Sprawa wygląda tak:
1. "Spełnometrażam" bloga, czyli nie będzie to krótkie story. Rozwinę to na normalną dla blogów ilość rozdziałów, choć nie do końca wiem jak, bo pomysł na to opowiadanie nadal kształtuje mi się w głowie (może będzie tak, jak z poprzednim blogiem, czyli oświeci mnie na matmie C: )
2. Rozdziały wstawiam w przeciągu tygodnia, nie więcej, a jeśli nie będę mogła z jakiejkolwiek ważnej przyczyny, na pewno o tym poinformuję max 8 dni po dodaniu posta/rozdziału lub w notce pod postem. NIE DODAJĘ ROZDZIAŁÓW CODZIENNIE.
3. Tada! Stwierdziłam, że dodam też perspektywy innych bohaterów, już w nexcie pojawi się pov Rikera (spoiler xD)
#Ross
Zanieść, to ją
zaniosłem, ale w myciu pomaga jej moja mama. I wszystkim świętym
dzięki.
Tak więc właśnie
stoję jak ostatni baran przy drzwiach od łazienki, wpatrując się
w swoje odziane w trampki stopy. Próbuję sobie wyobrazić Chris pod
prysznicem, w końcu już widziałem ją nago. Ale nie widzę jej
ciała. Widzę siniaki, rany i krew. Jakbym nie mógł sobie
przypomnieć kształtu jej bioder, piersi, pleców, tylko to, co na
nich było.
Jestem zły na tego
gnoja, który ją skrzywdził. Jestem zły na każdego gnoja, który
w ten sposób traktuje dziewczyny. Nigdy tego nie rozumiałem - jak
można tak postępować z kobietami? Trzeba być chorym psychicznie,
osobiście nie zrobiłbym tego na trzeźwo. Ba, nawet pijany bym tego
nie zrobił. Mama uczyła mnie szacunku do kobiet. Tak, wiem, że
ostatnimi czasy zdarza mi się sypiać z przypadkowymi damami, jednak
żadnej do tego nie zmuszałem. Nie potrafiłbym. Jestem romantykiem,
wciąż szukam tej jedynej, ale to się stało moim jakby... jakby
oderwaniem się, odskocznią?
Drzwi prowadzące do
pryszniców otwierają się, więc odsuwam się od ściany i prostuję
plecy. Mama trzyma ledwo stojącą Chris w pasie. Dziewczyna ma na
sobie moją koszulkę i majtki, które kupiłem na stacji, przy
okazji zostając obdarzonym zaintrygowanym spojrzeniem sprzedawcy.
Ciemne włosy, jeszcze wilgotne, sięgają jej do pasa, przez co
moczą ubranie.
- Ross, weźmiesz ją?
- prosi mama, a ja kiwam głową.
Schylam się i sprawnym
ruchem podnoszę dziewczynę, przytulając ją do siebie. Jej na wpół
władne ciało drży, więc szybko stawiam kilkanaście kroków i już
jestem w autobusie, a za mną wchodzi mama.
- Połóż ją do łóżka
i przyjdź do kuchni - rzuca jeszcze mama i wychodzi na zewnątrz.
Wzdycham cicho i, po
raz kolejny lawirując w korytarzu, odnoszę Chris na moje łóżko,
gdzie ktoś zmienił pościel na czystą. Przykrywam ją kołdrą i
spoglądam na jej twarz. Szatynka układa głowę na poduszce. Widzę
jej spojrzenie spod półprzymkniętych powiek. Obdarza mnie
delikatnym, wdzięcznym uśmiechem i zaraz zamyka oczy.
Nie mogę zapanować
nad ustami, które również układają się w lekki uśmiech.
Przyglądam się jej jeszcze chwilę, aż mam pewność, że zasnęła,
po czym podnoszę się i z sercem na ramieniu idę do kuchni, gdzie
czekają już mama i Delly.
Siadam na przeciwko
nich i próbuję schować głupawy uśmiech, który za Chiny nie chce
mi zejść z pyska.
- Ross... Ją chyba
zgwałcono. - Mama patrzy na mnie smutnym wzrokiem.
Oczywiście, że się
tego domyślałem, ba, nawet byłem tego pewny, jednak wypowiedzenie
tego zdania na głos nadaje mu w pełni realnego znaczenia. A to
trochę boli.
- Wiem. - Kiwam głową,
ze świadomością, że przestaję się uśmiechać.
- Jest posiniaczona, ma
parę ran... Trzeba z nią iść na policję. Lub na pogotowie - mówi
mama, a ja zerkam na Rydel. Wygląda na poruszoną.
Ja za to, nie wiem
dlaczego, podejmuję próbę protestów.
- Ona mówiła, że...
- Ross, musimy jechać
dalej - przerywa mi Delly. - Jutro mamy koncert. A ta dziewczyna...
- Chris - poprawiam ją
nieświadomie.
Ross, skarbie. Ogarnij
dupę.
- Chris. Ona tutaj
mieszka, ktoś jej szuka... Musimy ją odstawić, że tak powiem -
tłumaczy Del, jeszcze cierpliwa.
Nie lubię, gdy
traktuje się mnie jak małe dziecko, które nie pojmuje świata.
- Rydel, wiem o tym.
Ale ona nie chce…
- Pogadaj z nią -
wtrąca mama.
- Ale ona śpi - burczę
w ramach protestu.
- To ją obudź,
przykro mi.
- To chodź ze mną.
Mama spogląda na mnie
lekko zaskoczona, ale, ku niezadowoleniu Rydel, kiwa głową i wstaje
od stołu, a ja prawie równo z nią.
Idę pierwszy, aż w
końcu jestem z powrotem przy swoim łóżku. Kucam.
- Chris? Chris... -
Delikatnie szturcham szatynkę w ramię. - Christine...
Dziewczyna powoli
otwiera oczy. Jej wzrok od razu spotyka się z moim.
- Hm? - mruczy
niewyraźnie.
- Muszę z tobą
pogadać. Poważnie.
Mama stoi obok, i choć
się nie odzywa, to sama jej obecność podnosi mnie na duchu.
- Teraz? - Chris
podnosi dłoń z poduszki i przeciera nią oczy.
- Tak, teraz. - Jest mi
przykro, ale jak mus, to mus.
Dziewczyna kiwa głową
i patrzy na mnie wyczekująco. Ona wie, co chcę powiedzieć.
- Chris, ty... Tobie...
coś zrobiono i chcieli... To znaczy... Trzeba cię... Musisz iść z
tym na policję.
Super, na pewno
zabrzmiało to bardzo ambitnie i błyskotliwie. Inteligencja ameby
macha mi z wyszczerzem na ryjku.
- Nie chcę. - Szatynka
kręci głową.
- A twoja rodzina? -
drążę. - Chociaż powiedz nam, gdzie mieszkasz, to cię tam
odwieziemy...
- Nie - protestuje.
- Co 'nie'?
- Nie mam rodziny.
Tego nie było w
planach.
- Jak to nie masz
rodziny? Każdy jakąś ma... - Nie rozumiem.
Chris nie odpowiada.
Przenosi wzrok na mamę, która stoi obok mnie.
- Chris. - Próbuję
przyciągnąć jej uwagę. Szatynka wraca do mnie spojrzeniem.
- Jestem sierotą -
odpiera całkiem lekko. - Od zawsze.
- Z kim mieszkasz? -
Mama pochyla się nad moim ramieniem. W jej głosie słyszę głęboką
troskę.
- Ja... Mieszkałam z
ciocią. Ona się wyprowadziła już parę ładnych lat temu. Jestem
sama. - Nie wydaje się być tym zasmucona. Jakby opowiadała o
pogodzie.
- A twoi rodzice? -
docieka mama.
- Nie żyją, odkąd
pamiętam.
- Dobrze, na chwilę
obecną się zgadzam. Ale to tylko dlatego, że na razie jest
osłabiona, a my musimy jechać dalej. - Tata patrzy na mnie całkiem
poważnie, a ja nie rozumiem, po co ta cała gadka.
- Ale jest warunek -
wtrąca mama. - Ty się nią opiekujesz.
Dobra, wiedziałem, że
będzie jakiś haczyk. Zaopiekuj się ranną, a już dostajesz przy
niej dyżur.
Zerkam przez okno na
niczego jeszcze nieświadome rodzeństwo i Ella. Wychodzą właśnie
ze stacji, byli w toalecie. Roześmiani, choć z umiarem. Wiedzą, że
w ich busie leży ranna dziewczyna.
- Stoi. - Wracam
spojrzeniem do rodziców. Myślę, że jestem świadomy swojej
decyzji. Mam przynajmniej taką nadzieję. - To jedziemy?
Memphis, ósma rano.
Ósma siedem, tak
dokładniej.
I już o ósmej siedem
dopada mnie jasna cholera.
Słuchawki spadły mi
podczas snu. I się złamały, bo przecież Ryland nie patrzy pod
nogi jak spaceruje po autobusie nocami, bo po co, lepiej mi zmiażdżyć
sprzęt.
Wpatruję się jeszcze
przez chwilę w szczątki moich Pioneerów, składam im ostatnie
hołdy, po czym z bólem w sercu wrzucam je do śmietnika w kuchni.
Cyk, woda zagotowana.
Zalewam kawę, gdy
słyszę kroki. Odwracam się w stronę przejścia do sypialni i
widzę w nich ledwo stojącą Chris.
- Dlaczego... Jak ty? -
Odstawiam czajnik na miejsce. Szatynka uśmiecha się delikatnie.
- Usłyszałam, że
robisz kawę. Mogę też? - pyta lekko, ale widzę, że słabo się
trzyma.
Wzdycham, podchodzę do
niej i przy akompaniamencie jej cichego pisku usadawiam ją przy
stole w kuchni.
- Umiem chodzić -
mruczy Chris, poprawiając koszulkę.
- No jasne - prycham i
wyjmuję jeszcze jeden kubek.
- Czemu jesteś zły?
- Nie jestem.
Ogarniam drugą kawę i
siadam z nimi naprzeciwko szatynki. Dziewczyna patrzy na mnie
spokojnie.
- Jak się czujesz? -
pytam, spoglądając za okno. Stoimy na kolejnej stacji paliw.
- Lepiej.
- Boli cię... No
wiesz? - Czuję, że się rumienię, ale pytanie samo ze mnie wyszło.
Świetnie, Ross, zaraz się rozejdzie fama o twojej pedofilii.
- Trochę. I siniaki. -
Chris wydaje się być nieporuszona. Dmucha do szklanki.
- Mam się tobą
opiekować, a chciałbym iść po nowe słuchawki, bo moje zmarły
parę godzin temu. A raczej zostały zamordowane. - Przyglądam się,
jak siorbie gorący napój. - Jak chcesz to zorganizować?
- Idę z tobą?... -
proponuje szatynka nieśmiało.
- Ej. Nie. Nie -
protestuję od razu. - Nie ma mowy. Ledwo stoisz na nogach. - Widzę,
że raczej nie przekonuje ją mój argument. - A jak mnie fani
przyuważą, to staranują cię z siłą stada dzikich krów.
Zamykając za sobą
drzwi do sklepu zastanawiam się, czy Chris i Delly nie mają
przypadkiem podobnych genów.
Uparła się mała i
koniec. Głaz, marmur, skała. Nie ruszysz, no. A żeby było
zabawniej, to Rat urwał się z nami.
Chris idzie przede mną
wątłym krokiem w pożyczonych od Ella spodniach dresowych za
kolana, mojej bluzie i trampkach, które jej przed chwilą kupiłem.
Gdy ona się ubierała, zatrzymaliśmy się przy jakimś obuwniczym i
szybko kupiłem czarne Converse'y, których rozmiar wydawał mi się
być odpowiedni. Na szczęście był, a ja zostałem obdarowany
wdzięcznym uśmiechem szatynki i zadowolonym, choć smutnym
spojrzeniem mamy.
Sposób, w jaki Chris
stawia kroki, a na który nie patrzą ludzie w sklepie, zdradza mi,
że owszem, boli ją. Ale jakoś boję się o tym myśleć, a gdy
tylko próbuję, przechodzą mnie dreszcze.
Doganiam dziewczynę, a
Ell wręcz w dziewczęcych podskokach rusza w kierunku działu
muzycznego.
- Czego konkretnie
szukasz? - pyta, zakładając pasmo włosów za uszy, które
postanowiło się wyślizgnąć z warkocza.
- Czegoś, w czym się
zakocham. Tamte słuchawki były moją trzecią żoną - tłumaczę,
zastanawiając się, kiedy ja się nauczyłem tak pleść głupoty.
- Pozwól, że nie będę
wnikać. - Chris uśmiecha się i wątłym krokiem wchodzi w jakąś
alejkę.
Ja natomiast ruszam w
poszukiwaniu życiodajnych słuchawek, choć nie tak życiodajnych
jak moja Luna. Gdyby Ryland zdeptał mi Lunę, to ja bym zdeptał
jego. Potem zmielił na papkę i dał ślimakom na pożarcie.
Trafiam w końcu do
odpowiedniego działu. Spoglądam na kolejne modele. Za żółte, za
duże, nie, nie chcę tych kropek... Czy nie produkują już
normalnych słuchawek?
Coraz bardziej wkurzony
mało nie wpadam na Chris. Dziewczyna stoi przede mną z dwoma
plastikowymi paczkami w rękach. Podaje mi jedną z nich z niepewnym
uśmiechem.
- Myślę, że te ci
się spodobają - mówi, a ja biorę pudełko.
Zza przezroczystego
plastiku widzę klasyczne, bladożółte słuchawki z teleskopową
częścią na uszy. Moja trzecia żona wraca.
- Chyba tak - przyznaję
zgodnie z prawdą i uśmiecham się z wdzięcznością do szatynki.
Chris kiwa głową i chce się odwrócić, ale ją zatrzymuję. - A
co masz w drugim pudełku? - pytam.
- Ach, to... Aparat. -
Dziewczyna patrzy na mnie wstydliwie. - Tak sobie go wzięłam, a
wtedy dostrzegłam za rogiem te słuchawki...
- Lubisz fotografię? -
Jest to raczej stwierdzenie. Wiem, że wymiga się od odpowiedzi.
- Ja... Trochę. Coś
tam - mruczy.
- Bierz go.
- Co? - Wygląda na to,
że nie rozumie.
- Weź ten aparat, jak
ci się podoba - tłumaczę. - Ja płacę - dodaję zupełnie
niepotrzebnie.
- Naprawdę? - Chris
patrzy na mnie z niedowierzaniem. Czy ja serio jestem tak złym
człowiekiem? Gazet nie czytacie, czy co...?
Kiwam głową i
rozglądam się w poszukiwaniu Ratliffa, jednak Chris nie daje za
wygraną w konkursie na jąkanie się.
- A czy... Bo... Etui
i...
- Weź, co tam ci
potrzebne. - Macham ręką, a dziewczyna, wciąż zaskoczona,
powolnym krokiem rusza do działu, z którego przyszła.
Obracam zadowolony
plastikowe pudełko w rękach, oglądając Pioneery z każdej
możliwej strony. Witaj, żono. Trzeba cię będzie jakoś ochrzcić.
- Mam! - Zza moich
pleców wyskakuje Ell, machając mi czymś przed twarzą. - Nie
wierzę, że mieli ją na stanie.
Typowy Rat. Wiecznie
uśmiechnięty i podniecony byle głupotą. Uwielbiam tego gościa.
- All Time Low? -
Patrzę na okładkę płyty.
- "Dirty Work"
z jedenastego. - Kiwa głową z ogromnym wyszczerzem na twarzy.
Kręcę głową z
uśmiechem i rozglądam się po sklepie. Żadnych nastolatek na
horyzoncie. Całe szczęście - nie mam zamiaru wymyślać smerfnych
historii o pochodzeniu i osobowości Chris.
- A gdzie ta mała? -
pyta Ell, podążając za moim wzrokiem.
- Po aparat poszła,
czy coś... - mruczę.
- Skąd ona ma kasę?
- Ja stawiam.
- A ona płaci? - I
zostaję obdarowany kolejnym wyszczerzem.
Nigdy chyba tego nie
zrozumiem - po sklepie szwenda się paru ludzi, a kolejka, jakby
oddawali towar za darmo.
A żeby było
śmieszniej, to przed nami stoi kobieta z wózkiem z zakupami, a w
tym wózku dzieciak. Przodem do nas. Z ogromnym bananem na twarzy.
Chłopczyk patrzy na
Chris, która kurczowo trzyma pudełko z aparatem, jakby zaraz miałby
jej go ktoś ukraść. Dziewczyna odwzajemnia spojrzenie małego i
uśmiecha się delikatnie.
Na co młody w śmiech.
Stojący po mojej lewej
stronie Ratliff też zaczyna się śmiać, a ja, chcąc nie chcąc,
im w tym wtóruję. To dziecko śmieje się jak ja, gdy miałem
trzynaście lat. Zawsze, gdy się śmiałem, inni też się śmiali.
Z tym, że oni to już ze mnie... I tak jest do dziś. Ma się to
wsparcie w rodzinie.
Chłopczyk wyciąga
rozpostartą dłoń do Chris. Dziewczyna z wahaniem odsuwa jedną
rękę od pudełka i przybija małemu piątkę. No a mały chowa
rączkę i w śmiech. Po chwili znowu ją wystawia, Chris znowu
przybija mu piątkę, a chłopczyk znowu chowa rękę.
Potem patrzy na mnie i
wystawia dłoń w moim kierunku. No to przybijam mu tę piątkę ze
śmiechem. Kolejny jest Ratliff. Ten to ma ubaw.
Chyba nie muszę mówić,
że staliśmy jak dzieci specjalnej troski pochodzenia lasów
afrykańskich i przybijaliśmy małemu piątkę aż do naszej kolejki
w kasie, szczerząc się jak banda debili z psychiatryka...
Pomagamy rozstawiać sprzęt na scenie na występ w Memphis. Już chcę czuć ten koncert. Zatracić się w muzyce, zapomnieć o problemach, sprawić fanom radość, podzielić z nimi emocje.
Chris siedzi za kulisami, przyglądając się naszej robocie. Widać, że chciałaby pomóc, ale sama ledwo chodzi. Wiem, że to, co się jej stało, odbiło się na jej psychice. Dostrzegam jej wystraszone spojrzenia za każdym razem, gdy przechodzi obok niej jakiś mężczyzna. Moją rodzinę i przyjaciół traktuje na tyle przyjaźnie, na ile może. Uśmiecha się za każdym razem, gdy Ell stroi do niej durne miny lub przepycha się z Rocky'm. Oni rozśmieszyliby nawet chomika.
Gdy wszystko jest gotowe, siadam obok Chris.
- A więc jesteście sławni? - pyta szatynka, odwracając głowę w moją stronę.
- Tak jakby - odpieram.
- Długo już istnieje zespół?
Zaczynam jej tłumaczyć w skrócie naszą historię, którą zacząłem już w autobusie, opowiadam o członkach zespołu, rodzinie. Dziewczyna słucha, nieprzerwanie się we mnie wpatrując, a reszta zespołu gania się lub siedzi na Twitterze.
W końcu przychodzi czas na M&G, więc pytam, co chce robić na czas koncertu.
- A mogłabym tu zostać? - Patrzy na mnie z prośbą w oczach.
- Myślę, że tak, ale dla pewności spytam rodziców. - Kiwam głową i zaczynam szukać wzrokiem mamy.
Czuję na sobie spojrzenie dziewczyny.
***
So.
Yyy.. co ja tu mogę?...
A tak. Bohaterowie. Właśnie. Zmieniłam zakładkę "R5" na "Bohaterowie", więc zapraszam, jeśli jesteście ciekawi wyglądy Chris C:. (tzn. nie wiem, czy nie zmienię tego zdjęcia, ale to wydaje mi się być okay)
No i wiadomo - pierwsze rozdziały są muliste, wybaczcie xD Ten wydaje mi sie byc lepiej na pisany, niż poprzedni.
Wszystko już chyba napisałam na górze C:
Soo.. do następnego :D (czyli w piątek)
Pomagamy rozstawiać sprzęt na scenie na występ w Memphis. Już chcę czuć ten koncert. Zatracić się w muzyce, zapomnieć o problemach, sprawić fanom radość, podzielić z nimi emocje.
Chris siedzi za kulisami, przyglądając się naszej robocie. Widać, że chciałaby pomóc, ale sama ledwo chodzi. Wiem, że to, co się jej stało, odbiło się na jej psychice. Dostrzegam jej wystraszone spojrzenia za każdym razem, gdy przechodzi obok niej jakiś mężczyzna. Moją rodzinę i przyjaciół traktuje na tyle przyjaźnie, na ile może. Uśmiecha się za każdym razem, gdy Ell stroi do niej durne miny lub przepycha się z Rocky'm. Oni rozśmieszyliby nawet chomika.
Gdy wszystko jest gotowe, siadam obok Chris.
- A więc jesteście sławni? - pyta szatynka, odwracając głowę w moją stronę.
- Tak jakby - odpieram.
- Długo już istnieje zespół?
Zaczynam jej tłumaczyć w skrócie naszą historię, którą zacząłem już w autobusie, opowiadam o członkach zespołu, rodzinie. Dziewczyna słucha, nieprzerwanie się we mnie wpatrując, a reszta zespołu gania się lub siedzi na Twitterze.
W końcu przychodzi czas na M&G, więc pytam, co chce robić na czas koncertu.
- A mogłabym tu zostać? - Patrzy na mnie z prośbą w oczach.
- Myślę, że tak, ale dla pewności spytam rodziców. - Kiwam głową i zaczynam szukać wzrokiem mamy.
Czuję na sobie spojrzenie dziewczyny.
***
So.
Yyy.. co ja tu mogę?...
A tak. Bohaterowie. Właśnie. Zmieniłam zakładkę "R5" na "Bohaterowie", więc zapraszam, jeśli jesteście ciekawi wyglądy Chris C:. (tzn. nie wiem, czy nie zmienię tego zdjęcia, ale to wydaje mi się być okay)
No i wiadomo - pierwsze rozdziały są muliste, wybaczcie xD Ten wydaje mi sie byc lepiej na pisany, niż poprzedni.
Wszystko już chyba napisałam na górze C:
Soo.. do następnego :D (czyli w piątek)
O ty gównie szmaciasty.
OdpowiedzUsuńNie pytaj czemu użyłam słowa szmaciasty, skupiaj się na tym zajebistym rozpoczęciu w moim wykonaniu, okay?
Jak to na początku każdego mojego komentarza na twoim blogu, muszę oczywiście wpierniczyć jakiś zacny fragment z swojego szalenie ciekawego życia. Skoro trzecią żoną Rossa są słuchawki, idąc tym tokiem myślenia, miejsce mojego dwudziestego siódmego męża zajmuje plik notatek grubości tuzina encyklopedii. Z taką różnicą, że w nim nie specjalnie jestem zakochana. :')
Okay, wszyscy już ogarnęli mój biedny żywot, jedziemy dalej.
My lovely, słoneczko ty moje. Nie wiem co ci się stało z tym częstym wstawianiem rozdziałów, ale to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaka przydarzyła mi się w ciągu tego tygodnia. ROZŚWIETLASZ MOJĄ SZARĄ RZECZYWISTOŚĆ, TY GŁUPI GÓWNIE. :')))
A teraz, zanim wymyślę jakiś aspekt rossdziau, za który będę mogła cię zbesztać, zmieszać z błotem i udusić paskiem od spodni, pozwól, że walnę jeszcze kilka pozytywów.
PLUSIK, ZA FRAGMENT Z ZDEPTANIEM RYLANDA. ŚMIECHŁAM, I TO OSTRO.
PLUSIK, ZA STWIERDZENIE ''SMERFNE OPOWIEŚCI''.
PLUSIK, ZA MYŚLI ROSSA PRZED ŁAZIENKĄ (ty znasz tą emotkę ;>).
PLUSIK, ZA WPIERNICZENIE ELŻUNI DO ROSSDZIAU. KOTKU, TĘSKNIŁAM.
PLUSIK, ZA ALL TIME LOW. ''[...] FLIS LAJK ŁOOOOOR, ŁOOOOR.''
I plusik, za całokształt. Bogu niech będą dzięki. :')
Koniec pitolenia. Znalazłam.
DUPNY MINUS ZA FOTOGRAFIĘ. ZANIM JA ZDĄŻĘ ROZWINĄĆ PASJĘ U JENNY, TO TY JUŻ DAWNO BĘDZIESZ PO SKOŃCZENIU BLOGA, GÓWNIE. JESZCZE OSĄDZĄ MNIE O ZGAPIANIE, KUŹWA ._______.
A na zakończenie, dowalę cytatem. Cytatem czegoś, czego najwyraźniej obie nie trawimy :'))
''CZEKAM NA NEXTCIKA <333 :***''
~MARTYNU WSZECHMOGĄCA
PS. Musiałam XDD
PS2. PIERWSZA! ZNOWU! CHRZAŃCIE SIĘ KMIOTY.
PS3. Tak, to też musiałam XD
Martynu Ty to masz niewypażony język :o Tak na marginesie już masz gwarantowany liść w pape za ,,PS2." KMIOCIE XD *nie no tak serio ja jestem ogólnie mało normalna ;3*
OdpowiedzUsuńJasne,że 3 żoną dla Rossika są słuchawki, pierwsza to JA XD *tsaaa*
hoplalaa rozdział mi się mega podoba i chyba między zgwałconą a blondasem będzie coś sexikowego się działo :D *oby* Ogólnie jestem ciekawa co z nią zrobią :o Pewnie Rossik nie pozwoli rodzince jej nigdzie zostawić (ah jakie to romantiko xd*
Nie trawisz zdania ,,czekam na nextcika" :O :O Ale jak to o.O To jest typowa wzmianka na blogach xD
no i ja też czekam.... :]
To tak, jestem tu po raz pierwszy. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, jest taki inny, wyjątkowy można powiedzieć. Będę czytać tego jestem pewna, więc czekam na rozdział następny :)
OdpowiedzUsuń*chamska reklama*
Zapraszam do mnie, to mój nowy blog o Raurze. Mam nadzieję, że wpadniesz i zostaniesz na dłużej, będziesz czytać, komentować i obserwować bloga, bardzo mi na tym zależy: http://raura-in-the-name-of-love.blogspot.com/ :)
Oki, Sparrow. Ja wczoraj złożyłam komentarzem pod rozdziałem drugim, jakim cudem jestem taka posrana i nie zauważyłam tego?
OdpowiedzUsuńRozdział jest jak zywkle zajebisty. mulisty, Ci powie. No, taki mulisty, że aż dna niewidać ._. Co za lamiks.
A teraz tak serio, to ten rozdział mi się baaardzo podoba. Wiadomo, że czekam na wątek romatnyczny, ale lubię coś w tym, że go na razie nie ma. Ross mysli o niej jak o Chris, a nie Chris-obiekcie westchnień. Lubię Chris. Ale i tak na jej miejscu czuałbym się głupio jakby mi kupił tyle rzeczy, hahahah.
Kurde, chcę wiedzieć o niej więcej. Czy chodziła do szkoły, jak żyła i w ogóle. Proszę, nie każ mi długo czekać na wyjaśnienie jej historii życiowej XD I tak się mega cieszę, że z każdym rozdziałem poznaję ją coraz lepiej.
Jest parę błędów interpunkcyjnych, ale nie zwraca się na nie uwagi ze względu na treść.
Kurde, trochę się boję. Bo mówisz, że teraz będziesz pisać z różnych perspektyw. Znaczy, boję się, bo uwielbiam perspektywę Rossa i nie chcę jej stracić, hahaha. Ni. Autentycznie. Piszesz to tak idealnie, że wyobrażam sobie Rossa niesamowicie dokłądnie dzięki tym jego myślom. Uwielbiam Twój styl, co tu dużo mówić.
Mam nadzieję, że nie zredukujesz bardzo perspektywy Rossa. Z drugiej strony nie mogę się doczekać, żeby poznać perpektywę Rikera.
Widzę, że zmieniłaś tło tak btw. Wystrój to masz totalnie zajebsity.
Jeeeeejku. Ten rozdział jest naprawdę dobry. A! I wiesz z czego się cieszę niezmiernie? Że przedlużasz bloga! Miałam nadzieję, że tak będzie! :D
Kurde, Ty i Martynu wydajecie się tak pozytywne, że aż przeczytałam zakladki 'o mnie' i czytam wasze notki pod rozdziałem. To jest coś.
Pozdrawiam, życzę weny i naprawdę 'czekam na nexcika'. Mam nadzieję, że pojawi się niedługo.
A jeszcze jedno-uwielbiam tego Rossa. Już to mówiłam, wiem ;_; Ale jest zajebisty i jeżeli taki zostanie to będę to pisać pod każdym rozdziałem. Jest kochany, taki ludzki i w ogóle. KOCHAM!
jak możesz - jak to ujęłaś - spełnometrażować bloga, na którym nie ma Raury?! nie zgadzam się, a w życiu! oświadczam, że masz PRZEKICHANE, maleńka. zero taryfy ulgowej, a w dupę mnie pocałuj!
OdpowiedzUsuńwszystko idzie Ci świetnie, obranie ścieżki dość gwałtownego spotkania, ta dziwna więź pomiędzy Rossem, a Chris - jednym słowem genialne.
mimo to naprawdę nie ukrywam mojego rozczarowania, że nie ma tutaj Laury. czuję się tak...... nieswojo :c
no nic. czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. weny, kochana!
#neverletmegiveup