Balastuję pomiędzy
siedzeniami, podążając za Chris i Rydel. Jakieś farfocle zajęły
nam miejsca za Lynchami, więc trzeba szukać innych.
- Jesteś tu? –
Christine odwraca się do mnie z lekkim uśmiechem.
- Je… Auć! –
syczę, utrzymując równowagę. Pieprzone babcie i ich nieśmiertelne
berety z antenką do łapania BBC. Nadal twierdzę, że trzecią
wojnę wywołają staruszki i ich berety.
Udaje mi się dotrzymać
kroku chichoczącym dziewczynom. Idąca pomiędzy mną a Del szatynka
wygląda śmiesznie ze swoim wzrostem godnym Smerfetki. Sięga nam
wszystkim do ramion, przez co mam wrażenie, że nad nią górujemy
jak stado krów nad cielaczkiem.
Po chwili znajdujemy
wolne siedzenia, pięć rzędów za Lynchami, ale zawsze coś.
Usadawiam się za dziewczynami. Pierwsza Chris, potem Rydel i ja.
- Witam, nadobne
niewiasty. Gotowe do lotu?
- Do Cali? Zawsze,
Ratty – uśmiecha się Del, splatając swoją dłoń z moją, i
odwraca się do Christine. – Śpiąca?
Dziewczyna odrywa wzrok
od ekranu lustrzanki i spogląda na nas wesoło, ale ze zmęczeniem.
- Trochę. – Kiwa
głową. – Wasze koncerty wykańczają.
- Ha. Powiedziała ta,
co stoi za kulisami lub przed sceną, robiąc zdjęcia – prycham ze
śmiechem, prawie się przy tym opluwając. – A to my wylewamy ósme
poty. Aczkolwiek cieszę się, że polubiłaś naszą muzykę.
- W szczególności
podoba mi się „Pass me by” i „Things are looping up”. –
Christine chowa aparat do plecaka i podkula nogi. – Tylko nie mogę
wyłapać rytmu tych pałeczek Rydel. – Wykrzywia twarz w śmiesznym
grymasie.
- Potem ci pokażę –
mówi Dells, wyciągając z torby butelkę wody i kładzie ją na
podstawku wbudowanym w krzesło przed nią. – A teraz może spać,
co? – Szturcha mnie ramieniem.
- No nie wiem, czy
Chris da radę zasnąć bez Rikera obok – śmieję się, zrzucając
trampki ze stóp.
- Raz spała na twoim
ramieniu i … A nie, wtedy tam też był Riker. I Ross. – Del
porusza brwiami w górę i w dół, spoglądając na szatynkę.
Chris tylko zaciska
usta w czymś na rodzaj powstrzymywanego uśmiechu i spuszcza wzrok.
Oj, oj, dziewczyno, ja widzę ten rumieniec, nie ukryjesz się przez
wujciem Ellem. Mija parę sekund, nim w końcu zaciąga rękawy na
dłonie, zakłada włosy za uszy i zerka na nas z rozbawieniem. W jej
oczach widzę mieszankę lęku, zawstydzenia i śmiechu. Jest urocza
z tym swoim zakłopotaniem, nie powiem. Szczerze mówiąc – chyba
każdej dziewczynie do twarzy z lekkim zakłopotaniem.
Ta rumieniąca się
Chris tak bardzo różni się od tej z Orlando, całej w szlace,
siniakach i krwi, a na dodatek nagiej pod kołdrą Rossa.
- Umiem spać sama –
mówi, zakładając ręce na piersi.
- Oczywiście, że
umiesz. Ale z Rikerem raźniej, huh? – Mrugam do niej, rozciągając
usta w szelmowskim uśmiechu. Zaraz jednak ziewam przeciągle.
Zmęczenie daje o sobie znać.
- Oho, Rat jest
śpiący. A to znaczy, że wszyscy są. – Rydel kładzie głowę na
moim ramieniu.
Mimowolnie wtulam
policzek we włosy Dells, wdychając jej zapach. W krótkim czasie
przyzwyczaiłem się do myśli, że jesteśmy razem. Nareszcie, że
tak powiem. Tak sobie teraz myślę, że nie wiem, jak ja potrafiłem
wytrzymać u jej boku, nie będąc przy tym jej chłopakiem.
Pokochałem w niej to, co wcześniej odważałem się jedynie
podziwiać.
- No i wiesz… -
zwracam się jeszcze do Chris. – To bardzo przydatna umiejętność,
gdy jedzie się w trasę bez rodziców.
- Mhm – mruczy
szatynka, opierając wygodnie głowę, i zamyka oczy. – Branoc.
- Dobranoc – szepcze
Dells.
Zerkam na zegarek na
nadgarstku.
- Dzień dobry.
Co do Rikera i Chris…
A raczej Rossa, Rikera i Chris. Utworzył nam się mały trójkącik.
Biedny Rik rozpacza, bo Chris boi się mężczyzn, a Ross rozpacza,
bo Chris podoba się Rikerowi. W tym wszystkim nie znamy strony
Chris, bo ona lubi wszystkich praktycznie tak samo, z każdym dzieli
się innym, że tak powiem, zajęciem.
I weź tu bądź mądry.
To znaczy, ja jestem.
Mądry i skromny, a na dodatek zabawny.
I śpiący.
Zapiszcie mi to na
płycie nagrobkowej.
#Riker
Kolejka przed klubem
nocnym robi się coraz krótsza. Chłopak przede mną zapewniał nas,
że wpuszczają od szesnastki; zaraz się przekonamy.
- Jakby co, to się
grzecznie ulatniamy, tak? - Odwracam się do stojącego za mną
Rossa. Zza niego wychyla się reszta. - Bez kłótni. Nie chcemy
problemów.
- Jasne, tatusiu. -
Rocky kiwa głową i wraca spojrzeniem do ekranu iPhone'a.
- No wiadomo - wzdycha
Ross, poprawiając koszulkę na ramionach.
Nie wiem, skąd ten
pomysł na klub. I nie wiem, dlaczego Chris z nami się wybrała. To
nie powinno mieć miejsca. Już wyczuwam jakieś kłopoty.
Stojąca obok mnie
Christine wygląda na lekko przestraszoną. Ubrana w koszulę, dżinsy
i trampki nie wpasowuje się w tłum nagich prawie ciał nastolatek i
kobiet. Włosy ma związane w lekkiego koka na karku, a na twarzy
żadnego makijażu. Mam ochotę schować w rozgrzanych od chuchania
dłoniach jej policzki zaczerwienione od chłodnego wiatru. Chowam
jednak ręce w kieszeniach dżinsów, tak dla bezpieczeństwa. Mojego
i jej.
- Dokumenty?
Mrugam szybko i
spoglądam w górę. Barczysty, ciemnoskóry facet ubrany w czarne
polo i dżinsy spogląda na nas ponuro.
Milusio. Kocham kluby.
I stereotypowych ochroniarzy.
- Ghy? - wykrztuszam z
siebie po sekundzie. Riker, ogarnij. - To znaczy, tak, już... Od
szesnastki? - pytam, wyciągając etui z kieszeni dżinsów.
- Ta.
Zbieram szybko
dokumenty reszty grupy i pokazuję je facetowi, a gdy kiwa głową,
płacę i macham ręką na kompanię.
Z nocnego chłodu
przenosimy się do ciepłego wnętrza budynku. Witają nas jaskrawe,
zielone ściany korytarza. Rytmiczna, typowo dyskotekowa muzyka robi
się coraz głośniejsza z każdym krokiem, aż hall się kończy i
skręcamy na salę.
Pomieszczenie duże,
pewnie coś wielkości szkolnej auli. Tłoczno, beztrosko,
nietrzeźwo. Klasyk ostatnich lat.
- Stolik? - słyszę
głos Rydel koło ucha.
Kiwam głową i
rozglądam się po sali klubie. Stoliki na lewo.
- Tamten chyba jest
wolny. - Ross i Chris staję obok mnie, brat wskazuje palcem przed
siebie. - Czwarty.
Zerkam najpierw na
niego, potem w kierunku, który pokazuje. Ano wolny.
Po kilku minutach
docieramy do stolika, który jakimś cudem utrzymał się w tym samym
statusie. Żywi, chociaż podróż była niebezpieczna - pełna
łokci, włosów, butów i kieliszków.
Siadamy na półokrągłej
kanapie zdyszani i spoceni, choć dopiero weszliśmy.
- Chyba nie będziemy
tak siedzieć, huh? - pyta Rocky, opierając się o okrągły,
metalowy stół, który zresztą czystością nie grzeszy.
- Idziemy w tany, a co!
- wyrywa się Ell. - Ale najpierw pić. Coli. Soku. Fanty. Cokolwiek.
Kto idzie?
Po kilku sekundach
spojrzenia lądują na mnie. Ale niespodzianka.
- Nie ma sprawy. -
Wzruszam ramionami.
Co z tego, że otarłem się łokciem o ramię
Chris? Muszę tylko znaleźć jakąś klatkę na te motyle.
- Niech Ross idzie z
tobą lepiej, bo nam zginiesz - dodaje Rocky, rozsiadając się
wygodnie. - A tak jak we dwóch pójdziecie, to chociaż się
wspomożecie jakoś. Mech na drzwiach od kibla, północ, kompas, te
sprawy.
- Ha. Ha. Ross?
Ross kiwa głową i
podnosimy się z obu końców kanapy niemal jednocześnie.
- Specjalne zamówienia
czy cola? - pytam jeszcze, gdy brat staje obok mnie.
- Dla mnie cola -
przytakuje Ell, obejmując Rydel ramieniem.
- Dla mnie też.
Z jakże ciekawym i
różnorodnym zamówieniem wyruszamy więc na przeprawę między
spoconymi ciałami. Spoglądam tylko co chwilę na Rossa, żeby
sprawdzić jego obecność.
Pilnować Chris. I
Rossa. I Chris.
Cholera. Po co ja się
jej pytałem, czy z nami idzie? To się nazywa książkowy przykład
przebłysku inteligencji wirusa HIV. Debil.
Docieramy w końcu do
baru, składam zamówienie. Stoję z bratem ramię w ramię,
opierając się o blat, i lustruję zawartość alkoholi, podczas gdy
barman wyciąga napoje z lodówki.
- Uważaj, żeby się
Chris nie przeziębiła od zimnej wody - śmieje się Ross,
szturchając mnie barkiem.
Unoszę kąciki ust w
próbie uśmiechu, ale wychodzi mi do raczej nie najlepiej.
- Hm - mruczę tylko.
- Co jest, Rik? Chris?
- pyta, jakby znał odpowiedź. Może dlatego, że zna.
- To był głupi pomysł
- mówię, przyjmując od barmana kolejne butelki.
- Ale stało się. -
Ross wzrusza ramionami. - Trzeba na nią uważać, ale sama chciała,
Riker. Nie możesz jej chować przed światem, którego zresztą tak
mało zasmakowała.
- Ja wiem, Ross, ale to
serio był głupi pomysł. - Kładę pieniądze na ladzie i
przytrzymuję cole. - Ty się nie martwisz?
- Brat, słuchaj. -
Blondyn staje naprzeciwko mnie. Z jego twarzy zniknął uśmiech,
pojawiła się powaga. - Ja wiem, że ona się boi facetów. Znaczy
mężczyzn. I że ma te cholerne sny. I że z jej psychiką wcale nie
jest najlepiej. I że cię uwielbia...
- Ciebie też...
- Cicho, nie przerywaj.
- Przewraca oczami i poprawia włosy. - Reasumując, jeśli coś do
niej...
- Hej, kochaniutki.
Obydwoje odwracamy
głowę w stronę źródła żeńskiego głosu. Blondynka, z toną
kolorowego betonu na twarzy. Najchętniej zeskrobałbym jej ten
makijaż nożem.
- Do mnie mówisz? -
odzywa się Ross, chowając dłonie do kieszeni.
- Tak. - Dziewczyna
uśmiecha się szeroko i szarpie brata za koszulkę. - Zatańczysz?
Blondyn spogląda na
mnie z otwartą buzią. Chce coś powiedzieć, skończyć zdanie,
które zaczął, ale zaraz rozciąga usta w pozornie wesołym
uśmiechu i obejmuje dziewczynę w pasie. Po jego minię widzę, że
wolałby wrócić ze mną do stolika.
- Pilnuj brygady,
niedługo wrócę - rzuca jeszcze przepraszająco i tonie w tłumie.
Dzięki mocy kolejnego
cudu udaje mi się znaleźć nasz stolik i ponownie usiąść obok
Chris.
- Gdzie Ross? - pyta
Del, odbierając ode mnie napoje i rozdając je po grupie.
- Poszedł w tany –
wzdycham.
Nie mam ochoty na
tańce. Najmniejszej nawet.
#Ross
Muzyka, a raczej
rytmiczne bębnienie, którego nigdy nie lubiłem, wypełnia mój umysł, wywołując bóle w okolicach skroni.
Unoszę szklankę do
ust i dopijam resztę drinka, wykrzywiając usta. Już czwartego,
zresztą. Chyba. A może siódmego? Biegający za ladą barman wydaje mi się być
śmieszny - chudy, wysoki, z ciemnymi włosami do ramion, w białej
koszulce i ciemnych dżinsach. Nie ma w tym nic a nic zabawnego, ale
na mojej twarzy utrzymuje się głupi uśmiech, wspomagany promilami.
- Jak masz na imię,
tak w ogóle? - słyszę piskliwy głosik tuż przy uchu.
Blondynka opiera się
łokciem o blat i spogląda na mnie niebieskimi, rozbieganymi oczami.
- Shor - rzucam na
wpółświadomie. Rozum wie, że nie wolno mi powiedzieć "Ross".
- A ty?
- Susan. - Uśmiecha
się szeroko, ukazując rząd białych zębów, po czym znów wtyka
nos w szklankę z alkoholem.
To ona przyczepiła się
do mnie na parkiecie, to ona mnie tu z niego przyciągnęła, to ona
kazała sobie postawić drinka i prawdopodobnie ona skończy dziś ze
mną w jakiejś toalecie.
Rozglądam się po
zatłoczonej sali. Dziewczyny i kobiety, chłopcy i mężczyźni -
wszyscy tak samo wyginają się w rytm czegoś na kształt miksu
dubstepu i techno. Żałuję, że nie ma tu Rylanda. On na pewno
strąciłby tego DJa z piedestału, na którym myśli, że stoi.
Patrzę po ludziach,
choć obraz zaczyna mi się mazać. Jedni się całują, inni tańczą
sami, jeszcze inni posuwają się w pieszczotach trochę dalej.
Kluby to nie moja
bajka. Imprezy i koncerty tak, ale nie kluby. Ten nawinął nam się
pierwszy, a ponieważ nie znamy miasta, nie mieliśmy większego
wyboru. No i z zewnątrz nie wyglądał tak źle.
Szukam w tłumie kogoś
z rodzeństwa, ale na marne. Podpieram więc brodę na dłoń i
rozpoczynam przegląd trunków stojących na szklanych półkach
baru. Nie ciągnęło i nie ciągnie mnie do picia. Uległem jednak
namowie Susan na „jednego drinka”, potem poszedł jakoś drugi,
potem trzeci, o którego zresztą nie prosiłem.
- Mam ochotę – syczy
blondynka prosto do mojego ucha.
Nie panuję nad
podnieceniem, które zaczyna rosnąć z sekundy na sekundę. A
chciałbym.
Chciałbym w końcu
ogarnąć dupę i przestać łazić za tymi zdzirami.
Doprawiony promilami
mózg wie jednak lepiej, a w każdym razie nie zamierza dać
rozsądkowi prawa do głosu. Odgarniam grzywkę do tyłu, spoconą po
tańcu, i przysuwam twarz do twarzy dziewczyny. Susan przygryza moją
wargę, po czym oblizuje usta i szarpie mój podkoszulek. Czuję
smród alkoholu. Słyszę serce krzyczące „Odejdź!”, ale nie
potrafię się go posłuchać.
Aniołowie mi
świadkiem, jak bardzo bym chciał.
- Gdzie idziemy? –
mruczę, już właściwie poza swoją świadomością, a na dodatek
niewyraźnie. Staram się utrzymać z blondynką kontakt wzrokowy.
– Toaleta?
- Mi pasuje. –
Dlaczego ja ciągle gadam? – Prowadź.
Gówno, nie prowadź.
Zostaw mnie w spokoju. Chris? Riker? Ell?
Dziewczyna zsuwa się
ze stołka, szarpiąc mnie za szlufkę od dżinsów. Coś mi
podpowiada, że należałoby zapłacić, więc wyciągam parę
banknotów z kieszeni i kładę je na ladzie, zanim zostaję
odciągnięty za tę pieprzoną szlufkę. Co jak co, ale moich
ulubionych spodni nie dam sobie porwać.
Przepychami się między
spoconymi ciałami klubowiczów parę minut, aż w końcu docieramy
do rogu sali. Na końcu jednej ze ścian zaczyna się korytarz, do
którego zostaję wciągnięty. Ma długość jakichś dwóch metrów,
szeroki na rozpiętość ramion. Na środku jego bocznych ścian
znajdują się drzwi. Susan prowadzi mnie do tych ze znaczkiem koła,
otwierając je szybko.
Nie zdążam jednak
nawet stąpnąć za próg toalety, a zostaję szarpnięty za koszulkę
do tyłu. Krztuszę się powietrzem, próbując utrzymać równowagę,
i padam plecami na ścianę za sobą.
W głowie mi się
kręci. Z prawej strony zza drzwi wygląda Susan, poirytowana i
zdziwiona.
A przede mną stoi
starszy braciszek. Nie powiedziałbym, że jest ucieszony
I nie powiedziałbym,
że jest sam. Chyba, może mi się obraz rozdwaja.
- Cześć, Rocky.
Cześć, Chris – mówię bełkotliwie, próbując utrzymać oczy
otwarte.
- Chris, zostań z nim.
Zaraz wracam.
***
Tabum.
Miałam wrzucić dopiero, gdy napiszę dobre 5 rozdziałów do przodu. Ale znacie mnie trochę, mam nie po kolei we łbie.
Ja tu pitu-pitu, a wy pewnie właśnie pakujecie karabiny i sztylety.
No nic. To i tak tylko wstęp do eleganckich kolejnych pięciu rozdziałów. Sześciu? Who knows.
Chris zostaje z Rossem + wyobraźnia Ani. W końcu wracam do pierwotnego zamysłu tej historii.
No nic, ja was z tym zostawiam i idę kopać szaniec. Albo gród jak za Chrobrego. Też dobry. Klatką dla papugi nie pogardzę również.
Dwa gify na koniec i lecę.
Co do gifów - do 3 grudnia zaktualizuję do końca już zakładkę z bohaterami. Na razie tylko część jest odświeżona.
No.
Następny w granicach 7-12 grudnia.
Masz rację, maj low, właśnie ładuję karabin - dlaczego tak krótko? Właśnie się wczułam! Siedzę na fotelu, czytam, źrenice się rozszerzają, serce łomocze, tętno skacze i bum! The end! Co Mika na to?
OdpowiedzUsuńKUUUURWA! TAK KRÓTKO?! JA PIERDOLĘ, NO!
Tak.
Jak fajnie, że nikt nie rozumie moich bojowych okrzyków!
Tak strasznie chcę wiedzieć, co będzie dalej. Jak na razie żadna z moich teorii się nie sprawdziła.
Ross, sorcia, nie poruchasz. Brat stoi na straży twojego penisa. I Chris.
Chwila.
Chris.
Ross.
Pijany Ross.
Chris?
Wyobraźnia działa, wooohooo!
Tak w ogóle to czytam pov Rikera i widzę go denszącego w tym pink wdzianku.
Mózgu, robisz ro źle.
Ell, czy ty jesteś moim zaginionym bratem?! Uwielbiam gościa!
Zakończę ten gimbusiarski komentarz i idę udawać, że nic nie wiem o popsutym telewizorze.
With love,
xoxo motherofchichotam
Zajęło mi to 19 rozdziałów.
OdpowiedzUsuńDługich, męczących, ale najlepszych.
I wiem, co ty robisz.
Zawsze na początku kiedy coś ma się zadziać z Rossem/Rikerem/Chris ty dajesz pov Ella. Że niby to ma nas udobruchać, tak?! Pf. Nie damy się.
Znaczy wiesz...
JEST TO W CHOLERĘ TRUDNE, BO RATLIFF JEST TAK OSZAŁAMIAJĄCY I NIESAMOWICIE GENIALNY, ŻE NAPRAWDĘ JEST MI SIĘ POTEM TRUDNO SKUPIĆ. Zazwyczaj kończy się na tym, że buszuję w swoich tajnych zasobach poświęconych wyłącznie jego osobie i dopiero, kiedy zaspokoję swoją żądzę jestem w stanie czytać dalej.
BO ON JEST IDEALNY, ZROZUMIANO? Pozdrawiamy moją śliczną tapetę w tel. z tym przystojniakiem z AMA c; W czerni ci do twarzy kotek, aczkolwiek pewien sweterek włożony przez ciebie też jest niczego sobie.
Kurde. Szzz. ROSSDZIAU.
Jeśli ktoś powiedziałby mi, żebym wskazała jeden rozdział opisujący tego bloga, to wybrałabym ten.
PODOBA MI SIĘ. NI WIM, CZEMU C;
A, czekaj. Wiem.
1. Ell jest mądry.
2. Ell jest oszałamiający.
3. Wujka Ella nie oszukasz.
4. Już płacę za nagrobek.
5. Nie było nic na linii Ross - Chris. WIESZ, ŻE WTEDY POCHLASTAŁABYM NAJPIERW SIEBIE, A POTEM CIEBIE.
6. Pov Rika, którego ogólny tok myślenia i obserwowania sytuacji jest mistrzostwem w dziedzinie: "Nie bardzo wiem co się dzieje, ale to opiszę"
7. Klub, który idealnie pasuje do charakteru Rossa i jego niepohamowanej żądzy do dziffek.
8. I tak mu się nie udało. Chciałeś się dowartościować, że każda ci daje, hę? NIE TE DRZWI, PIESKU.
9. GENIALNY ROCKY ZAWSZE NA MIEJSCU. Nie będzie ruchania, idziesz na odwyk.
10. W następnym rozdziale opierdziel od całej rodzinki? I HOPE.
Hej. Moment.
NIE. NIE. NIE.
NIE MASZ PRAWA ZOSTAWIĆ ROSSA SAM NA SAM Z CHIRS! KUŹWA, NIE POZWALAM! Blondas się nachlał i mu się język rozwiąże!
JAK POWIE JEJ, CO DO NIEJ CZUJE......
UMRZESZ.
Pamiętasz, co napisałam w notce, jak Ally wróciła? Rzeczy, których już nie musicie na mnie szykować?
A CI PRZYPOMNĘ:
czołgi, maszyny bojowe, statki, śmigłowce, łodzie podwodne, karabiny maszynowe, łuki, oszczepy, pistolety, dzidy, widły, lasery, armaty, wyrzutnie, gilotyny, kopie, włócznie, kusze, proce, maczugi, szable.
TO WSZYSTKO PÓJDZIE NA CIEBIE.
PRZYSIĘGAM.
7-12 GRUDNIA?
HA.
DO TEGO CZASU TO JA ZORGANIZUJĘ CAŁY SZTAB CZOŁGÓW, ŚMIGŁOWCÓW, TERENÓWEK I ŁODZI PODWODNYCH. NAJEDZIEMY NA CIEBIE. BĘDZIE ICH TYLE, ŻE SIĘ POSRASZ.
Ale to oczywiście opcja na wypadek, gdybyś postanowiła mi zaleźć za skórę. OFICJALNIE SIĘ UWIELBIAMY, NO NIE? C;
To ja jeszcze pójdę posprawdzać zasób wideł i oszcze... NIC. PÓJDĘ PO CZEKOLADĘ C;
Ross kutasiarzu!!
OdpowiedzUsuńRiker kochanie!! porwij gdzieś Chris i zaczekaj jakiś czas (kilka lat) i sama Ci do łóżka w skoczy xD
ale macie być sami!!
dobre wyczucie czasu Rocky :3 ja bym brata na Twoim miejscu pobiła :D
Ratliff...ja Ci to wygraweruje na nagrobku :3
mądrala zakochany w Rydel :3
może być? ;)
"książkowy przykład przebłysku inteligencji wirusa HIV"
jebłam xD
a Ciebie Sparrow zabije!!!
ale najpierw porwę, wrzucę do gotującego się oleju, posiekam, przyprawię i rozrzucę jako ziarno dla kur!!
jak możesz robić Rikerowi takie rzeczy!!!
jak możesz zostawiać Chris z Rossem?!
i jak możesz kazać nam czekać tak długo!!!
znajdę Cię i przylecę na moim smoku!!!
_______________
http://r5-miedzywymiarowa-szkola-herosow.blogspot.com/
Chris i Ross ♥ jeszcze jakby tak jej powiedział co do niej czuje *-*
OdpowiedzUsuńHalo okej po 18 rozdziałach postanowiłam napisać komentarz na sam początek
OdpowiedzUsuńCO TO DO CHOLERY MA BYĆ?!!!!
Czy ja dobrze zrozumiałam czy Chris jakby, prawie, może, troszkę tak tylko nie wiem sama nakryła Rossa?! O MATKO MATKO MATKO!
Po drugie
Czy tylko mnie Chris troszkę denerwuję? No bo heloł ja wiem gwałty srałty tam przemoc okej ale czy ona nie za bardzo, nie za szybko jakby weszła do tej rodzinki? Wszyscy naglę ją tak pokochali, a mi się rzygać chce.
Trzecie
Ross i Chris - yep
Riker i Chris - nope.
Czy tylko ja pragnę tego by Chris zmieniła Rossa? Żeby już nie pieprzył wszystkiego co chodzi. Żeby go 'wychowała'.
Czwarte
WIĘCEJ POV ROSSA! PLZZZ! Tak mi tego brakuje.
I teraz nadal nie ogarniam.
Pijany Ross + jakaś lala + kibel + Rocky&Chris - Riker = to nie może się dobrze skończyć. Ja na miejscu Chris uciekłabym, a Rocky jeszcze każe przypilnować Rossa. HALO HALO COŚ NIE HALO
NIECH SIE JUŻ ROZWIĄŻE TEN TRÓJKĄCIK BO UMIERAM.
OJ DZIEWCZYNO NAWET NIE WIESZ JAK TY NA MNIE DZIAŁASZ.
JA TU UMIERAM WEWNĘTRZNIE. MOJ MÓZG TEGO NIE WYTRZUMUJE.
JA ZACZYNAM MYŚLEĆ. ZASTANAWIAM SIE NAD SENSEM. MATKO CO TY ROBISZ. TO JEST CHORE KOBIETO!
Rossa to ja zaraz kopnę w dupe normalnie bo jak on tak może pedzio mały.
Mam tyle emosziii w sobie, że nie rozumiem tego co napisałam wyżej. Wszystko jest jakieś bez składu. Musze isc zaraz do szkoły, a jedyne o czym będę myśleć na matmie to CO ZROBI CHRIS?!
ZABIJĘ CIĘ KIEDYŚ. A TERAZ CHCE NEXT TERAZ. NIE OBCHODZI MNIE ZE NIE MA BYC I TYLE.
POZDROWIENKA x
oczywiście ja nie mogę napisać komentarza poprawie..
UsuńPijany Ross + jakaś lala + kibel + Rocky&Chris - Riker ( TU MA BYĆ ROCKY) XD
Ten rozdział jakiś taki krótki mi się wydawał. Miałam nadzieje na jakąś rozmowę Rossa i Chris, a zamiast tego zakończyłaś go. Oj, jesteś taka niedobra. Poskarżę się. Jeszcze nie wiem komu, ale na pewno to zrobię ;p
OdpowiedzUsuńBardzo lubię każde POV Rattlifa. Niby pojawiają się w nim jakieś nutki powagi, ale mimo wszystko są utrzymane w humorystycznym tonie i to, w tej całej smutnej i lekko dramatycznej fabule, jest dobre i całkowicie na miejscu Oby więcej scen z nim i Rydel, chociaż rozumiem, że oni grają tutaj tylko drugie skrzypce.
R5 w klubie? Chciałabym na nich trafić podczas dzikich tańców na parkiecie. To dopiero byłaby zabawa, chociaż unikam takich miejsc, bo zwyczajnie ich nie lubię. Wolę domówki ze znajomymi. Wręcz "zobaczyłam" jak zespół z Chris stoją w tej kolejce i jak Riker ostrzega ich, że w razie czego bez słowa wracają do hotelu. To było interesujące. Widać, że z jakiegoś powodu tylko Ross znalazł towarzystwo do zabawy, która prawie przerodziła się w coś więcej. Chłopak chyba wszędzie znajdzie coś dla siebie, jakkolwiek nieodpowiednio by to zabrzmiało. Odrobinę mnie zaskoczyło, że to Rocky był tym, który go znalazł, a nie Riker. Ale to miła odmiana. Teraz czekam na jakąś trudną braterską lub z Chris rozmowę, yay!
Buźka, kochanie! :*
- matrioszkaa! xx
KOCHAM CIĘ, ANIA.
OdpowiedzUsuńI tak, to jest komentarz.
Wszyscy walnęli takie dupne komy...
A JA BĘDĘ FAJNIEJSZA I DAM LEPSZY.
I WCALE NIE DŁUGI.
Ta ikonka kusi. Ta mała ikonka Worda kusi, Ania.
Ten twój rozdział 21...
:)
~Raffy
Jak się ciesze, że Ross tego nie zrobił. Tak w ogóle jestem fanką pov'ów(?)Rossa. Gdy przeczytałam, że jego serduszko mówi 'nie' to pomimo tego, że byłam na niego zła, zmiękłam. Cholera, uwielbiam go.
OdpowiedzUsuńZresztą povy Ratliffa też wymiatają. Ale to chyba dlatego, że Rat po postu naturalnie, od urodzenia jest mistrzem.
Ten rozdział mi się wydawał jakiś taki krótki. I przepraszam, że tak późno komentuję. Niestety teraz jestem dostępna tylko w weekendy na kompie. Ale czytam na bieżąco!
Jedyna rzecz, która mnie trochę zmieszała to to, że Ross powiedział, że nie znają miasta. Myślałam, że oni wrócili do Californii, do domu...
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale doczytam się jakichś rozmów pomięzy Chrossem, bo w tym rozdziale się nie działo między nimi nic szczególnego. Więc czekam, czekam. Dziewczyno, tylee rozdziałów i zero kissów? :c
Lecę dalej!