piątek, 26 września 2014

Rozdział 6. "Before you'll hide the day behind your eyelids, say what's with your unfinished issues"*




#Ross

Zerkam na wyświetlacz iPhone’a – do M&G w Charlotte zostało pół godziny. Sprzęt rozstawiony, próba odhaczona, a zespół relaksuje się przy swoich zajęciach w przebieralni.
Od rana mijam się z Chris, ale w końcu muszę ją przeprosić, bo poczucie winy zaczyna kupować kolejne meble w celu zamieszkania sobie mojego młodego serca.
Poprawiam sznurowanie w trampkach, wiedząc, że robię to zupełnie niepotrzebnie, po czym zaczynam szukać wzrokiem Christine, która zniknęła mi gdzieś z pola widzenia. Dostrzegam ją siedzącą z Rikerem obok toaletek, standardowo opiera głowę o ramię blondyna. Nie chcę im przerywać w tym dziwnym letargu, ale czuję, że jeśli nie zrobię tego teraz, mogę zepsuć dzisiejszy występ z racji rozkojarzenia.
Tak więc po kilkunastosekundowym spacerku przystaję naprzeciwko tych dwóch melancholików.
- Chris? – Szturcham butem jej stopę odzianą w czarne Converse’y. – Możemy chwilkę pogadać?
Riker i szatynka otwierają oczy niemal w tym samym momencie i obydwoje wlepiają półświadome spojrzenia we mnie.
- Tak, jasne – mówi w końcu dziewczyna i zaczyna podnosić się z podłogi. – Zaraz wracam – zwraca się jeszcze do Rika, otrzepuje tył dresów i prostuje się naprzeciw mnie z niepewnym uśmiechem na twarzy. – No?
- Nie tutaj. – Kręcę głową i rozglądam się wokoło. – Chodź.
Dostrzegłszy jeszcze kątem oka zadowoloną minę brata, odwracam się na pięcie i ruszam w kierunku wąskiego korytarza prowadzącego do innych pomieszczeń, spoglądając co chwilę, czy Chris idzie za mną.
W końcu przystaję mniej więcej w połowie hallu i opieram się o ścianę, a dziewczyna o przeciwną. Ma na sobie niebieską koszulę Rydel. Do głowy znów wkrada mi się debilne uczucie ze wczorajszej nocy.
- Chris… - zaczynam, czując, jak wszystkie inteligentne stwierdzenia i encyklopedyczne pojęcia wylatują mi z głowy. – Chris, przepraszam za to, że mnie wczoraj widziałaś. Nie chciałem, żebyś poczuła się źle, nie chciałem cię zranić. – Patrzę jej w oczy, a ona odwzajemnia spojrzenie.
- Zapewne nie zabolałoby mnie to aż tak bardzo, gdyby… no wiesz. – Uśmiecha się smutno i kiwa głową. – Przeprosiny przyjęte.
- Wiesz, że ja się nie zmienię? – wypalam bezmyślnie, po raz kolejny tego dnia zresztą.
- Wiem. Świat schodzi na psy. – Chris spuszcza głowę i zakłada ręce na piersi.
- My wraz z nim, Chris. – Nie wiem, skąd mi się wzięło na filozofowanie. Słyszę pierwsze hałasy dochodzące z sali koncertowej. – Nic nie zrobisz. Każde kolejne pokolenie będzie coraz gorsze.
- Ten cały pościg… - wzdycha, przeczesując palcami rozpuszczone włosy. – Pieniądze, sława, wygoda… Ludzie tracą poczucie wartości, przestają nawet wiedzieć, czym ono jest. – Szatynka podnosi na mnie wzrok. – Rób co chcesz, Ross. Uważaj jednak, żeby nie spaść na dno.
Przestaję słyszeć coraz głośniejsze krzyki zwiastujące nadchodzący M&G, nie widzę już nic poza Chris.
Nie wiem o niej nic. Ma na imię Christine. Jej rodzice nie żyją. Kiedyś mieszkała z ciocią. Została zgwałcona.
Pierwszorzędne dane do legitymacji.
Jak ma na nazwisko? Gdzie mieszka, skąd pochodzi? Ile ma lat? Ma rodzeństwo? Hodowlę rybek? Studiuje? Jaki jest jej ulubiony kolor? Co najchętniej zjada na śniadanie? Woli kawę czy herbatę? Gra na jakimś instrumencie? Kiedy całowała się po raz pierwszy?
Nic. Tylko imię.
Niespodziewanie dziewczyna stawia dzielące nas dwa kroki i przysuwa się do mnie, zmniejszając odległość do paru centymetrów.
- Uważaj, żeby nie spaść – mówi cicho, a ja nie potrafię przestać patrzeć jej w oczy. – To nie jesteś ty, coś się w tobie zepsuło. Zmień się, wróć do tamtego Rossa. Nie znam go, ale myślę, że był przyjemniejszy w obyciu. – Uśmiecha się lekko.
Wiem, że nie panuję nad sobą w momencie, gdy przyciągam dziewczynę do siebie, obejmując ją mocno w pasie. Wtulam się w jej drobne, delikatnie ciało całym sobą, jakbym chciał pocieszyć zarówno ją, jak i siebie. Poczucie winy odpłynęło razem z mebelkami.
- Nic o tobie nie wiem, skąd ty wiesz tyle o mnie? – pytam szeptem, nie odsuwając się ani o milimetr. Na szczęście Chris również się nie rusza, jedynie odwzajemnia uścisk.
- Po prostu wiem – mruczy w moje ramię. – Niektóre rzeczy widać już w oczach człowieka, inne w zachowaniu.
- A kiedy ja się dowiem czegoś o tobie?
- Dzisiaj chyba nie czas na wyznania. Ale ja nie mam tajemnic. Powiem, o co spytacie.
- Naprawdę? – dziwię się, rozluźniając uścisk.
- No jasne. A teraz idź, fani wzywają. – Patrzy na mnie z uśmiechem.
Jak na zawołanie zza rogu wychyla się Rocky.
- Dawaj, Ross, wychodzimy za pięć minut! – woła tylko, przekrzykując tradycyjny rozgardiasz panujący w przebieralni i znika za ścianą.
- Masz świetną rodzinę – mówi Christine, przytulając mnie jeszcze jednorazowo i odsuwa się ode mnie na krok. Nie chcę, żeby się odsuwała. – Nie zwiedź ich, mały.
- Nie jestem mały, krasnalu.
Żałobna atmosfera znika. Roztrzepuję jej włosy na głowie i uciekam, nagle dostając zastrzyku energii, a szatynka zaraz rusza za mną w polowaniu na moją standardowo bezładną fryzurę.
Zagadka z dzieciństwa: dlaczego jeden uścisk potrafi sprawić tyle radości?
Odpowiedź: .


#Riker

- Riker, chodź na chwilę! – Mama przywołuje mnie do siebie, gdy jako ostatni wchodzę do autobusu.
Spoglądam zazdrośnie na resztę familii znikającej za ścianą w busie, odwracam się i zeskakuję z pierwszego schodka, stając ze Stormie twarzą w twarz. Kilka kroków za nią widzę idącego w naszą stronę ojca.
- Słucham?
- Wiesz, że do Baltimore jest ponad siedemset pięćdziesiąt kilometrów**. – Mama patrzy na mnie znacząco, a ja staram się zmusić do pracy trybiki w moim wycieńczonym mózgu. – Nie możemy tam pojechać busami.
- No tak, polecimy samolotem. Jaki problem? – nadal nie rozumiem. Chyba nie wyczyścili nam kont bankowych?
- Wszystko zniesione – melduje tata, stając u boku swojej żony. – Jak się mają sprawy?
- Właśnie próbuję wyłożyć zaistniały problem. – Mama patrzy na Marka z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Tego typu widoki niemal zawsze przypominają mi o tym, że nie jestem już małym dzieckiem, że i ja zapewne niedługo się ożenię, założę rodzinę. Czy chcę? Szczerze mówiąc, jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.
- Co, odwołali samoloty? – Patrzę na rodziców, czując, jak mózg wycieka mi uszami.
- Synek, ja rozumiem, że jesteś zmęczony, my również jesteśmy, ale skup się na chwilę, bo to wcale nie jest śmieszne – mówi mama, przewracając oczami.
- To przestańmy się bawić w podchody – sugeruję, przeczesując włosy palcami.
- Riker, Chris nie ma dokumentów, nie może lecieć – wtrąca tata, najwyraźniej już na starcie mając dosyć słownych gierek.
Czekaj, chwila. Jak ona może nie mieć…? Aha.
- Szlag – mruczę, zakładając ręce na piersi. – Co teraz?
- Jest jedno wyjście, ale wymaga chyba przemyślenia, bo to dość ryzykowne… - Stormie zerka na męża, jakby szukając pomocy, a mi mózg zaczyna kapać na koszulkę.
- Mamo… Mów, proszę. – Składam ręce jak do modlitwy. Już chcę być w łóżku, śnić o słonecznej Kalifornii.
- Ktoś pojedzie z nią pociągiem. Najbliższy wyjeżdża za czterdzieści minut, a na miejscu będzie niewiele później niż samolot – tłumaczy tata na jednym wydechu.
- To dobre wyjście, gdzie tu ryzyko?
- Zawsze jest jakieś, gdy się rozdzielamy – wzdycha mama. – Dlatego trzeba tą osobę wybrać rozsądnie i szybko.
- Kogo sugerujesz?
- Myślałam o tobie albo Rydel.
- W sumie ja nie mam nic przeciwko. Chcę się tylko wyspać. - Przecieram twarz dłonią, próbując nie zasnąć na stojąco.
Naprawdę nie mam nic przeciwko. Chris jest spokojną osobą, raczej nie powinna sprawiać kłopotów. Poza tym – ja chcę spać, a nie biegać po pociągu bez koszulki.
- To pakuj plecak, podwieziemy was na stację – rzuca jeszcze tata i rusza w stronę schodków do busa.
- Zaraz, jak to… Że niby teraz? – Patrzę na niego w osłupieniu, aż w końcu znika w głębi tourbusa.
- Idź. – Mama pcha mnie za plecy ze śmiechem, ale w jej głosie słyszę zmęczenie.
Ziewam i wchodzę po stopniach raczej z nikłą ilością adrenaliny.

- Telefon?
- Mam.
- Pieniądze?
- Są.
- Dokumenty?
- Taaaaaak.... - Ziewam chyba po raz setny w ciągu ostatnich trzydziestu minut.
Mama poprawia mi włosy palcami i uśmiecha się do mnie. Jest zmęczona, a ja jeszcze bardziej. Spoglądam na stojącą obok mnie Chris, która nie tyle co stoi, a raczej przysypia oparta o moje ramię.
Ludzie na peronie zdają się mnożyć jak drożdże, robi się coraz bardziej tłoczno. Według wiszącego na ścianie, ogromnego zegara, pociąg powinien przyjechać za trzy minuty.
- Ja lecę, synku. Chyba, że chcesz, żebym została - mówi Stormie, zaciągając szelki mojego plecaka.
Nigdy chyba nie przyjmie do wiadomości, że mam już dwadzieścia trzy lata, ale jakby spojrzeć na to z mojej perspektywy - to ja chyba tego nawet nie chcę. W każdym razie teraz, co będzie za jakiś czas nie wie nikt.
- Idź już, damy sobie radę. Prawda, Chris? - Poruszam ramieniem, a dziewczyna natychmiast odwraca głowę w moją stronę.
- Co? Która godzina? - Patrzy na mnie zdziwiona. - Aha... Tak, tak, Riker da sobie radę. - Uśmiecha się do mamy  i ponownie opiera się o mój brak.
Poprawiam kaptur bluzy, którą wyciągnąłem zza materaca, gdzie zresztą kisiła się od występu w Orlando. Lubię ją, bo ma też duże kieszenie wewnętrzne.
- Widzimy się na miejscu. - Mama przytula mnie i zaskoczoną Chris, po czym zmęczonym krokiem odchodzi w stronę wyjścia, odwracając się jeszcze parę razy i machając do nas.
- To chyba nasz, co? - pyta Christine, patrząc w lewo ponad głowami ludzi, choć sama nie jest zbyt wysoka.
Słyszę nadjeżdżający pociąg, co oznacza parę godzin snu.

Wchodzimy do pierwszego lepszego przedziału. Jedno siedzenie jest zajęte przez dwie starsze panie, a drugie, na szczęście, wolne.
Siadam przy ścianie, czyli na moim ulubionym miejscu. Chris lokuje się obok mnie i od razu opiera się o zagłownik.
- Spać - mruczy.
- Czym ty się zmęczyłaś, mała? - śmieję się, sprawdzając zapięcia w stojącym między moimi nogami plecaku.
- Jest wpół do pierwszej w nocy, dziecko drogie. - Odwraca głowę w moją stronę i patrzy na mnie wymownie.
Przewracam jedynie oczami, które najchętniej by się kimnęły. Zerkam na siedzące naprzeciwko babcie. Obydwie ubrane są w spódnice i koszule, z tym, że jedna jest grubsza, a druga raczej szczupła. Ta grubsza trzyma w ręku panoramiczne i długopis, a szczuplejsza druty i niedokończony szalik, niby to nie zerkając na nas zza grubych szkieł okularów.
- Mogę się położyć na twoich kolanach? - odzywa się nagle Chris, gdy już mam się ładnie uśmiechnąć do starszej pani.
- Jasne. - Kiwam głową. Teraz zgodziłbym się nawet na spanie na podłodze.
Szatynka układa głowę na moich udach, a jej włosy rozsypują się tak, że niemal nie widzę swoich dżinsów.
Ja sam opieram się o ścianę, mrugając wcześniej do szczupłej babci, która speszona wlepia wzrok w druty.
- Dobranoc - szepcze Christine.
- Dobranoc.
Bezmyślnie zaczynam przeczesywać  jej ciemne pasma. Najwyraźniej działa to na mnie bardzo uspokajająco, bo zasypiam niemal od razu, nie zwracając uwagi na wspomnienie dzisiejszego poranka.

Budzą mnie pierwsze promienie słoneczne. Nie otwieram oczu, pociąg jeszcze jedzie, a Baltimore jest ostatnią stacją.
Orientuję się, że lewą dłoń mam nadal położoną na karku Chris. Nie zabieram jednak ręki, ten dotyk sprawia mi pewną przyjemność.
Mam jeszcze dość słaby kontakt z rzeczywistością, więc próba poprawienia pozycji wychodzi mi marnie . Za to jednak coś w prawej kieszeni zaczyna mnie kłuć w żebra.
W prawej kieszeni? Przecież ja tam nic nie wsadzałem. Z trudem wkładam do niej rękę, ale jest pusta. Aha, no tak, jeszcze wewnętrzne. Wzdycham cicho i rozpinam bluzę do połowy, wyklinając na zacinający się zamek, aż w końcu sięgam do przegrody.
Plastik. Twardy, kwadratowy, cienki.
Zdziwiony wyciągam dziwną rzecz na światło dzienne i uchylam powieki.
Etui na dokumenty? Po co mi...?
Jasna dupa.
Odchylam okładkę i moim zaspanym oczom ukazuje się dowód osobisty.

Imię/imiona: Christine Annalise
Nazwisko: Mathers
Miejsce stałego zameldowania: Los Angeles
[...]

***
*wolne tłumaczenie polskiego tekstu
**przecinki przecinkami, ale na mile przeliczać mi się nie chce c:, poza tym oni też używają jednostki km.
***
Zasadnicze pytanie nr1 - kto wymyślał polską odmianę imienia "Ross"? Albowiem pozdrufcie debila, bo co blog to więcej : Ross'em, Ross'owi... :')
Tam NIE ma apostrofu, prosta zasada gramatyczna, ludzie c:
No, ale co ja się będę... Może w ogóle założę zakładkę "Rady gramatyczne"? XD
Widzę, że spodziewacie się bitwy braci? Pożyjemy, zobaczymy.
Rozdział taki sobie, lekki, sielankowy, bez jakichś wielkich aforyzmów. Uh, I mean...
 Być może pov Rossa poruszyło wasze serduszka C:

Daria pyta o opisy scen wypadów Rossa 'na miasto'. Powiem tak - nie wykluczam ich, aczkolwiek mam już napisane dwa kolejne rozdziały i większość rozdziału dziewiątego. Poza tym - czytelnicy mojego poprzedniego bloga mogą wiedzieć, że pisałam taką scenę tylko raz i to w 3/4 części :') Jest ona [tutaj]  , więc chętnych zapraszam i nie płacę za antydepresanty (jakbym miała płacić za chusteczki i antydepresanty podczas poprzedniego bloga, już dawno bym zbankrutowała :')  )
Do środy/czwartku!


5 komentarzy:

  1. PIERWSZE ZASADNICZE PYTANIE.
    O KTÓREJ TY WSTAJESZ, ŻE ROZDZIAŁ POJAWIŁ SIĘ JAKOŚ MIĘDZY 05:00 CZY 06:00 RANO? O.O

    ROZDZIAŁ MOŻE I KRÓTKI, ALE JAKŻE ZAJEBISTY.
    Ten fragment z Rossem był epicki i ogromnie podobało mi się to, że to właśnie Riker pojechał z Christine pociągiem. Chyba się powtarzam, ale Riker jest zdecydowanie moją ulubioną postacią na tym blogu.

    Nie za bardzo wiem co tutaj napisać, więc sobie już kończę i idę pisać u siebie. Mam nadzieję, że i ja do dwóch tygodni wyrobię się z rozdziałem numer dwa.
    Dziękuję i do następnego :3

    OdpowiedzUsuń
  2. SZCZĘŚ BOŻE, WREDNY GÓWNIE :)
    JAK TAM ŻYCIE?
    AH, PRZEPRASZAM.
    PRZECIEŻ TY NIE MASZ ŻYCIA.
    Albo stracisz je w najbliższym czasie.



    Jak już wiemy, liczy się jakość, a nie szybkość, więc chrzaniąc to, że komentuję jako druga pozwolę sobie walnąć komentarz taki jak zwykle, czyli opierdaling i pochwały na porządku dziennym. c:
    Ross.
    Twoje utożsamianie z nim pnie się w górę jak palma, więc tak dalej pójdzie, to będę zmuszona cię z tej palmy zrzucić, bo zaraz zaczniesz mi tak filozofować w swoim rossdziałach, że nie starczy ci myśli na nasz projekt. :')
    Chris.
    Ta dziewczyna jest co najmniej intrygująca, co najwyżej dziwna i podobna do Rikera. XD To już szósty rozdział i Christine jest jedyną postacią, o której nie mogę wygłosić bardziej składnej opinii niż: ''Cokolwiek pozytywnego wniesie do tego opowiadania, ty i tak to coś rozwalisz.''

    I NASZ RIKUŚ KOCHANY!
    CZYLI NAJBARDZIEJ DOPRACOWYWANA POSTAĆ EVER.
    Powiem tak.
    Pomimo, że Riker w swoich myślach plecie trzy po trzy, i równie dobrze mógłby rozpatrywać powód kolorowości grzywy pegazorożca, to i tak mam wrażenie, że każde jego zdanie przerabiałaś po dwadzieścia razy i między innymi dlatego tyle czasu sprawdzałaś ten rossdziau. XD

    A na koniec, żeby nie było za słodko.

    Kto jest wrednym gównem i KŁAMCZYŁ MNIE NA FB, ŻE WSTAWI ROZDZIAŁ WIECZOREM, ZA KAŻDYM RAZEM, GDY O TO PYTAŁAM?!

    Na następne pytanie retoryczne musicie poczekać państwo do rozdziału numer siedem. :)

    ~Z poważaniem, które i tak poważaniem nie jest
    Martynu

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny ! Epickie przeprosiny Rossika :D

    Ale myślałam,że Chris poprosi Rossa o to by z nią pojechał ;p Przecież przy nim czuła się dobrze (bynajmniej na początku xd)

    AWrrr jestem uwzględniona w notce xD Ekhem no wydaje mi się,że takie scenki by nam ożywiły bloga xD Nie,że jest źle - broń Boże - jest genialnie ale troszku fantazji nie zaszkodzi xD *jestem normalna tak w razie co*

    Blog number łan xD

    OdpowiedzUsuń
  4. TRACĘ 2 MINUTY MOJEGO PRZYSSANIA SIĘ DO KOMPA NA KOMENTARZ, ROZDZIAŁ BYNDZIE PÓŹNIEJ.

    Jak ja chcę, żeby ona się do Rikera przyssała *.* Oczywiście byłoby inaczej, gdyby zamiast niego był Ell. O NIE, OD MOJEGO MĘŻA PROSZĘ SIĘ NIE ZBLIŻAĆ.
    A ROSS MA SWOJE DZIFFKI.
    AMEN.

    Tak, jasne.
    Obydwoje będą o nią zabiegać.
    'WYPADY NA MIASTO W WYKONANIU ROSSA' :')
    CHYBA BOJĘ SIĘ TWOJEJ PSYCHIKI W TAKIEJ EWENTUALNOŚCI :")

    Chris moja kochana, cóż my o niej wiemy? A gówno. JAKĄ HERBATĘ LUBI? O. TEGO NIE WIEM. MOŻE UWIELBIA ZIELONĄ TAK JAK JA, A MOŻE JEJ NIENAWIDZI.
    CHCĘ ODPOWIEDZI NA TO PYTANIE! -.-

    Poza tym to lejesz miód na moje serce <3 Niech ci to zostanie wynagrodzone.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest bardzo dobry. Co do gramatyki-orłem nie jestem, choć się staram. Może tego nie widać, ale tak jest. Wiele razy sprawdzam rozdziały. Może zauważyłaś, że często nie piszę długich, złożonych zdań, bo nie chcę się walnąć na przecinkach. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie lepiej. Aczkolwiek, ''Ross'owi''... Ugh. Zawsze jak to czytam, mam ochotę palnąć się ręką w twarz.
    Okej, wracam do rozdziału. Jest bardzo dobry-jak wszystkie, żadna nowość. Uwielbiam Rikera z każdą chwilą coraz bardziej. Nie ukrywam jednak, że z drugiej strony chciałabym, by to Ross siedział z nią w tym pociągu. Jeżeli o mnie chodzi, to ja nie chcę bitwy braci. Nienawidzę tego typu momentów, kiedy obydwoje zakochują się w tej samej dziewczynie. Może dlatego, że naczytałam się tych scen na gimbusiarskich blogach, gdzie cała sceneria i zachowanie bohaterów było tak dziecinne, że wyglądali, jakby mieli dziesięć lat, a nie dwadzieścia. Ty byś to napisała na pewno inaczej, więc, hm... Może nie byłoby to i złe? Mimo wszystko, mam nieprzyjemne wspomnienia, jeżeli chodzi o 'bitwy braci', haha.
    Przykry ten moment, w którym Ross powiedział, że się nie zmieni. No, cholera, dziewczyno. Ty wiesz, jak trafić do serduszka. Taka przykra prawda. Świat schodzi na psy, a my razem z nim. Ale Chris jest urzekająca. Jest coś w tej dziewczynie, co niesamowicie lubię. Na ogół wolę, gdy kobiety są 'zimne' i 'twarde'. Chris taka nie jest, ale ma w sobie coś intrygująco wspaniałego. Lubię jej charakter. I buty! Zdecydowanie lubię jej buty. Mam obsesję na punkcie zwykłych, czarnych trampek. Najlepsze obuwie ever!
    Czekam na next. U mnie pojawi się niedługo, mam nadzieję. Mam na razie trzy kartki A4, ale chciałabym to przedłużyć. Cholera wie, co z tego wyjdzie.
    Życzę weny, jak dotychczas. Tak w ogóle, trochę słodząc, cieszę się, że jesteś czytelniczką mojego bloga. Bo dajesz mi dobre rady, postaram się do nich stosować. To bardzo pomocne. Dziękuję
    rossomefanfiction

    OdpowiedzUsuń