piątek, 5 września 2014

Rozdział 1

Witam wcześniej niż zapowiadałam, w to piękne, piątkowe popołudnie (okienko między polskim a w-fem, pozdrawiam tych, którzy rozszerzyli historię :D ).
Przyczyna? Uznałam, że prolog niewiele mógł Wam powiedzieć o mnie i moim stylu pisania, więc oto i wrzucam rozdział pierwszy :3
Pojawiają się pytania, o czym będzie to opowiadanie, kto się w nim pojawi.
Otóż temat tego story poznacie jak nie w tym, to w następnym rozdziale. A jeśli chodzi o bohaterów, to będą nimi R5, głównie Ross, chociaż inni też będą mieli swoje zadanie, nie zamierzam wstawiać tutaj Laury ani Mai, ale kto wie, w jakim kierunku pójdzie moja wyobraźnia, no i jeszcze…
Zresztą, sami zobaczcie.

#Ross


Tuż przede mną, za niskim, kamiennym występkiem, siedzi, a raczej półleży dziewczyna. Koszulkę ma rozciągniętą i porwaną w szwach i właściwie stanowi ona jedyną część ubioru. Reszta ciuchów, wymiętych i poszarpanych, rozrzucona jest wokół niej, a zalicza się do nich bielizna i dresowe spodenki.
Sama dziewczyna jest brudna od szlaki rozsypanej po parkingu, ciemne, długie włosy ma potargane i sklejone od krwi przy skroniach, a po skórze w okolicach ud rozmazana jest ciemna ciecz.
Wydaje się być półprzytomna, z jej gardła co chwilę wydobywa się szloch, a po jej poobijanej twarzy spływają łzy.
Nie mam pojęcia, co robić. Stoję nieruchomo, wpatrując się w dziewczynę. Przecież nie tak miał wyglądać dzisiejszy wieczór. Mieliśmy grać pierwszy koncert we wrześniowej części trasy, szaleć na scenie nie przejmując się tym, co dzieje się poza obrębem klubu.
W końcu powoli podchodzę do szatynki i przykucam nad nią.
- Hej, słyszysz mnie? - pytam cicho, dotykając jej ramienia.
Dziewczyna podnosi powieki i spogląda na mnie zamglonymi oczami. Mają kolor bliżej nieokreślony, powiedziałbym zmieszany zielony z jasnobrązowym.
- Mmm? - mruczy, rozchylając lekko popękane usta. Na jej zębach dostrzegam krew.
Okay, może nie jestem najmilszym człowiekiem jaki ten świat widział, może zgorszyłem się podczas ostatnich miesięcy, ale przecież jej tak tutaj nie zostawię. Mam serce. Jeszcze.
Niewiele myśląc odkładam kosmetyczkę na bok, wsuwam jedną rękę pod jej kolana, drugą pod żebra i przyciągam ją do siebie. Ciało szatynki jest lekkie, ale ona sama prawie nieprzytomna, więc jest ciężko.
Rozglądam się po placu - nie widać żywej duszy. Po chwili zastanowienia delikatnie niosę dziewczynę do busa, z którego właśnie wróciłem. Niełatwo jest otworzyć drzwi, ale w końcu daję radę i, uważając na jej bezwładne ciało, wolno wchodzę po schodach.
Wysilam się przy lawirowaniu w ciasnym korytarzu, jednak udaje mi się dotrzeć do części sypialnianej. Ostrożnie kładę dziewczynę na moim łóżku, a ona syczy z bólu przy zetknięciu z materiałem.
Nie bardzo wiedząc, co mną kieruje, zsuwam z niej rozciągniętą koszulkę. Jedno jest pewne - nie steruje mną pożądanie ani stężenie testosteronu, bo nie rusza mnie widok jej nagiego ciała.
To znaczy, rusza, ale nie podnieca, przynajmniej na pewno nie teraz, nie w tej sytuacji.
Jest mi jej żal, ale wiem, że nie mogę zostać tutaj dłużej.
Przykrywam drżące ciało szatynki i pochylam się nad jej uchem.
- Przepraszam, muszę iść - szepczę. - Ale obiecuję, że wrócę i ci pomogę.
Prostuję się i odwracam w kierunku drogi powrotnej, ale dostrzegam butelkę wody na pościeli Rydel, więc bez zastanowienia kładę ją obok dłoni dziewczyny.
I tak oto, Ross, wpakowałeś się w niezłe gówno. Brawo.
Nawet nie chcę myśleć, jak na jej widok zareaguje rodzeństwo.

- Riker, czekaj! - Kreślę ostatnią literę imienia na koszulce fanki i biegnę w stronę tourbusa, do którego ma właśnie zamiar wejść mój najstarszy brat.
- Co? - pyta zdziwiony. - Przecież już się z nimi ładnie pożegnałem - mówi i macha jeszcze dziewczynom, których koszulkami aktualnie zajmuje się reszta zespołu i familii.
- Nie o to chodzi - burczę w odpowiedzi, ale powtarzam gest brata, na co nastolatki piszczą jak poparzone. W końcu doczekały się naszego wyjścia z klubu po koncercie. - Chciałbym cię ostrzec, zanim wejdziesz do busa...
- A co, znajdę w nim kolejną prostytutkę? - prycha, przesuwając drzwi. Ałć.
- Nie, ja... To znaczy... - Nie udaje mi się jednak go zatrzymać.
Riker wchodzi po schodkach i rusza w głąb pojazdu, a ja za nim.
Gdy docieramy do części sypialnianej, blondyn ogarnia wzrokiem wszystkie łóżka. W moim kotara jest na pół odchylona, co brat zauważa od razu.
- Ross... Masz przerąbane. I to na maksa.
Chcę coś powiedzieć, wytłumaczyć, ale słyszę za sobą kroki i śmiechy reszty rodziny, chwilowo nieświadomej co ich czeka. Więc nie mówię nic, jedynie wpatruję się w nagie ciało dziewczyny, do połowy przykryte moją kołdrą. Jestem wyczerpany po koncercie, ale ten widok mnie pobudza - wywołuje u mnie smutek, żal i wściekłość.
Podchodzę do łóżka i podciągam pościel wyżej, aż do jej ramion, a jej krew brudzi materiał. Czuję na sobie wściekłe spojrzenie Rikera i zastanawiam się, jak ja im wszystkim wytłumaczę zaistniałą sytuację.
Ludzie dwudziestego pierwszego wieku nie wierzą już w prawdę.
Spoglądam w stronę przejścia. W pierwszej kolejności do 'sypialni' wchodzi Delly.
- Riker, co się... - urywa wpół zdania, gdy jej wzrok pada najpierw na mnie, a potem na moje łóżko. Mina jej rzednie niemal od razu.
To samo dzieje się z resztą zespołu, a ja jedynie wpatruję się w każdego z nich, przy tym samemu będąc bombardowanym przez żądzę mordu w ich oczach.
- To nie tak, jak myślicie... - zaczynam, ale przerywa mi Rydel.
- Ja nie rozumiem. Ross, co się z tobą dzieje? Okay, uprawiaj sobie seks kiedy tylko chcesz, ale żeby aż tak poturbować dziewczynę?! - Macha rękoma na tyle, na ile jest to możliwe w wąskim korytarzu. - Serca nie masz?!
- Mam! - przerywam jej, niemal warcząc. - Jakbyś chciała wiedzieć, to przyniosłem ją zza budynku klubu. I ona już BYŁA w takim stanie. Nic. Jej. Nie. Zrobiłem.
- Po coś ją w ogóle ruszał? - wtrąca Riker, zakładając ręce na piersi. - Nie mogłeś po prostu zadzwonić na policję czy pogotowie? Oni na pewno by...
- Nie... - Ten głos nie należy do żadnego z nas.
Zdziwiony odwracam głowę w stronę łóżka. Dziewczyna ma na wpół otwarte oczy i wpatruje się we mnie jakby bardziej przytomnie.
- Żadnej policji... Ani karetki... - szepcze zachrypniętym głosem i niespodziewanie kładzie swoją dłoń na mojej, ściskając ją ledwo wyczuwalnie. - Proszę.
Czuję rozlewające się po moim ciele zimno, które swoje źródło ma w chłodnych palcach dziewczyny. Zimno, nie ciepło. Za to moje serce wydaje się być zrobione z płynnej lawy, gdy widzę błaganie w jej oczach.
- Dobrze. - Nie wiem, co mną kieruje.
Przecież to bez sensu - powinienem zawieść ją do szpitala, na komisariat, gdziekolwiek byle nie tutaj.
- Ross, wyjdźmy stąd - syczy Riker za moimi plecami.
Niechętnie odsuwam się od dziewczyny, a ona odprowadza mnie wzrokiem. Widzę, że zasypia.
Wychodzę z pomieszczenia zaraz za Delly, kiedy do busa wchodzą rodzice i Ryland.
- Mamo, Ross ma coś do powiedzenia - słyszę za moimi plecami. Dziękuję, Riker.
Rodzice lustrują mnie z coraz większą powagą w oczach, gdy ogarniają, że Riker nie żartuje.
- Ross? - Tata patrzy na mnie wymownie.

Mama kuca przy moim łóżku, głaszcząc delikatnie ciemne włosy dziewczyny.
- Nie możemy dużo zrobić, dopóki z nami nie porozmawia - mówi, odwracając głowę w stronę naszej siódemki ściskającej się w przejściu. Na jej czele stoję oczywiście ja i tata. - A ponieważ to ty, Ross, ją tutaj przyniosłeś, jesteś za nią odpowiedzialny.
- Słucham? - pytam zaskoczony. - A co wy byście zrobili? Nie jest wam jej szkoda? - I to niby ja nie mam serca.
- Oczywiście, że jest nam jej szkoda - odzywa się tata i kładzie rękę na moim ramieniu. - Ale bardziej odpowiedzialnym byłoby zadzwonienie na policję i pogotowie, dobrze o tym wiesz. Rozumiemy, że mogłeś w tamtej chwili być w szoku, ale i tak masz się nią opiekować do czasu, aż się nie obudzi i nie będziemy mogli oddać jej w dobre… lepsze ręce. Jasne? - Tata patrzy na mnie z powagą w oczach, a ja wiem, że nie ma nawet sensu protestować.
- Ta - mruczę tylko i spoglądam w stronę szatynki pogrążonej w niespokojnym śnie. Zmiany nie pytają się nas, czy jesteśmy na nie gotowi. Któregoś dnia po prostu wpadają bez pukania, bez zapowiedzi, bez maila, smsa. Szkoda tylko, że wpadają akurat, gdy niespecjalnie jesteśmy na nie gotowi. - Pomijając tą całą niesprawiedliwość i waszą bezduszność... Gdzie ja będę spał?

***

Pierwszy… rozdział? Tak, chyba pasuje to określenie.
Krótszy niż rozdziały w części drugiej na moim poprzednim blogu, ale mam nadzieję, że wystarczający :3
Poznaliście właśnie drugą główną bohaterkę opowiadania. Nie jest nią Laura, ale nie odpowiadam za moją wyobraźnię (nocami strasznie wybujałą), nie wiem, co wymyśli :3
Ciekawa jestem waszych zdań na temat samej dziewczyny, jak i na temat jej przyszłości.
Następny, w zależności od możliwości, w czwartek lub piątek, tak jak obiecałam w pierwszej notce.
Rozdział taki sobie, ale pozostawiam go Wam do oceny ;)


6 komentarzy:

  1. DZIEŃ DOBRY KOCHANY INTERNECIE!
    CÓŻ TO ZA MIŁY SUPRAJS? CCC;

    Eh, skomentowałam już tyle twoich postów, że aż nie mogę się powstrzymać po przeczytaniu kolejnego.
    Ale też nie wytrzymam, jeśli nie walnę czegoś chamskiego od siebie.
    A JA CZYTAŁAM PRZED PREMIEROWO, LAMUSY!
    Tak. c:
    Teraz już mogę wkurzać się razem z innymi, jeśli walniesz jakąś niszczącą mnie fabułę, albo kogoś z dupy uśmiercisz. c:
    WSPANIAŁY ROZDZIAŁ, KOCHANA ANULKO, ZERO ZASTRZEŻEŃ!
    Chociaż nie.
    Mam jedno.
    ''...przynajmniej na pewno nie teraz, nie w tej sytuacji.[...]''
    ŻĄDAM PRAW AUTORSKICH DO TEGO FRAGMENTU.
    Tak, tak, ja pomagałam cccccc:

    Koniec końców żegnam się z Wami, drodzy komentujący i czekam na następny rozdział, my lovely.
    Wiem, że go już masz napisanego.
    Będę cię nękać.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. WITAM KAPITANIE.
    AGAIN.
    ALE NA INNYM STATKU!

    Po pierwsze:
    JEZU, CO ZA SZABLON! *_____________* RIKUŚ NA KTÓREGO MOGĘ SPOGLĄDAĆ CO DRUGIE ZDANIE <333 Wielbię cię.
    Ano właśnie.... OFICJALNIE JUŻ PRZY PIERWSZYM ROZDZIALE PYTAM I MODLĘ SIĘ OD ROZWINIĘCIE WĄTKU RIKA *.*
    No błagam, on musi tu coś ważnego odegrać ;C

    Nie będzie Raury i takich różnych dupereli! Fuck yeah! Zmęczyłam się już tym ;-;
    No ale jest ciekawie, nie powiem.'

    Ach, i jeszcze jedno:
    Powiedz, moja droga, czy mam już się zaopatrzyć w leki?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieńdobry:)
    Podoba mi się Twój styl pisania. Już prolog mnie zaciekawił, więc zdecydowałam się przczytać następny rozdział(proste?proste.). Przeczytałam i nie żałuję. Lubię to, jak piszesz. Lubię również historię, którą tworzysz. Jedyny problem jaki mi się pojawia to taki: czemu tylko sześć rozdziałów? czy to jakiś żart? Jeżeli będą one takiej długości jak ten, sześć to za mało. Domagam się więcej :P
    Bardzo mi się podoba. Najbardziej intryguje mnie historia szatynki. Kim ona do cholery jest? Chciałabym się jak najszybciej dowiedzieć.
    Fajne jest to, że znalazł ją prawie nagą. W sensie, ta jej nagość dodaje jakiejś delikatnej, aczkolwiek ważnej rzeczy temu opowiadaniu. Nie potrafię tego nazwać. Taki głupi szczegół, a jednak zrobił sytuację jakąś bardziej... Poważniejszą, lepiej opisaną? Nie wiem. Po prostu lepszą.
    Cieszę się, że nie ma Raury. Szczerze męczy mnie już to shippowanie.
    Cieszę się też, że Ross jest głównym bohaterem.:)
    O jejku. Naprawdę jesteś okropna. Mam nadzieję, że niedługo przestaniesz kazać mi cierpieć, bo nie wiem jak długo wytrzymam.
    Te chłodne relacje są dla mnie dużo gorsze niż nienawiść. Wolałabym, żeby soie cisnęli niż żeby zachowywali się tak jak teraz. Tracę zmysły! Są normlani, jakby byli znajomymi z pracy, których łączy tylko jeden projekt. W tym wypadku ów projektem jest dziecko.
    Paulina, naprawdę, czytając to myślałam, że szlak mnie zaraz trafi, hahahah.
    Podoba mi się to, że Leila jest taka samowytarczalna. Kobieta z jajami, a takie lubię.
    Stormie! To jest wspaniała osóbka. Podoba mi się sposób w jaki ją przedstawiłaś. ''Będzie na chemii'' wtedy pomyślałam sobie ''to powinnaś zostać! bo chemia powinna być między Rossem a Leilą'', hahaha. Chociaż Ross... Kurde, coś mnie w nim irytuje. Na początku opowiadania odbierałam go inaczej. Może teraz mnie irytuje bo sytuacja jest irytująca. Chyba tak, bo w sumie Leila też przez tę sytuację mnie wkurza.
    Zdziwiłam się, że tak przeskoczyłaś parę miesięcy. Ale wszystko jest jak zawsze zajebiście opisane, więc co ja się tu mogę czepiać? No nie mogę, bo nie ma czego.
    A rodzieństwo Rossa. To smutne, że patrzą na Leilę jakby zniszyczyła życie ich brata. Ale są tylko ludzmi więc w sumie nie dziwię im się, że mogą to tak postrzegać. Zawsze staje się za bliskimi nie widząc często ich błędów. Co do Emmy, to mam nadzieję, że ona będzie dobrą przyjaciółką i pomimo związku z Rikerem będzie wspierać Leilę. Mam nadzieję, że się nie oddalą, bo Leila wydaje mi się taka samotna. Kurde, tak mi przykro jak to czytam, bo wszystko jest takie chłodne. Nie umiałabym tak żyć. To przykre, że z Rossem główna bohaterka nie może nawet pożartować, bo to już jest za dużo w ich relacjach.
    Nienawidzę tej nocy... Ale masz rację. Takie jest to pieprzone życie. Stawiamy krok dalej zadowoleni, a potem okazuje się, że musimy się cofnąć o 10. Chyba dlatego mi tak przykro jak to czytam. Bo boję się, żeby coś takiego mi się nie przytrafiło.
    Nie potrafię jakoś logicznie sformułować zdań. Zawsze tak mam gdy czytam Twojego bloga. Za dużo emocji. Mam nadzieję, że rozumiesz mimo wszystko i mi to wybaczysz:)
    http://rossomefanfiction.blogspot.com/
    zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo mam nadzieję, że Ross jest głownym bohaterem, hahah.

      Usuń
  4. Rozdział I wydaje się być mega więc jeżeli nie wklepiesz tu słodkiej Laury to zostanę do końca :D Ciekawy,inny ten blog :D Pierwsze spotkanie głównych bohaterów jest takie oryginalne :) Mam nadzieję,że tak już pozostanie :) Czekam na nexta !

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. :) Wpadłam tu przypadkowo, ale przeżyłam miłe zaskoczenie. Nie ma Raury, ani tych innych systematycznych związków. Piszesz świetnie ! Aż mam kompleksy wszystko czyta się tak płynnie. No po prostu super :)
    Nie traktuj tego jako spam, chce tylko żebyś wpadła do mnie i szczerze oceniła.
    Pozdrawiam :) friend-or-lover-r5-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń