, siadając na równo ułożonej kołdrze.
Drzwi otwierają się powoli, po chwili wygląda zza nich tata i rozgląda się po pokoju. Zaraz jego zaskoczone spojrzenie ląduje na mnie.
- Gdzie Ross? - pyta, wchodząc do pomieszczenia.
- Spał dzisiaj u chłopaków. - Wzruszam ramionami.
- Czemu?
- Bo... - zawieszam głos. Z doświadczenia wiem jednak, że raczej nic się przed rodzicami nie ukryje. - Bo dziś tutaj spała.
- Pozwól, że się powtórzę. Czemu? - Ojciec podchodzi do łóżka i siada obok mnie.
Nie widzę przeszkód w opowiedzeniu wczorajszych zdarzeń, więc wyjaśniam mu sytuację, pomijając jednak niektóre szczegóły, jak na przykład Ross przyciskający Chris do ściany. Zamiast tego mówię, że Christine przestraszyła się jakiegoś faceta i się rozpłakała, więc ją stamtąd zabrałem, a potem nie chciała iść. Oczywiście umorzyłem też stan, w jakim znajdował się Ross po alkoholu.
Koniec końców wyjaśniam, że Chris jest teraz u Rydel.
- Z Rossem sobie zaraz porozmawiam - wzdycha tata. - A co do...
- Tylko nie bądź surowy, to nie do końca jego wina- przerywam mu. - To tamta blondynka. Wydaje mi się też, że to ona kupiła alkohol, bo Rossowi by nie sprzedali. Albo facet po prostu nie zwracał uwagi na wiek, byleby towar szedł.
- Spokojnie, Riker, przecież nie będę go bił. Wracając... Co z Chris?
- To znaczy?
- Okay, może inaczej. Co z tobą i Chris? - Ojciec patrzy na mnie, jakby chciał wyczytać w moich oczach wszystkie myśli, przewijające się właśnie niczym opancerzone czołgi przez mój mózg.
- Nic...? - mówię cicho, opierając się łokciami o kolana.
Uciekam spojrzeniem w podłogę, rodzice mają dziwne radary. To znaczy, i tak pewnie zaraz ze mnie wszystko wyciśnie, ale spróbować zawsze można.
- Synu, przecież dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz - śmieje się tata, szturchając mnie lekko łokciem pod żebra. - Jak ci się układają relacje z nią?
Ratuje mnie pukanie w drzwi.
- Proszę - mówię głośno, siadając na równo ułożonej kołdrze.
Drzwi otwierają się powoli, po chwili wygląda zza nich tata i rozgląda się po pokoju. Zaraz jego zaskoczone spojrzenie ląduje na mnie.
- Gdzie Ross? - pyta, wchodząc do pomieszczenia.
- Spał dzisiaj u chłopaków. - Wzruszam ramionami.
- Czemu?
- Bo... - zawieszam głos. Z doświadczenia wiem jednak, że raczej nic się przed rodzicami nie ukryje. - Bo dziś tutaj spała.
- Pozwól, że się powtórzę. Czemu? - Ojciec podchodzi do łóżka i siada obok mnie.
Nie widzę przeszkód w opowiedzeniu wczorajszych zdarzeń, więc wyjaśniam mu sytuację, pomijając jednak niektóre szczegóły, jak na przykład Ross przyciskający Chris do ściany. Zamiast tego mówię, że Christine przestraszyła się jakiegoś faceta i się rozpłakała, więc ją stamtąd zabrałem, a potem nie chciała iść. Oczywiście umorzyłem też stan, w jakim znajdował się Ross po alkoholu.
Koniec końców wyjaśniam, że Chris jest teraz u Rydel.
- Z Rossem sobie zaraz porozmawiam - wzdycha tata. - A co do...
- Tylko nie bądź surowy, to nie do końca jego wina- przerywam mu. - To tamta blondynka. Wydaje mi się też, że to ona kupiła alkohol, bo Rossowi by nie sprzedali. Albo facet po prostu nie zwracał uwagi na wiek, byleby towar szedł.
- Spokojnie, Riker, przecież nie będę go bił. Wracając... Co z Chris?
- To znaczy?
- Okay, może inaczej. Co z tobą i Chris? - Ojciec patrzy na mnie, jakby chciał wyczytać w moich oczach wszystkie myśli, przewijające się właśnie niczym opancerzone czołgi przez mój mózg.
- Nic...? - mówię cicho, opierając się łokciami o kolana.
Uciekam spojrzeniem w podłogę, rodzice mają dziwne radary. To znaczy, i tak pewnie zaraz ze mnie wszystko wyciśnie, ale spróbować zawsze można.
- Synu, przecież dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz - śmieje się tata, szturchając mnie lekko łokciem pod żebra. - Jak ci się układają relacje z nią?
Ratuje mnie pukanie w drzwi.
#Ross
Opieram się jedną ręką o framugę drzwi do pokoju Rikera, a raczej mojego i Rikera. Boli mnie głowa, ale tragedii nie ma. Bardziej boli mnie serce, a wnętrzności wykręcane są przez wyrzuty sumienia jak wyprany ręcznik.
Zanim pogadam z Chris, muszę pogadać z Rikiem. Nie wiem, dlaczego akurat taka kolejność. Gdybym przeprosił najpierw Chris, Riker w sumie mógłby pomyśleć, że wymusiłem na niej ugodę.
Lepiej pozwolić iść dumie na spacer i przynać się do pieprzonego błędu, niż potem być obiektem badawczym krzywych spojrzeń.
Pukam w ciemne drewno, odliczam do trzech. Głosy, na które właśnie zwróciłem uwagę, cichną. Parę słów, kroki, ktoś naciska klamkę.
- Dzień dobry. - Riker patrzy na mnie bez wyraźnych emocji w oczach czy na twarzy.
- Ja... Chciałbym pogadać. - Zbiera mi się na płacz. Podejmuję próby zatrzymania go, ale po co?
- Tata u mnie jest i...
- Proszę.
Brat milknie i kiwa głową.
- Zaraz wrócę - mówi, odwracając się na chwilę.
Opieram się o ścianę naprzeciwko pokoju i rozglądam po korytarzu. Pustki, cisza.
Gdy klamka zaskakuje, a Rik przylega plecami do drzwi, zdaję sobie sprawę, że nie wiem, co mówić. Otwieram usta, ale zamiast wydobyć z siebie słowo, po policzku spływa mi pojedyncza łza. Zaciskam zęby.
- No słucham? - Mimo suchego tonu głosu brata wyczuwam w nim nutkę współczucia i tej odziedziczonej po matce chęci do podejścia i pocieszenia.
- Przepraszam - mówię w końcu.
Blondyn kiwa głową, nieustannie się we mnie wpatrując. Nie patrz tak. Wiem, że wyglądam żałośnie.
Zanim pogadam z Chris, muszę pogadać z Rikiem. Nie wiem, dlaczego akurat taka kolejność. Gdybym przeprosił najpierw Chris, Riker w sumie mógłby pomyśleć, że wymusiłem na niej ugodę.
Lepiej pozwolić iść dumie na spacer i przynać się do pieprzonego błędu, niż potem być obiektem badawczym krzywych spojrzeń.
Pukam w ciemne drewno, odliczam do trzech. Głosy, na które właśnie zwróciłem uwagę, cichną. Parę słów, kroki, ktoś naciska klamkę.
- Dzień dobry. - Riker patrzy na mnie bez wyraźnych emocji w oczach czy na twarzy.
- Ja... Chciałbym pogadać. - Zbiera mi się na płacz. Podejmuję próby zatrzymania go, ale po co?
- Tata u mnie jest i...
- Proszę.
Brat milknie i kiwa głową.
- Zaraz wrócę - mówi, odwracając się na chwilę.
Opieram się o ścianę naprzeciwko pokoju i rozglądam po korytarzu. Pustki, cisza.
Gdy klamka zaskakuje, a Rik przylega plecami do drzwi, zdaję sobie sprawę, że nie wiem, co mówić. Otwieram usta, ale zamiast wydobyć z siebie słowo, po policzku spływa mi pojedyncza łza. Zaciskam zęby.
- No słucham? - Mimo suchego tonu głosu brata wyczuwam w nim nutkę współczucia i tej odziedziczonej po matce chęci do podejścia i pocieszenia.
- Przepraszam - mówię w końcu.
Blondyn kiwa głową, nieustannie się we mnie wpatrując. Nie patrz tak. Wiem, że wyglądam żałośnie.
On za to nie wygląda jak przemądrzały, starszy brat. Chociaż tyle.
- Już?
- Przepraszam za moje szczenięce... strasznie nieodpowiedzialne i... i godne sukinsyna zachowanie. Żałuję. Bardzo. - Z mojego gardła wydobywa się niehamowany szloch, przecieram oczy rękawem bluzki. - To przez alkohol, wiesz, że ja-a nigdy bym jej tego nie zrobił... Ja nie chcę jej ranić. Za bardzo mi na niej zależy - mówię dalej, dławiąc się łzami. - Odkąd ją tamtego dnia znalazłem, wiem, że ona nie jest mi obojętna. Od tamtego momentu chciałem ją chro-onić, wydawała się być tak bardzo pokrzywdzona, mała i bezbronna. Chciałem bronić ją przed każdym skurwielem, który by się do niej dobierał. A-a to ja okazałem się nim być. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cofnąć czas do tamtego momentu, gdy barman podawał ci napoje, nie zgodzić się na taniec z tamtą blo-ondynką. Wszystko przez nią... Przeze mnie. Ale mi zależy na Christine, tak bardzo mi na niej zależy... Każdego dnia coraz bardziej.
Pociągam nosem i zjeżdżam po ścianie, lądując na podłodze. Obejmuję kolana rękoma.
Zależy mi na niej. Strasznie. Tak.
- Przeprosiny przyjęte, Ross - odzywa się Riker. W jego głosie słyszę jednak echo, jakby mówił spoza świadomości. - A co do Chris... Jest u Rydel. Jakby co.
Podnoszę głowę i odnajduję spojrzenie brata. Uśmiecha się lekko, ale ja widzę, że go coś gryzie.
I obydwoje wiemy, co. On kocha Chris. Ja to widzę.
I to mnie boli. Bo ja nie wiem, co czuję.
- Dzięki - mówię cicho, gdy blondyn znika za drzwiami.
Zaraz. Chwila. To wszystko?
#Riker
- Ross? - pyta tata, gdy wracam do pokoju.
- Ross. - Kiwam głową i siadam z powrotem na łóżku.
- Co chciał?
- Przepraszał za swoje zachowanie.
Czuję na sobie przeszywające spojrzenie ojca, ale zajmuję się rozpracowaniem nitkowania na moich dżinsach.
Oczywiście, że przyjąłem przeprosiny. Nie wyobrażam sobie innego wyjścia w tej sytuacji. Ross skrzywdził Chris, to prawda, ale nie zabił nikogo ani nie zrobił innej rzeczy, za którą najchętniej wykopałbym go do piekła.
- Myślisz... - zaczynam cicho, ale przerywa mi kichnięcie. Przecieram twarz dłońmi i patrzę na tatę. - Myślisz, że Ross i Chris... Że oni... Że powinienem... Może powinienem odpuścić. On ją znalazł i właściwie to do niego należy pierwszeństwo, według kodeksu braci.
- Riker - wzdycha ojciec, przewracając oczami. - Kodeks kodeksem, a uczucia uczuciami. Nie ma czegoś takiego jak pierwszeństwo do serca. Owszem, możecie sobie ustalać, kto pierwszy zobaczył jakąś dziewczynę i kto pierwszy do niej podejdzie. Jednak w sytuacji takiej, jak ta, liczy się nie zasada "zaklepane, oblizane i oplute", ale jej uczucia. To do Chris należy wybór. O ile w ogóle do któregoś z was coś czuje.
- Skąd wiesz, że my...?
- Jesteście moimi dziećmi czy nie?
- No tak.
- Na dodatek jesteśmy z mamą z wami na co dzień, więc widzimy, co się dzieje. To jak? Według ciebie Chris darzy któregoś z was większym uczuciem?
Co prawda dziwnie mi się gada o miłostkach z tatą, zawsze w tych sprawach zwracałem się do mamy, ale w końcu to mój rodzony ojciec, a nie menel spotkany gdzieś za rogiem sklepu. To znaczy, menelowi bym się pewnie wyżalił, bo i tak by potem nic z tego nie pamiętał. Albo by rozpowiedział.
Wolę ojca.
- Nie wiem - przyznaję po chwili. - Nie mam pojęcia. To znaczy... Spędza ze mną dużo czasu, ale Ross też nie jest jej obojętny i...
- Riker, słuchaj. - Tata przerywa mi, gdy zaczynam się już jąkać. - Cokolwiek się stanie, jakiegokolwiek wyboru dokona Chris, pamiętaj, że nie istnieje zasada pierwszeństwa do uczuć. Okay?
- Okay. - Kiwam głową.
- A teraz zbieraj się, trzeba zacząć przygotowania do koncertu.
- Już?
- Przepraszam za moje szczenięce... strasznie nieodpowiedzialne i... i godne sukinsyna zachowanie. Żałuję. Bardzo. - Z mojego gardła wydobywa się niehamowany szloch, przecieram oczy rękawem bluzki. - To przez alkohol, wiesz, że ja-a nigdy bym jej tego nie zrobił... Ja nie chcę jej ranić. Za bardzo mi na niej zależy - mówię dalej, dławiąc się łzami. - Odkąd ją tamtego dnia znalazłem, wiem, że ona nie jest mi obojętna. Od tamtego momentu chciałem ją chro-onić, wydawała się być tak bardzo pokrzywdzona, mała i bezbronna. Chciałem bronić ją przed każdym skurwielem, który by się do niej dobierał. A-a to ja okazałem się nim być. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cofnąć czas do tamtego momentu, gdy barman podawał ci napoje, nie zgodzić się na taniec z tamtą blo-ondynką. Wszystko przez nią... Przeze mnie. Ale mi zależy na Christine, tak bardzo mi na niej zależy... Każdego dnia coraz bardziej.
Pociągam nosem i zjeżdżam po ścianie, lądując na podłodze. Obejmuję kolana rękoma.
Zależy mi na niej. Strasznie. Tak.
- Przeprosiny przyjęte, Ross - odzywa się Riker. W jego głosie słyszę jednak echo, jakby mówił spoza świadomości. - A co do Chris... Jest u Rydel. Jakby co.
Podnoszę głowę i odnajduję spojrzenie brata. Uśmiecha się lekko, ale ja widzę, że go coś gryzie.
I obydwoje wiemy, co. On kocha Chris. Ja to widzę.
I to mnie boli. Bo ja nie wiem, co czuję.
- Dzięki - mówię cicho, gdy blondyn znika za drzwiami.
Zaraz. Chwila. To wszystko?
#Riker
- Ross? - pyta tata, gdy wracam do pokoju.
- Ross. - Kiwam głową i siadam z powrotem na łóżku.
- Co chciał?
- Przepraszał za swoje zachowanie.
Czuję na sobie przeszywające spojrzenie ojca, ale zajmuję się rozpracowaniem nitkowania na moich dżinsach.
Oczywiście, że przyjąłem przeprosiny. Nie wyobrażam sobie innego wyjścia w tej sytuacji. Ross skrzywdził Chris, to prawda, ale nie zabił nikogo ani nie zrobił innej rzeczy, za którą najchętniej wykopałbym go do piekła.
- Myślisz... - zaczynam cicho, ale przerywa mi kichnięcie. Przecieram twarz dłońmi i patrzę na tatę. - Myślisz, że Ross i Chris... Że oni... Że powinienem... Może powinienem odpuścić. On ją znalazł i właściwie to do niego należy pierwszeństwo, według kodeksu braci.
- Riker - wzdycha ojciec, przewracając oczami. - Kodeks kodeksem, a uczucia uczuciami. Nie ma czegoś takiego jak pierwszeństwo do serca. Owszem, możecie sobie ustalać, kto pierwszy zobaczył jakąś dziewczynę i kto pierwszy do niej podejdzie. Jednak w sytuacji takiej, jak ta, liczy się nie zasada "zaklepane, oblizane i oplute", ale jej uczucia. To do Chris należy wybór. O ile w ogóle do któregoś z was coś czuje.
- Skąd wiesz, że my...?
- Jesteście moimi dziećmi czy nie?
- No tak.
- Na dodatek jesteśmy z mamą z wami na co dzień, więc widzimy, co się dzieje. To jak? Według ciebie Chris darzy któregoś z was większym uczuciem?
Co prawda dziwnie mi się gada o miłostkach z tatą, zawsze w tych sprawach zwracałem się do mamy, ale w końcu to mój rodzony ojciec, a nie menel spotkany gdzieś za rogiem sklepu. To znaczy, menelowi bym się pewnie wyżalił, bo i tak by potem nic z tego nie pamiętał. Albo by rozpowiedział.
Wolę ojca.
- Nie wiem - przyznaję po chwili. - Nie mam pojęcia. To znaczy... Spędza ze mną dużo czasu, ale Ross też nie jest jej obojętny i...
- Riker, słuchaj. - Tata przerywa mi, gdy zaczynam się już jąkać. - Cokolwiek się stanie, jakiegokolwiek wyboru dokona Chris, pamiętaj, że nie istnieje zasada pierwszeństwa do uczuć. Okay?
- Okay. - Kiwam głową.
- A teraz zbieraj się, trzeba zacząć przygotowania do koncertu.
***
Publikuję dziś, bo nie wiem, czy dożyję jutrzejszego wieczoru. I have to. Obiecałam Mice opublikować jej rozdział.
Oglądam Sparrowa. Czy tylko ja wolę parring Jack-Beth? :''))
Um. Jestem na finiszu r24. Mam nadzieję, że przed piątkiem skończę r25 i będę mogła za tydzień oddać wam r23. Um, szy okazji. Kto. Rozprzestrzenił. Skrót. "R". Na. "Rozdział".
Pragnę pieprzonego "®".
Okay. Raff. Ryj. Ludziska, ona chce iść z bloggera ._____. MIKA, NO WE. TRZA JEJ PRZEMÓWIĆ DO ROZSĄDKU :') Ludzie, halo. ._.
Raff, zostajesz na bloggerze. Nigdzie nie idziesz.
Będziesz tu ze mną, czy ci się to podoba, czy nie.
11,5h do próby.
Ja chcę żyć
Mika, gify for ya. C:
Rozdział bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńKurcze dlaczego Riker i Chris nie mogą w końcu być razem?
Ją ich normalnie wielbie.
Ross niech sobie poszuka jakiejś laski, a nie smali cholewki do naszej Christine.
Oczekuje ze w najbliższym czasie relacja Rika i Chris się pogłębi.
Kocham tę dwójkę. Są niesamowici.
Jeszcze ta rozmowa z tatą. Myślę że dobrze mu doradzil.
Co do przeprosin to sądzę że ja bym tak łatwo nie wybaczyla.
Wredna ja.
Koniec próbnych gimnazjalnych i trochę luzu.
Już się szykowałam do spania ale coś mnie podkusilo żeby spojrzeć na bloga.
I dobrze bo wiem przynajmniej że muszę wziąć jakąś siekierę i odrabiać łeb Rossowi.
Hi hi hi ja jestem sadystka...
Czekam z nie cierpliwoscia na następny rozdział i życzę dużo weny :)
Pozdrowienia od Anonimka :*
Jako że ulotniłaś się do swoich płyt, jest czas, aby się tu na chwilę rozgościć, próbując zapomnieć, jak wycofać zamówienie na twoją trumnę.
OdpowiedzUsuńTAK, WIEMY. NIE MYJESZ SIĘ JUŻ.
Szkoda, że nie wrzucisz też Chris w ramiona Rika. Najlepiej z tekstem: "To ciebie kocham, pokrako!" CCC; CHRIS, RÓB MU TEN TATUAŻ.
*Komentarz miał być ambitny. Postaraj się*
YKHYM.
Jak już mówiłam: Rikuś tak obojętny. Duma mnie rozpiera c; Tak szybko się uczy :') Tak, skarbie. Rodzina rodziną, ale swoich interesów trzeba bronić. A ty musisz uważać, bo ta wredna kobita z kółka teatralnego coś niebezpiecznie pcha twoją Christine w ramiona Rossa .____.
Ojciec - psycholog zawsze spoko. MARK, NAPRAW SYTUACJĘ. Dziwkarza na odwyk i będzie po sprawie. Stormie, łer ar ju? Tak, te ciasteczka w kuchni wyglądają zachęcająco, ale twój synalek ma problemy, kurna.
I Ryland - CHODZĄCA MĄDROŚĆ :') W RANKINGU TUŻ ZA ELLEM.
Właśnie.
DZIEEEEEEE JESTEŚ MĘŻUUU!! JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ? (walić to, że już ci na to narzekałam. masz zobaczyć swoje błędy) ROZDZIAŁ BEZ ELKI TO JAK ROWER BEZ PEDAŁÓW. Jak żyć, panie premierze...
Niepokój budzi we mnie kolejny rozdział c: I ty wiesz, czemu.
P.S Nadal jestem gotowa na czouga. I nawet na czouga 5, pt. "Od kółka teatralnego do ślubu i gromadki dzieci" WENA ANI NA 100 ROZDZIAŁÓW :')
Haj, maszrumku!
OdpowiedzUsuńOdczytałam spam na fejsie, wpieprzam bób i staram się nadrobić dwudniową nieobecność w internetach.
Anulka, you know, team Riker! Jak mi to zepsujesz i wyślesz Krystynę w ramiona Rossa, będzie fajt!
wiesz, spam moimi fociami, co 5 sekund i takie tam, to będzie dopiero początek.
Ja wiem, że złamiesz mi serce. Ja wiem. Ale nie mogę Cię nienawidzić w Twoim wielkim dniu, gdy pachniesz Hubertem.
Mój mózg dziś nie funkcjonuje, potrzebuję snu i spokoju, a tu dupa.
Anyway, napiszę komenatrz vol 2, jutro, gdy powrócę do żywych.
Nieogarnięta Mikunia
powiem tak..rozdział taki..uczuciowy :)
OdpowiedzUsuńRyland jako głos rozsądku :3
Ross naprawdę żałuje...co nie zmienia faktu, że Chris powinna wybrać Rikera
on przynajmniej naprawdę pokazuje miłość
nie to co Ross
a nie lepszy chłopak na którym można polegać?
ja myślę, że tak...
co do Raffy....ZOSTAJESZ!!!!!!!!
słyszysz?! zostajesz!!!!
czekam na r23 :)
pozdrawiam <5
Świetny rozdział. Szkoda mi Rossa, jednak z drugiej strony wolałabym żeby Chris była z Rikerem *.* Zajrzyj do mnie jak będziesz miała chwilę. ;)
OdpowiedzUsuńr5-suzanne-story.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAj łisz ju a mery krysmaaas, aj łisz ju a mery krysmaaas, Aj łisz ju a mery krysmaaaaaaaaas...
END A HAPI NJU JEEEER!
Pozdro z łóżka. Dum, dum, dum.
Raff jest chora. Raff chciała pisać rozdział. RAFF MUSI NAPISAĆ KOMENTASZ, ECH.
Ale nie mogę odmówić, do ciebie trzeba napisać. Jak powiedziałam, że skomentuję wszystkie posty, to tak kuźwa będzie i koniec, kropencja.
TAK MI DOPOMÓŻ HUBCIO.
Amen.
Dobra, jadziem.
Oł, fenk ju for dedykejszyn. <3 Tak się ciepło na układzie trawiennym robi, że aż suodko. c:
Ju noł, loffki, kul staff.
Nasrane, mówisz? Truuuudno. Ho no do mnie, menszu. I Rikusiu. Co tam znowu nawywijałaś z jego loffkami i Chris. Komon.
Ha. Ha, ha. I po co ci było pukanie lasek, stepowanie nago, picie szajsu i podnieta na Chris? Teraz cierp, blondi. Ciiieeeeeeerp.
I nie ważne, jak bardzo mnie to boli. Żyję w świadomości, że skoro ty cierpisz, to i Anię coś tam ukuje. Chociaż ona ma serce z kamienia, jak o jej blogi chodzi.
NA CZOUGU TO SIĘ ZMIENI CCC:
14 dni. O fak.
Wykręcaj tam 112, bejbe, a ja lecę na pov Rikunia. Co mu tu mamy...
Chris. Tak myślałam :')
Te ich poranki są suodkie, aż się rzygać chcę. Żart. Nie no, ja rozumiem. Riker pokraka, cztery lewe nogi, zanik połączenia rzeczywistości z wyobraźnią, mózg czternastolatka, myśli pod tytułem ''Dotknąłem ją, czy zajdzie w ciąże?'' i te sprawy, ale Ania, no błagam.
RIKER WIECZNIE TAKI KAPOŁUCHOWATY, A TY WYSKAKUJESZ Z CMOKANIEM SZYJI I JESZCZE TO ''SZŁONKO''?
PRZECIEŻ TO NICZYM PROŚBA O MAŁŻEŃSTWO. D:
Dobra, luz, Raffy. Zluzuj rajty. Leci pov Rossa. Lajtoooowo.
Ryland.
Ju ar soł kul.
Soooooł kul.
Psycholog z ciebie taki, jak ze mnie kucharz. Czyli wchodzisz do krainy z łyżkami i garnkami i jedyne, co potrafisz zrobić, to nieprzypalenie kubka z herbatą.
Nie żebym kiedyś przypaliła, niee...
O, Rikuś.
WYCZUWAM PRZEPROSIIIINKIIII
A nie. Jeszcze nie to.
Haja, Mark!
Nie no, Rik. Stary.
Anulka, co ty odpierdzielasz. Bicz plis.
''Co z tobą i Chris?''
''Nic...?''
JAKIE ''NIC''. TO ONA NIE JEST JUŻ TWOIM SZŁONECZKIEM? O TY SZMATO. JUSZ JOM ZDRADZASZ. JA SOBIE Z TOBĄ POROZMAWIAM...
Raaaffffy. Miałaś być miła.
Walić.
Rossy. Siemaneczko.
Przeprosinki? Tak. Wreszcie.
No, dawaj. Wyrzucaj z siebie grzechy, ksiądz Raffunia cię słucha. Ile tych lasek tam było... Aha, okej. Sukinsynem byłeś? Spoko, każdemu się zdarza. Alkohol? No to grubo było, okej, jedziesz dalej... Czekaj. Czeeekaj, czekaj, czekaj. ŻE CO CHCIAŁEŚ ZROBIĆ? GÓWNO MNIE OBCHODZI, ŻE W KOŚCIELE JESTEŚMY, CHRIS CHCIAŁEŚ ZALICZYĆ? DOBRY BOŻE... Sory, szefie, nie słyszałeś tego. ALE TYYYY... TYYYY SUKINSYNU. TY KACZKO NIEDOROBIONA. NIC CI KUŹWA NIE ODPUSZCZAM, NA POKUTĘ SZEŚĆDZIESIĄT ZDROWASIEK I WRACASZ DO MNIE W KOLCZASTYCH STRINGACH ZA TYDZIEŃ. AMEN.
Następny, kutwa.
*puk, puk*
Oooo! Rikuś! Pohfalony, tak, tak. Opowiadaj Raffuni, co tam u ciebie. Twój brat się zdziffczył, ale masz go naprawić. A teraz jedziesz z grzechami, szybko, bo zimno się robi.
Oddać Chris chcesz? Poebao? Szefie, cśśś. To znaczy, wiesz... Rób co uważasz, ale i tak będziesz o nią zazdrosny. Ja to wiem, cukiereczku. Ojca Świętego nie oszukasz, sory, bejbe. Walić kodeks, Rikuś. Waaaaaalić kodeks! Albo chcesz mieć z nią rodzinę, albo nie. Decydejszyns, kaczuszko. Dobra, dawaj dalej. Przeklinanko, luz, nie ma sprawy. Szef ma problemy ze słuchem, pewnie i tak nie słyszał, dont bi efrejd. Mhm, densy jakieś były, goliłeś nogi... Synu, jesteś facetem, nóg się nie goli, no błagam. Ok, udaję, że nic nie słyszałem. Finito? Spoko. Jedno Ojcze Nasz i będzie rachuneczek wyrównany. A, no i wyślij do mnie Anulkę, ona to już w ogóle nawywijała. I ja odpuszczam tobie grzeechy w imę Laczka i Mariacziego i Klamki Świętej...
Amen.
I ja też zakończę.
AMEN, ANULKA. AMEN.
~Raffy
Bez bicia przyznaję się, że rozdział ten jak i następny przeczytałam dopiero wczoraj. gdzieś między próbą zwleczenia swojej leniwej dupy z łóżka, zastanawianiem się, co powinnam ubrać, prysznicem i kolejnymi wydmuchiwanymi chusteczkami. Yeah, znowu się przeziębiłam. Żyć, nie umierać.W każdym razie, nie przedłużając, przejdę do zostawienia komentarza. Pewnie chaotycznego, za co przepraszam.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę nie wiem co napisać. Ross na kacu jest taki nieporadny. Wszystko może i byłoby urocze, gdyby nie to, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Dobrze, że nie ma żadnego zaćmienia umysłu, chociaż pewnie Riker ani nikt inny, nie pozwoliłby mu o tym zapomnieć. Świetnie, że ma ogromne wyrzuty sumienia i kompletnie nie wie, co ma teraz zrobić. Doskonale się składa, że jego psychika jest dla niego taka okropna, bo to tylko powoduje, że jego katusze są znacznie większe i bardziej dotkliwsze. Może następnym razem będzie mądrzejszy i nic podobnego się nie wydarzy. Mam nadzieje, że w końcu zrozumie swoje zachowanie, oraz poczynanie i zmieni się. Trzymam za to kciuki.
Bardzo się cieszę, że obok Chris jest Riker, chociaż momentami mam wrażenie, że jest zanadto opiekuńczy. To znaczy rozumiem, że się o nią martwi; w końcu przeżyła piekło, ale moim zdaniem powinien jej dać odrobinę przestrzeni. Minimalnej, przynajmniej na oddech.
Na koniec, mam nadzieje, że wszystko się ułoży i Ross będzie miał szansę przeprosić Chris, a ona może w końcu mu wybaczy.
Całuję gorąco, matrioszkaa! xx
Rozdział przeczytałam parę dni temu, jakieś sześć. Nie wiem czemu nie skomentowałam. W sumie jedyna rzecz, którą ciągle chodzi mi po głowie odkąd się do tego rozdziału dorwałam to fakt, że Christine pocałowała Rikera w szyję. Co to maiło być?
OdpowiedzUsuńTo już nie był przyajcielski gest czy coś w tym stylu. To było zbyt erotyczne. Nie podoba mi się to. Teraz mi powiedz, że Chris będzie z Rikerem. No weź, masakra.
Mark to spoko ziomek, lubię go, chociaż nie pokałaś go za dużo w tym opowiadaniu. Ale lubię go, bo na zdjęciach, które R5 dodaje on się zawsze uśmiecha i wygląda na takiego dojrzałego spoko faceta. Więc to wrazenie przelewa mi się na Twojego Marka.
Ale pieprzyć pierwszeństwo! To nieważne! Chris i tak ma być tylko z Rossem, nawet jeżeli nie będą patrzeć na pierwszeństwo. A jak Chris ma odwalać takie caluśne numery, to dzięki.