Trochę mi się popieprzyły daty koncertów, nie zwracajcie na to uwagi :3
(dalej już powinno być okay)
[tak, blog jest pisany zgodnie z datami wrześniowego tour]
Zmęczony koncertem rzucam się na kanapę, która powoli staje się moją sypialnią, a reszta zespołu sunie do swoich łóżek. Jest to chyba najprzyjemniejsza forma zmęczenia - po udanym koncercie, dziesiątkach autografów, zdjęć... Gdybym nie był ograniczony przez ten słaby, ludzki organizm, skakałbym po scenie ile wlezie.
Chris siada obok mojej głowy i głaszcze mnie po włosach. Czuję gęsią skórkę na rękach. Nie wiem, czy powinienem.
- Może chciałbyś spać u siebie?
- Nie - protestuję, unosząc lekko głowę. - Musisz wyzdrowieć, a kanapa nie jest do tego najlepszym miejscem...
- Jak chcesz.
Chris podnosi się powoli z cichym sykiem bólu i rusza w kierunku przedziału sypialnianego.
- Ross, przebierz się chociaż. - Mama staje obok kanapy i stuka mnie palcem w plecy.
Burcząc pod nosem wstaję, przytulam Stormie, idę po piżamę składającą się z bokserek i koszulki, po czym ląduję w toalecie.
Już kilka minut później leżę na kanapie z telefonem w ręku.
- Riker! - wołam, odblokowując klawiaturę.
- Co? - Riker wychyla się zza przejścia do sypialni. Kogut na jego głowie najwyraźniej zmartwychwstał po raz kolejny.
- Kto wrzuca zdjęcie na Twittera?
- Ryland właśnie to robi - mruczy, ziewając.
- Dobra, dzięki.
Piszę tweeta z podziękowaniami dla fanów. Uwielbiam koncertować, a ponieważ koncertuję właśnie dla fanów, moim moralnym obowiązkiem jest im podziękować. Inaczej nie zasnę, albo będą mnie dręczyć wyrzuty sumienia.
Przez kilka godzin Chris siedziała za kulisami, ustawiając coś w aparacie. Po występie stwierdziła, że całkiem nieźle gramy, za co Ell zaniósł ją na rękach do autobusu, o mało się przy tym nie wywracając.
Sprzęt ogarnięty, zdjęcia zrobione, autografy rozdane.
Autobus rusza. Kierunek: Atlanta.
Odkładam telefon i zamykam oczy, mając nadzieję na przyjemny sen.
- Riker, uśmiech!
Mój najstarszy brat odwraca się z wyszczerzem na twarzy w stronę Chris, a ona zaraz robi mu zdjęcie, po czym szybko odwraca obiektyw w moją stronę.
- No dalej, Ross. Wysil się na uśmiech - prosi. - Czemu się nie uśmiechasz?
- Uśmiecham - protestuję, zupełnie niepotrzebnie.
- Nieprawda.
- Bo teraz myślę, a jak jestem zamyślony, to zawsze mam taką minę - tłumaczę.
To prawda. Zastanawiam się nad wytłumaczeniem fanom, kim jest Chris.
Dziewczyna daje mi spokój, a ja skupiam się na jej stroju. Rano była z Delly kupić parę ciuchów, więc ubrana jest w szare dresy, koszulę i trampki. Po jej kroku osobiście dostrzegam jej ból przy każdym stąpnięciu, siniaki i... skrzywdzone miejsca intymne dają się jej we znaki. Nie chcę nawet myśleć o jej odczuciach, gdy musi skorzystać z toalety. Za każdym razem, gdy tam idzie, widzę strach w jej oczach.
Teraz tułamy się jakąś boczną uliczką, w którą wprowadzili nas Ratliff i Rocky, za parę minut powinniśmy się stawić z powrotem przy klubie. Ell przepycha się z szatynem, Delly i Riker rozmawiają, a ja spaceruję z moją podopieczną przy boku.
- O mój Boże! Ross Lynch? - słyszę za sobą głośny pisk i w ułamku sekundy zza moich pleców wyskakuje niska brunetka.
- Tak? - Patrzę na jej szeroko otwarte ze zdziwienia i dziewczęcego podniecenia oczy. Mam wrażenie, że zaraz zejdzie.
- Jezus, mogę sobie zrobić z tobą zdjęcie? - Zaczyna nerwowo przeszukiwać kieszenie, jednocześnie poprawiając prawie czarne, kręcone włosy, a mi robi się ciepło na sercu, jak za każdym razem, gdy spotykam fana.
- Jasne. - Pochylam się nad jej ramieniem, a brunetka robi selfie.
Uśmiecham się też delikatnie do obiektywu, gdy dostrzegam karcące spojrzenie Chris. Patrzę na resztę zespołu, stojących kilka kroków dalej. Przyzwyczailiśmy się już do mojej rozpoznawalności.
- Mogę cię przytulić? - piszczy brunetka po krótkiej sesji fotograficznej.
- No pewnie.
Dziewczyna wtula się we mnie z siłą nosorożca, aż brakuje mi tchu. To zadziwiające, ile werwy mają w sobie fanki mimo wątłej postury.
- To twoja dziewczyna? - pyta, odsuwając się ode mnie i odwraca się w stronę wciąż rozluźnionej Christine. Uśmiech powoli schodzi z twarzy brunetki.
Baranieję w ułamku sekundy, ale na szczęście mam czujne rodzeństwo.
- To nasza kuzynka, Chris - śmieje się Rydel, podchodząc do nas.
- Ach. - Fance wyraźnie ulżyło, bo na jej twarzy znów pojawia się szeroki wyszczerz.
Dziękuję Rydel spojrzeniem.
- Wy jesteście R5? Mogę zrobić sobie z wami zdjęcie? - pyta brunetka, ale w jej głosie słychać już mniej entuzjazmu.
Patrzę na resztę zespołu, każdy po kolei ustawia się do fotografii, każdy robi spontanicznie głupią minę.
Czuję muśnięcie na przedramieniu. Chris staje obok mnie, nasze ramiona się stykają. Spogląda mi w oczy, rozumie sytuację.
Dni mijają, jak to zwykle w trasie. Koncerty, wywiady, fani. No i Chris.
Christine sprawia wrażenie, jakby bała się ludzi, w szczególności mężczyzn. Za każdym razem, gdy idziemy do miasta i przechodzi obok nas jakiś facet, chowa się za mną, Ellem, Rikiem czy kimś innym od nas, kto akurat znajduje się najbliżej niej.
Fani przyzwyczajają się do naszej nowej pasażerki, większość z nich nie ma nic przeciwko, wiele osób nawet ją polubiło. O dziwo, jeszcze jej nie staranowali, gdy całymi watahami przybiegali do zespołu po autograf. Mama codziennie opatruje rany i siniaki dziewczyny, które wciąż są widoczne - te większe chowa pod ubraniem, te mniejsze, dostrzegalne, tłumaczy sportem czy wypadkiem. Ku naszej uldze nikt nie robi z nią wywiadów.
Jest wpół do dwudziestej drugiej, jutro gramy w Charlotte, gdzie właśnie niedawno dotarliśmy. [tu jest błąd, raczej niemożliwe, żeby dotarli tu z Atlanty w -2 godziny xD, dodałam jakby jeden dzień; przyp.aut.] Wychodzę przed hotel i rozglądam się po oświetlonej ulicy. Mrok nocy powoli przykrywa miasto, więc latarnie stopniowo się załączają. Ja wiem, czego szukam, w przeciwieństwie do portiera, ale jego to nie obchodzi.
To ten rodzaj prawdy, której ludzie są ciekawi, ale niekoniecznie chcą ją znać.
- Gdzie idziesz? - Niespodziewanie obok mnie staje Chris, ramię w ramię, opatulona bluzą Rikera.
Z Rikerem rozumie się świetnie, nie raz widuję ich na kanapie czy podłodze, Christine zawsze opiera głowę na jego ramieniu. Trwają razem w pewnego rodzaju melancholii, wyciszają się. Rik lubi czasem usiąść i odizolować się od świata zewnętrznego, teraz towarzyszy mu przy tym Chris i najwyraźniej mu nie przeszkadza, bo ani razu nie widziałem, żeby ją wygonił, odepchnął, powiedział cokolwiek. Ona po prostu siada obok, wtula się w jego ramię, a my wiemy, że nie jest to czas na pytanie się ich co chcą na obiad. Tak to właśnie jest w rodzinie.
Co innego z Ratliffem. Ell ciągle stara się ją rozśmieszyć, gdy jest sama, od razu zaciąga ją do jakiejś karcianej gry czy inteligentnej rozmowy, nie pozwala jej popaść w depresję powypadkową, jakąś traumę.
Prawdą jest, że nie obchodzą nas rzeczy odległe. A gdy w końcu nas trafiają bądź stają z nami twarzą w twarz, nie potrafimy w nie uwierzyć, dać wiarę w ich realność.
Tak samo mam, gdy myślę o Chris. Nie jestem w stanie przyjąć do siebie faktu, że ją zgwałcono. Zupełnie, jakbym nie wiedział, że takie rzeczy - niestety - dzieją się na co dzień, na całym świecie.
- Do miasta - odpowiadam w końcu i zerkam na nią kątem oka. Włosy ma przerzucone przez jedno ramię, zaplecione w warkocz.
- O tej godzinie? - dziwi się, ale w jej głosie niekoniecznie słychać zaskoczenie.
- No tak. A ty? - pytam, próbując zmienić temat.
- Poszłam za tobą, czysta ciekawość. - Wzrusza ramionami, wyraźnie niezbita z tropu. - Gdzie idziesz?
- Do miasta.
Chris patrzy na mnie smutno, a ja wręcz widzę trybiki pracujące w jej mózgu.
- Dlaczego to robisz?
- Nie wiem - przyznaję niemal zgodnie z prawdą i chowam ręce do kieszeni.
- Nie sądzisz, że czas to zmienić? Bo zgaduję, że to nie jest pierwszy raz.
- Nie muszę się zmieniać. Tak jest dobrze. - Spuszczam głowę.
Oboje wiemy, że kłamię.
Klaksony, piski, sygnał karetki gdzieś daleko - ruch uliczny wydaje się śmiać z moich nieudolnych prób zaprzeczenia prawdzie.
- Ross... To nie jest sposób na życie. Myślisz, że jeśli jesteś sławny, to wszystko ci wolno? - Chcę jej przerwać, ale karci mnie spojrzeniem. - Otóż nie. Jesteś takim samym człowiekiem, jak ja. A te dziewczyny... One mają uczucia, Shor. Nie okazują ich, ale je mają. Nie traktuj ich jak jednorazowych przygód.
- Ja nie...
- Nie kłam.
Odwraca się i odchodzi, tak po prostu.
Odprowadzam ją wzrokiem.
Niewiele ze sobą rozmawiamy. Zazwyczaj gdy ma chwilę wolnego czasu, podchodzą do niej Ell z Rocky'm i nie dają jej być długo samej, pomaga mamie przy gotowaniu, chodzi z Delly na zakupy, robi zdjęcia.
Oto i ironia tej sytuacji - jak tak, to nikt jej nie chciał, a teraz zajmują się nią kiedy się da.
Chris wchodzi do hotelu. Ma na sobie te same ciuchy, co wczorajszego wieczoru. Nagle dopada mnie dziwne uczucie, śmieszna myśl. Chcę podejść do niej, przeprosić, zaprowadzić do pokoju, dać czyste ubranie, pomóc się przebrać, rozczesać włosy, przygotować kolację, przytulić.
Przewracam w duchu oczami.
Może mniej gadam, może mniej się uśmiecham. Ale nie jestem zły, a zmienić się nie jest tak łatwo.
Wracam spojrzeniem do ulicy i stawiam pierwsze kroki na odnowionym chodniku. Moje plany nie uległy zmianie.
#Riker
Włosy Chris są miękkie i lekkie w dotyku, podobnie jak ona sama. Dziewczyna wyciera nos w moją koszulkę i bierze głęboki wdech.
- Przepraszam, Riker - mówi, powoli podnosząc się z mojego ramienia, jednak ja zaraz przyciągam ją z powrotem.
- Ej, spokojnie, nic się nie stało. - Wracam do przeczesywania palcami ciemnych, długich pasm.
- Na pewno? - pyta, spoglądając na mnie zaczerwienionymi oczami.
Kiwam głową.
Chris wtula twarz w zagłębienie pod moim obojczykiem, a ja obejmuję ją ostrożnie.
Piętnaście minut temu zapukała do drzwi pokoju hotelowego, który dzielę dziś z Rossem i zaraz po ich otwarciu praktycznie wpadła mi w ramiona, zanosząc się szlochem i mówiąc coś niezrozumiale. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale też nie miałem serca jej odpychać. Na początku po prostu posadziłem ją na łóżku, żeby się może uspokoiła, ale gdy padła na poduszkę, coraz głośniej zresztą płacząc, nie widziałem lepszego wyjścia jak położyć się obok niej. A wtedy sama wtuliła się we mnie całym ciałem, zaczynając mi moczyć i smarkać w koszulkę.
Czuję się stosunkowo dziwnie - pierwszy raz zdarza mi się taka sytuacja, jeśliby nie liczyć tej sprzed ponad dziesięciu lat, kiedy to jakiś chłopak odmówił Delly pójścia z nią na szkolną imprezę i przyszła do mnie z płaczem i wyrzutami (swoją drogą to finalnie zabrała na tę imprezę mnie). Teraz postępuję raczej instynktownie. Męczy mnie jednak pytanie o przyczynę stanu Chris.
- Ross - odzywa się nagle dziewczyna, nie odrywając nosa od mokrego materiału.
- Co "Ross"? - nie rozumiem.
- On poszedł na... Do miasta.
- Wiem.
W jednej chwili wszystko staje się jasne. Zabiję idiotę. Jak mógł dopuścić Chris do tego, żeby go zobaczyła? Czy on już zapomniał, co jej się przytrafiło?
Przez moment ciszę zakłóca jedynie urywany oddech szatynki.
- On ich nie szanuje.
- Szanuje. - Kręcę głową. - Wtłaczaliśmy mu ten szacunek latami. Jestem pewien, że żadnej z nich do tego nie zmusza.
- W takim razie dlaczego on w ogóle to robi?
- Nie wiem - przyznaję. - Nie patrz na niego w ten sposób. Ross od kilku lat jest coraz bardziej oblegany przez fanki, a to strasznie utrudnia mu znalezienie dziewczyny. Ciągle szuka tej jedynej, nieuleczalny romantyk.
- Nie nazwałabym go romantykiem po tym, jakie tańce odgrywa na scenie... - mruczy Chris, ale słyszę w tym pomruku nutkę śmiechu.
- Daje upust emocjom - wyjaśniam. - Gdybyś mogła stanąć na takiej scenie, uwierz... To wspaniałe uczucie. Otwierać się, szaleć, uwalniać emocje właśnie... Poza tym, on wciąż jest młodym chłopakiem, hormony buzują. Myślę, że to jest przyczyną jego 'wycieczek'.
Chris jedynie ponownie wyciera nos o moją koszulkę.
- Dlaczego właściwie przyszłaś do mnie? - Nagle przypominam sobie dręczące mnie pytanie. - Dlaczego w ogóle przychodzisz do mnie? Nie, żebym miał coś przeciwko, ale czemu nie Del? Ona jest dziewczyną...
- Bo wydajesz mi się być najspokojniejszy i najbardziej wyrozumiały z nich wszystkich. No i nie odsunąłeś się, gdy przysiadłam się do ciebie po raz pierwszy - śmieje się cicho.
To prawda. Szczerze mówiąc, myślałem wtedy, że to Ross, bo miała na sobie jego koszulkę. Ale gdy się zorientowałem, że to jednak nie brat siedzi obok mnie, nie mogłem się jej tak po prostu odepchnąć czy odejść. Poza tym, wcale mi nie przeszkadzała, więc nie miałem powodów, by to robić. Następnym razem położyła głowę na moim ramieniu, a jeszcze następnym się w nie wtuliła. I tak już zostało, a mi to nie wadzi.
- Mogę dzisiaj tutaj spać? - Chris podnosi głowę i patrzy na mnie nieśmiało, a mnie coś kłuje w żołądku na widok jej gojącej się na dolnej wardze rany.
- No pewnie.
- To ja się może pójdę przebrać. - Zaczyna się powoli podnosić, ale łapię ją za przedramię.
- Daj spokój. Ściągnij tylko buty i bluzę, bo będzie ci gorąco.
Christine uśmiecha się lekko przez łzy i siada na brzegu łóżka. W czasie, gdy ona zrzuca trampki, ja zmieniam szybko koszulkę i rozkładam kołdrę.
Przeczesuję palcami jeszcze trochę wilgotne po myciu włosy i kładę się w tym samym momencie, co Chris.
- Chodź tutaj. - Przyciągam ją do siebie, gdy po zgaszeniu lampki nocnej odsuwa się kawałek do przodu.
Dziewczyna nie protestuje, jedynie układa się wygodnie. Jest ode mnie sporo niższa, więc spokojnie wtula się głową w zagłębienie na mojej szyi.
- Śpij - szepczę, ale sam nie zamykam oczu.
Parę minut później zmęczona płaczem Christine zasypia, a ja nieprzerwanie wpatruję się w ciemność.
Słyszę ciche kroki za drzwiami.
- Chłopcy? - Drzwi do pokoju uchylają się, wpuszczając z korytarza wiązki światła, które padają prosto na łóżko. - Riker?
Mama zapala jedno ze świateł, a ja mrużę oczy. Widzę jej zaskoczone spojrzenie.
- Ross poszedł na chwilę na dół. - Nie jest to do końca kłamstwem. - Niech śpi u chłopaków lub Del.
- Okay - mówi, po czym zaraz spogląda podejrzliwie i jednoznacznie na mnie i Chris.
Uspokajam ją jednak delikatnym kręceniem głowy i opanowanym wzrokiem.
Chwilę potem mama zamyka za sobą drzwi, zostawiając mnie z dziwnym przeczuciem, że o czymś zapomniałem.
Włosy Chris są miękkie i lekkie w dotyku, podobnie jak ona sama. Dziewczyna wyciera nos w moją koszulkę i bierze głęboki wdech.
- Przepraszam, Riker - mówi, powoli podnosząc się z mojego ramienia, jednak ja zaraz przyciągam ją z powrotem.
- Ej, spokojnie, nic się nie stało. - Wracam do przeczesywania palcami ciemnych, długich pasm.
- Na pewno? - pyta, spoglądając na mnie zaczerwienionymi oczami.
Kiwam głową.
Chris wtula twarz w zagłębienie pod moim obojczykiem, a ja obejmuję ją ostrożnie.
Piętnaście minut temu zapukała do drzwi pokoju hotelowego, który dzielę dziś z Rossem i zaraz po ich otwarciu praktycznie wpadła mi w ramiona, zanosząc się szlochem i mówiąc coś niezrozumiale. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale też nie miałem serca jej odpychać. Na początku po prostu posadziłem ją na łóżku, żeby się może uspokoiła, ale gdy padła na poduszkę, coraz głośniej zresztą płacząc, nie widziałem lepszego wyjścia jak położyć się obok niej. A wtedy sama wtuliła się we mnie całym ciałem, zaczynając mi moczyć i smarkać w koszulkę.
Czuję się stosunkowo dziwnie - pierwszy raz zdarza mi się taka sytuacja, jeśliby nie liczyć tej sprzed ponad dziesięciu lat, kiedy to jakiś chłopak odmówił Delly pójścia z nią na szkolną imprezę i przyszła do mnie z płaczem i wyrzutami (swoją drogą to finalnie zabrała na tę imprezę mnie). Teraz postępuję raczej instynktownie. Męczy mnie jednak pytanie o przyczynę stanu Chris.
- Ross - odzywa się nagle dziewczyna, nie odrywając nosa od mokrego materiału.
- Co "Ross"? - nie rozumiem.
- On poszedł na... Do miasta.
- Wiem.
W jednej chwili wszystko staje się jasne. Zabiję idiotę. Jak mógł dopuścić Chris do tego, żeby go zobaczyła? Czy on już zapomniał, co jej się przytrafiło?
Przez moment ciszę zakłóca jedynie urywany oddech szatynki.
- On ich nie szanuje.
- Szanuje. - Kręcę głową. - Wtłaczaliśmy mu ten szacunek latami. Jestem pewien, że żadnej z nich do tego nie zmusza.
- W takim razie dlaczego on w ogóle to robi?
- Nie wiem - przyznaję. - Nie patrz na niego w ten sposób. Ross od kilku lat jest coraz bardziej oblegany przez fanki, a to strasznie utrudnia mu znalezienie dziewczyny. Ciągle szuka tej jedynej, nieuleczalny romantyk.
- Nie nazwałabym go romantykiem po tym, jakie tańce odgrywa na scenie... - mruczy Chris, ale słyszę w tym pomruku nutkę śmiechu.
- Daje upust emocjom - wyjaśniam. - Gdybyś mogła stanąć na takiej scenie, uwierz... To wspaniałe uczucie. Otwierać się, szaleć, uwalniać emocje właśnie... Poza tym, on wciąż jest młodym chłopakiem, hormony buzują. Myślę, że to jest przyczyną jego 'wycieczek'.
Chris jedynie ponownie wyciera nos o moją koszulkę.
- Dlaczego właściwie przyszłaś do mnie? - Nagle przypominam sobie dręczące mnie pytanie. - Dlaczego w ogóle przychodzisz do mnie? Nie, żebym miał coś przeciwko, ale czemu nie Del? Ona jest dziewczyną...
- Bo wydajesz mi się być najspokojniejszy i najbardziej wyrozumiały z nich wszystkich. No i nie odsunąłeś się, gdy przysiadłam się do ciebie po raz pierwszy - śmieje się cicho.
To prawda. Szczerze mówiąc, myślałem wtedy, że to Ross, bo miała na sobie jego koszulkę. Ale gdy się zorientowałem, że to jednak nie brat siedzi obok mnie, nie mogłem się jej tak po prostu odepchnąć czy odejść. Poza tym, wcale mi nie przeszkadzała, więc nie miałem powodów, by to robić. Następnym razem położyła głowę na moim ramieniu, a jeszcze następnym się w nie wtuliła. I tak już zostało, a mi to nie wadzi.
- Mogę dzisiaj tutaj spać? - Chris podnosi głowę i patrzy na mnie nieśmiało, a mnie coś kłuje w żołądku na widok jej gojącej się na dolnej wardze rany.
- No pewnie.
- To ja się może pójdę przebrać. - Zaczyna się powoli podnosić, ale łapię ją za przedramię.
- Daj spokój. Ściągnij tylko buty i bluzę, bo będzie ci gorąco.
Christine uśmiecha się lekko przez łzy i siada na brzegu łóżka. W czasie, gdy ona zrzuca trampki, ja zmieniam szybko koszulkę i rozkładam kołdrę.
Przeczesuję palcami jeszcze trochę wilgotne po myciu włosy i kładę się w tym samym momencie, co Chris.
- Chodź tutaj. - Przyciągam ją do siebie, gdy po zgaszeniu lampki nocnej odsuwa się kawałek do przodu.
Dziewczyna nie protestuje, jedynie układa się wygodnie. Jest ode mnie sporo niższa, więc spokojnie wtula się głową w zagłębienie na mojej szyi.
- Śpij - szepczę, ale sam nie zamykam oczu.
Parę minut później zmęczona płaczem Christine zasypia, a ja nieprzerwanie wpatruję się w ciemność.
Słyszę ciche kroki za drzwiami.
- Chłopcy? - Drzwi do pokoju uchylają się, wpuszczając z korytarza wiązki światła, które padają prosto na łóżko. - Riker?
Mama zapala jedno ze świateł, a ja mrużę oczy. Widzę jej zaskoczone spojrzenie.
- Ross poszedł na chwilę na dół. - Nie jest to do końca kłamstwem. - Niech śpi u chłopaków lub Del.
- Okay - mówi, po czym zaraz spogląda podejrzliwie i jednoznacznie na mnie i Chris.
Uspokajam ją jednak delikatnym kręceniem głowy i opanowanym wzrokiem.
Chwilę potem mama zamyka za sobą drzwi, zostawiając mnie z dziwnym przeczuciem, że o czymś zapomniałem.
***
Tudum :3
Mamy i Rikera CCCCC: Co ty na to, Niepi? xD
Chciałabym podziękować za pochwały od Riki jeśli chodzi o przedstawienie "ludzkiego" Rossa. Na tym mi zależy tak naprawdę - żeby pokazać jego i innych w świetle codzienności c:
Co do tła... Mam nadzieje, że dupa Rossa nie przeszkadza wam w czytaniu :3 (wiem, że nawet jeśli tak, to byście nie powiedzieli, bo przyjemnie się czyta moje wypociny na dupsku Shora, am I right? XD )
W mej niecnej niczym wynalazki Dundersztyca główce kroją się kolejne pomysły co do story. It's gonna be insane. :3
Aha. No i zaczynam wklejać cytaty do tytułów c:
Aha. Co do interpunkcji i innych błędów: jeśli dostrzegasz, czytelniku drogi, błąd interpunkcyjny, składniowy czy ortograficzny - wiedz, że go tam nie ma lub po prostu ma on tam być C: Ortografia i tego typu duperele nie jest moim problemem, więc w rozdziale nie ma prawa pojawić się więcej niż 5 błędów. Chyba, ze zjadłam literkę lub pomyliłam końcówkę - my bad, każdemu się zdarza :3 [w epilogu na poprzednim blogu znalazłam 2 pomyłki w literkach (a miał on 10-11 str A4 w Wordzie xD)] Jeżeli pojawia się tych błędów ortograficznych etc. więcej, znaczy, że dałam dupy i niedokładnie przeczytałam rozdział C:
Aha. Ask. Biorąc przykład z innych bloggerów założyłam aska, so... Wiadomo, co możecie robić.
Znajdziecie go w pasku na górze, zapraszam xD
Znajdziecie go w pasku na górze, zapraszam xD
Jak tam samopoczucie? Chorzy, alegricy, zmęczeni? C:
Easy Love - tekst + tłumaczenie pl - YT
Stay With Me - tekst + tłumaczenie pl - YT
Easy Love - tekst + tłumaczenie pl - YT
Stay With Me - tekst + tłumaczenie pl - YT
A na koniec: gif by myself, prosto z berlinowego koncertu (ja chcę tam wrócić...) C:
Ofc, z dedykiem dla Martynu, która pomaga mi w lekcjach CCC: Niech cię Klamka błogosławi.
MÓJ KOCHANY CUKIERECZEK, ZMĘCZONA ŻYCIEM, ZREZYGNOWANA PO RANDCE Z MICKIEWICZEM ALE JEST! WSTAWIA ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńMY LOVELY :')
Komentarz jak zwykle bez ładu i składu, nie wiem po co to piszę i tak wszyscy o tym dobrze wiemy. XD
Wspaniałe myśli Rossa o Chris. Wiedziałam, że nie przestraszysz się tematu tabu, bo te wszystkie słodziaste blogaski o Raurze, w których występuje gwałt, to zaledwie trzy linijki mowy o nim, a później ''O esus, jaka ja jestem z Rossiaczkiem szczęśliwa!!11! :*''.
Boże, nie.
Dalej, Rikuś w opowiadaniu. Skąd ja to wiedziałam. :') Przykładny starszy braciszek, filozof jakich mało i oczywiście nie zabrakło cech jego puszystych wuosuf i fragmentu ze zmianą koszulki. XD
Ja wiem, że ty już tak automatycznie piszesz i myślisz, że nikt nie zauważy, ale wybacz, połączenie naszych mózgów to choroba do końca życia. XD
Bezbłędna Ania jest bezbłędna, więc oczywiście rąbnęła mi dedyk na koniec cccc:
Tak, tak, chwal się, że na koncercie byłaś. I tak masz w ryj c:
Do następnego, my lovely. Do następnego CCCCC:
O jejku. Ten rozdział jest wspaniały. Chyba mój ulubiony. Autentycznie go pokochałam. Będę go chyba czytać codziennie, szczególnie jak będę miała gorszy dzień.
OdpowiedzUsuńOpisy są jeszcze lepsze w tym niż w poprzednim. I ta sytuacja, gdy Chris zatrzymała go przed wyjściem 'na miasto'. Wspaniała. Czytałam ją dwa razy. Taki niby krótki dialog, ale jest w nim coś niesamowicie, ale to niesamowicie urzekającego.
Relacja, którą stworzyli Chris i Riker jest przeurocza. Dzięki Tobie zaczynam coraz bardziej lubić Rikera. Zawsze go lubiłam, wiadomo, ale nie jakoś nadwzywczajnie. Teraz zaczynam sobie go wyborażać tak, jak go tutaj opisałaś, a tutaj jest wspaniały. Taki kochany. Najbardziej mi się podoba to, że nie myśli o niej jak o dziewczynie. Tylko czysto przyjacielsko. Uwielbiam takie relacje, gdy mężczyzna jest taki bezinteresowny, taki kochany. Niczym starszy brat. Autentycznie, jestem zakochana w tym jak się razem dogadują.
Przykro mi, że Ross to zrobił. Powinien przestać, wrócić i ucałować Chris. Ale wiem, że wtedy rozdział nie byłby taki dobry. Tak jak to rozegrałaś jest zajebiście.
Matko, Rossa tutaj też lubię. Niepoprawny romantyk.
Świetny rozdział! Czekam na następny!
rossomefanfiction
A co do samopoczucia to do dupy. Codzienne wstawanie o 5:40 daje w kość.
UsuńAle poprawił mi się dzień bo przeczytałam Twój rozdział, dzięki ziomek.
UsuńJa chcę next ^^
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :D
RIKER PIERDALNĄŁ SOBIE RÓŻOWE PASEMKA, A ANKA PISZE O RIKERKU.
OdpowiedzUsuńCZY MOŻE BYĆ LEPIEJ?
<33333
Trochę ci muszę dosypać cukru do płatków śniadaniowych.
Mianowicie chyba najlepiej ze wszystkich opisujesz Rossa. Bo oczywiście, co my tam możemy wiedzieć, jako zwykli śmiertelnicy nie dopuszczani do światła i blasku bijącego od Lynch'ów.
ALE TAK SOBIE TEGO BLONDASA WYOBRAŻAM.
I SIĘ SPYTAJ, CZY DUPA JEDNEGO Z PIĘCIU BÓSTW MI PRZESZKADZA -.-
A!
W poprzednim rozdziale (którego nie skomentowałam :>>>>>) był Ellington w sklepie. PIĄTKA ZAPISANA W DZIENNIKU POKŁADOWYM, KAPITANIE.
Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale spinaj dupę i daj mi next.
PS. Kiedy zjeżdżałam sobie, żeby napisać to, co piszę czytałam oczywiście bardziej intelugentne komentarze innych czytelników. I oczywiście byłam przygotowana na to, że pierwsza będzie oczywiście Martyna, która tradycyjnie wszędzie swą zacną dupę musi wepchać :> ALE DO CHOLERY NA AVKU NIE ZOBACZYŁAM ROSSA TYLKO MOJEGO MĘŻA!
KURWA MAĆ.
NIE BĘDZIEMY SIĘ NIM DZIELIĆ.
PS.2
TY BYŁAŚ NA KONCERCIE R5 W BERLINIE?!
R5 + BERLIN
R5 + NIEMCY = RAJ.
TY WENŻU PODSTĘPNY, BUDUJ MACHINĘ CZASU, WRACAJ DO TEGO KONCERTU I WEŹ MNIE ZE SOBĄ.
RIGHT NOW.
I W DUPIE MAM TO, JAK TO ZROBISZ.
O jajjajaaaa !!! Mega rozdział ! mniam,mniam xD Co do szablonu - to właśnie Rossika mi brakowało :P Jego dupa mnie nakręca do czytania a Ty sie pytasz czy przeszkadza -_- WTF xD?
OdpowiedzUsuńAh Rossik poszedł ,,na miasto" bo mu hormony buzują ;p *erekcje dają w kość nawet w nocy xD* Trzeba się wyszaleć :D
Fajnie,że piszesz również perspektywy reszty blondasków - tego mi w innych blogach brakowało. Ciągle są opowiadania o jednym z nich, albo jest Ross i w tle reszta albo Riker a inni to tak na ,,dokładkę"
Czekałam na coś oryginalnego i coś, co nie zniknie z neta za kilka dni ;p No uf nareszcie :D :D Kocham tego bloga :D Numer 1 ! ! !
Czekam na nexta ;3
Haha. Zajebisty xD
OdpowiedzUsuńangels-and-demons-raura.blogspot.com
Fajna jest ta Chris. Boże koffam to opowiadanie
OdpowiedzUsuńJa czytam, choć nie zawsze komentuję. Teraz będę, bo sama mam bloga i wiem jakie to ważne dla blogerki.
Zdecydowanie, moim ulubieńcem na tym blogu, jest cholernie, pieprzony, ale cholernie przystojny i seksowny Riker Lynch we własnej osobie.
OdpowiedzUsuńCo do dupy Ross'a, nie wiem po co w ogóle pytałaś. Kill me, jeżeli komuś to przeszkadza, lmao ludzie XD
Nie mam dzisiaj ochoty na kreatywne i cokolwiek wyrażające komentarze, anyway, moja siostra już grzeje dupę na komputer, więc muszę się już zbierać.
Tak czy inaczej, czekam sobie na rozdział 5 i idę zażyć 87438556 tabletek na gardło, katar, gorączkę i kaszel.
Niech moc zatem i wena, będą z Tobą.
Dziś pojawił się rozdział pierwszy. Wstawiłam, bo ponoć rzekomo nękam Was fabułą, a rozdziałów brak. Jak żyć...
http://raura-in-the-name-of-love.blogspot.com/ ;)