#Ross
Przeciągam się na
kanapie, wyklinając na jej niewygodę. Jakoś, cholera jasna, od
codziennego wylegiwania się i ogólnego przebywania na niej
kręgosłup nie boli. A połóż się, człowieku, to poczujesz się
trzydzieści lat starszy.
Przecieram oczy i
powoli podnoszę się do siedzenia. Daleko mi do stanu osoby
wyspanej. Zegarek na półce wskazuje szóstą trzydzieści dwa.
Czekają mnie nudne dwie godziny do czasu, aż reszta się obudzi...
Wstaję na równe, choć
niepewne nogi i przetaczam się do sypialni, gdzie reszta familii
pogrążona jest w głębokich snach. Podchodzę do mojego łóżka i
odsuwam cicho kotarę.
Szatynka śpi w
pozycji, jakiej ją widziałem po raz ostatni. Wygląda na to, że
nawet nie drgnęła. I dobrze, mam jeszcze chwilę spokoju.
Ciągnąc stopami po
podłodze, docieram do kuchni i otwieram lodówkę, z której
standardowo wyjmuję mleko. Do tego płatki z szafki obok i wstawiam
śniadanie do mikrofalówki. Oczekując porannego posiłku odwiedzam
toaletę, myję ręce, chwytam jakąś łyżkę z suszarki do naczyń
i w końcu wyciągam upragnioną miskę z Chocapicami.
Siadam przy stole i
odsuwam zasłonę. W nocy przejechaliśmy na jakiś parking, to chyba
stacja paliw z placem dla autobusów i ciężarówek. Zaraz, co
dzisiaj jest? Czwartek? Raczej tak, bo z tego, co pamiętam, to
wczoraj była środa. Jutro gramy w Memphis, niedługo powinniśmy
ruszać.
Ale najpierw sprawa tej
dziewczyny.
Przez okno widzę, jak
w moim kierunku patrzy jakaś blondynka. Najpierw ogarnia wzrokiem
bus, a potem spostrzega mnie i zalotnie trzepie rzęsami, patrząc
coraz bardziej wymownie. Macham jej, zapominając, że w buzi mam
płatki. Przełykam je szybko, mierząc blondynkę. Ma na sobie
białą, lekką i dość mocno wyciętą sukienkę do kolan i czarne
sandałki, a przy tym jest zgrabna. Pokazuję jej gestami, żeby
chwilę poczekała.
Kiwa głową, a ja
wypijam z naczynia resztkę mleka zmieszanego z czekoladowym
posmakiem płatków, cichaczem myję zęby i zakładam pierwsze
lepsze ciuchy. Jakaś koszulka, nawet nie wiem, czy moja, spodnie
naciągnięte na bokserki od spania i wychodzę na wprost ponętnej
damie.
Te dwie godziny mogą
jednak nie być tak nudne, jak myślałem.
Gdy wracam do busa,
wszyscy jeszcze śpią. Spoglądam na zegarek - siódma piętnaście.
Szybko poszło.
Ściągam z siebie
koszulkę, która na szczęście okazuje się być moja. Na
szczęście, bo nie chciałbym się chłopakom tłumaczyć z…
plam…? Wrzucam ją do kosza na pranie i idę do kuchni, gdzie
wstawiam wodę na kawę. Czekając, aż się zagotuje, podpieram się
tyłem o blat szafki ze zlewem i spoglądam przez okno. Widzę, jak
blondynka, której nawet nie zapytałem o imię, przemierza parking w
kierunku odwrotnym do toalety stacji paliw. Zerka raz , niepewnie w
stronę busa, ale zaraz wyraźnie się rumieni i bezmyślnie sięga
dłonią do krocza. Krocza? Dziewczyny też tak mówią? Nieważne.
Ważne jest to, że
zapewniłem sobie bardzo porządny początek dnia. A na miejscu
blondynki też bym się martwił o to, co nienaumyślnie dotyka.
Czy pozna mnie
przypadkiem na okładce jakiegoś czasopisma dla nastolatek? Powie,
co ze mną robiła? Może, jednak nikt jej nie uwierzy. Wybacz,
blondyneczko, ale ja mam za sobą parę milionów ludzi gotowych
wspierać mnie praktycznie we wszystkim. Jak chcesz, to dla lepszego
efektu wystawię jeszcze język.
Jednak tym razem czuję
się dziwnie. Jakby... coś było nie tak. Nie wiem, jak to
wytłumaczyć.
Kiedy słyszę
pstryknięcie czajnika, do kuchni wchodzi Riker. Fanki zapewne już
by się rzuciły, żeby tylko poprawić mu włosy, ale ja się
jedynie śmieję, bo wygląda jak kogut.
- Cześć, Rik. -
Uśmiecham się do brata. Mam prawo mieć dobry humor, nie?
- To na kawę? - pyta
tylko brat i podchodzi do zlewu, ziewając jak smok.
- Mhm. Chcesz? - Sięgam
po jeszcze jedną szklankę i sypię do niej kawę, ignorując
podejrzliwe spojrzenie zaspanych oczu Rika. Uh, nie lubię
rozpuszczalnej. Ale kto by na to teraz patrzył? Ja już swoją dawkę
energii przyjąłem.
- Dzięki - mruczy
blondyn, gdy wlewam wodę i mleko do kubków, po czym chwyta swoją i
siada przy stole.
Sadowię się
naprzeciwko niego, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Gdzie masz koszulkę?
- pyta Riker, siorbiąc kawę.
Szlag.
- Chciałem iść na
stację po mleko, ale okazało się, że jeszcze jest - tłumaczę
szybko. Nie za szybko, żeby się nie zorientował.
A on jest jeszcze zbyt
zaspany, by się nad tym zastanawiać. Kawa pochłania go całkowicie,
nos ma wsadzony już do szklanki.
Piję swoją szybko i
idę do sypialni.
Nie, nie obudziła się
jeszcze. No nic.
Po chwili już siedzę
po turecku w czystej koszulce przed busem i z gitarą w ręku.
Brzdąkam struny dla rozgrzania palców, starając się wyrzucić z
głowy obraz wypiętej blondynki, ale nie jest łatwo. Dopiero gdy
spokojne, melodyjne nuty piosenki ogarniają mój umysł, jestem w
stanie zapomnieć. I za to kocham muzykę.
Gdzie się podziały te
czasy, gdy na dobry poranek wystarczyło kakao? Albo herbata z
miodem? Uśmiech mamy? Plakat ulubionego zespołu na ścianie tuż
przy łóżku?
No właśnie, Ross.
Gdzie?
Słyszę kroki, ktoś koło mnie siada.
- Co grasz? - Riker przeczesuje włosy palcami i nakłada na głowę czapkę z daszkiem.
- Cokolwiek. - Nie przerywam szarpania za struny.
- Dawaj "Always" na rozgrzewkę. - Szturcha mnie łokciem i znowu ziewa. - Pamiętasz akordy?
- Zaraz... - Próbuję sobie przypomnieć stare nuty, aż w końcu zmieniam położenie palców na progach. - Ostatni refren.
- Cause I'll wait so long for you... - Rik zaczyna nucić na tyle czysto, na ile pozwala mu zaspany głos.
Gdy piosenka dobiega końca, opieram głowę o zimną obudowę autobusu i przytulam do siebie Lunę.
Widzę swoje odbicie w drugim tourbusie, za którym stoi zresztą jeszcze jeden. Potargane włosy, które musiałem obciąć na potrzeby TBM, podkoszulek, dżinsy.
Codziennie spoglądam w lustrze na swoją twarz, dziwiąc się, jak czas szybko leci. Zniknęły dziecięce policzki, słodkie oczka, delikatne rysy. Powoli, wbrew wszystkim, znika również uśmiech.
- O czym myślisz? - Riker przerywa moje zamyślenie.
- O czasie.
- Hah, sądziłem, że o tej dziewczynie - śmieje się lekko.
- Co masz na myśli? - Odwracam głowę w jego stronę.
- No wiesz... Pomijając to, że coś... że przydarzyło się jej coś naprawdę strasznego, jest całkiem ładna. A nawet bardzo. - Spogląda na mnie wymownie i szturcha mnie lekko.
Szczerze mówiąc, nawet się nad tym nie zastanawiałem. Nie zdążyłem nawet wpaść na taki tok. Przez cały czas myślę o niej jak o poszkodowanej, poranionej osobie, której trzeba pomóc.
- A co, podoba ci się? - Postanawiam odbić piłeczkę.
Riker spuszcza lekko głowę i ponownie przeczesuje włosy palcami.
- Nie wiem, nie myślałem o tym. Poza tym, widziałem ją tylko raz i to przez kilka minut.
- Ale wiesz... Dużo się mówi o miłości od pierwszego wejrzenia.
- Wal się! - Uderza mnie pięścią w ramię ze śmiechem. Zaraz jednak poważnieje. - Ross, ona nie może nam przeszkodzić w trasie.
- Wiem. - Kiwam głową.
Delikatny podmuch wiatru wywołuje gęsią skórkę na moich ramionach.
- W autobusie jest cieplej - mówi jeszcze Rik i podnosi się z ziemi.
Znowu jedynie kiwam głową i odprowadzam brata wzrokiem, aż znika w na schodach busa.
- Ał!
- Rat, ty idioto!
- Sam jesteś!
- Liż żółwia, rybo.
- Sam sobie łopatą
machaj!
- To było bez sensu
kompletnie...
- No i?
- Cicho!
- Sam bądź...
- Szszszsz... Obudzisz
ją.
- Ko...? Aaa.
Przysłuchuję się
kolejnej inteligentnej rozmowie Ratliffa i Rocky'ego, starając się
przy tym skupić na akordach wygrywanych na keyboardzie. Ich gdakanie
dobiega do mnie nawet przez słuchawki.
Okazało się, że w
busie jest rzeczywiście cieplej, więc przeniosłem swój muzyczny
kącik do saloniku. Właśnie po raz enty próbuję zagrać końcówkę
"Easy Love", gdy ktoś ściąga mi życiodajny wynalazek z
uszu.
- Obudziła się - mówi
Riker, patrząc na mnie spod lekko przymrużonych powiek.
Kiwam niechętnie głową
i odchodzę od instrumentu.
Przy moim łóżku kuca
Rydel, ubrana jeszcze w różową piżamę. Ręce ma założone na
kolanach i wpatruje się w szatynkę.
- Nie chce mówić. -
Delly patrzy na mnie ze smutkiem zmieszanym z irytacją.
Wzruszam ramionami, ale
zaraz czuję lekkie ukłucie poczucia winy. Podchodzę do siostry i
przysiadam obok niej.
Dziewczyna leży na
łóżku jak leżała, jednak teraz oczy ma otwarte i prawie w pełni
trzeźwo spogląda nimi na mnie.
- Cześć - mówię i
próbuję się uśmiechnąć. Gdzie uleciała ta energia z
dzisiejszego ranka?
- Cześć - odzywa się
szatynka, ledwo poruszając ustami, ale i tak wywołuje zdziwienie
zarówno u mnie jak i Rikera oraz Rydel.
- Jestem Ross - próbuję
jakoś kontynuować rozmowę, ale idzie mi to średnio inteligentnie.
Szatynka się nie
odzywa, jedynie wpatruje się we mnie zbolałymi oczami koloru
bursztynu zmiksowanego z wiosenną trawą.
- Chcesz... Chciałabyś
iść się umyć? - wtrąca Delly.
Dziewczyna powoli kiwa
głową, a moja siostra podnosi się i spogląda na mnie z góry.
- Ross, przynieś jej
coś do ubrania - rozkazuje, a ja wiem, że nawet nie ma co
protestować. - A potem pójdziesz z nią na stację. Mama mówiła,
że są tam prysznice.
'No przecież wiem, już
tam byłem', chcę powiedzieć, ale lepiej, żeby o tym nie
wspominać.
- Chcesz jakąś
koszulkę, czy wolisz coś innego? - pytam szatynki, ukrywając mord
w oczach.
Ona znowu tylko kiwa
głową, więc sięgam za jej plecy, gdzie leży mój wczorajszy
t-shirt ze zwiedzania miasta. Podaję go dziewczynie i nagle do mnie
dociera.
- Wyjdę, żebyś mogła
się przebrać - mruczę, podając jej ubranie, czy też raczej
kładąc je obok jej bioder.
Szatynka chwyta moją
dłoń.
- Może mi ktoś pomóc?
Spoglądam na Rydel,
która już stoi przy wejściu wraz z Rikerem. Zza ich pleców
dobiegają śmiechy Ella i Rocky'ego, zapewnie przepychających się
przy szafce ze słodyczami. Delly patrzy na mnie, a ja wręcz widzę
tę białą flagę w jej oczach.
- Nie ma s... -
wzdycha, ale bezgłośnie przerywa jej dziewczyna, jednocześnie
mocniej ściskając moje palce.
W jej spojrzeniu
dostrzegam prośbę i jakby zaufanie, ale głównie też ból i
strach.
- Że ja niby...? -
pytam znacząco, a ona znowu kiwa głową.
Przenoszę wzrok z
powrotem na rodzeństwo. Riker jest lekko rozbawiony, natomiast Del
zaskoczona.
- Ale jak jej coś
zrobisz... - warczy siostra i wycofuje się z pomieszczenia,
popychając przed sobą brata, który odprowadza mnie jeszcze
wzrokiem znad ramienia.
Świetnie. Dzięki za
wsparcie. I zaufanie.
Bądźmy szczerzy. W
ciągu ostatnich kilku miesięcy chyba jeszcze nie było tak, żebym
nie dobierał się do nagiej dziewczyny. A co dopiero żebym ją
ubierał...
- Christine.
- Hę? - Wracam
spojrzeniem do dziewczyny.
- Christine. Chris. Tak
mam na imię - tłumaczy.
- A więc... Chris -
zaczynam ostrożnie, nie bardzo wiedząc, co robić. Przede wszystkim
nie będę na nic naciskał. Jak zechce, to powie. - Yyy... Dasz radę
wstać, czy...?
- Dam radę. Ross, tak?
- Chris powoli podnosi głowę z poduszki, na której zostają ślady
krwi.
- Tak. Ross Shor. - Nie
wiem, czemu to mówię. Przyglądam się, jak dziewczyna unosi się
na łokciach, a kołdra zsuwa się z jej pleców.
- To twoje nazwisko?
Kręcę głową.
- Drugie imię.
- Ładne.
Nic więcej. Tylko
'ładne'.
Szatynka wysuwa się z
'przedziału', jedna ręką zasłaniając się pościelą. Zastanawia
mnie fakt, że nie rośnie we mnie podniecenie. A może i rośnie,
ale moje myśli są zbyt zajęte siniakami na policzkach i szyi
Chris, od których widoku przechodzą mnie dreszcze. Jestem pewien,
że jest ich jeszcze więcej na reszcie ciała, ale tego na razie nie
widzę.
Dziewczyna staje lekko
skulona obok mnie owinięta w MOJĄ kołdrę, a ja orientuję się,
że wciąż kucam. Idiota.
Podnoszę się z cichym
westchnięciem i po drodze zgarniam pozostałą na materacu koszulkę,
w którą mam przebrać, a raczej ubrać, szatynkę.
Prostuję się
naprzeciwko Christine i baranieję. Przepraszam bardzo, jak w tych
czasach ubiera się nastoletnie dziewczyny? Jakiś telefon do
przyjaciela? Nic? Serio?
- Am... - mruczę,
drapiąc się po głowie. - No więc...
- Ciężko mi się tak
stoi. - Chris patrzy na mnie z coraz większym bólem w oczach. -
Słabo mi.
A ja już kompletnie
idiocieję. Dzięki resztkom rozsądku przewracam koszulkę na prawą
stronę i powoli przekładam ją przez głowę dziewczyny. Szatynka
zsuwa kołdrę na wysokość piersi.
Jasna dupa. I co teraz
niby mam robić?
- Ręce, Ross. Mam
poobijane barki - pomaga mi Chris, na co ja, z napływającym na
twarz rumieńcem, unoszę jej jedną rękę do góry, przez co
pościel zsuwa się niżej.
Ale nie patrzę na
ciało dziewczyny. Nie przerywam naszego kontaktu wzrokowego,
jedynie na krótki moment, gdy muszę włożyć jej drugą rękę w
rękaw. Jest niższa ode mnie o ponad głowę, więc gdy kołdra
zjeżdża na ziemię, na jej miejsce wpada koszulka sięgająca Chris
do połowy uda.
Nagle dziewczyna ugina
się lekko na i tak już trzęsących się nogach. Schylam się
szybko i biorę ją na ręce, tak jak wczoraj, z tą różnicą, że
teraz jest przytomna.
W nocy nie mogłem tego
zbyt wyraźnie dostrzec, ale teraz widzę jej posiniaczoną, brudną
od krwi i szlaki skórę. Jest bardzo szczupła.
Chris zarzuca mi jedną
rękę na szyję, a drugą, drżącą zresztą, poprawia koszulkę
przy pośladkach, żeby aż tak bardzo jej nie odsłaniała.
- Dzięki - szepcze z
bolesnym uśmiechem, a ja tylko kiwam głową.
Wychodzę z
pomieszczenia, uważając na Chris, i ruszam w kierunku wyjścia.
Nagle coś sobie uświadamiam.
Jest po dziesiątej, na
stacji kręcą się ludzie, a ja, nieznany nikomu, cichociemny Ross
Lynch, mam zamiar nieść poturbowaną dziewczynę pod prysznic.
- Może ktoś podjechać
busem bliżej pryszniców? - wołam, odsuwając się trochę od głowy
szatynki, żeby nie krzyczeć jej nad uchem.
Pięknie po prostu.
Może jeszcze selfie?
***
CICHO.
WIEM, ŻE ROZDZIAŁ DO DUPY I KRÓTKI.
I tak, Niepi, wiem, że mam ładny szablon c: (oklaski dla Martynu, dzięki której dowiedziałam się o CSS XD)
Z racji jakości tej szmiry dodaję to wcześniej... Yh, jestem na siebie zła za ten shit.
Ale no nic...
Powoli poznajemy nieznajomą. I Rossa :3
I PROMISE THE NEXT CHAPTER'S GONNA BE MUCH BETTER C:
Na razie tyle, jeśli chodzi o Rikera, Niepi x:
Super dasz dzisiaj jeszcze jeden rozdział ?
OdpowiedzUsuńWITAM MY LOVELY C: C: C:
OdpowiedzUsuńWidzę, że sprawnie kontynuowałaś wątek z ''podnieceniem'' Rossa, idzie ci świetnie. XD
Tak fajnie się czyta znowu twoje rozdziały jako zwyczajny czytelnik, a nie popierdzielona współautorka opowiadania, która naturalnie ma prawo do czytania wszystkiego i to grubo przed premierą. :'))
Bóg zapłać za oklaski, zdjęcia i autografy później, ewentualnie jeszcze bis, jak tłum będzie chciał. B) No wybacz, Niepi, ale jedyną osobą która doinformowuje Anulkę jestem ja. XD
A tak na koniec, tak tylko btw...
WIEDZIAŁAM, ŻE TEN GIF TU BĘDZIE.
WIEDZIAŁAM.
LUDZIE, NIE PATRZCIE NA NIEGO.
TE OCZĘTA, MOŻE TERAZ PRZERAŻAJĄCE I PEDOFILSKIE...
ALE MOJE, TAK?
MOJE.
Czekam na następny rozdział, kartofelku. Nie musi być lepszy. XD
~Martynu.
A mnie sie podoba :D No narazie za dużo mówić o tym blogu nie można ale jak wspomniałam zapowiada sie ciekawie i mimo,że to dopiero 2 rozdział fabuła mnie wciąga ;p Oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńWeniska życzę i czekam na next :D
WIEM, ŻE CZEKASZ NA HEJTY.
OdpowiedzUsuńMAM TYLKO JEDEN:
GDZIEEE ELLINGTOOON?! ;(((((((
Mój mąż, gdzie ty go wepchnęłaś?
:<<<<<<<
KUNIEC HEJTÓW NA DZISIAJ.
Tera pozytywy.
RIKER! *_________*
WITAJ SKARBIE!
CZYŻBY ON I DZIEWCZYNA MIELI COŚ TEN TEGES?
KAPITANIE, STATKIEM ZAKOŁYSAŁO.
A co do Rossa.
Nie ma to jak zacząć, a w moim przypadku skończyć dzień czytając, jak Ross idzie na dziffki. (MASZ KURDE SWOJE PODWÓJNE "F" I MI NIE WYPOMINAJ)
GDZIE JEST TO +18, KTÓRE CHOWASZ GDZIEŚ W SWOIM KOMPUTERZE?
O właśnie!
Nie mógłby go chociaż Ell nakryć? :<
Chris ubierana przez Rossa.
Świetnie :>
ZDYCHAM I CZEKAM NA NEXTA.
ADIOS.
PS. NADAL MAM ROZJEBANY MÓZG TYM GIFEM.
JEGO JEDYNE OKREŚLENIE TO:
PEDOFILIA NA JEDNYM GIFIE.
Fajnie się czyta. Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńangels-and-demons-raura.blogspot.com Zapraszam :)
ajfnaubfuobeuoakjbgpifaidnfa
OdpowiedzUsuńO matulko, tak się naczekałam na ten rozdział i nadszedł. Nie wiem co Ty masz w tej głowie, mówiąc, że rozdział jest 'do dupy'. My, kobiety, jesteśmy wybredne, ale kurde... Toż to jest wspaniałe. Ja jestem bardzo wybredna, ale Ty mnie teraz pobiłaś, hahaha. Rozdział jest zajebisty.
Przeczytałam go od razu po opublikowaniu, ale nie mogłam wtedy napisać komentarza, który oddałby wszystkie myśli, które mam w głowie. Więc tego nie zrobiłam. Nie chciałam by był za krótki i miał miliony odpowiedzi z mojej strony, bo po pięciu minutach przypomnę sobię co chciałam powiedzieć. Wtedy było we mnie za dużo emocji związanych z rozdziałem.
Teraz, choć pamiętam słowo po słowie, przeczytałam ten rozdział po raz drugi lub trzeci. Jest naprawdę dobry. Po prostu lubę to jak piszesz. Nie używasz 'oficjalnego' języka, ale robisz to w taki sposób, który mi się podoba. Na wielu blogach dziewczyny przesadzają z tym ''luzem'' i piszą za dużo słow tj. ''wygadał'' ''paplał'' itp. To tylko takie przykłady. Jakby nie znały, normalnego jeżyka polskiego. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Sposób w jaki Ty to robisz jest mistrzowski. Nie przedobrzasz w żadną stronę. Idealnie wypośrodkowałaś.
Kurde, było i przykro czytając ten rozdział. W ogóle dzisiaj biegając przysiadłam w parku i spędziłam tam dobre pół godziny myśląc tylko o tym jak czas szybko leci. Jak bardzo życie jest pogmatwane. Czemu teraz do szczęścia potrzeba nam tak wielu rzeczy. A potem usiadłam i przeczytałam Twój rozdział. Wszystkie pytania powróciły, a czytając jak Ross przeleciał jakąś laskę na dobre rozpoczęcie dnai tylko dopełniło czarę. Cholera, Natalia, takie jest życie. Ludzie chcą chociaż chwilowego spełnienia i rozkoszy. Ja walę, jestem popieprzonym filozofem. Aczkolwiek czasem nie mogę się uwolnić od tych myśli, które i tak do niczego nie prowadzą.
Wracając. Uwielbiam Twój styl pisania. Uwielbiam to, jaki jest Ross. Taki prawdziwy. Zrobiło mi się smutno, jak przeleciał tę laskę. Ale to chyba dlatego, że sobie uświadomiłam, że takie jest życie, cholera. No nieważne. Lubię go, mimo wszystko. Lubię jego myśli i pytania, które sobie zadaję. Chyba zadaje sobie podobne, hahahhaha.
A co do Chris to cieszę się, że wiem chociaż jak ma na imię. Jejku, ta dziewczyna jest taka intrygująca. Nie wiem co o niej powiedzieć. A chcę wiedzieć, co powiedzieć. Więc musisz pisać szybko nowy rozdział, żebym mogła się o niej rozpisać. Deal?
I ten moment, w którym Ross pisze, że tym razem czuje jakby coś było nie tak-ooooooooooooooooooooooooo. <3
Czekam na koleny rozdział!
rossomefanfiction.blogspot.com