środa, 10 września 2014

Rozdział 2.

#Ross


Przeciągam się na kanapie, wyklinając na jej niewygodę. Jakoś, cholera jasna, od codziennego wylegiwania się i ogólnego przebywania na niej kręgosłup nie boli. A połóż się, człowieku, to poczujesz się trzydzieści lat starszy.
Przecieram oczy i powoli podnoszę się do siedzenia. Daleko mi do stanu osoby wyspanej. Zegarek na półce wskazuje szóstą trzydzieści dwa. Czekają mnie nudne dwie godziny do czasu, aż reszta się obudzi...
Wstaję na równe, choć niepewne nogi i przetaczam się do sypialni, gdzie reszta familii pogrążona jest w głębokich snach. Podchodzę do mojego łóżka i odsuwam cicho kotarę.
Szatynka śpi w pozycji, jakiej ją widziałem po raz ostatni. Wygląda na to, że nawet nie drgnęła. I dobrze, mam jeszcze chwilę spokoju.
Ciągnąc stopami po podłodze, docieram do kuchni i otwieram lodówkę, z której standardowo wyjmuję mleko. Do tego płatki z szafki obok i wstawiam śniadanie do mikrofalówki. Oczekując porannego posiłku odwiedzam toaletę, myję ręce, chwytam jakąś łyżkę z suszarki do naczyń i w końcu wyciągam upragnioną miskę z Chocapicami.
Siadam przy stole i odsuwam zasłonę. W nocy przejechaliśmy na jakiś parking, to chyba stacja paliw z placem dla autobusów i ciężarówek. Zaraz, co dzisiaj jest? Czwartek? Raczej tak, bo z tego, co pamiętam, to wczoraj była środa. Jutro gramy w Memphis, niedługo powinniśmy ruszać.
Ale najpierw sprawa tej dziewczyny.
Przez okno widzę, jak w moim kierunku patrzy jakaś blondynka. Najpierw ogarnia wzrokiem bus, a potem spostrzega mnie i zalotnie trzepie rzęsami, patrząc coraz bardziej wymownie. Macham jej, zapominając, że w buzi mam płatki. Przełykam je szybko, mierząc blondynkę. Ma na sobie białą, lekką i dość mocno wyciętą sukienkę do kolan i czarne sandałki, a przy tym jest zgrabna. Pokazuję jej gestami, żeby chwilę poczekała.
Kiwa głową, a ja wypijam z naczynia resztkę mleka zmieszanego z czekoladowym posmakiem płatków, cichaczem myję zęby i zakładam pierwsze lepsze ciuchy. Jakaś koszulka, nawet nie wiem, czy moja, spodnie naciągnięte na bokserki od spania i wychodzę na wprost ponętnej damie.
Te dwie godziny mogą jednak nie być tak nudne, jak myślałem.

Gdy wracam do busa, wszyscy jeszcze śpią. Spoglądam na zegarek - siódma piętnaście. Szybko poszło.
Ściągam z siebie koszulkę, która na szczęście okazuje się być moja. Na szczęście, bo nie chciałbym się chłopakom tłumaczyć z… plam…? Wrzucam ją do kosza na pranie i idę do kuchni, gdzie wstawiam wodę na kawę. Czekając, aż się zagotuje, podpieram się tyłem o blat szafki ze zlewem i spoglądam przez okno. Widzę, jak blondynka, której nawet nie zapytałem o imię, przemierza parking w kierunku odwrotnym do toalety stacji paliw. Zerka raz , niepewnie w stronę busa, ale zaraz wyraźnie się rumieni i bezmyślnie sięga dłonią do krocza. Krocza? Dziewczyny też tak mówią? Nieważne.
Ważne jest to, że zapewniłem sobie bardzo porządny początek dnia. A na miejscu blondynki też bym się martwił o to, co nienaumyślnie dotyka.
Czy pozna mnie przypadkiem na okładce jakiegoś czasopisma dla nastolatek? Powie, co ze mną robiła? Może, jednak nikt jej nie uwierzy. Wybacz, blondyneczko, ale ja mam za sobą parę milionów ludzi gotowych wspierać mnie praktycznie we wszystkim. Jak chcesz, to dla lepszego efektu wystawię jeszcze język.
Jednak tym razem czuję się dziwnie. Jakby... coś było nie tak. Nie wiem, jak to wytłumaczyć.
Kiedy słyszę pstryknięcie czajnika, do kuchni wchodzi Riker. Fanki zapewne już by się rzuciły, żeby tylko poprawić mu włosy, ale ja się jedynie śmieję, bo wygląda jak kogut.
- Cześć, Rik. - Uśmiecham się do brata. Mam prawo mieć dobry humor, nie?
- To na kawę? - pyta tylko brat i podchodzi do zlewu, ziewając jak smok.
- Mhm. Chcesz? - Sięgam po jeszcze jedną szklankę i sypię do niej kawę, ignorując podejrzliwe spojrzenie zaspanych oczu Rika. Uh, nie lubię rozpuszczalnej. Ale kto by na to teraz patrzył? Ja już swoją dawkę energii przyjąłem.
- Dzięki - mruczy blondyn, gdy wlewam wodę i mleko do kubków, po czym chwyta swoją i siada przy stole.
Sadowię się naprzeciwko niego, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Gdzie masz koszulkę? - pyta Riker, siorbiąc kawę.
Szlag.
- Chciałem iść na stację po mleko, ale okazało się, że jeszcze jest - tłumaczę szybko. Nie za szybko, żeby się nie zorientował.
A on jest jeszcze zbyt zaspany, by się nad tym zastanawiać. Kawa pochłania go całkowicie, nos ma wsadzony już do szklanki.
Piję swoją szybko i idę do sypialni.
Nie, nie obudziła się jeszcze. No nic.
Po chwili już siedzę po turecku w czystej koszulce przed busem i z gitarą w ręku. Brzdąkam struny dla rozgrzania palców, starając się wyrzucić z głowy obraz wypiętej blondynki, ale nie jest łatwo. Dopiero gdy spokojne, melodyjne nuty piosenki ogarniają mój umysł, jestem w stanie zapomnieć. I za to kocham muzykę.
Gdzie się podziały te czasy, gdy na dobry poranek wystarczyło kakao? Albo herbata z miodem? Uśmiech mamy? Plakat ulubionego zespołu na ścianie tuż przy łóżku?
No właśnie, Ross. Gdzie?

Słyszę kroki, ktoś koło mnie siada.
- Co grasz? - Riker przeczesuje włosy palcami i nakłada na głowę czapkę z daszkiem.
- Cokolwiek. - Nie przerywam szarpania za struny.
- Dawaj "Always" na rozgrzewkę. - Szturcha mnie łokciem i znowu ziewa. - Pamiętasz akordy?
- Zaraz... - Próbuję sobie przypomnieć stare nuty, aż w końcu zmieniam położenie palców na progach. - Ostatni refren.
- Cause I'll wait so long for you... - Rik zaczyna nucić na tyle czysto, na ile pozwala mu zaspany głos.
Gdy piosenka dobiega końca, opieram głowę o zimną obudowę autobusu i przytulam do siebie Lunę.
Widzę swoje odbicie w drugim tourbusie, za którym stoi zresztą jeszcze jeden. Potargane włosy, które musiałem obciąć na potrzeby TBM, podkoszulek, dżinsy.
Codziennie spoglądam w lustrze na swoją twarz, dziwiąc się, jak czas szybko leci. Zniknęły dziecięce policzki, słodkie oczka, delikatne rysy. Powoli, wbrew wszystkim, znika również uśmiech.
- O czym myślisz? - Riker przerywa moje zamyślenie.
- O czasie.
- Hah, sądziłem, że o tej dziewczynie - śmieje się lekko.
- Co masz na myśli? - Odwracam głowę w jego stronę.
- No wiesz... Pomijając to, że coś... że przydarzyło się jej coś naprawdę strasznego, jest całkiem ładna. A nawet bardzo. - Spogląda na mnie wymownie i szturcha mnie lekko.
Szczerze mówiąc, nawet się nad tym nie zastanawiałem. Nie zdążyłem nawet wpaść na taki tok. Przez cały czas myślę o niej jak o poszkodowanej, poranionej osobie, której trzeba pomóc.
- A co, podoba ci się? - Postanawiam odbić piłeczkę.
Riker spuszcza lekko głowę i ponownie przeczesuje włosy palcami.
- Nie wiem, nie myślałem o tym. Poza tym, widziałem ją tylko raz i to przez kilka minut.
- Ale wiesz... Dużo się mówi o miłości od pierwszego wejrzenia.
- Wal się! - Uderza mnie pięścią w ramię ze śmiechem. Zaraz jednak poważnieje. - Ross, ona nie może nam przeszkodzić w trasie.
- Wiem. - Kiwam głową.
Delikatny podmuch wiatru wywołuje gęsią skórkę na moich ramionach.
- W autobusie jest cieplej - mówi jeszcze Rik i podnosi się z ziemi.
Znowu jedynie kiwam głową i odprowadzam brata wzrokiem, aż znika w na schodach busa.

- Ał!
- Rat, ty idioto!
- Sam jesteś!
- Liż żółwia, rybo.
- Sam sobie łopatą machaj!
- To było bez sensu kompletnie...
- No i?
- Cicho!
- Sam bądź...
- Szszszsz... Obudzisz ją.
- Ko...? Aaa.
Przysłuchuję się kolejnej inteligentnej rozmowie Ratliffa i Rocky'ego, starając się przy tym skupić na akordach wygrywanych na keyboardzie. Ich gdakanie dobiega do mnie nawet przez słuchawki.
Okazało się, że w busie jest rzeczywiście cieplej, więc przeniosłem swój muzyczny kącik do saloniku. Właśnie po raz enty próbuję zagrać końcówkę "Easy Love", gdy ktoś ściąga mi życiodajny wynalazek z uszu.
- Obudziła się - mówi Riker, patrząc na mnie spod lekko przymrużonych powiek.
Kiwam niechętnie głową i odchodzę od instrumentu.
Przy moim łóżku kuca Rydel, ubrana jeszcze w różową piżamę. Ręce ma założone na kolanach i wpatruje się w szatynkę.
- Nie chce mówić. - Delly patrzy na mnie ze smutkiem zmieszanym z irytacją.
Wzruszam ramionami, ale zaraz czuję lekkie ukłucie poczucia winy. Podchodzę do siostry i przysiadam obok niej.
Dziewczyna leży na łóżku jak leżała, jednak teraz oczy ma otwarte i prawie w pełni trzeźwo spogląda nimi na mnie.
- Cześć - mówię i próbuję się uśmiechnąć. Gdzie uleciała ta energia z dzisiejszego ranka?
- Cześć - odzywa się szatynka, ledwo poruszając ustami, ale i tak wywołuje zdziwienie zarówno u mnie jak i Rikera oraz Rydel.
- Jestem Ross - próbuję jakoś kontynuować rozmowę, ale idzie mi to średnio inteligentnie.
Szatynka się nie odzywa, jedynie wpatruje się we mnie zbolałymi oczami koloru bursztynu zmiksowanego z wiosenną trawą.
- Chcesz... Chciałabyś iść się umyć? - wtrąca Delly.
Dziewczyna powoli kiwa głową, a moja siostra podnosi się i spogląda na mnie z góry.
- Ross, przynieś jej coś do ubrania - rozkazuje, a ja wiem, że nawet nie ma co protestować. - A potem pójdziesz z nią na stację. Mama mówiła, że są tam prysznice.
'No przecież wiem, już tam byłem', chcę powiedzieć, ale lepiej, żeby o tym nie wspominać.
- Chcesz jakąś koszulkę, czy wolisz coś innego? - pytam szatynki, ukrywając mord w oczach.
Ona znowu tylko kiwa głową, więc sięgam za jej plecy, gdzie leży mój wczorajszy t-shirt ze zwiedzania miasta. Podaję go dziewczynie i nagle do mnie dociera.
- Wyjdę, żebyś mogła się przebrać - mruczę, podając jej ubranie, czy też raczej kładąc je obok jej bioder.
Szatynka chwyta moją dłoń.
- Może mi ktoś pomóc?
Spoglądam na Rydel, która już stoi przy wejściu wraz z Rikerem. Zza ich pleców dobiegają śmiechy Ella i Rocky'ego, zapewnie przepychających się przy szafce ze słodyczami. Delly patrzy na mnie, a ja wręcz widzę tę białą flagę w jej oczach.
- Nie ma s... - wzdycha, ale bezgłośnie przerywa jej dziewczyna, jednocześnie mocniej ściskając moje palce.
W jej spojrzeniu dostrzegam prośbę i jakby zaufanie, ale głównie też ból i strach.
- Że ja niby...? - pytam znacząco, a ona znowu kiwa głową.
Przenoszę wzrok z powrotem na rodzeństwo. Riker jest lekko rozbawiony, natomiast Del zaskoczona.
- Ale jak jej coś zrobisz... - warczy siostra i wycofuje się z pomieszczenia, popychając przed sobą brata, który odprowadza mnie jeszcze wzrokiem znad ramienia.
Świetnie. Dzięki za wsparcie. I zaufanie.
Bądźmy szczerzy. W ciągu ostatnich kilku miesięcy chyba jeszcze nie było tak, żebym nie dobierał się do nagiej dziewczyny. A co dopiero żebym ją ubierał...
- Christine.
- Hę? - Wracam spojrzeniem do dziewczyny.
- Christine. Chris. Tak mam na imię - tłumaczy.
- A więc... Chris - zaczynam ostrożnie, nie bardzo wiedząc, co robić. Przede wszystkim nie będę na nic naciskał. Jak zechce, to powie. - Yyy... Dasz radę wstać, czy...?
- Dam radę. Ross, tak? - Chris powoli podnosi głowę z poduszki, na której zostają ślady krwi.
- Tak. Ross Shor. - Nie wiem, czemu to mówię. Przyglądam się, jak dziewczyna unosi się na łokciach, a kołdra zsuwa się z jej pleców.
- To twoje nazwisko?
Kręcę głową.
- Drugie imię.
- Ładne.
Nic więcej. Tylko 'ładne'.
Szatynka wysuwa się z 'przedziału', jedna ręką zasłaniając się pościelą. Zastanawia mnie fakt, że nie rośnie we mnie podniecenie. A może i rośnie, ale moje myśli są zbyt zajęte siniakami na policzkach i szyi Chris, od których widoku przechodzą mnie dreszcze. Jestem pewien, że jest ich jeszcze więcej na reszcie ciała, ale tego na razie nie widzę.
Dziewczyna staje lekko skulona obok mnie owinięta w MOJĄ kołdrę, a ja orientuję się, że wciąż kucam. Idiota.
Podnoszę się z cichym westchnięciem i po drodze zgarniam pozostałą na materacu koszulkę, w którą mam przebrać, a raczej ubrać, szatynkę.
Prostuję się naprzeciwko Christine i baranieję. Przepraszam bardzo, jak w tych czasach ubiera się nastoletnie dziewczyny? Jakiś telefon do przyjaciela? Nic? Serio?
- Am... - mruczę, drapiąc się po głowie. - No więc...
- Ciężko mi się tak stoi. - Chris patrzy na mnie z coraz większym bólem w oczach. - Słabo mi.
A ja już kompletnie idiocieję. Dzięki resztkom rozsądku przewracam koszulkę na prawą stronę i powoli przekładam ją przez głowę dziewczyny. Szatynka zsuwa kołdrę na wysokość piersi.
Jasna dupa. I co teraz niby mam robić?
- Ręce, Ross. Mam poobijane barki - pomaga mi Chris, na co ja, z napływającym na twarz rumieńcem, unoszę jej jedną rękę do góry, przez co pościel zsuwa się niżej.
Ale nie patrzę na ciało dziewczyny. Nie przerywam naszego kontaktu wzrokowego, jedynie na krótki moment, gdy muszę włożyć jej drugą rękę w rękaw. Jest niższa ode mnie o ponad głowę, więc gdy kołdra zjeżdża na ziemię, na jej miejsce wpada koszulka sięgająca Chris do połowy uda.
Nagle dziewczyna ugina się lekko na i tak już trzęsących się nogach. Schylam się szybko i biorę ją na ręce, tak jak wczoraj, z tą różnicą, że teraz jest przytomna.
W nocy nie mogłem tego zbyt wyraźnie dostrzec, ale teraz widzę jej posiniaczoną, brudną od krwi i szlaki skórę. Jest bardzo szczupła.
Chris zarzuca mi jedną rękę na szyję, a drugą, drżącą zresztą, poprawia koszulkę przy pośladkach, żeby aż tak bardzo jej nie odsłaniała.
- Dzięki - szepcze z bolesnym uśmiechem, a ja tylko kiwam głową.
Wychodzę z pomieszczenia, uważając na Chris, i ruszam w kierunku wyjścia. Nagle coś sobie uświadamiam.
Jest po dziesiątej, na stacji kręcą się ludzie, a ja, nieznany nikomu, cichociemny Ross Lynch, mam zamiar nieść poturbowaną dziewczynę pod prysznic.
- Może ktoś podjechać busem bliżej pryszniców? - wołam, odsuwając się trochę od głowy szatynki, żeby nie krzyczeć jej nad uchem.
Pięknie po prostu. Może jeszcze selfie?

***

CICHO.
WIEM, ŻE ROZDZIAŁ DO DUPY I KRÓTKI.
I tak, Niepi, wiem, że mam ładny szablon c: (oklaski dla Martynu, dzięki której dowiedziałam się o CSS  XD)
Z racji jakości tej szmiry dodaję to wcześniej... Yh, jestem na siebie zła za ten shit.
Ale no nic...
Powoli poznajemy nieznajomą. I Rossa :3
I PROMISE THE NEXT CHAPTER'S GONNA BE MUCH BETTER C:
Na razie tyle, jeśli chodzi o Rikera, Niepi x:


6 komentarzy:

  1. Super dasz dzisiaj jeszcze jeden rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  2. WITAM MY LOVELY C: C: C:

    Widzę, że sprawnie kontynuowałaś wątek z ''podnieceniem'' Rossa, idzie ci świetnie. XD
    Tak fajnie się czyta znowu twoje rozdziały jako zwyczajny czytelnik, a nie popierdzielona współautorka opowiadania, która naturalnie ma prawo do czytania wszystkiego i to grubo przed premierą. :'))
    Bóg zapłać za oklaski, zdjęcia i autografy później, ewentualnie jeszcze bis, jak tłum będzie chciał. B) No wybacz, Niepi, ale jedyną osobą która doinformowuje Anulkę jestem ja. XD
    A tak na koniec, tak tylko btw...
    WIEDZIAŁAM, ŻE TEN GIF TU BĘDZIE.
    WIEDZIAŁAM.
    LUDZIE, NIE PATRZCIE NA NIEGO.
    TE OCZĘTA, MOŻE TERAZ PRZERAŻAJĄCE I PEDOFILSKIE...
    ALE MOJE, TAK?
    MOJE.


    Czekam na następny rozdział, kartofelku. Nie musi być lepszy. XD

    ~Martynu.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie sie podoba :D No narazie za dużo mówić o tym blogu nie można ale jak wspomniałam zapowiada sie ciekawie i mimo,że to dopiero 2 rozdział fabuła mnie wciąga ;p Oby tak dalej :D

    Weniska życzę i czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  4. WIEM, ŻE CZEKASZ NA HEJTY.
    MAM TYLKO JEDEN:
    GDZIEEE ELLINGTOOON?! ;(((((((
    Mój mąż, gdzie ty go wepchnęłaś?
    :<<<<<<<

    KUNIEC HEJTÓW NA DZISIAJ.
    Tera pozytywy.
    RIKER! *_________*
    WITAJ SKARBIE!
    CZYŻBY ON I DZIEWCZYNA MIELI COŚ TEN TEGES?
    KAPITANIE, STATKIEM ZAKOŁYSAŁO.

    A co do Rossa.
    Nie ma to jak zacząć, a w moim przypadku skończyć dzień czytając, jak Ross idzie na dziffki. (MASZ KURDE SWOJE PODWÓJNE "F" I MI NIE WYPOMINAJ)
    GDZIE JEST TO +18, KTÓRE CHOWASZ GDZIEŚ W SWOIM KOMPUTERZE?
    O właśnie!
    Nie mógłby go chociaż Ell nakryć? :<

    Chris ubierana przez Rossa.
    Świetnie :>

    ZDYCHAM I CZEKAM NA NEXTA.
    ADIOS.


    PS. NADAL MAM ROZJEBANY MÓZG TYM GIFEM.
    JEGO JEDYNE OKREŚLENIE TO:
    PEDOFILIA NA JEDNYM GIFIE.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie się czyta. Czekam na next :)
    angels-and-demons-raura.blogspot.com Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ajfnaubfuobeuoakjbgpifaidnfa
    O matulko, tak się naczekałam na ten rozdział i nadszedł. Nie wiem co Ty masz w tej głowie, mówiąc, że rozdział jest 'do dupy'. My, kobiety, jesteśmy wybredne, ale kurde... Toż to jest wspaniałe. Ja jestem bardzo wybredna, ale Ty mnie teraz pobiłaś, hahaha. Rozdział jest zajebisty.
    Przeczytałam go od razu po opublikowaniu, ale nie mogłam wtedy napisać komentarza, który oddałby wszystkie myśli, które mam w głowie. Więc tego nie zrobiłam. Nie chciałam by był za krótki i miał miliony odpowiedzi z mojej strony, bo po pięciu minutach przypomnę sobię co chciałam powiedzieć. Wtedy było we mnie za dużo emocji związanych z rozdziałem.
    Teraz, choć pamiętam słowo po słowie, przeczytałam ten rozdział po raz drugi lub trzeci. Jest naprawdę dobry. Po prostu lubę to jak piszesz. Nie używasz 'oficjalnego' języka, ale robisz to w taki sposób, który mi się podoba. Na wielu blogach dziewczyny przesadzają z tym ''luzem'' i piszą za dużo słow tj. ''wygadał'' ''paplał'' itp. To tylko takie przykłady. Jakby nie znały, normalnego jeżyka polskiego. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Sposób w jaki Ty to robisz jest mistrzowski. Nie przedobrzasz w żadną stronę. Idealnie wypośrodkowałaś.
    Kurde, było i przykro czytając ten rozdział. W ogóle dzisiaj biegając przysiadłam w parku i spędziłam tam dobre pół godziny myśląc tylko o tym jak czas szybko leci. Jak bardzo życie jest pogmatwane. Czemu teraz do szczęścia potrzeba nam tak wielu rzeczy. A potem usiadłam i przeczytałam Twój rozdział. Wszystkie pytania powróciły, a czytając jak Ross przeleciał jakąś laskę na dobre rozpoczęcie dnai tylko dopełniło czarę. Cholera, Natalia, takie jest życie. Ludzie chcą chociaż chwilowego spełnienia i rozkoszy. Ja walę, jestem popieprzonym filozofem. Aczkolwiek czasem nie mogę się uwolnić od tych myśli, które i tak do niczego nie prowadzą.
    Wracając. Uwielbiam Twój styl pisania. Uwielbiam to, jaki jest Ross. Taki prawdziwy. Zrobiło mi się smutno, jak przeleciał tę laskę. Ale to chyba dlatego, że sobie uświadomiłam, że takie jest życie, cholera. No nieważne. Lubię go, mimo wszystko. Lubię jego myśli i pytania, które sobie zadaję. Chyba zadaje sobie podobne, hahahhaha.
    A co do Chris to cieszę się, że wiem chociaż jak ma na imię. Jejku, ta dziewczyna jest taka intrygująca. Nie wiem co o niej powiedzieć. A chcę wiedzieć, co powiedzieć. Więc musisz pisać szybko nowy rozdział, żebym mogła się o niej rozpisać. Deal?
    I ten moment, w którym Ross pisze, że tym razem czuje jakby coś było nie tak-ooooooooooooooooooooooooo. <3
    Czekam na koleny rozdział!
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń