# Riker
Budzi mnie stosunkowo głośny stukot obcasów. Ktoś przeszedł szybkim krokiem obok drzwi pokoju.
Otwieram powoli oczy, jeszcze nieświadomy rzeczywistości. Czuję na policzku delikatne podmuchy ciepłego powietrza i zaraz przypominam sobie, że tej nocy nie spałem sam.
Spoglądam zamglonym wzrokiem na dziewczynę, która podczas snu zmieniła pozycję – teraz leży na plecach, lekko przekręcona w moją stronę, a głowę ma na moim rozłożonym na poduszce ramieniu. Ja sam nie ruszyłem się chyba ani o milimetr, bo wciąż ułożony jestem na boku, przodem do Chris.
Twarz szatynki przepełniona jest spokojem. Zaczyna mnie ciekawić o czym śni. Podnoszę powieki na tyle, na ile pozwala mi stan przebudzenia i przyglądam się dziewczynie w świetle porannych promieni wpadających przez odsłonięte okna.
Odległość między naszymi nosami wynosi zaledwie parę centymetrów, Chris musiała podciągnąć się podczas snu, bo o ile pamiętam to wczorajszego wieczoru czubek jej głowy dotykał mojego podbródka. Teraz widzę dokładnie jej jeszcze lekko posiniaczoną skórę na skroni, ciemne brwi z małą, okrągłą blizną przy początku prawej, kilka piegów na prostym nosie, długie rzęsy. I ciemnoróżowe usta, trochę rozchylone. To z nich wydobywa się ciepły oddech odbijający się od mojego policzka. Na dolnej wardze wciąż ma gojącą się ranę, najprawdopodobniej po uderzeniu.
Dziwne uczucie – budzić się przy dziewczynie, o której jedyne, co wiem, to że ma na imię Christine, została zgwałcona i lubi ze mną przebywać w ciszy.
Została zgwałcona. Te słowa nie chcą przejść nawet przez moje myśli, a przed wypowiedzeniem ich mam zahamowania.
Minęło kilka dni, a ona nic o tym nie mówi. Ell i Rocky robią, co mogą z jej wolnym czasem, żeby nie popadła w jakąś traumę. Mama ma nadzieję, że uda nam się ją zaciągnąć do lekarza, gdy po Baltimore wpadniemy na chwilę do LA.
Nagle Chris porusza lekko głową i rozchyla powieki. Jej zaspane spojrzenie od razu ląduje na mnie.
Nie mówi nic, w pokoju nadal panuje cisza, zmącona jedynie szmerami dochodzącymi z korytarza. Wpatruję się w jej oczy jak zahipnotyzowany, wszystkie myśli wylatują mi z głowy. A w każdym razie wszystkie rozsądne, bo zaczynam odczuwać niezrozumiałe, głupie pragnienie.
Najzwyczajniej w świecie chcę ją teraz pocałować.
Otwieram powoli oczy, jeszcze nieświadomy rzeczywistości. Czuję na policzku delikatne podmuchy ciepłego powietrza i zaraz przypominam sobie, że tej nocy nie spałem sam.
Spoglądam zamglonym wzrokiem na dziewczynę, która podczas snu zmieniła pozycję – teraz leży na plecach, lekko przekręcona w moją stronę, a głowę ma na moim rozłożonym na poduszce ramieniu. Ja sam nie ruszyłem się chyba ani o milimetr, bo wciąż ułożony jestem na boku, przodem do Chris.
Twarz szatynki przepełniona jest spokojem. Zaczyna mnie ciekawić o czym śni. Podnoszę powieki na tyle, na ile pozwala mi stan przebudzenia i przyglądam się dziewczynie w świetle porannych promieni wpadających przez odsłonięte okna.
Odległość między naszymi nosami wynosi zaledwie parę centymetrów, Chris musiała podciągnąć się podczas snu, bo o ile pamiętam to wczorajszego wieczoru czubek jej głowy dotykał mojego podbródka. Teraz widzę dokładnie jej jeszcze lekko posiniaczoną skórę na skroni, ciemne brwi z małą, okrągłą blizną przy początku prawej, kilka piegów na prostym nosie, długie rzęsy. I ciemnoróżowe usta, trochę rozchylone. To z nich wydobywa się ciepły oddech odbijający się od mojego policzka. Na dolnej wardze wciąż ma gojącą się ranę, najprawdopodobniej po uderzeniu.
Dziwne uczucie – budzić się przy dziewczynie, o której jedyne, co wiem, to że ma na imię Christine, została zgwałcona i lubi ze mną przebywać w ciszy.
Została zgwałcona. Te słowa nie chcą przejść nawet przez moje myśli, a przed wypowiedzeniem ich mam zahamowania.
Minęło kilka dni, a ona nic o tym nie mówi. Ell i Rocky robią, co mogą z jej wolnym czasem, żeby nie popadła w jakąś traumę. Mama ma nadzieję, że uda nam się ją zaciągnąć do lekarza, gdy po Baltimore wpadniemy na chwilę do LA.
Nagle Chris porusza lekko głową i rozchyla powieki. Jej zaspane spojrzenie od razu ląduje na mnie.
Nie mówi nic, w pokoju nadal panuje cisza, zmącona jedynie szmerami dochodzącymi z korytarza. Wpatruję się w jej oczy jak zahipnotyzowany, wszystkie myśli wylatują mi z głowy. A w każdym razie wszystkie rozsądne, bo zaczynam odczuwać niezrozumiałe, głupie pragnienie.
Najzwyczajniej w świecie chcę ją teraz pocałować.
#Ross
- Ross! Śniadanie! – Głos Ratliffa gwałtownie wybudza mnie ze snu.
- Sssoo?
Podnoszę powieki, które ważą z trzysta ton, jak nie więcej.
- Śniadanie, buraku!
- Zamknij twarz i oddaj mi skarpetkę! – krzyczy ze śmiechem Rocky.
- Ale ta jest moja! Nie widzisz, że jest zielona w czerwone paski?
- Ja widzę czerwoną w zielone paski!
- A ja latające jednorożce, co nie znaczy, że są one twoje.
Słyszę krzątających się po pokoju Ella i Rocky’ego, zapewne znowu pomyliły im się walizki.
Cholera, Riker, wytłumacz mi jedno – dlaczego nie mogłem spać w pokoju, który przydzielono nam obu?! Jaki jesteś, taki jesteś, braciszku, ale nie drzesz japy od samego rana. No, chyba, że to akurat rano wracam. Ale to wyjątki. Nie wnikajmy.
Za to teraz zabawa tych wariatów jedynie zwiększa mój ból głowy, co wcale nie poprawia mi humoru, bo kaca mam naprawdę niewielkiego, a ich krzyki sprawiają, że wydaje się być gigantyczny.
Przez głowę przechodzi mi pocieszająca myśl, że wypiłem tylko cztery piwa. W dziesięć minut. Okay, ta druga wcale nie jest już tak pocieszająca. Za to dziewczyna, którą wczoraj zdobyłem w jakimś klubie, była raczej zadowolona z tego obrotu spraw. Ja powiedziałbym jednakowoż, że to nie sprawy a ja się obracałem. Cztery piwa w dziesięć minut nie było dobrym pomysłem – czułem się jak na podium zaraz za Rollercoasterem.
- Ross! – Ellington podchodzi do mojego łóżka, po drodze zakładając koszulkę. – Masz dwadzieścia minut!
- Dwadzieścia minut?! – dziwię się, podnosząc ociężałą głowę z poduszki. – Robicie aferę o dwadzieścia minut?! Idę spać, obudźcie mnie za pięć naleśnik.
Drzwi od prysznica zamykają się, a Rydel wychodzi z łazienki szybkim krokiem.
Kapusie. Nie dajesz sobie rady z Rossem? Idź po Rydel.
Ta bestia zrzuciła mnie z łóżka i perfidnie zaciągnęła do kabiny prysznicowej jakbym był szmacianą lalką. No pewnie, wykorzystujcie chorego człowieka.
Na szczęście Rocky i Ell wyszli zaraz po przyprowadzeniu Del, więc nikt nie widział tego teatrzyku.
Rozsuwam drzwi i wychodzę na ocieplane kafelki, po czym staję przy zlewie. Zimna woda na orzeźwienie działa prawie zawsze niezawodnie.
Charlotte. Dziś gramy w Charlotte.
Brawo, Ross, zgadłeś. W nagrodę chcesz nalepkę ze słoneczkiem czy uśmiechem?
Wycieram twarz w ręcznik i przecieram oczy wierzchem dłoni, zastanawiając się, gdzie jest teraz Chris.
Kapusie. Nie dajesz sobie rady z Rossem? Idź po Rydel.
Ta bestia zrzuciła mnie z łóżka i perfidnie zaciągnęła do kabiny prysznicowej jakbym był szmacianą lalką. No pewnie, wykorzystujcie chorego człowieka.
Na szczęście Rocky i Ell wyszli zaraz po przyprowadzeniu Del, więc nikt nie widział tego teatrzyku.
Rozsuwam drzwi i wychodzę na ocieplane kafelki, po czym staję przy zlewie. Zimna woda na orzeźwienie działa prawie zawsze niezawodnie.
Charlotte. Dziś gramy w Charlotte.
Brawo, Ross, zgadłeś. W nagrodę chcesz nalepkę ze słoneczkiem czy uśmiechem?
Wycieram twarz w ręcznik i przecieram oczy wierzchem dłoni, zastanawiając się, gdzie jest teraz Chris.
#Riker
- Riiiiiikeerrr! Śniadanie!
- Riiiiiikeerrr! Śniadanie!
Niespodziewanie drzwi od pokoju otwierają się z rozmachem i staje w nich roześmiany Ellington, a atmosfera ciszy pęka jak bańka mydlana. Podnoszę głowę zaskoczony i zaspanymi jeszcze oczami spoglądam na Rata.
- Hę? - mruczę.
Ratliff patrzy na mnie lekko zdezorientowany, a ja nagle zdaję sobie sprawę z niezręczności sytuacji. Zerkam na Chris, która zdążyła zamknąć oczy, najwyraźniej w próbie udawania, że śpi.
- No co? – pytam niby zwykłym tonem, wracając spojrzeniem do Ellingtona. Opłacały się te czasy spędzone na aktorstwie.
- Czy ty… czy wy…? – Chłopak przeczesuje włosy palcami, nie odrywając wzroku od łóżka.
- Co? Nie, broń Boże. – Kręcę głową. – Przyszła wczoraj przestraszona, nie mogłem jej wygonić. A ja właśnie wstawałem – mówię i na dowód tego podnoszę się na łokciu do siedzenia.
- Żeś mnie przestraszył, szefie – śmieje się już wyraźnie rozluźniony Ell. – Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś dziwny?
- Z pięćset razy. – Zsuwam się z łóżka, starając się nie ściągnąć kołdry z Chris, która nadal leży nieruchomo.
- Tak mało? – dziwi się Rat. – W każdym razie, za dwadzieścia minut na dole w barze jest śniadanie.
- Okay, zaraz obudzę Chris. – Kiwam głową.
- Dobra, lecę, bo Rocky mi ucieka ze skarpetką – rzuca jeszcze na odchodnym szatyn i wycofuje się z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Co? – Drapię się po głowie. Nigdy ich nie zrozumiem. – Chris, śniadanie – zwracam się do dziewczyny, podnosząc się z łóżka.
- Słyszałam. – Szatynka przekręca się na brzuch, zagarniając za sobą pościel.
- Wstawaj, szkoda dnia! – śmieję się i ściągam z niej kołdrę. Cichy, intymny klimat już zniknął, choć jego resztki nadal wkłuwają mi się w umysł jak wredne szpilki.
- Jesteś złym człowiekiem – burczy Christine i układa się w kłębek na poduszce.
- Nie ma takich! Złaź, ale już! – Podchodzę do niej i podnoszę ją na ręce, chwiejąc się na jeszcze nie do końca rozbudzonych nogach.
- Dobra, już wstaję! Ale puść! – piszczy, próbując się wyrwać z uścisku. Stawiam ją na nogi.
- Idź do swojego pokoju i przebierz się – mówię już spokojnie, zakładając ręce na piersi.
Chris zaczesuje palcami włosy do tyłu i prostuje się naprzeciwko mnie. Jest niższa o głowę.
I znowu ta cisza. I znowu jej zielono-brązowe oczy mnie hipnotyzują. Czuję się tak, jakbym nie miał prawa ruszyć nawet najmniejszym palcem.
- To ja… Idę. – Dziewczyna odwraca pospiesznie wzrok, ale zaraz znowu spogląda na mnie z lekkim uśmiechem. – Widzimy się na śniadaniu.
- Tak. – Kiwam głową.
- Hę? - mruczę.
Ratliff patrzy na mnie lekko zdezorientowany, a ja nagle zdaję sobie sprawę z niezręczności sytuacji. Zerkam na Chris, która zdążyła zamknąć oczy, najwyraźniej w próbie udawania, że śpi.
- No co? – pytam niby zwykłym tonem, wracając spojrzeniem do Ellingtona. Opłacały się te czasy spędzone na aktorstwie.
- Czy ty… czy wy…? – Chłopak przeczesuje włosy palcami, nie odrywając wzroku od łóżka.
- Co? Nie, broń Boże. – Kręcę głową. – Przyszła wczoraj przestraszona, nie mogłem jej wygonić. A ja właśnie wstawałem – mówię i na dowód tego podnoszę się na łokciu do siedzenia.
- Żeś mnie przestraszył, szefie – śmieje się już wyraźnie rozluźniony Ell. – Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś dziwny?
- Z pięćset razy. – Zsuwam się z łóżka, starając się nie ściągnąć kołdry z Chris, która nadal leży nieruchomo.
- Tak mało? – dziwi się Rat. – W każdym razie, za dwadzieścia minut na dole w barze jest śniadanie.
- Okay, zaraz obudzę Chris. – Kiwam głową.
- Dobra, lecę, bo Rocky mi ucieka ze skarpetką – rzuca jeszcze na odchodnym szatyn i wycofuje się z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Co? – Drapię się po głowie. Nigdy ich nie zrozumiem. – Chris, śniadanie – zwracam się do dziewczyny, podnosząc się z łóżka.
- Słyszałam. – Szatynka przekręca się na brzuch, zagarniając za sobą pościel.
- Wstawaj, szkoda dnia! – śmieję się i ściągam z niej kołdrę. Cichy, intymny klimat już zniknął, choć jego resztki nadal wkłuwają mi się w umysł jak wredne szpilki.
- Jesteś złym człowiekiem – burczy Christine i układa się w kłębek na poduszce.
- Nie ma takich! Złaź, ale już! – Podchodzę do niej i podnoszę ją na ręce, chwiejąc się na jeszcze nie do końca rozbudzonych nogach.
- Dobra, już wstaję! Ale puść! – piszczy, próbując się wyrwać z uścisku. Stawiam ją na nogi.
- Idź do swojego pokoju i przebierz się – mówię już spokojnie, zakładając ręce na piersi.
Chris zaczesuje palcami włosy do tyłu i prostuje się naprzeciwko mnie. Jest niższa o głowę.
I znowu ta cisza. I znowu jej zielono-brązowe oczy mnie hipnotyzują. Czuję się tak, jakbym nie miał prawa ruszyć nawet najmniejszym palcem.
- To ja… Idę. – Dziewczyna odwraca pospiesznie wzrok, ale zaraz znowu spogląda na mnie z lekkim uśmiechem. – Widzimy się na śniadaniu.
- Tak. – Kiwam głową.
Nawet nie zauważam, gdy wychodzi z pokoju.
#Ross
Pięćdziesiąty czwarty raz przecieram oczy grzbietem dłoni i spoglądam na idącą obok mnie mamę.
- Czemu nie mogłem dzisiaj spać z Rikerem? – pytam, przypominając sobie przyczynę mojej nocki u chłopaków.
- Bo spała u niego Chris – odpowiada mama z lekkim uśmiechem, jak gdyby nigdy nic.
Cholera.
- A ona nie miała spać z Delly?
- Miała. – Stormie kiwa głową. – Ale poszła do Rikera. Myślę, że dobrze się czuje w jego towarzystwie. Bezpiecznie.
Nie mówię już nic, jedynie spuszczam głowę. Nie wiem, jaki skutek miały odnieść te słowa, ale dotknęły mnie, wręcz ukłuły. Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia dlaczego.
W końcu docieramy do otwartych drzwi hotelowego baru. Od razu odnajduję wzrokiem jeden z większych stołów, przy którym siedzi już reszta kompanii. Z jednej strony Ryland, Rocky, Ratliff i Chris, a z drugiej tata, Rydel i Riker, przy tym zostaje jeszcze parę wolnych krzeseł.
„I tak źle, i tak niedobrze”, jak to mówią. Usiąść obok Rikera czy naprzeciwko? Po chwili rozmyślań usadawiam się przy Chris.
- Cześć – witam zebranych cichym mruknięciem i zostaję obdarowany mniej więcej tym samym, ale w innych, weselszych tonacjach.
Od razu, gdy mój niewyspany tyłek dotyka drewnianego krzesła, czuję na sobie mordercze spojrzenie Rika. Wiem już, że szykuje się krótka i zwięzła rozmowa.
Milusio.
Spoglądam kątem oka na Christine. Dziewczyna siedzi oparta łokciami o blat, przed nią stoi tylko szklanka wody i pusty talerz.
- Jedz, Chris – odzywa się mama, siadając obok taty i nakłada sobie parę kanapek.
- Nie jestem głodna. – Chris przeczesuje włosy palcami w stronę karku, co pozwala mi dostrzec jej delikatny profil. Odwracam wzrok niemal natychmiast.
- Pozwól, że ci pomogę – wtrąca się Ell, a ja spoglądam na niego ponad głową szatynki.
Ratliff bierze pierwszą lepszą kromkę z piętrowej patery ustawionej na środku stołu, kładzie ją na swój talerz i przekrawa w mniejsze kawałki, po czym chwyta między palce jeden z nich.
- No, leci samolocik! – Rat macha chlebem przed twarzą rozbawionej Chris. – Brum brum!
- Od kiedy to samolot robi ‘brum brum’? – śmieje się dziewczyna, ale posłusznie gryzie kanapkę.
Sam sięgam po tosty i kawę, przy okazji nadziewając się na ostre spojrzenie Rika.
- Bo to zmutowany samolot – burczy Ell, biorąc z talerza kolejny kawałek. – Samochód go ugryzł.
- Czemu nie mogłem dzisiaj spać z Rikerem? – pytam, przypominając sobie przyczynę mojej nocki u chłopaków.
- Bo spała u niego Chris – odpowiada mama z lekkim uśmiechem, jak gdyby nigdy nic.
Cholera.
- A ona nie miała spać z Delly?
- Miała. – Stormie kiwa głową. – Ale poszła do Rikera. Myślę, że dobrze się czuje w jego towarzystwie. Bezpiecznie.
Nie mówię już nic, jedynie spuszczam głowę. Nie wiem, jaki skutek miały odnieść te słowa, ale dotknęły mnie, wręcz ukłuły. Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia dlaczego.
W końcu docieramy do otwartych drzwi hotelowego baru. Od razu odnajduję wzrokiem jeden z większych stołów, przy którym siedzi już reszta kompanii. Z jednej strony Ryland, Rocky, Ratliff i Chris, a z drugiej tata, Rydel i Riker, przy tym zostaje jeszcze parę wolnych krzeseł.
„I tak źle, i tak niedobrze”, jak to mówią. Usiąść obok Rikera czy naprzeciwko? Po chwili rozmyślań usadawiam się przy Chris.
- Cześć – witam zebranych cichym mruknięciem i zostaję obdarowany mniej więcej tym samym, ale w innych, weselszych tonacjach.
Od razu, gdy mój niewyspany tyłek dotyka drewnianego krzesła, czuję na sobie mordercze spojrzenie Rika. Wiem już, że szykuje się krótka i zwięzła rozmowa.
Milusio.
Spoglądam kątem oka na Christine. Dziewczyna siedzi oparta łokciami o blat, przed nią stoi tylko szklanka wody i pusty talerz.
- Jedz, Chris – odzywa się mama, siadając obok taty i nakłada sobie parę kanapek.
- Nie jestem głodna. – Chris przeczesuje włosy palcami w stronę karku, co pozwala mi dostrzec jej delikatny profil. Odwracam wzrok niemal natychmiast.
- Pozwól, że ci pomogę – wtrąca się Ell, a ja spoglądam na niego ponad głową szatynki.
Ratliff bierze pierwszą lepszą kromkę z piętrowej patery ustawionej na środku stołu, kładzie ją na swój talerz i przekrawa w mniejsze kawałki, po czym chwyta między palce jeden z nich.
- No, leci samolocik! – Rat macha chlebem przed twarzą rozbawionej Chris. – Brum brum!
- Od kiedy to samolot robi ‘brum brum’? – śmieje się dziewczyna, ale posłusznie gryzie kanapkę.
Sam sięgam po tosty i kawę, przy okazji nadziewając się na ostre spojrzenie Rika.
- Bo to zmutowany samolot – burczy Ell, biorąc z talerza kolejny kawałek. – Samochód go ugryzł.
- Ross, możemy chwilkę pogadać?
Ledwo wychodzę z baru, a już czuję na karku oddech najstarszego brata.
- Jasne. – Próbuję się uśmiechnąć, ale z marnym skutkiem. Zabawna atmosfera panująca przed chwilą przy stole opuszcza mnie stopniowo.
Puszczam przed siebie resztę rodziny i opieram się barkiem pobliską ścianę, tuż za drzwiami stołówki. Dostrzegam jeszcze spojrzenie Chris, która odprowadza mnie nim znad ramienia, niesiona na barana przez Rocky’ego, ale zaraz wszyscy znikają za zakrętem.
Riker staje naprzeciwko mnie i przeczesuje włosy palcami. Mord w jego oczach jakby zelżał.
- Słuchaj, Ross – zaczyna, o dziwo spokojnie. – Rozmawialiśmy już o twoich wypadach, rozumiem, a raczej akceptuję to. Nie sądzisz jednak, że dopuszczenie Chris do tego, żeby zobaczyła się na jednej z nich było niezbyt dobrym pomysłem?
Cały Riker. Rola najstarszego w rodzeństwie nie jest najłatwiejsza, a on stara się ją wypełniać w miarę możliwości. Jedną z cech przywódcy dziecięcego stada jest nadopiekuńczość.
- To nie był pomysł, tylko przypadek – odpowiadam.
- W takim razie prosiłbym cię, żebyś nie pozwolił na kolejne tego typu przypadki, okay? To ją rani, rozumiesz chyba. – Patrzy na mnie piwnymi oczami, już bez wyrazu chęci zdeptania mnie jak żuczka.
- Tak, rozumiem. – Kiwam głową jak na młodszego brata przystaje. – Postaram się, żeby taka sytuacja nie miała już miejsca.
To prawda. Coś we mnie próbuje rozłupać mi mózg i uświadomić mu, że nie chcę krzywdzić Chris. Co gorsza, to samo coś wędruje również żyłami (i układem limfatycznym) do mojego biednego serca.
- Mam nadzieję. – Blondyn ponownie poprawia dłonią włosy i zaczyna odwracać się w stronę, gdzie przed chwilą zniknęli nasi.
Nie wytrzymuję.
- Jak się spało z Chris? – wypalam.
Riker zatrzymuje się wpół kroku.
- Całkiem przyjemnie – odpiera, wzruszając ramionami. – Wpadła do mnie w nocy z płaczem. Zgadnij, dlaczego. – Zerka na mnie znacząco przez krótką chwilę z lekkim, smutnym uśmiechem i odchodzi, zostawiając mnie w osłupieniu pierwszego stopnia.
Z płaczem? Nie wiedziałem, że aż tak ją to ruszyło.
Ross, debilu, została zgwałcona. Jakiej reakcji się spodziewałeś? Fanfar?
***
Publikuję dziś, bo w tym tygodniu będę siedzieć z nosem w książkach niemal non stop, prawdopodobnie odseparowana od internetu :')
Można ten rossdziau nazwać krótszym niż poprzednie? Huh, nie wiem...
Można ten rossdziau nazwać krótszym niż poprzednie? Huh, nie wiem...
W każdym razie - zaczyna się dziać, czyli sezon na hejty uważam za otwarty xD
JEZUS, A W SZKOLE PANUJE JAKAŚ MASAKRA. Rozpiernicz totalny, nauki coraz więcej, rok szkolny się rozkręca :')
Ale to nic - od czego jest matma? Brudnopis, długopis i heja (jeśli jest wena xD)
Wiecie, co jest najlepsze w tym story? Że znam jego zakończenie, ale nie wiem za bardzo, co się będzie działo w środku xD Wiem jedynie, że mój musk znajduje coraz to dziwniejsze propozycje C:
Myślę też nad napisaniem dwóch wersji epilogów, ale do tego długa droga :).
Mam już napisane dwa rozdziały naprzód, ciągle dopisuję, bo wiem, że przyjdzie moment chwilowego załamania - taka typowa choroba bloggerów C:
Na koniec pijany/na kacu/chory Riker CC:
------> HMUOY ACOUSTIC
[Riker: buja się, kiwa głową, burczy "luk łat ju dyyd" i "łu-u-u-uuh" - rola życia w akustycznym wykonie :')]
Tutaj wyciskacz łez, którym zabiła mnie Ratliff:
oglądasz na własną odpowiedzialność, za chusteczki nie płacę C:
JEZUS, A W SZKOLE PANUJE JAKAŚ MASAKRA. Rozpiernicz totalny, nauki coraz więcej, rok szkolny się rozkręca :')
Ale to nic - od czego jest matma? Brudnopis, długopis i heja (jeśli jest wena xD)
Wiecie, co jest najlepsze w tym story? Że znam jego zakończenie, ale nie wiem za bardzo, co się będzie działo w środku xD Wiem jedynie, że mój musk znajduje coraz to dziwniejsze propozycje C:
Myślę też nad napisaniem dwóch wersji epilogów, ale do tego długa droga :).
Mam już napisane dwa rozdziały naprzód, ciągle dopisuję, bo wiem, że przyjdzie moment chwilowego załamania - taka typowa choroba bloggerów C:
Na koniec pijany/na kacu/chory Riker CC:
------> HMUOY ACOUSTIC
[Riker: buja się, kiwa głową, burczy "luk łat ju dyyd" i "łu-u-u-uuh" - rola życia w akustycznym wykonie :')]
Tutaj wyciskacz łez, którym zabiła mnie Ratliff:
oglądasz na własną odpowiedzialność, za chusteczki nie płacę C:
HA!
OdpowiedzUsuńJak to jest, że kiedy nie wrócę z domu, i tak mam szansę napisać komentarz pierwsza :')) Wracam z treningu, łapię komputer i tradycyjnie ogarniam spam na GG. A TU BUM!
Czy to ptak? Czy to samolot? Czy to stanik lecący na statyw mikrofonu na koncercie R5? Nie! Toż to NOWY ROSSDZIAU U ANI!
Shh, Martyna. Do rzeczy, do rzeczy. c:
Pozwolę sobie stwierdzić, że jeżeli o Rikusia i Rossa chodzi, to wyczuwam bójkę braci c: Ja wiedziałam, że prędzej czy później wciśniesz swego męża do tego głównego wątku, jakim jest Chris, więc jakiegoś wielkiego zdziwienia nie było, ale za pewne będzie, znając ciebie. ;_;
Jednak Elżunia skutecznie rozładował atmosferę wtedy, kiedy tego potrzebowałam. ccc:
A co do notki, my lovely, to z góry uprzedzam, JA TEŻ NIE PŁACĘ ZA HURTOWE ZUŻYWANIE CHUSTECZEK. Co z tego, że coraz częściej udaje mi się rozpierdzielić ci serudcho, intencje mam dobre :')
A teraz pozdrawiam z łoża zakwasów i oglądania zdjęć z nowych koncertów. Dzień dobry na dobranoc. Tak.
~Martynu aka Ratliff c:
KOCHAM MÓJ CHOLERNIE PRZEKLĘTY INTERNET :")
OdpowiedzUsuńMIAŁAM TAKI ZAJEBISTY KOMENTARZ NA CAŁĄ STRONĘ W WORDZIE CHYBA I SZLAG (NIE SZLAK, DZIĘKUJĘ ZA UPOMNIENIE :")) GO TRAFIŁ. CIESZMY SIĘ I RADUJMY WSZYSCY Z NIESZCZĘŚCIA I ZANIKÓW INTERNETU U SZANELL.
MOŻE COŚ O ROZDZIALE.
CZYŻBY ROSS I RIKER BYLI ZAZDROŚNI O CHRIS? TRZYMAM KCIUKI ZA RIKER'A BO O C'MON, WSZĘDZIE ROSS. No nie oszukujmy się, sama piszę o Raurze, gdzie chodzi głownie o Ross'a, biorąc pod uwagę członków R5. Ale szczerze, planuję wkręcić mocno w to Riker'a. O tak, tak. Mniejsza.
MAM OCHOTĘ UDUSIĆ TUTAJ ROSS'A, ROMANTYK I EROTOMAN W JEDNYM. CHCIAŁAM NAZWAĆ GO URWISEM, CÓŻ TO NIE WYRAZI MEJ WŚCIEKŁOŚCI NA NIEGO TUTAJ :")
W KAŻDYM BĄDŹ RAZIE, DZIĘKUJĘ, TYLE CHCIAŁAM POWIEDZIEĆ.
TERAZ IDĘ BLIŻEJ PRZYJRZEĆ SIĘ TEMU BLOGOWI, OPATRZYĆ WSZYSTKIE ZAKŁADKI ITD. JAK ZAWSZE. OD RAZU POMINĘ KONTAKT, PONIEWAŻ JAK TO JA, MIMO SZCZERYCH CHĘCI, MAM WRAŻENIE, ŻE SIĘ NARZUCAM I PRZESZKADZAM (co jest prawdą .-.) NIKOGO NIE ZAPROSZĘ NA GG CZY COŚ TAKIEGO. ACH, TA MOJA POPIEPRZONA PSYCHIKA :")
MIŁO BYŁO, CZEKAM NA NASTĘPNY.
Kurde, Ratliffa uwielbiam. Co za gość. Jak rozmawia z Rockym to śmieję się cały czas. Tekst o samolocie ugryzionym przez samochód-genialny! Śmiałam się tak głośnio, że cieszę się, iż nikogo nie ma w domu.
OdpowiedzUsuńCo do Rossa to kurde. Co człowiek. Niepoprawny romantyk, tak? Ja nie wiem, ale mimo to uwielbiam jego postać. Jest jakiś taki zagubiony, ogólnie ''niepoprawny'' co mi w nim niesamowicie pasuje. Z drugiej strony Riker jest wspaniały. Taki kochany. Nie chcę, żeby on zakochał się w Chris! Będzie niezręcznie i będzie walka między braćmi... Kurde, no nie chcę tego. Nie ukrywam, że kibicuję związkowi Rossa i Chris.
Możesz być dumna, zaczęłam patrzeć milion razy lepiej na Rikera od czasu kiedy czytam Twoje opowiadanie. Zawsze go lubiłam-wiadomo, ale teraz jakoś pokazałaś mi wiele jego pozytywnych cech. Wiadomo, ze to tylko opowiadanie i on wcale taki nie musi być. Po prostu wyobrażam go sobie inaczej. Lepiej. Nie wiem jak to określić, ale to pozytywne:)
Co do interpunkcji itp. to nic się nie wypowiem. Nie będę wtrącać swoich pięciu groszy, gdyż najzwyczajniej się nie znam. Ale co do Twoich rad-bardzo za nie dziękuję. Odpowiedziałam u mnie w komentarzu. Kolejny rozdział dodam na dniach i postaram się, by byl lepszy! Treściowo będzie(i hope)i oby gramatycznie też.
Pozdrawiam i życzę weny.
Kurde, czekam na kolejny. Ten blog jest zdecydowanie na podium blogów o R5 jakie kiedykolwiek czytałam(a czytałam mioliony, co tam, że powinnam robić pięćdziesiąt innych rzeczy ;-;). KOCHAM
rossomefanfiction
,,No, leci samolocik! – Rat macha chlebem przed twarzą rozbawionej Chris. – Brum brum!
OdpowiedzUsuń- Od kiedy to samolot robi ‘brum brum’? (...)
- Bo to zmutowany samolot – burczy Ell, biorąc z talerza kolejny kawałek. – Samochód go ugryzł."
No padłam ze śmiechu ! :D Genialny tekst ;3 Uwielbiam Ell'a a w Twoim opowiadaniu jest tak świetnie przedstawiony :) W sumie on i Rocky, hehe zgrana paka ,,klaunów" :P
Co do Rika i Rossika to zgadzam się z osobami wyżej :D Rikuś się zakochuje, Rossiak nie wie co czuje (jeszcze xd) ale już zaczynają ze sobą ,,walkę" Mam nadzieję,ze jakoś spektakularnie to opiszesz :D *umm czekam!*
Haha co do wiadomego zakończenia to chyba każdy tak ma xD Początek i koniec jest a środek pisany w napływie weny ;P
Rozdział jest nieco krótszy - racja - ale dialog między Rikiem a Rossem to nadrabia ;P Więcej takich mega rozdziałów! *Aczkolwiek moim ulubionym jest rozdział 4 *o*
Hej, hej a mi się teraz przypomniało co chciałam jeszcze napisa xD
UsuńMoże ekhem opisywałabyć bardziej te wypady Rossika na miasto co ;p? *bardziej szczegółowo...)
całkiem przyjemnie sobie piszesz, moja droga, nie powiem!
OdpowiedzUsuńRoss jest taki niegrzeczny, arr.
nie no, żartuję. naprawdę bardzo się wciągnęłam. nawet przestało mi przeszkadzać, że to Christine, a nie Laura :D
chociaż nie ukrywam, że wolę ją w związku z Rikerem, bardzo ładnie by do siebie pasowali i wyglądaliby również niczego sobie. tacy słodcy i romantyczni, oow <3
do następnego!
#neverletmegiveup