Dedyk dla Raff, ludziska. I matrioszkii.
Ostatni miły rozdział chyba.
#Ratliff
- Okay, to my z Rocky'm idziemy na ten autodrom, a wy się pokręćcie przy stoiskach z watą cukrową.
- E-e-ej, nie tak szybko. - Rydel przyciąga mnie do siebie, zanim zdążę podnieść stopę z ziemi. - Obiecałeś, że pójdziemy do tego tunelu z łódkami.
- Ups. Przepraszam, Del, zapomniałem. - Obejmuję dziewczynę ramieniem i spoglądam po reszcie towarzystwa. - Idziecie z nami?
Lynchowie i Chris kiwają głowami, więc grupką ruszamy do przodu, odblokowując wejście przy bramie.
Dzisiaj pospaliśmy wyjątkowo długo, zdecydowawszy się na podróż autobusem, która trwała niemal dwanaście godzin. Aktualnie jest po piętnastej, więc postanowiliśmy sobie umilić czas - wybraliśmy się do lokalnego wesołego miasteczka, czując nastoletni popęd do nudnej rzeczywistości.
Kilka minut później stoimy już przy budce z biletami. Wybieramy też parę innych kategorii, żeby nie musieć się ciągle wracać. Przez cały ten czas trzymam dłoń splecioną z dłonią Rydel. Lynchowie zostali dziś uroczyście poinformowani przez Rocky'ego o "urzeczywistnieniu się Rydellington". Nikogo to szczególnie nie zdziwiło, prawdę powiedziawszy.
- Nie chcę psuć wam planów... - odzywa się Chris, spoglądając na nas z półuśmiechem. - Ale wolałabym nie iść do tego domu strachu. Nie, żebym nie lubiła, tylko...
- Nie ma sprawy, rozumiemy. Zostanę z tobą - od razu oferuje się Ross. Wszystkie ciekawskie spojrzenia lądują na nim. - No co? - Poprawia czapkę i wzrusza ramionami. - Przecież nie zostawimy jej samej, ludzie.
- No nie - przytakuje Riker. - Nie widzę problemu, jeśli chcesz z nią zostać. Nigdy nie lubiłeś strasznych domów. - Uśmiecha się, zakładając ręce na piersi.
- Lubię - protestuje blondyn. - Ale od krzyków na widok słabej podróbki zombie wolę romantyczne wycieczki.
Riker przygląda mu się przez chwilę, jakby chcąc coś powiedzieć, ale rezygnuje, a ja chyba wiem, o co chodzi. Stawiam sto dolców, że idzie o nocne wypady Rossa. Kto przebija?
Postanawiam przerwać tor rozmowy idący w kierunku gęstej mgły.
- Pierwszy jest tunel, potem reszta uciechy. - Podnoszę rękę. - Ustawiamy się w pary, czy jak to działa?
- Łódki są chyba siedmioosobowe - mówi Dells. - Idziecie, czy nie?
- E-e-ej, nie tak szybko. - Rydel przyciąga mnie do siebie, zanim zdążę podnieść stopę z ziemi. - Obiecałeś, że pójdziemy do tego tunelu z łódkami.
- Ups. Przepraszam, Del, zapomniałem. - Obejmuję dziewczynę ramieniem i spoglądam po reszcie towarzystwa. - Idziecie z nami?
Lynchowie i Chris kiwają głowami, więc grupką ruszamy do przodu, odblokowując wejście przy bramie.
Dzisiaj pospaliśmy wyjątkowo długo, zdecydowawszy się na podróż autobusem, która trwała niemal dwanaście godzin. Aktualnie jest po piętnastej, więc postanowiliśmy sobie umilić czas - wybraliśmy się do lokalnego wesołego miasteczka, czując nastoletni popęd do nudnej rzeczywistości.
Kilka minut później stoimy już przy budce z biletami. Wybieramy też parę innych kategorii, żeby nie musieć się ciągle wracać. Przez cały ten czas trzymam dłoń splecioną z dłonią Rydel. Lynchowie zostali dziś uroczyście poinformowani przez Rocky'ego o "urzeczywistnieniu się Rydellington". Nikogo to szczególnie nie zdziwiło, prawdę powiedziawszy.
- Nie chcę psuć wam planów... - odzywa się Chris, spoglądając na nas z półuśmiechem. - Ale wolałabym nie iść do tego domu strachu. Nie, żebym nie lubiła, tylko...
- Nie ma sprawy, rozumiemy. Zostanę z tobą - od razu oferuje się Ross. Wszystkie ciekawskie spojrzenia lądują na nim. - No co? - Poprawia czapkę i wzrusza ramionami. - Przecież nie zostawimy jej samej, ludzie.
- No nie - przytakuje Riker. - Nie widzę problemu, jeśli chcesz z nią zostać. Nigdy nie lubiłeś strasznych domów. - Uśmiecha się, zakładając ręce na piersi.
- Lubię - protestuje blondyn. - Ale od krzyków na widok słabej podróbki zombie wolę romantyczne wycieczki.
Riker przygląda mu się przez chwilę, jakby chcąc coś powiedzieć, ale rezygnuje, a ja chyba wiem, o co chodzi. Stawiam sto dolców, że idzie o nocne wypady Rossa. Kto przebija?
Postanawiam przerwać tor rozmowy idący w kierunku gęstej mgły.
- Pierwszy jest tunel, potem reszta uciechy. - Podnoszę rękę. - Ustawiamy się w pary, czy jak to działa?
- Łódki są chyba siedmioosobowe - mówi Dells. - Idziecie, czy nie?
#Ross
- "Łódź zakochanych". Serio, Dells? - Spoglądam na siostrę, mrużąc oczy. - Serio?
- Narzekasz, fajnie będzie. - Rocky popycha mnie do przodu, na drewniany pomostek. Przy brzegu zacumowanych jest parę łódek, od dwu do ośmioosobowych, a kawałek dalej zaczyna się tunel, nad którym wesoło, a wręcz groteskowo świecą się różowe literki.
Riker podaje bilety biednemu facetowi w różowym kubraku, po czym wraca do naszej grupki.
- Do ósemki, nie? - Patrzy po nas uśmiechnięty.
W tym uśmiechu widzę cień skrywanej irytacji, która ciągnie się za nim, odkąd zgłosiłem się do pilnowania Mathers.
Kiwamy głowami jak jeden mąż i ruszamy w kierunku zejścia z pomostu.
Po kolei usadawiamy się w łódce. Rydel i Ell, Riker i Rocky, ja i Chris.
Matulu.
- No witaj, mała. - Uśmiecham się, siadając u boku szatynki.
Christine spogląda na mnie wesoło. Wygląda lepiej, niż wczoraj. Jest wypoczęta, więc mogę teorytycznie stwierdzić, że nie dręczyły jej złe sny. Ma na sobie cienkie, jasne dżinsy i czerwono-czarną koszulę Ratliffa, a na stopach te same trampki, które jej kupiłem parę dni temu. Na szyi przewiesiła niemal nieodłączny aparat.
- No cześć, mały.
Staram się zachowywać normalnie, jak brat, jak ktoś, komu jest ona albo obojętna, albo siostrą. Nie muszę chyba mówić, że nie jest łatwo.
- Jak samopoczucie?
Każda poważna rozmowa zaczyna się od "Jak się czujesz?" lub "Co u ciebie?". Zauważyliście?
- Lepiej, ale wciąż się boję. - Chris wykrzywia usta w próbie uśmiechu.
- Co ci się wtedy śniło? - pytam, zanim zdążę ugryźć się w język.
Chris nie odpowiada, a ja zaczynam żałować, że w ogóle zgodziłem się na ten wypad. Rozglądam się wokół, poprawiając czapkę na głowie.
Dzień jest ładny, choć stosunkowo chłodny - nie jest na tyle ciepło, by chodzić w samym podkoszulku. Jakieś dwie dziewczyny stoją przy brzegu, piszcząc jak oszalałe i wskazując na nas palcami. Machamy im razem z resztą zespołu, nim zdążymy zniknąć w jeszcze jasnej części tunelu.
- Tamta noc, po prostu... - odzywa się Chris.
- Co tamta noc? - Rocky odwraca się na ławeczce, zerkając na nas ciekawsko.
- Ta filmowa - mówię szybko, ale, wszystkim świętym dzięki, przerywa mi Ratliff.
- Selfie, moi drodzy!
Riker i Rocky zwracają się z powrotem w kierunku wystawionego w górę telefonu Ella. Uśmiecham się do obiektywu, w duchu dziękując przyjacielowi za poniekąd wyciągnięcie mnie z niemiłej sytuacji.
W tunelu zaczyna się robić ciemno, jedynie na jego murowanych bokach rozwieszony jest mrugający na biało łańcuch, a pod sufitem wiszą pojedyncze, świecące serduszka.
Lubię wesołe miasteczka, ale nie bardzo ciągnie mnie do tego typu atrakcji. Wydają mi się być tandetne i nigdy nie zabrałbym do nich dziewczyny na randkę z własnej inicjatywy. Takie rzeczy stoją dla mnie na równi z kebabem - lipa i tyle, brak wyczucia, jakiegokolwiek człowieczeństwa czy podstawowych odruchów estetycznych.
Słyszę szum wody, obijającej się o mury tunelu i naszą łódkę. Z przodu docierają do mnie szepty Rydel i Ella. Nie zdziwił mnie ich związek - po pierwsze dlatego, że od początku za nim obstawiałem, a po drugie: nie wyobrażam sobie innego gościa na miejscu Ratliffa. Może to kwestia przyzwyczajenia, ale Ellington jest odpowiednim chłopakiem dla mojej siostry. Znamy go dobrze i on wie, że Del jest dla nas - bądźmy szczerzy - ważniejsza niż przyjaźń z nim, bo gdyby ją skrzywdził, bez najmniejszych wątpliwości zaopiekowalibyśmy się Rydel, a jego, delikatnie mówiąc, odstawili. O ile zaistniałaby na tyle poważna sytuacja, oczywiście.
- Sh... Shor? Riker? - Cichy szept Chris, właściwie przechodzący w pisk, rozlega się tuż przy moim uchu.
Odwracam głowę w jej stronę, próbując dostrzec coś w irytującym półmroku.
- Chris?
Dziewczyna gwałtownie wtula się w moje prawe ramię, wbijając w nie palce.
- Auć, Chris, co jest?
- Ross, co ty odwalasz? - Riker okręca się na ławeczce i pochyla w naszą stronę.
Nad jego ramieniem widzę, że do końca tunelu jeszcze jakieś pół drogi, a Christine zaczyna oddychać coraz szybciej z ustami zaciśniętymi na rękawie mojej bluzy.
- Nic - mówię cicho, coraz bardziej zresztą przestraszony. - Chris?
- Zabierz mnie stąd - szepcze, kuląc się jeszcze bardziej.
- Nie mogę nic zrobić, musisz wytrzymać - mruczę, obejmując ją na tyle, na ile pozwala mi jej kurczowy uścisk.
- Co się dzieje? - Głowy Rydel i Ella pojawiają się nad ramionami braci. Siostra patrzy na nas zagubiona. - Ross, może ja zost...
- Nie - warczę. Zespół spogląda na mnie, zaskoczony moim nagłym wybuchem. Sam się dziwię swojemu zachowaniu, ale jeszcze mocniej przyciągam do siebie Chris. - Dam sobie radę.
Szatynka zaczyna cicho szlochać, mrucząc coś niewyraźnie. Nie bardzo wiem, co robić, ale nie daję tego po sobie poznać, tym bardziej, że czuję na sobie czujne spojrzenie Rikera.
Cisza przerywana jedynie pomrukami i szlochem Chris trwa aż do wypłynięcia łódki poza tunel. Przez cały ten czas modlę się, żeby nie było tam żadnych ludzi albo przynajmniej fanów, bo nienawidzę plotek, a te powstają z niczego i mnożą się szybciej niz drożdże, mutując po drodze przy okazji.
Widzę pomost ponad głowami ekipy.
- Tu się zatrzymujemy, zawołajcie kogoś - proszę, nadal lekko się kiwając w przód i w tył, jakbym bujał w ramionach małe dziecko. Pochylam się nad dziewczyną. - Już wysiadamy - szepczę.
Światło dnia otula naszą łódkę, a Chris przestaje szlochać jak ręką odjął.
Ratliff woła faceta w różowym kubraku. Spoglądam na brzeg - pusty. Wąski pas trawy ma jakieś dwa metry, oddzielony jest drewnianym, wysokim płotem od reszty wesołego miasteczka, co poznaję po dmuchanej ślizgawce tuż za nim.
- Wysiadacie już? - pyta zdziwiony mężczyzna, rzucając nam linę.
- Przyjaciółka źle się czuje, brzuch ją boli - tłumaczy Ratliff, zahaczając węzeł o występek na dziobie.
Christine rozluźnia uścisk i odsuwa się ode mnie kawałek.
Chcę coś powiedzieć, już otwieram usta, ale łódź uderza o pal pomostu, wzdrygając nieco jej załogą.
Bez słowa wysiadamy na brzeg, pomagam Mathers, wyciągając do niej rękę. Dziewczyna chwyta moją dłoń, ale wzrok ma wbity w ziemię. Jej twarz jest usłana czerwonymi plamkami, a rozpuszczone włosy trochę się potargały, mimo to nadal wygląda... ładnie. Ślicznie?
- Narzekasz, fajnie będzie. - Rocky popycha mnie do przodu, na drewniany pomostek. Przy brzegu zacumowanych jest parę łódek, od dwu do ośmioosobowych, a kawałek dalej zaczyna się tunel, nad którym wesoło, a wręcz groteskowo świecą się różowe literki.
Riker podaje bilety biednemu facetowi w różowym kubraku, po czym wraca do naszej grupki.
- Do ósemki, nie? - Patrzy po nas uśmiechnięty.
W tym uśmiechu widzę cień skrywanej irytacji, która ciągnie się za nim, odkąd zgłosiłem się do pilnowania Mathers.
Kiwamy głowami jak jeden mąż i ruszamy w kierunku zejścia z pomostu.
Po kolei usadawiamy się w łódce. Rydel i Ell, Riker i Rocky, ja i Chris.
Matulu.
- No witaj, mała. - Uśmiecham się, siadając u boku szatynki.
Christine spogląda na mnie wesoło. Wygląda lepiej, niż wczoraj. Jest wypoczęta, więc mogę teorytycznie stwierdzić, że nie dręczyły jej złe sny. Ma na sobie cienkie, jasne dżinsy i czerwono-czarną koszulę Ratliffa, a na stopach te same trampki, które jej kupiłem parę dni temu. Na szyi przewiesiła niemal nieodłączny aparat.
- No cześć, mały.
Staram się zachowywać normalnie, jak brat, jak ktoś, komu jest ona albo obojętna, albo siostrą. Nie muszę chyba mówić, że nie jest łatwo.
- Jak samopoczucie?
Każda poważna rozmowa zaczyna się od "Jak się czujesz?" lub "Co u ciebie?". Zauważyliście?
- Lepiej, ale wciąż się boję. - Chris wykrzywia usta w próbie uśmiechu.
- Co ci się wtedy śniło? - pytam, zanim zdążę ugryźć się w język.
Chris nie odpowiada, a ja zaczynam żałować, że w ogóle zgodziłem się na ten wypad. Rozglądam się wokół, poprawiając czapkę na głowie.
Dzień jest ładny, choć stosunkowo chłodny - nie jest na tyle ciepło, by chodzić w samym podkoszulku. Jakieś dwie dziewczyny stoją przy brzegu, piszcząc jak oszalałe i wskazując na nas palcami. Machamy im razem z resztą zespołu, nim zdążymy zniknąć w jeszcze jasnej części tunelu.
- Tamta noc, po prostu... - odzywa się Chris.
- Co tamta noc? - Rocky odwraca się na ławeczce, zerkając na nas ciekawsko.
- Ta filmowa - mówię szybko, ale, wszystkim świętym dzięki, przerywa mi Ratliff.
- Selfie, moi drodzy!
Riker i Rocky zwracają się z powrotem w kierunku wystawionego w górę telefonu Ella. Uśmiecham się do obiektywu, w duchu dziękując przyjacielowi za poniekąd wyciągnięcie mnie z niemiłej sytuacji.
W tunelu zaczyna się robić ciemno, jedynie na jego murowanych bokach rozwieszony jest mrugający na biało łańcuch, a pod sufitem wiszą pojedyncze, świecące serduszka.
Lubię wesołe miasteczka, ale nie bardzo ciągnie mnie do tego typu atrakcji. Wydają mi się być tandetne i nigdy nie zabrałbym do nich dziewczyny na randkę z własnej inicjatywy. Takie rzeczy stoją dla mnie na równi z kebabem - lipa i tyle, brak wyczucia, jakiegokolwiek człowieczeństwa czy podstawowych odruchów estetycznych.
Słyszę szum wody, obijającej się o mury tunelu i naszą łódkę. Z przodu docierają do mnie szepty Rydel i Ella. Nie zdziwił mnie ich związek - po pierwsze dlatego, że od początku za nim obstawiałem, a po drugie: nie wyobrażam sobie innego gościa na miejscu Ratliffa. Może to kwestia przyzwyczajenia, ale Ellington jest odpowiednim chłopakiem dla mojej siostry. Znamy go dobrze i on wie, że Del jest dla nas - bądźmy szczerzy - ważniejsza niż przyjaźń z nim, bo gdyby ją skrzywdził, bez najmniejszych wątpliwości zaopiekowalibyśmy się Rydel, a jego, delikatnie mówiąc, odstawili. O ile zaistniałaby na tyle poważna sytuacja, oczywiście.
- Sh... Shor? Riker? - Cichy szept Chris, właściwie przechodzący w pisk, rozlega się tuż przy moim uchu.
Odwracam głowę w jej stronę, próbując dostrzec coś w irytującym półmroku.
- Chris?
Dziewczyna gwałtownie wtula się w moje prawe ramię, wbijając w nie palce.
- Auć, Chris, co jest?
- Ross, co ty odwalasz? - Riker okręca się na ławeczce i pochyla w naszą stronę.
Nad jego ramieniem widzę, że do końca tunelu jeszcze jakieś pół drogi, a Christine zaczyna oddychać coraz szybciej z ustami zaciśniętymi na rękawie mojej bluzy.
- Nic - mówię cicho, coraz bardziej zresztą przestraszony. - Chris?
- Zabierz mnie stąd - szepcze, kuląc się jeszcze bardziej.
- Nie mogę nic zrobić, musisz wytrzymać - mruczę, obejmując ją na tyle, na ile pozwala mi jej kurczowy uścisk.
- Co się dzieje? - Głowy Rydel i Ella pojawiają się nad ramionami braci. Siostra patrzy na nas zagubiona. - Ross, może ja zost...
- Nie - warczę. Zespół spogląda na mnie, zaskoczony moim nagłym wybuchem. Sam się dziwię swojemu zachowaniu, ale jeszcze mocniej przyciągam do siebie Chris. - Dam sobie radę.
Szatynka zaczyna cicho szlochać, mrucząc coś niewyraźnie. Nie bardzo wiem, co robić, ale nie daję tego po sobie poznać, tym bardziej, że czuję na sobie czujne spojrzenie Rikera.
Cisza przerywana jedynie pomrukami i szlochem Chris trwa aż do wypłynięcia łódki poza tunel. Przez cały ten czas modlę się, żeby nie było tam żadnych ludzi albo przynajmniej fanów, bo nienawidzę plotek, a te powstają z niczego i mnożą się szybciej niz drożdże, mutując po drodze przy okazji.
Widzę pomost ponad głowami ekipy.
- Tu się zatrzymujemy, zawołajcie kogoś - proszę, nadal lekko się kiwając w przód i w tył, jakbym bujał w ramionach małe dziecko. Pochylam się nad dziewczyną. - Już wysiadamy - szepczę.
Światło dnia otula naszą łódkę, a Chris przestaje szlochać jak ręką odjął.
Ratliff woła faceta w różowym kubraku. Spoglądam na brzeg - pusty. Wąski pas trawy ma jakieś dwa metry, oddzielony jest drewnianym, wysokim płotem od reszty wesołego miasteczka, co poznaję po dmuchanej ślizgawce tuż za nim.
- Wysiadacie już? - pyta zdziwiony mężczyzna, rzucając nam linę.
- Przyjaciółka źle się czuje, brzuch ją boli - tłumaczy Ratliff, zahaczając węzeł o występek na dziobie.
Christine rozluźnia uścisk i odsuwa się ode mnie kawałek.
Chcę coś powiedzieć, już otwieram usta, ale łódź uderza o pal pomostu, wzdrygając nieco jej załogą.
Bez słowa wysiadamy na brzeg, pomagam Mathers, wyciągając do niej rękę. Dziewczyna chwyta moją dłoń, ale wzrok ma wbity w ziemię. Jej twarz jest usłana czerwonymi plamkami, a rozpuszczone włosy trochę się potargały, mimo to nadal wygląda... ładnie. Ślicznie?
Cisza między mną a Chris panuje już od kilku minut. Siedzimy na ławce przed wejściem do domu strachu, ramię w ramię, wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
Ludzie nie zwracają na nas szczególnej uwagi, jest ich zresztą niewielu. Wczesna godzina popołudniowa nie jest godziną, w której w tego typu miejscach zbierają się tłumy. Dopiero wieczorem zacznie się tu schodzić młodzież szukająca wytchnienia po szkole, treningu czy też chwili radości na randce. Tego trochę im zazdroszczę - tej beztroski, tej prywatności. Ale to błędne koło. Oni zazdroszczą takim, jak my z rodzeństwem, a my takim, jak oni.
- Nie wiem, co powiedzieć... - odzywa się nagle Chris i odchrząkuje. - Przepraszam?
- Nie masz za co. Znowu - wzdycham, opierając się łokciami na kolanach. - Tylko wiesz... O co chodziło? W samolocie miałaś ten sen, a...
- Chyba kwestia sytuacji. - Christine pociera przedramiona dłońmi. - Ciemność, mury... Nie wiem. Tym razem chyba chciałam... Nie wiem! - wybucha nagle, naciągając przód koszuli na twarz. - Nie wiem, nie wiem, nie wiem...
Impulsywnie obejmuję dziewczynę ramieniem i przyciągam ją do siebie po chwili wahania. Szatynka nie odsuwa się, opiera jedynie głowę gdzieś pod moim obojczykiem, pociągając nosem. Stado dzikich, malutkich węży rozpoczyna akcję "Spustoszenie" we wnętrzu mojego organizmu. Praktycznie jestem w stanie wyobrazić sobie mini żmije zapierniczające jelitem czy skaczące po wątrobie. Jak słodko.
- Chris, my to rozumiemy - mówię cicho, jednocześnie odganiając twardym spojrzeniem ciekawskiego, łysego faceta. Mężczyzna przewraca oczami, przyspiesza kroku i odchodzi dalej. - To znaczy, nie rozumiemy, bo nie mamy wglądu w twój umysł i uczucia, ale staramy się ogarnąć sytuację. A teraz uśmiechnij się, dasz radę. - Zaciskam lekko palce na jej przedramieniu. - Damy radę. Co mam zrobić, żebyś się uśmiechnęła? Nie chcę, byś płakała.
Chris odsuwa się kawałek, odwracając się twarzą w moją stronę.
Mimowolnie zerkam na jej usta, których kąciki zaczynają się unosić. Delikatne, miękkie. Idealne.
Stop.
Wracam wzrokiem w górę, przełykając ślinę. W oczach dziewczyny widzę zaczątki łez, ale spojrzenie ma wypełnione uśmiechem i wdzięcznością.
- Nawet nie wiesz, jak mi głupio, że musicie mnie znosić - wzdycha, wyplątując się z mojego uścisku. - Na waszym miejscu już bym siebie wykopała na zbity pysk. Najlepiej byłoby, gdybym wróciła do domu i...
- ...i biegała po ścianach, gryząc żyrandol. - Przewracam oczami. - Na pewno lepiej byś się czuła w domu, którego nie lubisz, jak nie nienawidzisz, bez jakiejkolwiek pomocy i kogokolwiek, kto by się przejął. I nie, nie gadałabyś z pyłkami kurzu - dodaję, widząc, jak otwiera usta z grymasem rozbawienia i protestu. - A pająki nie lubią długich spowiedzi, uwierz. Sprawdzona informacja.
Chris śmieje się cicho i poprawia włosy, zakładając je za uszy. Ja swoje odgarniam do tyłu i wracam do pozycji wyjściowej, czyli podpieram się na kolanach.
- Jestem i będę wam wdzięczna aż do końca swojego życia. - Dziewczyna patrzy na mnie z iskierkami w źrenicach koloru nadal przeze mnie nieokreślonego.
Ludzie nie zwracają na nas szczególnej uwagi, jest ich zresztą niewielu. Wczesna godzina popołudniowa nie jest godziną, w której w tego typu miejscach zbierają się tłumy. Dopiero wieczorem zacznie się tu schodzić młodzież szukająca wytchnienia po szkole, treningu czy też chwili radości na randce. Tego trochę im zazdroszczę - tej beztroski, tej prywatności. Ale to błędne koło. Oni zazdroszczą takim, jak my z rodzeństwem, a my takim, jak oni.
- Nie wiem, co powiedzieć... - odzywa się nagle Chris i odchrząkuje. - Przepraszam?
- Nie masz za co. Znowu - wzdycham, opierając się łokciami na kolanach. - Tylko wiesz... O co chodziło? W samolocie miałaś ten sen, a...
- Chyba kwestia sytuacji. - Christine pociera przedramiona dłońmi. - Ciemność, mury... Nie wiem. Tym razem chyba chciałam... Nie wiem! - wybucha nagle, naciągając przód koszuli na twarz. - Nie wiem, nie wiem, nie wiem...
Impulsywnie obejmuję dziewczynę ramieniem i przyciągam ją do siebie po chwili wahania. Szatynka nie odsuwa się, opiera jedynie głowę gdzieś pod moim obojczykiem, pociągając nosem. Stado dzikich, malutkich węży rozpoczyna akcję "Spustoszenie" we wnętrzu mojego organizmu. Praktycznie jestem w stanie wyobrazić sobie mini żmije zapierniczające jelitem czy skaczące po wątrobie. Jak słodko.
- Chris, my to rozumiemy - mówię cicho, jednocześnie odganiając twardym spojrzeniem ciekawskiego, łysego faceta. Mężczyzna przewraca oczami, przyspiesza kroku i odchodzi dalej. - To znaczy, nie rozumiemy, bo nie mamy wglądu w twój umysł i uczucia, ale staramy się ogarnąć sytuację. A teraz uśmiechnij się, dasz radę. - Zaciskam lekko palce na jej przedramieniu. - Damy radę. Co mam zrobić, żebyś się uśmiechnęła? Nie chcę, byś płakała.
Chris odsuwa się kawałek, odwracając się twarzą w moją stronę.
Mimowolnie zerkam na jej usta, których kąciki zaczynają się unosić. Delikatne, miękkie. Idealne.
Stop.
Wracam wzrokiem w górę, przełykając ślinę. W oczach dziewczyny widzę zaczątki łez, ale spojrzenie ma wypełnione uśmiechem i wdzięcznością.
- Nawet nie wiesz, jak mi głupio, że musicie mnie znosić - wzdycha, wyplątując się z mojego uścisku. - Na waszym miejscu już bym siebie wykopała na zbity pysk. Najlepiej byłoby, gdybym wróciła do domu i...
- ...i biegała po ścianach, gryząc żyrandol. - Przewracam oczami. - Na pewno lepiej byś się czuła w domu, którego nie lubisz, jak nie nienawidzisz, bez jakiejkolwiek pomocy i kogokolwiek, kto by się przejął. I nie, nie gadałabyś z pyłkami kurzu - dodaję, widząc, jak otwiera usta z grymasem rozbawienia i protestu. - A pająki nie lubią długich spowiedzi, uwierz. Sprawdzona informacja.
Chris śmieje się cicho i poprawia włosy, zakładając je za uszy. Ja swoje odgarniam do tyłu i wracam do pozycji wyjściowej, czyli podpieram się na kolanach.
- Jestem i będę wam wdzięczna aż do końca swojego życia. - Dziewczyna patrzy na mnie z iskierkami w źrenicach koloru nadal przeze mnie nieokreślonego.
- Uśmiechaj się tylko częściej, mała...
Sumienie się odzywa nagle, niespodziewanie kłując moje serce jak zdziczałe stado szpilek. Przed oczami staje mi sytuacja z przedostatniej nocy - praktycznie słyszę ciężkie, urywane dyszenie brunetki, czuję jej paznokcie wbite w moje barki, widzę jej rozpaloną twarz, rozchylone usta. Odgłos pękającej gumki w bokserkach.
Potrząsam głową, odganiając od siebie te widoki. Nagle wydają mi się być niewłaściwe, straszne, a wręcz obleśne. Robi mi się niedobrze, jakbym się brzydził samym sobą.
Zmuszam się do uniesienia kącików ust, ale na marne - przeszywające spojrzenie Chris wydaje się mieć wgląd w moje myśli, zupełnie, jakby były one wyświetlane na slajdach czy filmie.
Czuję uścisk dłoni, zerkam w dół. Dziewczyna splata swoje palce z moimi i zaciska je lekko, jakby pokrzepiająco. Nie mówi nic, a ja tylko wpatruję się w jej profil, gdy odwraca głowę, wlepiając wzrok w przestrzeń przed sobą. Otwieram usta, chcąc powiedzieć "dziękuję", ale nie wydobywa się ze mnie żaden dźwięk.
Potrząsam głową, odganiając od siebie te widoki. Nagle wydają mi się być niewłaściwe, straszne, a wręcz obleśne. Robi mi się niedobrze, jakbym się brzydził samym sobą.
Zmuszam się do uniesienia kącików ust, ale na marne - przeszywające spojrzenie Chris wydaje się mieć wgląd w moje myśli, zupełnie, jakby były one wyświetlane na slajdach czy filmie.
Czuję uścisk dłoni, zerkam w dół. Dziewczyna splata swoje palce z moimi i zaciska je lekko, jakby pokrzepiająco. Nie mówi nic, a ja tylko wpatruję się w jej profil, gdy odwraca głowę, wlepiając wzrok w przestrzeń przed sobą. Otwieram usta, chcąc powiedzieć "dziękuję", ale nie wydobywa się ze mnie żaden dźwięk.
***
Czy ktoś z was zauważył coś ciekawego w povie Rossa? Na przykład niejakie podobieństwo do "Smile"? No to uwaga: napisałam ten rozdział w środę, trzy dni przed premierą piosenki C:
Albowiem jestę geniuszę i telepatę.
U was też taki zapiernicz? Tydzień choroby będzie się za mną w skutkach ciągnął z miesiąc. Zaliczania, poprawy, doczytywanie tematów... Teoryrycznie mogłam to robić podczas choroby, ale chorzy wiedzą, że w tym okresie nie ma się na to ani siły, ani ochoty, a mózg pracuje na wstecznym.
Anyway. Muszę napisać rozdziały do 26, żeby mieć zapas i móc zająć się czougiem.
Więc nie wiem, kiedy wracam, I hope soon.
Jakby co to jestem na asku c:
Bajos c:
Aj fink abaut juuu
OdpowiedzUsuńEwri morning łen aj ołpen maj aaaajs
Aj fink abaut juu
Ewri iwing łen aj turn ap dy lajts
Aj fink abaut juu
Ewri moment, ewri dej of maj laajf
Ju on maj majd, ol dy tajm, is truuu
AJ FINK ABOUT JU, JU JU JU JUUU
AJ FINK ABOUT JU, JU JU, JU JUUUU
You can come to me w tytule, ale idąc twoim śladem i filmikami proponowanymi przez bloggera stwierdzam, że I think about you też jest wyjebiste.
Soł macz Ausli.
Oł je.
W rozdziale nie ma Rika, moje cukiereczki.
Ja pierdziele, Święto Lau czy jak? ._.
Powiem tak.
Rik takie kluski z serem, siedem linijek opisywania motylków w brzuchu, czternaście zdań o uczuciach przy Chris i dokładny opis jej zachowania.
No i ponad dziesięć rozdziałów, żeby uświadomić sobie uczucia do niej.
Rik. Cioto jedna, działaj, a nie pitu pitu i nocne przytulanki.
U Rossa idzie jakoś szybciej. To znaczy, refleks zakonnicy, bo przecież ogarnął, że oddał Chris bratu dopierooo trzy rozdziały później? Dwa. Somfin lajk dat.
Ale Ross często dużo mówi, pomijając swoje niektóre myśli, często istotne. Taki rozchwytywany, popatrz. Ale przynajmniej dziffek zaczyna się brzydzić. Jest postęp, yhym.
Z drugiej stronyyy...
Nie potrafię powiedzieć, które kluski wolę. Czy kluski z serem Rikunia, czy kluski z sosem Rossa.
*Ta metafora. Sos się szybciej rozprzestrzenia po kluskach niż ser, a kluski same w sobie są takie rozwalone i powolne, ale Ross jest szybszą, powolną ciotą, a Rik jest wolniejszą, powolną ciotą.*
MOJA LOGIKA PO BIO. JA PIERDZIELE.
znam tfuj bul.
Ell i Del tacy suodcy. No nie da się nie pomiziać w policzki i nie zrobić błogosławieństwa na czółku. c:
ZAZDROSNY RIK.
TAK.
AGRESYWNY RIK!
O TYM MARZĘ.
MOŻE NAWET POBIĆ ROSSA, MI TAM KIJ.
TO BY BYŁO GOOOOOD.
Ostatni miły rozdział, powiadasz... Huh.
Adres już mam.
Teraz tylko szukać stanika na allegro, najlepiej używanego.
I prezent na święta finito.
~Raffy
Nie, nie, nie, nie, nie...
OdpowiedzUsuńMój lament zapewne długo by jeszcze trwał gdyby nie fakt, że jestem troszeczkę zła.
Ciekawi was dlaczego ?
Powiem, otóż... GDZIE MÓJ RIKER ?
Ross odpimpolaj się od Chris. Nie tak całkowicie, ale na tyle, by Riker mógł z nią być.
Ja się pytam dlaczegosz to Riker nie mógł z nią usiąść w tej łódce.
Dlaczego mój kochany blondynek musi tak długo zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć do brunetki...
Wiem jedno. Rossa bardzo lubię, ale to Rikuś lepiej wygląda z Chris.
Przyzwyczaiłam się już do tej pary i kocham ją.
Oni tak słodko sobie siedzą.. Chris oparta o ramię Rikera i sielanka- witam cię.
A tu nagle nasz bunetka, paluszki sobie z Rossikiem splata
Chyba mnie krew zaleje...
Ma być po staremu... plissss
Mam tylko nadzieję, że Riker nie zobaczy tej scenki na końcu, bo to by go załamało...
Biedactwo, myśli, że Ross odpuścił, a on wcale nie rezygnuje...
Inwazja pasztetów atakuje i ten tego...
Dubi dubi du ba du bi dubi du ba... oto jest spółka zło Dundersztyca !!!
Ha ha ha, chyba mi na palmę siada :D :D :D
Pozdrowienia...... :)
Ty zła kobieto!!!!
OdpowiedzUsuńRiker!!
gdzie on jest?!
nie Ross!! on ma spadać do swoich dziwek a Chris zostawić w spokoju!!!
Riker weź zamknij gdzieś Rossa i zostawcie go w wesołym miasteczku ;-;
Chris kocha Rikera!!
jasno się wyraziłam?!
nie Rossa!!
on jest jej bratem czy pieskiem!!
obojętnie
ale ma być z Rikerem!!
bo mój mąż się załamie ;-;
ja chce już nexta :3
pozdrawiam <5
Elvis, japa, maj darlin, zaśpiewasz mi "Love me tender" za moment, ja tu komentarz piszę!
OdpowiedzUsuńSzeczytałam już wczoraj i już w "Laczku zła i mariaczim" pisałam, że brakuje mi Rika. On jest
taki uroczy, takie dzieciątko błądzące po omacku.
Dlaczego mam w tym momencie w głowie "ej, dajmy mu ksywę Tinki Łinki!" - aj haw noł ajdija.
Elvis śpiewa, że nie pozwoli mi odejść, oh słiti, wiem, ale milcz.
Wracając do bloga.
Czekam na to pierdolnięcie, które szykujesz! Wiesz, jak kocham dramy.
Pamiętasz jak czytając povy Rossa, widziałam go w stylówce "wujek Heniek na wakacjach ol
inkluziv"? Teraz dodaj do niej ten przedział mocy. Moja wyobraźnia nie pozwala mi się skupić na
wewnętrznych rosskminach blondaska. Aj low dżizas, dżizas ys lajf.
Tak.
Oplułam ścianę.
Again.
Mówiłam już, że mam to na tapecie?
Beka ol tajm.
Ross kończy z dziwkami? To chyba wpływ tej mojżeszowej fryzury.
Mówię Ci.
Lubię to, jak rozwijasz postać Chris.
Przebieram moimi karlimi stópkami z niecierpliwością i czekam na r19. :D
Laczek z Tobom, maj low.
M
ROSS I CHRIS DO YOU UNDERSTAND ME ???!!! TOGETHER!!! FOREVER !!! :D
OdpowiedzUsuńChris zaczyna mnie z deka irytować :|
OdpowiedzUsuńTaka ,,co to nie ona xd"
Nie wiem, może przesadzam ;p Ale chcem aby była z Rossikiem xd Czekam na next ;3
Dziękuję za dedyk (mam tak wielki problem z tym internetowym slangiem, że głowa boli). W każdym radzie, dziękuję. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłam :)
OdpowiedzUsuńZwiązek Ratliffa jest taki... uroczy? Sama nie wiem jak go określić, hm. Widać, że on zrobi wszystko o co tylko ona go poprosi. Jak z tymi łódkami. Gdybym była facetem i moja dziewczyna, chciałaby iść na coś takiego, to... Oj dobra! Pewnie bym się zgodziła, chociaż myślałabym inaczej. Ale cóż, już tacy panowie są ;) Szkoda, że Chris swoim atakiem/napadem paniki, czy czegoś w tym stylu, przerwała im to, ale.. To nie jej wina, nie? To znaczy na pewno, bo to siedzi w psychice i w ogóle. POV Rossa było szczere. Przepełnione zapewnieniami, niemymi obietnicami, że Lynchowie są przy mniej nieważne co. I uczuciem. Tak sądzę. Mogę się też mylić. Ogólnie cały rozdział bardzo mi się podobał i szczerze powiedziawszy/napisawszy (jak to woli), już nie mogę się doczekać tych dramatów, przykrości, łez i co tego co jeszcze dla nas wymyśliłaś.
Dużo weny, kochanie! :*
- matrioszkaa! xx
Chcę jeszcze dodać, że właśnie odsłuchałam piosenkę z tytułu i zgłaszam protest! Ona cała powinna pojawić się w serialu, no.
UsuńTY JESTEŚ TAKA SOŁ MACZ CHODZĄCA MĄDROŚĆ.
OdpowiedzUsuńSMILE EVERYWHERE. Ale komu to przeszkadza? Na pewno nie mi. Ania walnęła swoją skrywaną w odmętach mózgu telepatię i wszystko gites majonez.
"Praktycznie jestem w stanie wyobrazić sobie mini żmije zapierniczające jelitem czy skaczące po wątrobie. Jak słodko."
CHYBA ZMIĘKŁO MI SERCE PO TYM MOIM JAKŻE ZAJEZACNYM (twórz nowe słowa. nieważne, że nikt ich nie rozumie. tak jest zapisane w moim osobistym Dekalogu Nad Łóżkiem Pobłogosławionym Przez Ratliffa) GIFIE POD OSTATNIM ROSSDZIAŁEM, BO W CZASIE TYCH KILKU SEKUND, KIEDY OGARNIAŁAM, DLACZEGO MOJA SKARPETKA PRZYCZEPIŁA SIĘ DO FIRANY ZACZĘŁAM WSPÓŁCZUĆ ROSSOWI. Dajesz wiarę, że pomyślałam nawet: "Musisz walczyć o Chris"?
HA.
HAHA.
HAHAHAHA.
Jasne. Ogarnęłam się.
RIKER TY CIOTO, WIESZ CO MASZ ROBIĆ. ROSSA ZA KOŁNIERZ I WYPIERDOL Z TEJ ŁÓDECZKI, A TY MIZIAĆ SIĘ Z CHRIS.
A żebyś nie wyszedł na brata-tyrana, to zapakuj Rossa w jakieś pudełko, owiń ładnym papierem prezentowym i przewiąż kokardką. Następnie dostarcz do JAKIEJŚ TAM CIOTKI. Ona już wyśle go na odwyk od dziffek, a potem spiknie z jakąś uroczą dziewoją z sąsiedztwa.
JA NAWET MOGĘ PACZKĘ DOSTARCZYĆ, NO PROBLEM.
A JAKBYŚ MÓGŁ DODAĆ DRUGĄ Z ELLEM GRATIS, TO BĘDĘ WDZIĘCZNA.
No proszę. A myślałam, że będę cię musiała za coś więcej opierdolić, a tu elegancko wszystko poszło.
Ale wiesz, co masz robić.
RIKER I CHRIS.KURDE.MAJĄ.BYĆ.RAZEM.
Pozdro, Duckling c;
Fajny rossdział.
OdpowiedzUsuńDestiny
Ooooo. W końcu się doczekałam jakiegoś rozdziału z porządną ilością Rossa. Zadowoliłaś mnie. Tak to ciągle Riker - tuta Riker ją przytula, tu ta go bije, tu ten czyta jakieś strony, by jej pomóc. Nie no, wszystko fajnie o ile ktoś shippuje Riss. Ja nie jestem jedną z tych osób, więc tak jak lubię Rikera, tak już go było dla mnie za dużo. No dobra, może nie to, że Rikera było za dużo. Rikera może być dużo, bo to spoko ziomek. Było za mało Rossa. On też jest spoko ziomkiem, więc moje serce krzyczało 'no we, Sparrow, gdzie on jest?'.
OdpowiedzUsuńNiby takie delikatne gesty - przyciągnął ją do siebie, albo ona złapała jego rączkę.
Mimo to gdy to sobie wyobrażam, to to dla mnie oznaki czegoś mega wielkiego, mega super. Wiem, że sobie wmawiam, ale co ._.
Najbardziej maślane oczka miałam w momencie, w którym Ross czuł obrzydzenie do tego, że przeleciał tę brunetkę. Tak Rossy, tak! Mój wspaniały, w końcu się ogarniasz.
Dla Twojego Rossa widzę nadzieję, gdyż Ross - ten prawdziwy - ostatnio coraz bardziej mnie denerwuje. Ta hipokryzja pewnego rodzaju. Pisze coś w stylu 'czy już się uśmiechamy', a to on na 95% nagrań czy czegokolwiek ma minę, jakby mu ktoś z bicza trzasnął. Wydaje mi się, że jestem na to taka uczulona, bo sama ostatnio mam problemy z pozytywnym myśleniem. Więc może w pewnym sensie chciałabym, by chociaż R5 trochę mnie zainspirowało?
Cholera wie. Nevermind, forget about it.
W każdym razie Chross się rozwija, a ja popieram. I gdy powiedział do niej 'mała', hehehehheheheheh. Kocham.
I serio Dells? Tunel miłości? Co za lamiks, przecież to masakra taki tunel musi być. Egh.. Rzyyyyyygaaaaaaam. No, ale cóż. 'Być kobietą być kobietą...'.
Przepraszam za to, że dodaję komentarz z takim opóźnieniem. Nie ma mnie w domu zbytnio ostatnimi czasy, a czasu na spanie brakuje, więc tak jakoś wychodzi.
Swój rozdział mam napisany. Pozostaje tylko kwestia przepisania go na komputer. Taaaa....
Ale oczywiście przeczytałam tę notkę od razu po wstawieniu! Internety w telefonie, dziękuję Wam. Ale jak wiesz, nie potrafię komentować na telefonie także tego. Autentycznie nie potrafię, próbowałam.
Pozderki(ale to gimbusiarko brzmi).