Z dedykacją dla Riki [Dedykacja nie ma nic wspólnego z zawartością ani jakością posta, jest tutaj wyrazem podziękowania]
#Ross
Czy rusza mnie fakt, że Chris pojechała z Rikerem?
Tak.
Czy to jest dziwne?
Prawdopodobnie.
Nienaturalne?
Może.
Ross, śpij, jest już po północy, kogo obchodzi, z kim Christine pojechała do Baltimore?
Mnie obchodzi. Bo mnie z nią nie ma.
I nie chodzi tu o to, że mi jej brakuje. Po prostu mam poczucia winy – to mnie ustanowiono jej opiekunem i, chcąc nie chcąc, czuję się za nią odpowiedzialny.
Ale czy tylko odpowiedzialny?
Na to pytanie nie zdążam sobie odpowiedzieć. Zmęczenie zamyka mi oczy i usypia umysł.
- No, I won’t call you baby, I won’t buy you daisies, cuz that don’t work…! Wstawaj, samolot!
- Nie śpię! – Zrywam się z ławki jak poparzony.
Naprzeciw mnie, na chwiejnych nogach stoi Ell. Ręce ma w kieszeniach, a na twarzy wielkiego banana kłócącego się z przybywającą krainą Morfeusza w oczach. W ogóle to kto wymyślił to głupie powiedzenie?
- Tak, a ta ślina cieknie ci po brodzie, bo chce bić rekordy Rydel – śmieje się Ratliff, patrząc na mnie zaspanym wzrokiem i znowu zaczyna śpiewać. – And I know how to make you crazy, how to make you want me so bad it huuuuuuuuurtsssss….. – Ziewa przeciągle.
- Gdzie reszta? – Rozglądam się po średnio zatłoczonym lotnisku, gdzie – jak obwieszcza zegar - przybyliśmy jakieś pół godziny temu, przy okazji wycierając brodę rękawem.
- Właśnie podnieśli dupska i poszli do samolotu. – Ell kiwa głową w lewą stronę, gdzie dostrzegam idącą w grupce resztę rodziny. – Mam cię obudzić i zaprowadzić albo zaciągnąć siłą. – Uśmiecha się jeszcze i poprawia kaptur w bluzie. – To jak będzie?
- Sam pójdę. – Przeczesuję włosy palcami, podnoszę plecak z ziemi i, zarzuciwszy go na plecy, ruszam za nucącym Ratliffem.
Słodki śnie, nadchodzę. Może Morfeusz przyprowadzi mi Chris?
- Tak, a ta ślina cieknie ci po brodzie, bo chce bić rekordy Rydel – śmieje się Ratliff, patrząc na mnie zaspanym wzrokiem i znowu zaczyna śpiewać. – And I know how to make you crazy, how to make you want me so bad it huuuuuuuuurtsssss….. – Ziewa przeciągle.
- Gdzie reszta? – Rozglądam się po średnio zatłoczonym lotnisku, gdzie – jak obwieszcza zegar - przybyliśmy jakieś pół godziny temu, przy okazji wycierając brodę rękawem.
- Właśnie podnieśli dupska i poszli do samolotu. – Ell kiwa głową w lewą stronę, gdzie dostrzegam idącą w grupce resztę rodziny. – Mam cię obudzić i zaprowadzić albo zaciągnąć siłą. – Uśmiecha się jeszcze i poprawia kaptur w bluzie. – To jak będzie?
- Sam pójdę. – Przeczesuję włosy palcami, podnoszę plecak z ziemi i, zarzuciwszy go na plecy, ruszam za nucącym Ratliffem.
Słodki śnie, nadchodzę. Może Morfeusz przyprowadzi mi Chris?
#Riker
Imię/imiona: Christine Annalise
Nazwisko: Mathers
Data urodzenia: 22 czerwca 1996r.
Miejsce stałego zameldowania: Los Angeles, ...
Los Angeles?
Spoglądam na śpiącą na moich udach dziewczynę.
Wygląda tak niewinnie, jak małe dzieciątko. Palce lewej dłoni ma zgięte i przytulone do policzka z tej samej strony, co nadaje jej wizerunku noworodka. Jej ciemnoróżowe usta ze śladami ran są lekko rozchylone, przez co przypominam sobie ciepły oddech, który powitał mnie dziś rano.
Kręcę głową. Myśl, chłopie.
Skąd ona się nagle wzięła w Orlando?
- Riker? - Chris powoli otwiera zaspane oczy. - Czego się wiercisz?
Nie odpowiadam. Wpatruję się tylko bezmyślnie w kawałek plastiku, walcząc z chęcią przeczesania włosów rozsypanych na moich kolanach.
- Riker?
Kładę dokumenty na kolanach, tuż przed twarzą szatynki i z powrotem opieram się o zimną ścianę. Kątem oka dostrzegam śpiące naprzeciwko babcie. Pani babciu, pani da ten kłębek, zwiążę sobie głupie myśli.
- Skąd to masz? - pyta zdziwiona dziewczyna, biorąc do ręki jaskrawe etui. Przewraca je chwilę w dłoniach, po czym podnosi okładkę.
Orlando, coś koło północy. Wybiegam z klubu jako pierwszy, goniony przez Ratliffa, i uciekam za róg budynku. Kucam zdyszany przy ścianie i nagle w oczy rzuca mi się pomarańczowy plastik, który okazuje się być etui na dokumenty. Pobieżnie przeglądam jego zawartość - dowód osobisty, legitymacja szkolna i karta do biblioteki. Nie patrzę na nazwiska, chowam czyjąś zgubę do kieszeni z myślą, że gdy tylko Ell mi odpuści oblanie go wodą, wrócę do klubu i oddam ją w barze.
Nie wróciłem.
Zamykam oczy, kolejne pytania wskakują mi do głowy z prędkością karabinu maszynowego.
- Znalazłem - mruczę w odpowiedzi. - Skąd się nagle wzięłaś w Orlando? - Uchylam powieki i spoglądam na Chris, która zdążyła się przewrócić na plecy, także teraz jej twarz jest skierowana prosto na mnie. Znowu nachodzą mnie głupie myśli. Zaczynam się zastanawiać, czy w pierwszych cyfrach mojego peselu nie popełniono błędu.
- Uciekłam z domu - mówi spokojnie, krzyżując opatulone w bluzę ręce na piersi.
#Ross
- Są już! – Ellington gwałtownie podnosi głowę znad talerza, a z buzi wypadają mu resztki makaronu.
Odwracam się, przełykając kawałek mięsa, i spoglądam w tę samą stronę. Riker przepuszcza Chris w drzwiach, po czym oboje podchodzą do naszego stolika. Christine ma potargane włosy, ale uczesane w zgrabną kitkę, natomiast Rik ponownie wciela się w koguta, bo spod jego kaptura blond pasma wywijają się do góry. Po minie brata widzę, że coś nie gra, podobnie jak po minie dziewczyny.
- Dzień dobry. – Szatynka uśmiecha się delikatnie i zajmuje miejsce obok Ratliffa, czyli naprzeciwko mnie.
- Cześć – mówi Riker i usadawia się obok niej.
- Jak podróż? – pytam, wracając do jedzenia.
- Raczej sennie.
To dziwne, ale żadne z nas nie zadaje już pytań odnośnie podróży. Spodziewałem się raczej ton dociekliwości Ella i Rocky’ego, ale oni zajęci są spaghetti. Riker zamawia to samo, co oni, a Chris jakąś sałatkę i wodę.
Mam nieodparte wrażenie, że coś się w trakcie tej nocy stało. I mam zamiar się dowiedzieć, co.
- Riker? - Chris powoli otwiera zaspane oczy. - Czego się wiercisz?
Nie odpowiadam. Wpatruję się tylko bezmyślnie w kawałek plastiku, walcząc z chęcią przeczesania włosów rozsypanych na moich kolanach.
- Riker?
Kładę dokumenty na kolanach, tuż przed twarzą szatynki i z powrotem opieram się o zimną ścianę. Kątem oka dostrzegam śpiące naprzeciwko babcie. Pani babciu, pani da ten kłębek, zwiążę sobie głupie myśli.
- Skąd to masz? - pyta zdziwiona dziewczyna, biorąc do ręki jaskrawe etui. Przewraca je chwilę w dłoniach, po czym podnosi okładkę.
Orlando, coś koło północy. Wybiegam z klubu jako pierwszy, goniony przez Ratliffa, i uciekam za róg budynku. Kucam zdyszany przy ścianie i nagle w oczy rzuca mi się pomarańczowy plastik, który okazuje się być etui na dokumenty. Pobieżnie przeglądam jego zawartość - dowód osobisty, legitymacja szkolna i karta do biblioteki. Nie patrzę na nazwiska, chowam czyjąś zgubę do kieszeni z myślą, że gdy tylko Ell mi odpuści oblanie go wodą, wrócę do klubu i oddam ją w barze.
Nie wróciłem.
Zamykam oczy, kolejne pytania wskakują mi do głowy z prędkością karabinu maszynowego.
- Znalazłem - mruczę w odpowiedzi. - Skąd się nagle wzięłaś w Orlando? - Uchylam powieki i spoglądam na Chris, która zdążyła się przewrócić na plecy, także teraz jej twarz jest skierowana prosto na mnie. Znowu nachodzą mnie głupie myśli. Zaczynam się zastanawiać, czy w pierwszych cyfrach mojego peselu nie popełniono błędu.
- Uciekłam z domu - mówi spokojnie, krzyżując opatulone w bluzę ręce na piersi.
#Ross
- Są już! – Ellington gwałtownie podnosi głowę znad talerza, a z buzi wypadają mu resztki makaronu.
Odwracam się, przełykając kawałek mięsa, i spoglądam w tę samą stronę. Riker przepuszcza Chris w drzwiach, po czym oboje podchodzą do naszego stolika. Christine ma potargane włosy, ale uczesane w zgrabną kitkę, natomiast Rik ponownie wciela się w koguta, bo spod jego kaptura blond pasma wywijają się do góry. Po minie brata widzę, że coś nie gra, podobnie jak po minie dziewczyny.
- Dzień dobry. – Szatynka uśmiecha się delikatnie i zajmuje miejsce obok Ratliffa, czyli naprzeciwko mnie.
- Cześć – mówi Riker i usadawia się obok niej.
- Jak podróż? – pytam, wracając do jedzenia.
- Raczej sennie.
To dziwne, ale żadne z nas nie zadaje już pytań odnośnie podróży. Spodziewałem się raczej ton dociekliwości Ella i Rocky’ego, ale oni zajęci są spaghetti. Riker zamawia to samo, co oni, a Chris jakąś sałatkę i wodę.
Mam nieodparte wrażenie, że coś się w trakcie tej nocy stało. I mam zamiar się dowiedzieć, co.
Morfeusz nie był tak szczodry i nie zabrał ze sobą Christine, ale widzieć ją na żywo jest znacznie ciekawiej. To śmieszne, jak bardzo jej obecność sprawia, że czuję się lepiej. Jakby była jakimś lekiem przyjmowanym przez drogi oddechowe, poprzez tylko oddychanie. Myślę, że pochodzi z tej samej aptecznej półki, co Luna.
#Riker
- Poczekaj chwilę – głos Rossa zatrzymuje mnie przy wejściu do autobusu.
Zeskakuję ze schodka i staję naprzeciwko niego. Minę ma poważną, a oczy wlepione centralnie we mnie.
- Co się stało podczas podróży? Bo coś na pewno – pyta rzeczowo, zakładając ręce zapiersi.
Co się stało? Niby nic, a jednak coś. Gdy Chris powiedziała mi, że uciekła z domu, nie pytałem już o nic, a ona się nie odezwała. Zapanowało między nami jakieś milczące porozumienie. Po prostu poszliśmy z powrotem spać, wiedząc jednak, że temat się dopiero rozkręci.
- Znalazłem jej dowód – mówię, poprawiając potarganą po podróży grzywkę.
- W pociągu? – Brwi brata podjeżdżają wysoko do góry.
Kręcę głową.
- W Orlando.
- Czekaj, jak to w Orlando? Przecież to było ponad tydzień temu. – Ross patrzy na mnie z niezrozumieniem i irytacją w oczach.
- Pamiętasz, jak mnie Ratliff gonił po koncercie? Pobiegłem wtedy za róg klubu i tam to znalazłem – tłumaczę pokrótce.
- Tam znalazłem też Chris – mruczy blondyn jakby do siebie. – To by się zgadzało, musiał jej wypaść. Tylko dlaczego nie powiedziałeś od razu?
- Przeglądnąłem go z wierzchu i miałem odnieść do baru, ale wtedy złapały nas fanki i zapomniałem. – Wzruszam ramionami.
- Pokaż ten dowód. – Ross wyciąga rękę w moją stronę.
- Ale…
- Pokaż.
Z westchnięciem sięgam ręką do kieszeni bluzy i podaję mu jaskrawe etui. Brat otwiera je powoli i wpatruje się w zawartość.
- Los Angeles? – Marszczy brwi, a w jego głosie słyszę duże zaskoczenie.
- Też się zdziwiłem. – Kiwam głową ze zrozumieniem. – Ona uciekła z domu, Ross.
Blondyn podnosi głowę i patrzy na mnie poważnym wzrokiem.
- Coś mi się wydaje, że Chris ma nam parę rzeczy do opowiedzenia – mówi tylko, chowa dokumenty do kieszeni dresów i, wymijając mnie, wchodzi do busa.
Tak bardzo różni się od tego czteroletniego Rossa, który zarzucał hulahop na mnie i Rydel, nazywając nas "zakochaną parą". Wydoroślał. Ale bywa, że dorosłość mija się z dojrzałością.
Mimo to postawa młodszego brata wywołuje lekki uśmiech na mojej twarzy.
Każde z rodzeństwa, wliczając Ratliffa i odliczając Rylanda, który wybył za autobus by pogadać ze swoją dziewczyną, usadowione jest na swoim przedziale w ‘sypiani’, wychylając przy tym głowę, żeby móc widzieć siedzącą pod ścianą Chris.
- Gotowa na ostrzał? – śmieje się Ell, poprawiając włosy.
Dziewczyna kiwa głową z uśmiechem i spogląda na każdego z nas. Wyglądamy jak komediowa wersja przesłuchania w CSI, ale to jest i tak lepsze niż przyparcie Christine do muru z maczugą z w ręku. Po minie Rossa stwierdzam, że i on woli takie wyjście.
- Ulubiony kolor? – wypala od razu Rat.
- Granatowy. – Szatynka przenosi na niego wzrok.
- Ulubiony owoc?
- Jabłko.
- Ulubione żelki?
- Haribo.
- Kawa czy herbata? – wtrąca nagle rozbawiony Ross. Zerkam w górę. Powaga powoli znika z twarzy najmłodszego w towarzystwie brata.
- Kawa. Z mlekiem. Bez cukru.
- Chodzisz do szkoły? – pytam, podkładając poduszkę pod brodę.
- Chodziłam. – Chris kiwa głową. – Ale w tym roku szkolnym zrezygnowałam.
- Dlaczego? – Zaciekawiona Rydel przerzuca rękę przez belkę.
- Bo… To nie ma sensu. – Christine poprawia związane w kitkę włosy. – Nie to, że nie lubię się uczyć… Po prostu ciocia olewa mnie już od trzech lat, mieszka u tego swojego fagasa, a ja jestem niewidzialna. Widuję ją raz na dwa tygodnie może, gdy przynosi mi trochę pieniędzy.
- Sama zarabiasz? – Rocky wychyla się nad głową Ratliffa, przy okazji uderzając go poduszką.
- No weź, stary! – Rat odrzuca szatynowi poduszkę prosto w twarz, co wywołuje śmiech u dziewczyny.
- Tak, od ponad roku pracuję w kawiarni obok naszego domu. Mojego. No, naszego, ale mieszkam w nim tylko ja.
- Dżem czy marmolada? – Ell wraca spojrzeniem do Christine.
- Dżem.
- Jak to jest patrzeć z bliska na blond włoski Rossa? Bo wiesz, są dziewczyny, które dałyby się zabić, żeby tylko ich dotknąć… - śmieje się chłopak, spoglądając na Rossa.
- Zazdrościsz? – Najmłodszy blondyn szczerzy się jak wariat, a ja tylko przewracam oczami.
- Nie zastanawiałam się nad tym, ale wygląda dobrze – odpowiada Chris ze śmiechem. – Myślę, że powinien je zapuszczać jeszcze trochę, ale bez przesady.
- Dzięki, też tak myślę. – Ross mruga do szatynki i opiera głowę na dłoni.
- Jak to jest spać w łóżku Rossa? – Rocky najwyraźniej idzie w ślady swojego przybranego brata.
- Cudownie.
- Przyznaj, że Riker nie ma mięśni.
Morduję szatyna wzrokiem.
- To nie było pytanie – zauważa Chris, spoglądając na mnie. – Ale nie, nie przyznam, bo mięśnie ma całkiem, całkiem…
- Jak się lubisz ubierać? – wtrąca Delly.
- Luźno, sportowo… Zależy od sytuacji.
- Masz jakąś ksywę? – Ell wraca do gry, co zrobisz…
Z Ratliffem to jest tak, że jak już zacznie i mu się spodoba, to go nie zatrzymasz nawet czołgiem radzieckim.
- W szkole koleżanka mówiła na mnie Ann, Math lub Chris.
- Którą wolisz?
- Wszystkie są do użytku.
- Masz przyjaciół? – przerywam słowotok Ella.
- Nie. – Chris kręci głową. – Nigdy specjalnie nie lubiłam nawiązywać przyjaźni.
- Ha, nie masz wyboru, bo ten oto gość od dzisiaj zostaje twoim przyjacielem! – Ellington uśmiecha się do szatynki, a ona odwzajemnia gest.
- Dzięki, Ell.
- Zamierzasz z nami zostać do końca tour? – pyta Ross.
Zauważam, że praktycznie nie przestaje patrzeć na Christine, ale nie zwracam na to zbytnio uwagi. Jakbym nie patrzał, ja robię mniej więcej to samo.
- To ty mnie znalazłeś, za co jestem ci wdzięczna, i to wy zdecydujecie. – Dziewczyna spogląda na niego z delikatnym uśmiechem na twarzy. – Osobiście nie mam nic przeciwko, bo właściwie nie widzę powodu, by wracać.
- Halo, co to za przesłuchanie?
Niespodziewanie do przedziału sypialnianego wchodzi rozbawiona mama, torując mi chęci do zapytania o hobby.
Swoją drogą głupio to wygląda – Chris wydaje się być jak na celowniku, my natomiast udajemy żołnierzy radzieckich zza okopów. Dobrze, że Rat nie przyniósł jednak tych patyków...
Każde z rodzeństwa, wliczając Ratliffa i odliczając Rylanda, który wybył za autobus by pogadać ze swoją dziewczyną, usadowione jest na swoim przedziale w ‘sypiani’, wychylając przy tym głowę, żeby móc widzieć siedzącą pod ścianą Chris.
- Gotowa na ostrzał? – śmieje się Ell, poprawiając włosy.
Dziewczyna kiwa głową z uśmiechem i spogląda na każdego z nas. Wyglądamy jak komediowa wersja przesłuchania w CSI, ale to jest i tak lepsze niż przyparcie Christine do muru z maczugą z w ręku. Po minie Rossa stwierdzam, że i on woli takie wyjście.
- Ulubiony kolor? – wypala od razu Rat.
- Granatowy. – Szatynka przenosi na niego wzrok.
- Ulubiony owoc?
- Jabłko.
- Ulubione żelki?
- Haribo.
- Kawa czy herbata? – wtrąca nagle rozbawiony Ross. Zerkam w górę. Powaga powoli znika z twarzy najmłodszego w towarzystwie brata.
- Kawa. Z mlekiem. Bez cukru.
- Chodzisz do szkoły? – pytam, podkładając poduszkę pod brodę.
- Chodziłam. – Chris kiwa głową. – Ale w tym roku szkolnym zrezygnowałam.
- Dlaczego? – Zaciekawiona Rydel przerzuca rękę przez belkę.
- Bo… To nie ma sensu. – Christine poprawia związane w kitkę włosy. – Nie to, że nie lubię się uczyć… Po prostu ciocia olewa mnie już od trzech lat, mieszka u tego swojego fagasa, a ja jestem niewidzialna. Widuję ją raz na dwa tygodnie może, gdy przynosi mi trochę pieniędzy.
- Sama zarabiasz? – Rocky wychyla się nad głową Ratliffa, przy okazji uderzając go poduszką.
- No weź, stary! – Rat odrzuca szatynowi poduszkę prosto w twarz, co wywołuje śmiech u dziewczyny.
- Tak, od ponad roku pracuję w kawiarni obok naszego domu. Mojego. No, naszego, ale mieszkam w nim tylko ja.
- Dżem czy marmolada? – Ell wraca spojrzeniem do Christine.
- Dżem.
- Jak to jest patrzeć z bliska na blond włoski Rossa? Bo wiesz, są dziewczyny, które dałyby się zabić, żeby tylko ich dotknąć… - śmieje się chłopak, spoglądając na Rossa.
- Zazdrościsz? – Najmłodszy blondyn szczerzy się jak wariat, a ja tylko przewracam oczami.
- Nie zastanawiałam się nad tym, ale wygląda dobrze – odpowiada Chris ze śmiechem. – Myślę, że powinien je zapuszczać jeszcze trochę, ale bez przesady.
- Dzięki, też tak myślę. – Ross mruga do szatynki i opiera głowę na dłoni.
- Jak to jest spać w łóżku Rossa? – Rocky najwyraźniej idzie w ślady swojego przybranego brata.
- Cudownie.
- Przyznaj, że Riker nie ma mięśni.
Morduję szatyna wzrokiem.
- To nie było pytanie – zauważa Chris, spoglądając na mnie. – Ale nie, nie przyznam, bo mięśnie ma całkiem, całkiem…
- Jak się lubisz ubierać? – wtrąca Delly.
- Luźno, sportowo… Zależy od sytuacji.
- Masz jakąś ksywę? – Ell wraca do gry, co zrobisz…
Z Ratliffem to jest tak, że jak już zacznie i mu się spodoba, to go nie zatrzymasz nawet czołgiem radzieckim.
- W szkole koleżanka mówiła na mnie Ann, Math lub Chris.
- Którą wolisz?
- Wszystkie są do użytku.
- Masz przyjaciół? – przerywam słowotok Ella.
- Nie. – Chris kręci głową. – Nigdy specjalnie nie lubiłam nawiązywać przyjaźni.
- Ha, nie masz wyboru, bo ten oto gość od dzisiaj zostaje twoim przyjacielem! – Ellington uśmiecha się do szatynki, a ona odwzajemnia gest.
- Dzięki, Ell.
- Zamierzasz z nami zostać do końca tour? – pyta Ross.
Zauważam, że praktycznie nie przestaje patrzeć na Christine, ale nie zwracam na to zbytnio uwagi. Jakbym nie patrzał, ja robię mniej więcej to samo.
- To ty mnie znalazłeś, za co jestem ci wdzięczna, i to wy zdecydujecie. – Dziewczyna spogląda na niego z delikatnym uśmiechem na twarzy. – Osobiście nie mam nic przeciwko, bo właściwie nie widzę powodu, by wracać.
- Halo, co to za przesłuchanie?
Niespodziewanie do przedziału sypialnianego wchodzi rozbawiona mama, torując mi chęci do zapytania o hobby.
Swoją drogą głupio to wygląda – Chris wydaje się być jak na celowniku, my natomiast udajemy żołnierzy radzieckich zza okopów. Dobrze, że Rat nie przyniósł jednak tych patyków...
- Dowiadujemy się nieco o Chris – tłumaczy luźno Ratliff, ześlizgując się z łóżka. Po lądowaniu podaje szatynce rękę. Śmieszne, ale to ja chciałbym trzymać teraz jej dłoń i pomagać przy wstawaniu. – Madame?
Mama tylko kręci głową i przypomina o przygotowaniach do koncertu.
Mama tylko kręci głową i przypomina o przygotowaniach do koncertu.
Ratliff i jego umiejętność bagatelizowania spraw, za które inni spaliliby buraka.
Wchodzimy na scenę bez ładu i składu. Instrumenty są już porozstawiane, do soundchecku zostało jakieś pół godziny.
Rat od razu siada przy perkusji, w palcach obracając pałeczki, a za nim drepcze Chris.
- Pokażesz mi, jak się gra? – pyta dziewczyna, podchodząc do Ella.
Obserwuję ich, podając Rossowi gitarę ze stojaka. Niechcący trafiam gryfem w jego czoło.
Wchodzimy na scenę bez ładu i składu. Instrumenty są już porozstawiane, do soundchecku zostało jakieś pół godziny.
Rat od razu siada przy perkusji, w palcach obracając pałeczki, a za nim drepcze Chris.
- Pokażesz mi, jak się gra? – pyta dziewczyna, podchodząc do Ella.
Obserwuję ich, podając Rossowi gitarę ze stojaka. Niechcący trafiam gryfem w jego czoło.
- Sorry - mruczę ze śmiechem i patrzę jak brat pociera uderzone miejsce wolną dłonią, zezując przy tym jak dziecko. - Fanki ucałują.
- To wymaga lat pracy, ale jasne, siadaj.
- To wymaga lat pracy, ale jasne, siadaj.
Odwracam z powrotem głowę. Rat klepie swoje kolana, a szatynka niepewnie się na nich usadawia.
Prostuję się i przekładam przez plecy pas od basu, przy okazji zauważając, jak Ross i Rydel zerkają co chwilę w ich stronę.
Ell od razu przechodzi do rzeczy, co chwilę wplatając w zdanie jakiś żart, z którego Chris za każdym razem się śmieje, a ja zastanawiam się, dlaczego czuję jakieś dziwne kłucie w okolicach żołądka.
Prostuję się i przekładam przez plecy pas od basu, przy okazji zauważając, jak Ross i Rydel zerkają co chwilę w ich stronę.
Ell od razu przechodzi do rzeczy, co chwilę wplatając w zdanie jakiś żart, z którego Chris za każdym razem się śmieje, a ja zastanawiam się, dlaczego czuję jakieś dziwne kłucie w okolicach żołądka.
***
W sumie rozdział jest dupny, ale dowiadujemy się czegoś o Chris C:
I tak jest lepszy, bo go trochę poprawiałam, ale zwyczajnie nie wiedziałam, co jeszcze dopisywać XD
I tak jest lepszy, bo go trochę poprawiałam, ale zwyczajnie nie wiedziałam, co jeszcze dopisywać XD
Wiem, że wcześnie wstawiam, ale mam zły dzień, płaczę nad podręcznikiem od matmy, podczas gdy W GIMNAZJUM NIGDY ALE TO NIGDY NIE MIAŁAM PROBLEMÓW Z MATMĄ. NIGDY. Teraz ten stary kurwiszon nie umie uczyć, podręcznik jest DO DUPY, zaraz go chyba użyję jako podkładki pod miskę psa, a korki nic nie dają. Więc uruchamiam internet, a wy komentujcie.
No co ja tu jeszcze mogę...
No co ja tu jeszcze mogę...
W nastepnym niespodziewankowa perspektywa i PRZEEPICKIE zdjęcie, które nie pasuje nastrojem do tego posta :') [nad czym potwornie ubolewam], a nad którym się poryczałam :'3
Co ja tu jeszcze mogę... A TAK.
UMIERAJCIE:
SZCZĘŚ BOŻE, SZCZĘŚ BOŻE, TAK, TAK, WALIĆ KULTURALNE POWITANKA.
OdpowiedzUsuńJEDZIEMY Z CZOŁGIEM, MY LOVELY.
Ratliff! RATLIFF KOTENIEŃKU!
Na ruskiego żołnierza nie wyglądasz, ale chrzanić to, ważne, że spełniłeś się w roli detektywa. A kto jest głównym pomysłodawcą pytań, bo pomagał Anulce?
AUTOGRAFY I ZDJĘCIA ROZDAJĘ PO KOMENTARZU.
Rat, ile ja bym dała, żeby na twoich kolanach usiąść. :')) Chris, masz Ellżunię, nie spieprz tego.
Dalej.
RIKUŚ, RIKUŃCIO, RIKARDO...
Dwadzieścia cholera trzy lata, a ty się będziesz w motylki w brzuchu bawił, jak dzieciak wycierający gile z nosa, w ławce w podstawówce. BĄDŹ MENSZCZYZNOM, JAK CI SIĘ PODOBA TO UDERZAJ UROKIEM OSOBISTYM, A NIE TAKI PIZDUŚ PLASTUŚ.
You too, Ross.
Normalnie jak bliźniaki dwu jajowe, blond plastusie od siedmiu boleści. :')
Zobaczycie, Chris hajtnie się z Ellżunią, Rydel będzie planowała morderstwo, a wy tylko na różowy tort popatrzycie.
Dwudziesty pierwszy wiek, proszę ja was. c:
A Rocky...
On sobie bez kobity w życiu poradzi. W zoo się zatrudni, jako przyjaciel niechcianych orangutanów, w kij wysoką podwyżkę dostanie i będzie jeździł czołgiem po drodze pieniędzy z własnym ryjem w kółeczku.
ŻYCIE, PANOWIE. OGARNIAMY DUPSKA.
Tak.
Kolejny kreatywny komentarz do kolekcji.
Dobranoc, misiaki.
~Martynu
PS. To kto chętny do tych autografów?
biorę jeden
UsuńSuper. Po prostu boski. Ross i Riker są najlepsi. Nieraz śmieje się z ich rozmyślań. Czekam na nexta, który mam nadzieję pojawi się za niedługo <3
OdpowiedzUsuńKurde, Sparrow. Rozpieściłaś mnie. Patrzę sobie na dedykację. Już mi serduszko do gardła skacze. Ciesze się jak głupia i sobie mówię: ''No, jak Sparrow mi zadedykowała rozdział, to mogę to uczcić czymś słodkim. Wyjątkowo. Bo przecież chudnę i jem zdrowo(gówno prawda, w tej pieprzonej Ameryce się nie da._.)'' No i wyciągam dwa batoniki, które dostałam jakiś czas temu do szkoły, a które cały czas leżą w moim plecaku. No bo przecież nie jem ostatnio słodyczy(tylko w sobotę zjadłam ciasto czekoladowe, bo przyjęcie było to musiałam.). Patrzę: jedna paczuszka to Oreo, a druga jakiś taki zdrowy batonik. Oreo-200 kcal z czego 100 z tłuszczu. Ten drugi 140 kcal i tylko 35 z tłuszczu! No to już wiem, co zjem! Oczywiścię biorę zdrowszy, choć mniej dobry. I wiesz co? Pewnie stanęłabym na tym jednym, zdrowym. Ale mówię sobie ''no kurde, jak już Sparrow mi zadedykowała, to chyba sobie pozwolę na dwa''. I gdybym to przemyślała, to wyrzuciłąbym te oreło w kąt, żebym ich nie widziała. Ale zaczytałam się w rodziale i naprawdę nieświadomie moje ręce otworzyły niebieską paczuszkę. Gdy skończyłam czytać była pusta. Zeżarłam właśnie 135 kcal pochodzących z tłuszczu. Piekło. I będę musiała dzisiaj dłużej biegać.... A miałam sobie dzisiaj tak tylko dla przyjemności, troszkę przebiec. Taaa...
OdpowiedzUsuńSorki, musiałam CI się wyżalić. JAK MNIE W EUFORIĘ WPĘDZIŁAŚ I SIĘ NIE OPAMIĘTAŁAM.
Sorki. Komentarz muszę podzielić na dwa.
Teraz ta ważniejsza część:
UsuńEll ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ Kocham Cię za ten moment z nim. Ostatnio moja obsesja na punkcie Ratliffa widocznie się pogłębia. Teraz za cholerę Ci nie powiem kogo lubię najbardziej. I w Twoim opowiadaniu i na żywo. Nie wiem!
W każdym razie Twoje porównania sprawiły, że śmiałam się w niebogłosy. Całe szczeście, że jestem sama.
Chris wydaje się być jak na celowniku, my natomiast udajemy żołnierzy radzieckich zza okopów. Dobrze, że Rat nie przyniósł jednak tych patyków... = wspaniały ten moment! Uwielbiam. I jeszcze ten fragmet, że Rata nie zatrzyma nawet czołg radziecki!
Uwielbiam w Ratliffie, którego opisałaś ten luz. Dla niego wszystko jest takie normalne, niekrępujące. To takie miłe czytać o ludziach, którzy potrafią się tak zachowywać w tych czasach. Mam nadzieję, ze mnie rozumiesz. Mam na myśli to, że teraz chcąc nie chcąc prawie każdy widzi drugie dno. Interpretujemy wszystko na pięćdziesiąt sposobów, kombinując i stwarzając niezręczne sytuacje. Ten moment, w którym Rat tak po prostu powiedział, ze dowiadują się czegoś o Chris był taki pozytywny. Nie umiem tego opisać, ale mam nadzieję, że rozumiesz. Chodzi o to, że ja zapewne jak Riker, poczulabym się głupio. Takie przesłuchanie i w ogóle. A dla szatyna to nic dziwnego. Po prostu pytania. Och, uwielbiam.
Tak, Ross. Wmawiaj sobie, że to tylko dlatego, że jesteś jej wielce opiekunem. Wcale, wcale nic do niej nie czujesz. Wcale się w niej nie zakochasz ._. Wcale.
I Riker też. No super. Kurde, tak mi ich szkoooda. Ja ich obydwu lubię. I Rikera i Rossa. I co teraz? Jak obydwoje się zakochają, to któryś będzię smutny.
Cieszę się, że sprawa z Chris się rozjaśnia. Wspomniałam już, że ją lubię? Tak, w poprzednim rozdziale.... Ale powiem jeszcze raz. Tylko trochę inaczej. Kurde, ona mi przypomina taką małą, bezbronną dziewczynkę. Jednak że nie taką ciapowatą, która to by mi działała na nerwy. Nie taką sierotkę marysię. Niby jest taka ciuchutka, biedniutka, a jednak ją lubię. Mimo tych cech, widać, że jest silna. Choć nie pokazuje tego na codzień, bo jak wspomniałam, przypomina mi taką dziewczynkę, to to co przeszła udowadnia, jak bardzo zajebista jest. A! I wiem co w niej lubię! Że jak ma coś do powiedzenia, to mówi, a nie siedzi cicho, jak taka, której nagle mowę odebrało. Na to się zawsze denerwuję, hahaha.
Jak Ell wziął ją na kolanka! No super! I gdy jej powiedział, że właśnie ma przyjaciela! Przesłodkie.
Czekam na więcej historii z życia Chris. Tutaj opisałaś to genialnie i niebanalnie.
I chyba chcę, żeby Ross z nią był. Sorki, Rik... Ale ja już nie wiem, czego ja chcę, aaach... Jestem pewna, że chcę by Rat był mega, super frendsiakiem Chris.
Czy Rydel nie poczuła się urażona? Czy ona nie chciałaby usiąść na kolankach Rata? Czy raczej o Rydelligton nie mam co myśleć?
Co do matematyki to rozumiem Cię. Ja w gimnazjum też nie miałam żadnych problemów. Piąteczka, wiadomo. Tata matfiz, mama chyba neutralna, więc szala przechyla się na stronę ścisłą. Teraz jestem na wymianie i nie dość, że nauczycielka jest beznadziejna to jeszcze wszystko po angielsku. Wyobraż sobie jaką radochę miałam przez pierwsze dwa zajęcia, gdy ona mi tu jakieś 'root', 'square root' a ja w śmiech. Bo nie wiedziałam, co to w ogóle znaczy. Dzięki Bogu, już znam nazwy znaków po angielsku, hahaha. Ja tutaj na rozszerzeniu, a oni mają funkcje. Ostatnia klasa high school(bo jestem z klasą wyżej). Gratuluję poziomu >.< Mi tam w sumie pasuje, bo wiele rzeczy miałam już w polskiej szkole więc jest łatwiej. Choć jak nie rozumiem, to nawet jej nie pytam. Bo wiem, że mi nie będzie umiała wytłumaczyć. Jest naprawdę słaba.
UsuńPrzerpaszam, ze zaśmieciłam komentarz moim życiem prywatnym. Dziękuję CI niesamowicie za tę dedykację. I wiem, że treść nie ma znaczenia, ale cieszę się, że jest taka, a nie inna, haha. Dużo Ratliffa! ♥
Życzę weny jak dotychczas i powodzenia w matmie. Do następnego!:)
Nawet nie wiesz, jak się bałam, że jakimś cudem usunie mi się ten komentarz. Co chwilę go kopiuję. I przepraszam za przecinki. W komentarzu ważne są emocje, a nie interpunkcja, prawda?! XD
Nie, nie. Interpunkcja zawsze ważna. Ale mam nadzieję, że mi tym razem wybaczysz. Nie patrz na nie! Nie patrz!
I zgadzam się-blogger powinien udostępnić giffy w komentarzach. Rzuciałbym Ci taaaakiego super, że nie mogę!
No to pa!
Przepraszam. Jednak wyszły trzy....
"Cichy Czytelnik" ujawnia się. Cii.
OdpowiedzUsuńPrzyznam Ci się, że twojego bloga czytam od... no, prawie od początku. Fragmenty tego poprzedniego o Auslly też i powiem Ci, że widzę dużą zmianę. Zmianę na lepsze. Brakuje mi tylko wcięć w tekście. Bo akapity niby są, ale... nie ma wcięć. Tylko taka mała uwaga. ;3
Rossdział "fajny" (jak ja nie lubię tego słowa...). Fabuła oryginalna. Niestety nie mam czasu na napisanie czegoś więcej, przepraszam. Poganiają mnie :/
Także do następnego, który, mam nadzieję, będzie wkrótce.
Pozdrawiam,
Yeaew z R5ff
Ojejciu jak mega :D Rossik ją kocha <3 its lovli ;3
OdpowiedzUsuńMyślę,że wojna braci tu idealnie pasuje ;3 Racja - w niektórych blogach ten wątek jest tak śmiesznie i dziecinnie prowadzony,że aż żal się śmiać.... Ale Ty piszesz genialnie i myślę,że rozkręcisz to innym,lepszym kierunku ;3
Eh eh te pytania Ratliffa mnie zabiły xD
Mega,mega ! Czekam na next ;3