#Ratliff
Ziewam przeciągle, sunąc korytarzem w stronę pokoju dziewczyn.
Rydel prosiła, żebym wpadł. O nieludzkiej godzinie piątej po prostu zadzwoniła. Nie żebym miał coś do Neon Trees, ale chciałbym się wyspać. Na szczęście Rocky zagłuszał sam siebie chrapaniem, więc nie usłyszał 'budzika'. Tym bardziej, że niemal od razu schowałem telefon pod poduszkę, jednocześnie prawie spadając z łóżka.
Promienie wschodzącego słońca oświetlają hall, wpadając przez okno na jego końcu. Poprawiam zsunięte bokserki i pukam delikatnie w jasne drzwi.
Niemal natychmiast staje w nich Dells. Potargane włosy, pospiesznie zaplecione nad karkiem w coś, co przypomina gniazdo, dodają jej uroku i kruchości. Pozory mylą - nie raz mi sie od niej oberwało. Wiem, co mówię.
- Cześć, Ell - uśmiecha się, popychając mnie lekko do przodu i zamykając za sobą drzwi od pokoju, w którym, z tego, co zauważyłem, panuje ciemność.
- Cześć, księżniczko. Co się stało? - pytam ochryple.
Wokół panuje cisza, wszyscy mądrzy jeszcze śpią.
Blondynka opiera się o ścianę obok drzwi i przygarnia mnie naprzeciwko siebie.
- Nic. Chciałam tylko złapać dla nas trochę czasu - mówi cicho, zaciskając dłoń na mojej koszulce.
Mój mózg próbuje wydostać się z dna czaszki, ale idzie mu to opornie, więc muszę działać intuicyjnie.
Pochylam się nad Rydel i całuję ją w czoło, następnie opierając o nie swoje.
- Miło z twojej strony - szepczę. - Wiesz, miałem ciekawy sen...
- Potwór parówkowy? - śmieje się dziewczyna.
- Gadająca sowa.
- A co mówiła? - mruczy Del, obejmując moją twarz ciepłymi palcami.
Wtulam policzek we wnętrze jej dłoni i odnajduję jej spojrzenie. Co z tego, że obudziłem się dziesięć minut temu?
- Nie pamiętam. - I całuję ją delikatnie, napierając na jej ciało, odziane w spodenki i koszulkę na ramiączkach.
Moje dłonie krążą po bokach blondynki spokojnie, jeszcze w zaspanym tempie, a krew w żyłach zaczyna dopiero się budzić.
Kłamałem. Pamiętam.
Mówiła "wystarczy chcieć".
#Ross
Przekręcam się na łóżku, obudzony dźwiękami budzika. Głos wokalisty The Script rozchodzi się po pokoju, obwieszczając godzinę siódmą.
Spałem może z cztery godziny. Znowu.
Riker pół nocy wiercił się na łóżku jak Sid na skale, na dodatek świecił telefonem, do którego wsadzał nos. Raz nawet spadł na podłogę. Zrobił tylko "ała" i dalej wręcz lizał ekran iPhone'a.
Siłą rzeczy sam nie mogłem spać, dopóki nie przysnął nad tym pieprzonym telefonem, więc teraz potrzebuję się jakoś rozbudzić.
Powoli siadam na łóżku i przeczesuję włosy palcami. Grzywka opada mi na oczy, ale i tak widzę przez nią nadal śpiącego Rikera. Brat leży na brzuchu z iPhone'm koło głowy i rękoma pod brzuchem. Na brzegu materaca.
Uśmiecham się pod nosem i sięgam do szafki stojącej obok łóżka po telefon. Wpisuję hasło, wyszukuję numer Rika i naciskam zieloną słuchawkę.
Nie muszę długo czekać na gitary MacBusted. Brat z krzykiem ląduje na podłodze i zaraz kuli się na niej jak dziecko.
- Wstawaj. - Trącam go stopą w bark. Na jego nieszczęście nasze łóżka ustawione są równolegle do siebie. - Mi nie pozwalałeś spać, to i ja tobie nie pozwolę.
- Bądź człowiek, taki fajny sen miałem - burczy Riker i odtrąca moją nogę.
- Tak, na pewno dużo się działo przez te cztery godziny snu. - Przewracam oczami i wstaję do stosunkowo prostego pionu.
Przed oczami pojawia mi się słaniająca się na nogach Chris. Nie potrafiła nawet ustać. Mama opowiadała potem, że musiała ją przytrzymywać pod prysznicem.
- Internety wciągają - mruczy Rik i przewraca się na plecy. - Taki klimat.
Mimo wszystko widzę, że jego twarz jest rozpromieniona, jakby zjadł Słońce. Dziwne, wziąwszy pod uwagę jego wczorajszy stan a'la depresja.
- Co ty tam w ogóle klikałeś? Wierciłeś się, jakbyś na kolcach leżał.
- Czytałem. - Blondyn wzrusza ramionami i unosi się na czworaka, po czym siada na kolanach.
- "1001 niewygodnych pozycji do snu"? Bo na to wyglądało.
- Taaakie tam. - Riker ziewa przeciągle, po czym kicha parę razy. W ciągu osiemnastu lat zdążyłem się przyzwyczaić do jego rytuałów porannych.
Kucam przy torbie podróżnej, wybieram ciuchy i ruszam w stronę łazienki, słysząc podnoszącego się z ziemi brata.
Zamykam za sobą drzwi i staję przy zlewie. W lustrze widzę niewyspany wyraz twarzy i burzę blond włosów, wyglądających jak po gruntownym grabieniu widłami. Wzdycham cicho, po czym zrzucam piżamę i wchodzę pod prysznic.
Czas na Ice Bucket w wersji light. Przystawiam słuchawkę do karku i jednym ruchem włączam zimną wodę.
Ulice Sandy przewijają mi się przed oczami w drodze do klubu. Wypijam resztę miętowej herbaty, po czym obejmuję kubek dłońmi, nie odrywając spojrzenia od okna.
Parę dziewczyn macha mi z widocznym podekscytowaniem, gdy przejeżdżamy przez skrzyżowanie. Uśmiecham się do nich i odmachuję.
- Cześć, Shor.
Mrugam szybko i odwracam głowę. W drzwiach kuchni stoi Chris, ubrana w kupioną jej przez Rydel piżamę. Włosy ma rozpuszczone, przełożone przez prawe ramię, a na twarzy maluje się... nic? Po prostu pustka. Aż straszna. Nie że pustka jak na twarzy tępej blondynki, tylko... Jakby była wyprana z emocji.
Dziewczyna siada naprzeciwko mnie, podkula nogi i wbija spojrzenie w splecione na kolanach palce.
Kolejne parę minut mija w ciszy, próbuję zrozumieć zaistniałą sytuację. Może nie tyle, co zrozumieć, a przetrawić. Nie spodziewałem się jej tutaj.
- Jak się czujesz? - rzucam pierwsze sensowne pytanie, które przychodzi mi na myśl.
- Lepiej. - Kiwa głową i zerka na mnie smutno. Mija kilka długich sekund, w końcu bierze płytki oddech. - Przepraszam za tamten wyskok. Po prostu...
- Rozumiemy - przerywam jej. Widzę, że ciężko jej o tym mówić. - Chris, spokojnie. Poradzimy sobie, tak? Nie jesteś sama, a my nie jesteśmy bezduszni. - Puszczam kubek, zakładam ręce na piersi. - Może to jest nieprawdopodobne, ale zależy nam na tobie. I pomożemy ci na tyle, na ile będziemy w stanie.
Zdaję sobie sprawę, że mówię w imieniu całej rodziny, ale nie kłamię. Mimo niedługiego czasu pobytu Chris u nas, naprawdę się z nią zżyliśmy.
Niektórzy z nas nawet bardzo.
- Dziękuję. - Szatynka spogląda na mnie wyraźnie rozluźniona. - Sęk w tym, że ja nad tym nie panuję - wzdycha. - To wychodzi ze mnie samoczynnie. Nagle przed oczami staje mi tamto zdarzenie i... Gdy przechodzi obok mnie jakiś mężczyzna, automatycznie się odsuwam. Aż mi głupio.
- Zauważyłem - wtrącam, wstając od stołu.
Odstawiam kubek do zmywarki, wyciągam z szafki batona zbożowego i siadam z powrotem.
- Z wami jest inaczej, czuję się jak w rodzinie - kontynuuje Chris, gdy zaczynam rozrywać papierek. Skinieniem ręki proponuję jej połowę wafelka, ale kręci głową. - W samolocie...
Milknie, a ja nie mam serca jej popędzać. W samolocie to nie bardzo wiedziałem, co robić. Przede wszystkim nie potrafiłem zrozumieć, co się dzieje. Obudziło mnie szturchnięcie Rocky'ego, który został popchnięty przez odsuwającą się od Rikera Chris. Widziałem tylko przestraszoną minę Rika, zdziwionego Rocky'ego, wychylających się z przodu rodziców i Ella, stojącą przy nas Rydel. Nie słyszałem słów, nie przyszło mi do głowy ściągnięcie słuchawek. Patrzyłem tylko na rozgrywającą się akcję, jakbym oglądał niemy film.
- Muszę przeprosić Rikera - odzywa się znowu Christine. - Chyba mocno go kopnęłam.
- Kopnięciem to się pewnie nie przejął. - Wspominam wyraz twarzy brata z czasu trwania 'incydentu'. - Bardziej tym, że się go bałaś. Lub boisz.
Mathers kiwa głową i spogląda przez okno.
- Chris, czy ty... Riker... - zaczynam mówić, a raczej jąkam się, przegryzłszy ostatni kawałek batona.
Zaciskam dłonie. Nie zaczynajmy może tego tematu.
- Hę? - Dziewczyna odwraca głowę, jakby wyrwana z transu.
- Czy... Nic. Już nic. - Kręcę głową. - Nieważne.
Napotykam jej zaskoczone spojrzenie. Uśmiecham się, mając nadzieję na przekonujący wyraz tego gestu. Chris przekrzywia lekko głowę, ale nic nie mówi.
Autobus się zatrzymuje. Zaglądam przez okno. Kilkanaście dziewczyn w różnym wieku stoi już pod klubem, oczekując na nas. Tyle się zmieniło w przeciągu tych paru lat.
- Powodzenia dziś wieczorem - mówi Christine.
- Do wieczora daleko, siostro. Zaraz ruszamy do miasta, Rydel chciała skoczyć do sklepu.
Jak na zawołanie Dells wchodzi do kuchni, już ubrana w koszulę i dżinsy.
- Co ja? - pyta, siadając obok mnie. - Cześć, Chris.
- Cześć - uśmiecha się szatynka. - Ross mówi, że chcesz iść do sklepu.
- Nie chcę, tylko wszyscy idziemy. - Siostra patrzy na mnie karcąco. - Ross też lubi biegać po sklepach.
- Mhm - mruczę i podnoszę się od stołu, wywracając oczami na chichot Del. - Wychodzimy, czekają na nas.
- No już, już. Wołaj resztę. Chris, wychodzisz z nami?
- W piżamie? - Szatynka spogląda na swoje ubranie, składające się z długich, błękitnych spodni i białej koszulki z krótkim rękawem. - Chętnie, ale wolałabym nie straszyć ludzi tym Papą Smerfem na plecach.
#Riker
Przesuwam kolejne wieszaki z prawej do lewej, pobieżnie zerkając na koszule. Kratka, paski, kratka, czysta...
- W tej szarej będzie ci dobrze - słyszę głos Chris tuż obok.
Przechodzą mnie lekkie dreszcze. Nie spodziewałem się, że do mnie podejdzie. Nie po tym, jak mnie wykopała z siedzenia. To znaczy, spodziewałem się, ale nie tak szybko.
Odchrząkuję.
- Myślisz? - Ściągam wieszak z szarą koszulą z krótkim rękawem i wyciągam rękę przed siebie.
Chris rozpina jeden z jej guzików na górze.
- Tak, teraz tak.
Odwracam głowę w jej stronę, opuszczając ramię. Dziewczyna spogląda na mnie ze mieszaniną smutku, niepewności i próby uśmiechu w wyrazie twarzy.
- Chris, ja... Szczerze? - wzdycham. - Szczerze, to nie wiem, co powiedzieć.
- Bo nie musisz nic mówić. - Kręci głową i wsadza ręce w kieszenie dresów. - Przepraszam.
- Hej, nie masz prawa mnie przepraszać. - Chcę się uśmiechnąć, ale wątpię, żeby mi się udało. - To normalne w... w twoim stanie.
Spuszczam wzrok i przewieszam koszulę przez przedramię. To ja powinienem przepraszać. Za swoją głupotę. Kto normalny myśli, że dziewczynie po gwałcie nie dolega nic poza obrażeniami fizycznymi?
I znowu to straszne słowo.
- Weź jeszcze tą przymierz. - Christine ściąga wieszak z górnego drążka, stając na palcach, i podaje mi go, po czym przystaje między mną a ciuchami. - Nie sądzę, żebym mogła wam coś obiecać, jeśli chodzi o moją psychikę, bo nad tym nie panuję. - Spogląda mi w oczy, unosząc głowę. - Ale będę próbować. Chcę żyć normalnie. Chcę z tego wyjść.
- Chris, my...
- Nie stój pan na środku przejścia! - słyszę męski głos, a po chwili już zostaję popchnięty do przodu.
Udaje mi się utrzymać równowagę, gdy jedną ręką opieram się o występek ściany, a facet burczy coś jeszcze pod nosem i przechodzi dalej.
Przewracam oczami i mimowolnie spoglądam w dół. Przestraszona i rozbawiona Chris wpatruje się we mnie z powstrzymywanym uśmiechem. Niecałe dziesięć centymetrów od mojej twarzy.
Odpycham się szybko od ściany, wracając do pionu, i poprawiam wiszące na prawej ręce ubrania.
- O czym to...? Aha. - Poprawiam włosy mechanicznym gestem i odchrząkuję, próbując spowolnić akcję serca. - Wbrew zasadom świata, chcemy ci pomóc, Chris. Zarówno w strefie fizycznej, jak i psychicznej. Więc nie masz ani za co przepraszać, ani nie musisz nic obiecywać.
- Wbrew zasadom świata? - Dziewczyna unosi jedną brew.
- Przejęzyczenie. - Wzruszam ramionami. - A teraz już dosyć tych przeprosin. Idziemy po jakieś ciuchy dla ciebie, a potem po telefon.
No przecież jej nie powiem, że pół nocy spędziłem na czytaniu psychologicznych stronek i kobiecych forum.
Nie?
- Zachowujesz się, jakbyś nigdy wcześniej nie miała telefonu - śmieję się, obserwując Chris.
Dziewczyna siedzi obok mnie na brzegu sceny i obraca iPhone'a w dłoniach, wpatrując się w niego nieustannie.
Do koncertu zostało jeszcze ze cztery godziny, aktualnie ostatnie części sprzętu są rozstawiane na scenie, a przy barze tworzy się sklep z gadżetami zespołu. Ell i Dells siedzą przy ladzie, popijając jakiś sok, Rocky i Ross dyskutują nad sensem utworu Backstreet Boysów, a rodzice instruują pracowników klubu.
Obrazek jak z każdego koncertu, z pewnymi różnicami - Rat i Rydel nigdy nie siedzieli razem tak długo i tak blisko, no i jeszcze tydzień temu w naszej ekipie nie było Chris.
- Po prostu dziwnie się czuję. Jakbym was wyzyskiwała - wzdycha szatynka.
- Daj spokój. Mama jest stale chętna do pomocy, zawsze pierwsza z informacjami o nowych fundacjach, a ile to już razy przygarniała bezdomnego, czy biednego na święta lub obiad - śmieję się. - Więc ponieważ twój telefon i portfel zginęły tamtej nocy, a chcemy też cię bronić od jędzy Brooks, tym samym też jeździsz z nami w trasie, trzeba cię zaopatrzyć w podstawowe przedmioty codziennego użytku.
- Ale z tą szczoteczką do zębów z rysunkiem Pikachu toś mnie zaskoczył. - Odwraca głowę i patrzy na mnie rozbawiona. Widzę wypisaną na jej twarzy wdzięczność.
- Te z Ashem się skończyły - bronię się. - A różowego nie lubisz, więc kwiatki odpadały.
To się może wydawać być normalną rozmową. Ale gdy Chris zerka na mnie kątem oka i uśmiecha się smutno, wiem, że tak nie jest. Obydwoje wiemy.
I nie chodzi tu o motylki rozwalające sztyletami moje wnętrzności.
#Ratliff
Rydel przelotnie ściska moją dłoń i idzie za resztą zespołu. Godzinę po zakończeniu koncertu wychodzimy w końcu z klubu, jak zwykle zmęczeni, ale wciąż ze sporą ilością adrenaliny.
Zaciskam palce z uśmiechem, zakładam ręce na piersi i przystaję w tylnych drzwiach budynku, opierając się ramieniem o framugę. Delly, Riker, Ross, Chris i państwo Lynch wchodzą już do autobusu. Christine towarzyszy Stormie, pokazując jej coś w aparacie.
Mimo napadu lękowego w samolocie, nie jest z nią tak źle, jak się spodziewaliśmy. Jednak jesteśmy świadomi możliwości wystąpienia kolejnych objawów, co sprawia, że obchodzimy się z nią ostrożniej.
- Co to miało być, rudy? - Rocky szturcha mnie łokciem pod żebra i staje obok mnie.
- Ale że co? - Szczerzę się, odwracając głowę w jego stronę.
- Już ty wiesz, co. - Szatyn wywraca oczami, po czym wypycha mnie na parking.
Drzwi zatrzaskują się za nami, gdy ruszamy w stronę tourbusa.
- Ile już jesteście razem i co mnie ominęło? - pyta Rocky takim tonem, jakby chciał się dowiedzieć o moich upodobaniach względem smaku chipsów.
Cały Rocky Lynch - ja się pytam, gdzie są genetycy, jak ich potrzebuję. Ktoś kopnął się na sali poporodowej.
- Od dwóch dni.
Myślę, że jestem jedynym jak na razie chłopakiem, którego on i reszta jego rodzeństwa dopuściliby do bliższej relacji z Rydel. To się nazywa zaszczyt.
- Spotkał cię niemały zaszczyt, gnomie - mówi szatyn, jakby czytając mi w myślach. - Nie zepsuj tego. Tylko, Ell...
- Huh? - Przystaję obok niego, gdy dosyć gwałtownie zatrzymuje się parę metrów od drzwi busa.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, bo pokrewieństwa krwi nam nie udowodniono, co nadal mnie irytuje, ale... Rydel to moja siostra. Jeśli ją skrzywdzisz... - zawiesza głos. - Myślę, że nie zawaham się przed utopieniem cię w tej beczce z nawozem, którym mama podlewa kwiatki. A wcześniej zetnę ci włosy i spalę nad gazówką, żeby słodki zapach zemsty tygodniami unosił się po moim domu. - Uśmiecha się szeroko, jakby mi właśnie obwieścił o dobrej prognozie pogody na najbliższy tydzień.
- Wiadomo. - Salutuję mu po żołniersku, po czym zapinam zamek bluzy aż pod szyję. - A teraz wiadomość z ostatniej chwili... Pizga, kurna.
#Ratliff
Rydel przelotnie ściska moją dłoń i idzie za resztą zespołu. Godzinę po zakończeniu koncertu wychodzimy w końcu z klubu, jak zwykle zmęczeni, ale wciąż ze sporą ilością adrenaliny.
Zaciskam palce z uśmiechem, zakładam ręce na piersi i przystaję w tylnych drzwiach budynku, opierając się ramieniem o framugę. Delly, Riker, Ross, Chris i państwo Lynch wchodzą już do autobusu. Christine towarzyszy Stormie, pokazując jej coś w aparacie.
Mimo napadu lękowego w samolocie, nie jest z nią tak źle, jak się spodziewaliśmy. Jednak jesteśmy świadomi możliwości wystąpienia kolejnych objawów, co sprawia, że obchodzimy się z nią ostrożniej.
- Co to miało być, rudy? - Rocky szturcha mnie łokciem pod żebra i staje obok mnie.
- Ale że co? - Szczerzę się, odwracając głowę w jego stronę.
- Już ty wiesz, co. - Szatyn wywraca oczami, po czym wypycha mnie na parking.
Drzwi zatrzaskują się za nami, gdy ruszamy w stronę tourbusa.
- Ile już jesteście razem i co mnie ominęło? - pyta Rocky takim tonem, jakby chciał się dowiedzieć o moich upodobaniach względem smaku chipsów.
Cały Rocky Lynch - ja się pytam, gdzie są genetycy, jak ich potrzebuję. Ktoś kopnął się na sali poporodowej.
- Od dwóch dni.
Myślę, że jestem jedynym jak na razie chłopakiem, którego on i reszta jego rodzeństwa dopuściliby do bliższej relacji z Rydel. To się nazywa zaszczyt.
- Spotkał cię niemały zaszczyt, gnomie - mówi szatyn, jakby czytając mi w myślach. - Nie zepsuj tego. Tylko, Ell...
- Huh? - Przystaję obok niego, gdy dosyć gwałtownie zatrzymuje się parę metrów od drzwi busa.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, bo pokrewieństwa krwi nam nie udowodniono, co nadal mnie irytuje, ale... Rydel to moja siostra. Jeśli ją skrzywdzisz... - zawiesza głos. - Myślę, że nie zawaham się przed utopieniem cię w tej beczce z nawozem, którym mama podlewa kwiatki. A wcześniej zetnę ci włosy i spalę nad gazówką, żeby słodki zapach zemsty tygodniami unosił się po moim domu. - Uśmiecha się szeroko, jakby mi właśnie obwieścił o dobrej prognozie pogody na najbliższy tydzień.
- Wiadomo. - Salutuję mu po żołniersku, po czym zapinam zamek bluzy aż pod szyję. - A teraz wiadomość z ostatniej chwili... Pizga, kurna.
#Ross
Budzi mnie ciche chrapanie. Delikatny dźwięk i już mam oczy otwarte. Bardzo rzadko mi się zdarza mieć tak lekki sen.
Przewracam się na drugi bok, w nadziei na ponowne zaśnięcie i przerzucam lewą rękę za materac, pozwalając jej swobodnie wisieć.
Po kilku minutach stwierdzam, że mój umysł nie ma jednak chyba zamiaru dać mi wrócić do krainy bez snów.
Po cichu zsuwam się na ziemię, uważając na to, by nie nadepnąć czyjejś ręki. Szurając nogami, ruszam w stronę kuchni po mleko. Mleko pomaga zasypiać, w każdym razie w moim przypadku. Przebijam się przez egipskie ciemności, światło latarni ledwie muska zasłonięte okno pokoju dziennego.
Potykam się o coś, chyba o buta, ale utrzymuję równowagę, przytrzymując się czegoś na kształt framugi.
Dobieram się do lodówki i duszkiem wypijam ćwierć kartonu. Zegarek na kuchence wskazuje trzecią nad ranem. Gdzieś zza kotary senności wracają do mnie wspomnienia ostatnich dni.
Nie chcę o tym myśleć. Nie w nocy.
Ocieram usta dłonią, odstawiam mleko i zamykam lodówkę, po czym opieram się plecami o szafkę, a głową o lodówkę.
Przez kuchenne okno widzę szybko migające latarnie uliczne. Jest środek nocy, podróż do Henderson przebiega spokojnie. Oczy zaczynają mi się same zamykać, więc odklejam policzek od zimnego metalu i zaczynam stawiać żółwie kroki w drogę powrotną.
Światło z zewnątrz przebija się mocno przez cienką szparę między zasłonami okna w pokoju dzienny, zapewne przejechaliśmy obok bramek czy coś. Wąska smuga bladego blasku wystarczyła jednak do tego, żeby dosięgnąć moich oczu.
Odruchowo macham ręką i spoglądam w lewo.
Światło latarni znika, jednak zdążam zauważyć siedzącą na kanapie dwójkę ludzi, których jeszcze przed chwilą nie widziałem. Blond włosy mojego brata błysnęły na milisekundę.
Zatrzymuję się i mrużę oczy. W niemal całkowitych ciemnościach widzę jedynie standardowy obrazek sprzed kilku dni - Riker siedzi z podkulonymi nogami, a Chris opiera się o jego ramię.
Kolejne światło, łapię szybko jakiekolwiek szczegóły. Żadnego przytulania, jedynie głowa szatynki spoczywa na barku Rika. Śpią.
Po prostu śpią.
Tempem ślimaka wracam do łóżka.
Zasypiam bezmyślnie, od razu po przyłożeniu twarzy do poduszki.
***
Publikuję, bo... Nie wiem. Żadna nowość c:
Anyway. Następny pojawi się, gdy będę miała skończony przynajmniej rozdział 20 :3
Od poniedziałku siedzę w domu. Od piątku napisałam, a właściwie PRZEPISAŁAM z kartki rozdział 18. Cud. Apokalipsa. Ja codziennie coś piszę.
Mam nadzieję, iż miło się czytało.
Raffs mnie zabije. Luz, kwestia przyzwyczajenia xd
To ja wracam do śpiewaaa... Znaczy, słuchania "Smile". Wg mnie jest to najlepsza pod względem progresu piosenka R5. Polecam, Magda Gessler.
Do następnego c:
What ?
OdpowiedzUsuńOmg !!!
Ten rozdział to CUDO.
Najlepszy Rocky, rozmawiający z Ellem.
Ross budzący się na rano. Nie dziwię mu się. Ja też bym była zmęczona gdyby ktoś mi stukał w telefon pół nocy. Ale nieważne. Rikuś najlepszy.
Chris i to kopnięcie Rika. No cóż, Life is brutal.
Nareszcie zaczynają się na nowo dogadywać. Całe szczęście, bo to straszne wyobrażać sobie przygnębionego Rikera, który nie kontaktuje ze światem.
Jestem strasznie z ciebie dumna, że napisałaś taki wspaniały rozdział.
Do tego scenka z Ellem i Rydel. To było słitaśne.
Koniec tego dobrego.
Opinia wyrażona, a teraz czas się uczyć na niemiecki. ( ZGROZA )
Mam nadzieję, że następny rozdział ukaże się już w przeciągu kilku dni.
Lovciam tego bloga i... DAWAĆ ROZDZIAŁ !!! :D
Pozdrowienia od Anonimka :*
Dobra, będę fajna.
OdpowiedzUsuńOpatentuje twoją taktykę, czyli czytanie rossdziau i komenotwanie od razu.
Jadziem z dziadziem.
Ellżunia na początek, będzie się działo. Jadziem.
''Księżczniczka.''
Jak to brzmi w jego ustach.
4355234 razy bardziej naturalnie niż w ustach gimbowych odzwierciedleń Rossa. Tak.
Wyczuwam Rydellington. Czuję to.
A nie, to kolacja. FRYTKI DZISIAJ!
TFU!
Jednak.
Rydellington.
Fak. Jednak nie.
MAM NADZIEJĘ, ŻE SKOŃCZENIE POVU ELA W TYM MOMENCIE OZNACZA KONTYNUACJĘ W DALSZEJ CZĘŚCI ROSSDZIAU.
YGYM.
Ross się budzi, Danny z The Script śpiewa, wszystko pięknie i ładnie.
(Był The Script, był Ed. I ty mi podważasz moją tezę? MNIE SIĘ SUCHA, BEJBE, JAK O MUZYKĘ CHODZI.)
''Internety wciągają'' - mówi Rik.
''Internety to narkotyk'' - mówi Ania.
Ktoś widzi jakąś różnicę?
''CZYTAŁEM'' - MÓWI RIK. ''TAKIE TAM.''
''CZYTAŁAM'' - MÓWI ANIA. ''PORNO Z RIKOSSEM.''
SZUKANIE RÓŻNIC VOL. 2
***
Miałam kontynuować komentarz, a tym czasem przeleciałam po całym pov Rossa, zapominając o otwartym obok notatniku.
MUSZĘ SIĘ PRZYZWYCZAIĆ.
Ross, taka ciota. Spytać nie potrafi.
A CHRIS Z KOLEI JESZCZE GORZEJ.
DWA BLOND OSOBNIKI CZCZĄ CIĘ JAK KSIĘŻNICZKĘ, A TY NIE RACZYSZ SIĘ ZAKOCHAĆ W ŻADNYM. NO DZIĘKI.
Wchodź Rydel, Ross ciota, Chris niezdecydowana.
Urozmaić tą rozmowę.
Prawidłowo.
Rikuś. Pov Rikusia!
CHRIS BĘDZIE.
HA. WIEDZIAŁAM.
Szara koszula z krótkim rękawem. Dobry gust Chris. Ja w swojej szafie mam obecie sześć koszul. Tylko czerwono-czarną muszę jeszcze znaleźć. I zielono-czarną. I będzie good.
Ania. Jeśli chcesz połączyć Rika i Chris, to zrób to teraz, z łaski swojej. Zdążę się przyzwyczaić.
WALIJ JAKIEGOŚ KISSA FAJNEGO. A NIE WKURZONEGO GOŚCIA MIĘDZYNICH WPYCHASZ. D:
Tak czytam ten fragment, kiedy Rik mówi, że jeszcze tydzień temu nie znali Chris.
Jest już siedemnasty rozdział. Dla mnie, czytelnika, minął już miesiąc. ._.
Pov Rata. No i nie ma kontynuacji ich wspólnego czasu. Napiszesz kiedyś +18. Ja to wiem.
MOŻE BYĆ NAWET GWAŁT.
Chociaż nie. Nie krzywdź mi Dell ani Chris.
Ale kto powiedział, że kobieta nie może zgwałcić faceta? :)))))
''- Wiadomo. - Salutuję mu po żołniersku, po czym zapinam zamek bluzy aż pod szyję. - A teraz wiadomość z ostatniej chwili... Pizga, kurna.''
DOBRA, HERMAN, DAWAJ NITKĘ I PODUSZKĘ. JAK TAK DALEJ PÓJDZIE, TO ZACZNĘ DOWOZIĆ PODUSZKI DO TRUMIEN HURTEM DO ZAKŁADU POGRZEBOWEGO. SERIO.
Ostatni pov.
Chcesz być zabita?
Za co?
Za picie mleka z lodówki?
Za krótkie dochodzenie między Rikiem a Chris?
Kochanie.
Gdybym miała opieprzać cię za takie błahostki, to na epilog zapewne musiałabym wyciągnąć całą armię terakotę. *UCZYŁO SIĘ O STAROŻYTNYCH CHINACH, HA.''
Szczerze powiedziawszy, na końcówce spodziewałam się kolejnego obczajania jakiejś laski przez Rossa. Ale cóż. Nagi, stepujący Ross w samych butach i skarpetkach był w poprzednim rozdziale. Nie można mieć wszystkiego.
Przyciśniemy ją następnym razem, Mikunia.
A teraz żegnam się.
Wpieprzająca mandarynki
~Raffy
Wraca człowiek z biegania - 15 km plażą, polecam, Dominika Laura G. - pizgało straszliwie, chyba mi odpadną uszy, ale wracajmy do sedna - wracam i widzę cudowną wiadomość "nowy".
OdpowiedzUsuńRobię herbatę i słyszę po raz 987654356 "Mika, chcesz koktajl z buraków?", duszę w sobie soczyste "fuck off, Meg" i w końcu zabieram się do czytania.
Z Twoimi rozdziałami zawsze mam ten problem, że ciężko mi je skomentować. Nie dlatego, że są złe, są świetne, tylko dlatego, że zawsze wpadam przy nich w psychologiczne rozkminy.
Kaczuszek jest taki uroczy i taki słodki, i tak bardzo chichotłam z ubrań na drążkach. Przypomniała mi się nasza rosskmina, jak to się nazywa. XD
No i Ross. Kurczę, nie że go nie lubię, ale całym serduszkiem jestem za Rikerem i Chris, więc czytając końcówkę ostatniego povu (pova? Any idea?), siedziałam z mega smajlem (aj łona si jor smaaaalj, tak, śpiewałam nad zatoką podczas biegu xd) i moja dusza krzyczała "Ania, dojeb temu ziemniakowi!"
Ell i Dells są mega kochani. Lubię ich. I Rocky'ego. Taki brat by mi się przydał!
Chichotłam przy rozmowie Rocky'ego i Ella.
Spamujecie, więc kończę i idę czytać 30 wiadomości na fejsie.
Laczek z Tobą!
Riker-team!!!
OdpowiedzUsuńNIE SPIEPRZ TEGO!!!! xD
Rocky i jego teksty :3 pomogę Ci mój kochanku z tą zemstą!!! :3
biedny Riker ;c mężu!!!!! nie przejmuj się tą niezrównoważoną psychicznie Chris!! (to nic że ją lubię xD)
Rydellington!! *.*
tyle wystarczy na ich temat xD
Ross!! a ni mi się waż niszczyć idealnego związku mojego męża!!
ZROZUMIAŁEŚ?!
dziękuję za wysłuchanie mojego niezrównoważonego komentarz xD
polubiłam słowo "niezrównoważony" huehue
NEXT!
NOW!
buziaki :*
__________
http://r5-miedzywymiarowa-szkola-herosow.blogspot.com/
,,(...)Myślę, że nie zawaham się przed utopieniem cię w tej beczce z nawozem, którym mama podlewa kwiatki. A wcześniej zetnę ci włosy i spalę nad gazówką, żeby słodki zapach zemsty tygodniami unosił się po moim domu. - Uśmiecha się szeroko, jakby mi właśnie obwieścił o dobrej prognozie pogody na najbliższy tydzień."
OdpowiedzUsuńTen tekst rozwalił system ! Świetny blog - jeden z najlepszych jakie czytałam ! :D Czekam na nextt ! :D
Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Dzisiaj czwartek, a jutro mam wycieczkę więc nie muszę się zamartwiać szkołą, ani żadnymi pierdołami. Zaczęłam niedawno treningi drużyny pływackiej, więc teraz wracam do domu w cholerę późno. Jedyne co robię to biorę prysznic, wszamię coś szybciutko i do spania. Dlatego przerpaszam. Oczywiście rpzeczytałam już jakiś czas temu, ale na telefonie, a - jak już wspomniałam - nie ma opcji, żebym napisała cokolwiek na tym gównie.
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie to, że nie wiesz czemu publikujesz. Bo ja osobiście ten rozdział bardzo lubię. Nie wiem czemu, nie potrafię tego określić ale czytało mi się go nadzwyczaj dobrze.
Twój styl jest zawsze luźny i przyjemny. A mimo tego luzu, jakiś taki spójny i dobrze sklecony. Niepowtarzalny, chyba dobrze o tym wiesz. I w sumie zawsze masz te zajebiste porównania i fikuśne teksty, które dodają humoru. Mimo to, mam wrażenie, że w tym rozdziale coś mi tak super współgra, że na sto procent jeszcze parę razy go przeczytam.
Oczywiste jest to, że Rydellington sprawia, ze się uśmiecham. Matko, Ell ideał. Jaki chłopak były taki kochany, gdy dziewczyna budzi go o piątej rano, bo chce spędzić z nim czas? No żaden. Tylko baby są takie popieprzone i uczuciowe. Chłopaki wolą spać. Ale! Rat to co innego! Mój wspaniały!
Btw. słodkie są te ich sceny. Takie słodkie, że się chce czytać i czytać i czytać, a nie wymiotować. Jak nie mogę się cieszyć z Chrossa to chociaż Rydellington mi dajesz...
Egh... Tą ostatnią sceną sobie przeskrobałaś Sparrow. Ja wiem, ja wiem, że Riker miłość, tu się stara pomóc, tu coś tam, tu kochany, tu wspaniały, wyrozumiały. GHRRRRRR. Gdzie w tym wszystkim Ross? Ross, uzależniony od dziwek, w głowie ma bałagan, jakiś taki nieogarnięty czasem. Chyba odpowiedz jest prosta! Kogo powinna wybrać? Rossa! Pamiętasz o mojej nieidealnej definicji miłości, right?
Podobał mi się sposób w jaki poprowadziłaś rozmowę Rocky'ego i Ratliffa. Już sobie myślałam ' o nie, kolejna pogadanka brata, jak zawsze'. Wiesz, taki oklepany schemat. Ale, jak to Ty musiałaś to jakoś porządnie wykręcić i zamiast pieprznąć nudne kazanie, czy zrobić z niego nagle groźnego zabójce - który jest właśnie takim oklepanym tematem - Ty użyłaś takich słów, w takim klimacie i formie, że się śmiałam.
To jest właśnie to - niby nudna rzecz, pojawiająca się w każdej historii itp. A Ty to odwracasz w coś, co chce się czytać.
Co do Smile to zgadzam się na sto pro. Uważam, że najlepsza pod względem progresu. Zwrotki są genialne i głos Rikera wymiata. Refren jakoś mi się kojarzy bardzo z Stay With Me. Bo taki długi, wiesz co mam na myśli? Tak przeciągają te parę słów. Ale zwrotki - afkjasfbsajf. Uwielbiam. Co chwilę sobie śpiewam 'tudej aj fil lajk łolking nejked fru jour strit'.
Wiesz co zdecydowanie najbardziej u Ciebie lubię? Że potrafisz opisać tak nudną czynność jak picie mleka w taki sposób, że żałuję, że nie pił go dłużej. Taki Twój styl, zajebisty.
Przepraszam, once again, że tak późno komentuję. Muszę dzisiaj albo jutro jeszcze coś maznać u Raffy i Elmo. I jeszcze paru innych osób. Tak się zaniedbałam przez ten weekend.
Trzymaj się, pozdrówka frajeżu.
Ok, uprzedzam z góry, że mój dzisiejszy komentarz nie będzie zbyt twórczy. Zresztą żaden z nich nigdy taki nie był o.o
OdpowiedzUsuńTak czy siak, u góry, jak widzę piąte przez dziesiąte - wszystko zostało już napisane.
Rozdział taki lekki, rzekłabym, że o niczym, ale mimo wszystko miło się go czytało.
Miły styl pisania, ogółem oki.
Może chwilami nudzi mnie już ta sytuacja z dziwnym trójkątem Chris, Rika, Rossa, ale wytrzymam i przeczekam do większego rozwinięcia się akcji.
Czekam na rozdział 18, dziękuję.
Biedny Riker ughhhh :/
OdpowiedzUsuńCzekam aż sytuacja Chris +Riker +Ross się zakończy XD
Świetny rozdział i czekam na kolejny<3
http://forgetaboutyour5.blogspot.com/
MAM 4 LUDZIKI DO OPIERDZIELENIA I TONY ROBOTY.
OdpowiedzUsuńDziś będzie MEGA krótko, wybacz.
Ale spoko. ODBIJĘ SOBIE KIEDY BĘDZIE TRZEBA CIĘ ZA COŚ OPIERDZIELIĆ/UTOPIĆ/WRZUCIĆ DO STUDNI.
Dzięki Ratliffowi na początku rozdziału cudownie ozdrowiałam c; TO NIE FAIR. IDZIE CI LEKKO, BO ELL ROBI WSZYSTKO ZA CIEBIE SWOIM UROKIEM OSOBISTYM.
TRZA BYŁO PISAĆ O R5, NIE O A&A ;--
Człowiek się uczy przez całe życie.
PAPA SMERF.
MLEKO.
KAKUKA ZABRAKŁO. To ja to już nadrobię.
Chris, zbieraj się do kupy. Może ja ci przyprowadzę Austina, z którym będziecie ryczeć w poduszki? Mój uroczy wychowanek z pewnością podsunie ci kilka tricków pt. "Jak namalować na ręce chińskiego smoka w zamku za pomocą żyletki"
PICASSO, PRZYSIĘGAM.
O, właśnie. Rocky na posterunku.
WYOBRAZIŁAM SOBIE WŁAŚNIE JAK ELL ZOSTAWIA RYDEL I DOSTAJE WPIERDOL OD ROCKY'EGO.
TAAK, DAJ MI TO *.*
Krótko, mówiłam.
ALE TYLKO TEN JEDEN RAZ MASZ TAK DOBRZE.
JA CIĘ OBSERWUJĘ.
Nie znoszę słowa "internety". No prostu nie. Nie przechodzi mi ono przez gardło. Ach. Tak, przyczepiłam się do czegoś, lol xD Gdybym ja została obudzona o tak nieludzko wczesnej godzinie jaką jest 5 rano, chyba bym zabiła. No ale Ratliffa obudziła Rydel, bo chciała spędzić z nim chwilę sam na sam. Bo ilekroć są razem, ktoś jest obok i właściwie nie mogą do końca cieszyć się swoim związkiem. Więc właściwie, rozumiem ją. Ale... to wciąż jest cholerna piąta rano! Grrr... Pobudka Rikera była jeszcze gorsza. Boleśniejsza. Ale tak to jest jak się czyta do późna. Uwielbiam rozmowy Chris i Rossa. Mam wrażenie, że oni zawsze rozmawiają szeptem. Jakby to było naturalne. Pominę sceny w sklepie, nie znoszę zakupów. Żadnych. Rocky jak zawsze wie co się dzieje w jego rodzinie. Oby tylko nie przegapił jakiegoś ważnego dnia, bo mogą mu tego nie wybaczyć ;) Ostatnia scena z Rossem, na moje oko była odrobinę... przygnębiająca. Ja wiem, że to on chciałby mieć głowę Chris na swoim barku i czuć jej oddech. Wiem to.
OdpowiedzUsuńKomentarz taki nijaki. Wybacz. Obiecuję poprawę, albo i nie. Lepiej nie. Pozdrawiam, ściskam, całuję i co Ty tam jeszcze chcesz i do kolejnego! :)
- matrioszkaa! x