Witam wcześniej niż zapowiadałam, w to piękne, piątkowe popołudnie (okienko między polskim a w-fem, pozdrawiam tych, którzy rozszerzyli historię :D ).
Przyczyna? Uznałam, że prolog niewiele mógł Wam powiedzieć o mnie i moim stylu pisania, więc oto i wrzucam rozdział pierwszy :3
Przyczyna? Uznałam, że prolog niewiele mógł Wam powiedzieć o mnie i moim stylu pisania, więc oto i wrzucam rozdział pierwszy :3
Pojawiają się
pytania, o czym będzie to opowiadanie, kto się w nim pojawi.
Otóż temat tego story
poznacie jak nie w tym, to w następnym rozdziale. A jeśli chodzi o
bohaterów, to będą nimi R5, głównie Ross, chociaż inni też
będą mieli swoje zadanie, nie zamierzam wstawiać tutaj Laury ani
Mai, ale kto wie, w jakim kierunku pójdzie moja wyobraźnia, no i
jeszcze…
Zresztą, sami
zobaczcie.
Tuż przede mną, za
niskim, kamiennym występkiem, siedzi, a raczej półleży
dziewczyna. Koszulkę ma rozciągniętą i porwaną w szwach i
właściwie stanowi ona jedyną część ubioru. Reszta ciuchów,
wymiętych i poszarpanych, rozrzucona jest wokół niej, a zalicza
się do nich bielizna i dresowe spodenki.
Sama dziewczyna jest
brudna od szlaki rozsypanej po parkingu, ciemne, długie włosy ma
potargane i sklejone od krwi przy skroniach, a po skórze w okolicach
ud rozmazana jest ciemna ciecz.
Wydaje się być
półprzytomna, z jej gardła co chwilę wydobywa się szloch, a po
jej poobijanej twarzy spływają łzy.
Nie mam pojęcia, co
robić. Stoję nieruchomo, wpatrując się w dziewczynę. Przecież
nie tak miał wyglądać dzisiejszy wieczór. Mieliśmy grać
pierwszy koncert we wrześniowej części trasy, szaleć na scenie
nie przejmując się tym, co dzieje się poza obrębem klubu.
W końcu powoli
podchodzę do szatynki i przykucam nad nią.
- Hej, słyszysz mnie?
- pytam cicho, dotykając jej ramienia.
Dziewczyna podnosi
powieki i spogląda na mnie zamglonymi oczami. Mają kolor bliżej
nieokreślony, powiedziałbym zmieszany zielony z jasnobrązowym.
- Mmm? - mruczy,
rozchylając lekko popękane usta. Na jej zębach dostrzegam krew.
Okay, może nie jestem
najmilszym człowiekiem jaki ten świat widział, może zgorszyłem
się podczas ostatnich miesięcy, ale przecież jej tak tutaj nie
zostawię. Mam serce. Jeszcze.
Niewiele myśląc
odkładam kosmetyczkę na bok, wsuwam jedną rękę pod jej kolana,
drugą pod żebra i przyciągam ją do siebie. Ciało szatynki jest
lekkie, ale ona sama prawie nieprzytomna, więc jest ciężko.
Rozglądam się po
placu - nie widać żywej duszy. Po chwili zastanowienia delikatnie
niosę dziewczynę do busa, z którego właśnie wróciłem. Niełatwo
jest otworzyć drzwi, ale w końcu daję radę i, uważając na
jej bezwładne ciało, wolno wchodzę po schodach.
Wysilam się przy
lawirowaniu w ciasnym korytarzu, jednak udaje mi się dotrzeć do
części sypialnianej. Ostrożnie kładę dziewczynę na moim łóżku,
a ona syczy z bólu przy zetknięciu z materiałem.
Nie bardzo wiedząc, co
mną kieruje, zsuwam z niej rozciągniętą koszulkę. Jedno jest
pewne - nie steruje mną pożądanie ani stężenie testosteronu, bo
nie rusza mnie widok jej nagiego ciała.
To znaczy, rusza, ale
nie podnieca, przynajmniej na pewno nie teraz, nie w tej sytuacji.
Jest mi jej żal, ale
wiem, że nie mogę zostać tutaj dłużej.
Przykrywam drżące
ciało szatynki i pochylam się nad jej uchem.
- Przepraszam, muszę
iść - szepczę. - Ale obiecuję, że wrócę i ci pomogę.
Prostuję się i
odwracam w kierunku drogi powrotnej, ale dostrzegam butelkę wody na
pościeli Rydel, więc bez zastanowienia kładę ją obok dłoni
dziewczyny.
I tak oto, Ross,
wpakowałeś się w niezłe gówno. Brawo.
Nawet nie chcę myśleć,
jak na jej widok zareaguje rodzeństwo.
- Riker, czekaj! -
Kreślę ostatnią literę imienia na koszulce fanki i biegnę w
stronę tourbusa, do którego ma właśnie zamiar wejść mój
najstarszy brat.
- Co? - pyta zdziwiony.
- Przecież już się z nimi ładnie pożegnałem - mówi i macha
jeszcze dziewczynom, których koszulkami aktualnie zajmuje się
reszta zespołu i familii.
- Nie o to chodzi -
burczę w odpowiedzi, ale powtarzam gest brata, na co nastolatki
piszczą jak poparzone. W końcu doczekały się naszego wyjścia z
klubu po koncercie. - Chciałbym cię ostrzec, zanim wejdziesz do
busa...
- A co, znajdę w nim
kolejną prostytutkę? - prycha, przesuwając drzwi. Ałć.
- Nie, ja... To
znaczy... - Nie udaje mi się jednak go zatrzymać.
Riker wchodzi po
schodkach i rusza w głąb pojazdu, a ja za nim.
Gdy docieramy do części
sypialnianej, blondyn ogarnia wzrokiem wszystkie łóżka. W moim
kotara jest na pół odchylona, co brat zauważa od razu.
- Ross... Masz
przerąbane. I to na maksa.
Chcę coś powiedzieć,
wytłumaczyć, ale słyszę za sobą kroki i śmiechy reszty rodziny,
chwilowo nieświadomej co ich czeka. Więc nie mówię nic, jedynie
wpatruję się w nagie ciało dziewczyny, do połowy przykryte moją
kołdrą. Jestem wyczerpany po koncercie, ale ten widok mnie pobudza
- wywołuje u mnie smutek, żal i wściekłość.
Podchodzę do łóżka
i podciągam pościel wyżej, aż do jej ramion, a jej krew brudzi
materiał. Czuję na sobie wściekłe spojrzenie Rikera i zastanawiam
się, jak ja im wszystkim wytłumaczę zaistniałą sytuację.
Ludzie dwudziestego
pierwszego wieku nie wierzą już w prawdę.
Spoglądam w stronę
przejścia. W pierwszej kolejności do 'sypialni' wchodzi Delly.
- Riker, co się... -
urywa wpół zdania, gdy jej wzrok pada najpierw na mnie, a potem na
moje łóżko. Mina jej rzednie niemal od razu.
To samo dzieje się z
resztą zespołu, a ja jedynie wpatruję się w każdego z nich, przy
tym samemu będąc bombardowanym przez żądzę mordu w ich oczach.
- To nie tak, jak
myślicie... - zaczynam, ale przerywa mi Rydel.
- Ja nie rozumiem.
Ross, co się z tobą dzieje? Okay, uprawiaj sobie seks kiedy tylko
chcesz, ale żeby aż tak poturbować dziewczynę?! - Macha rękoma
na tyle, na ile jest to możliwe w wąskim korytarzu. - Serca nie
masz?!
- Mam! - przerywam jej,
niemal warcząc. - Jakbyś chciała wiedzieć, to przyniosłem ją
zza budynku klubu. I ona już BYŁA w takim stanie. Nic. Jej. Nie.
Zrobiłem.
- Po coś ją w ogóle
ruszał? - wtrąca Riker, zakładając ręce na piersi. - Nie mogłeś
po prostu zadzwonić na policję czy pogotowie? Oni na pewno by...
- Nie... - Ten głos
nie należy do żadnego z nas.
Zdziwiony odwracam
głowę w stronę łóżka. Dziewczyna ma na wpół otwarte oczy i
wpatruje się we mnie jakby bardziej przytomnie.
- Żadnej policji...
Ani karetki... - szepcze zachrypniętym głosem i niespodziewanie
kładzie swoją dłoń na mojej, ściskając ją ledwo wyczuwalnie. -
Proszę.
Czuję rozlewające się
po moim ciele zimno, które swoje źródło ma w chłodnych palcach
dziewczyny. Zimno, nie ciepło. Za to moje serce wydaje się być
zrobione z płynnej lawy, gdy widzę błaganie w jej oczach.
- Dobrze. - Nie wiem,
co mną kieruje.
Przecież to bez sensu
- powinienem zawieść ją do szpitala, na komisariat, gdziekolwiek
byle nie tutaj.
- Ross, wyjdźmy stąd
- syczy Riker za moimi plecami.
Niechętnie odsuwam się
od dziewczyny, a ona odprowadza mnie wzrokiem. Widzę, że zasypia.
Wychodzę z
pomieszczenia zaraz za Delly, kiedy do busa wchodzą rodzice i
Ryland.
- Mamo, Ross ma coś do
powiedzenia - słyszę za moimi plecami. Dziękuję, Riker.
Rodzice lustrują mnie
z coraz większą powagą w oczach, gdy ogarniają, że Riker nie
żartuje.
- Ross? - Tata patrzy
na mnie wymownie.
Mama kuca przy moim
łóżku, głaszcząc delikatnie ciemne włosy dziewczyny.
- Nie możemy dużo
zrobić, dopóki z nami nie porozmawia - mówi, odwracając głowę w
stronę naszej siódemki ściskającej się w przejściu. Na jej
czele stoję oczywiście ja i tata. - A ponieważ to ty, Ross, ją
tutaj przyniosłeś, jesteś za nią odpowiedzialny.
- Słucham? - pytam
zaskoczony. - A co wy byście zrobili? Nie jest wam jej szkoda? - I
to niby ja nie mam serca.
- Oczywiście, że jest
nam jej szkoda - odzywa się tata i kładzie rękę na moim ramieniu.
- Ale bardziej odpowiedzialnym byłoby zadzwonienie na policję i
pogotowie, dobrze o tym wiesz. Rozumiemy, że mogłeś w tamtej
chwili być w szoku, ale i tak masz się nią opiekować do czasu, aż
się nie obudzi i nie będziemy mogli oddać jej w dobre… lepsze
ręce. Jasne? - Tata patrzy na mnie z powagą w oczach, a ja wiem, że
nie ma nawet sensu protestować.
- Ta - mruczę tylko i
spoglądam w stronę szatynki pogrążonej w niespokojnym śnie.
Zmiany nie pytają się nas, czy jesteśmy na nie gotowi. Któregoś
dnia po prostu wpadają bez pukania, bez zapowiedzi, bez maila, smsa.
Szkoda tylko, że wpadają akurat, gdy niespecjalnie jesteśmy na nie
gotowi. - Pomijając tą całą niesprawiedliwość i waszą
bezduszność... Gdzie ja będę spał?
***
Pierwszy… rozdział?
Tak, chyba pasuje to określenie.
Krótszy niż rozdziały
w części drugiej na moim poprzednim blogu, ale mam nadzieję, że
wystarczający :3
Poznaliście właśnie
drugą główną bohaterkę opowiadania. Nie jest nią Laura, ale nie odpowiadam za moją wyobraźnię (nocami strasznie wybujałą), nie wiem, co wymyśli :3
Ciekawa jestem waszych
zdań na temat samej dziewczyny, jak i na temat jej przyszłości.
Następny, w zależności od możliwości, w czwartek lub piątek, tak jak obiecałam w pierwszej notce.
Rozdział taki sobie, ale pozostawiam go Wam do oceny ;)
Rozdział taki sobie, ale pozostawiam go Wam do oceny ;)
DZIEŃ DOBRY KOCHANY INTERNECIE!
OdpowiedzUsuńCÓŻ TO ZA MIŁY SUPRAJS? CCC;
Eh, skomentowałam już tyle twoich postów, że aż nie mogę się powstrzymać po przeczytaniu kolejnego.
Ale też nie wytrzymam, jeśli nie walnę czegoś chamskiego od siebie.
A JA CZYTAŁAM PRZED PREMIEROWO, LAMUSY!
Tak. c:
Teraz już mogę wkurzać się razem z innymi, jeśli walniesz jakąś niszczącą mnie fabułę, albo kogoś z dupy uśmiercisz. c:
WSPANIAŁY ROZDZIAŁ, KOCHANA ANULKO, ZERO ZASTRZEŻEŃ!
Chociaż nie.
Mam jedno.
''...przynajmniej na pewno nie teraz, nie w tej sytuacji.[...]''
ŻĄDAM PRAW AUTORSKICH DO TEGO FRAGMENTU.
Tak, tak, ja pomagałam cccccc:
Koniec końców żegnam się z Wami, drodzy komentujący i czekam na następny rozdział, my lovely.
Wiem, że go już masz napisanego.
Będę cię nękać.
<3
WITAM KAPITANIE.
OdpowiedzUsuńAGAIN.
ALE NA INNYM STATKU!
Po pierwsze:
JEZU, CO ZA SZABLON! *_____________* RIKUŚ NA KTÓREGO MOGĘ SPOGLĄDAĆ CO DRUGIE ZDANIE <333 Wielbię cię.
Ano właśnie.... OFICJALNIE JUŻ PRZY PIERWSZYM ROZDZIALE PYTAM I MODLĘ SIĘ OD ROZWINIĘCIE WĄTKU RIKA *.*
No błagam, on musi tu coś ważnego odegrać ;C
Nie będzie Raury i takich różnych dupereli! Fuck yeah! Zmęczyłam się już tym ;-;
No ale jest ciekawie, nie powiem.'
Ach, i jeszcze jedno:
Powiedz, moja droga, czy mam już się zaopatrzyć w leki?
Dzieńdobry:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl pisania. Już prolog mnie zaciekawił, więc zdecydowałam się przczytać następny rozdział(proste?proste.). Przeczytałam i nie żałuję. Lubię to, jak piszesz. Lubię również historię, którą tworzysz. Jedyny problem jaki mi się pojawia to taki: czemu tylko sześć rozdziałów? czy to jakiś żart? Jeżeli będą one takiej długości jak ten, sześć to za mało. Domagam się więcej :P
Bardzo mi się podoba. Najbardziej intryguje mnie historia szatynki. Kim ona do cholery jest? Chciałabym się jak najszybciej dowiedzieć.
Fajne jest to, że znalazł ją prawie nagą. W sensie, ta jej nagość dodaje jakiejś delikatnej, aczkolwiek ważnej rzeczy temu opowiadaniu. Nie potrafię tego nazwać. Taki głupi szczegół, a jednak zrobił sytuację jakąś bardziej... Poważniejszą, lepiej opisaną? Nie wiem. Po prostu lepszą.
Cieszę się, że nie ma Raury. Szczerze męczy mnie już to shippowanie.
Cieszę się też, że Ross jest głównym bohaterem.:)
O jejku. Naprawdę jesteś okropna. Mam nadzieję, że niedługo przestaniesz kazać mi cierpieć, bo nie wiem jak długo wytrzymam.
Te chłodne relacje są dla mnie dużo gorsze niż nienawiść. Wolałabym, żeby soie cisnęli niż żeby zachowywali się tak jak teraz. Tracę zmysły! Są normlani, jakby byli znajomymi z pracy, których łączy tylko jeden projekt. W tym wypadku ów projektem jest dziecko.
Paulina, naprawdę, czytając to myślałam, że szlak mnie zaraz trafi, hahahah.
Podoba mi się to, że Leila jest taka samowytarczalna. Kobieta z jajami, a takie lubię.
Stormie! To jest wspaniała osóbka. Podoba mi się sposób w jaki ją przedstawiłaś. ''Będzie na chemii'' wtedy pomyślałam sobie ''to powinnaś zostać! bo chemia powinna być między Rossem a Leilą'', hahaha. Chociaż Ross... Kurde, coś mnie w nim irytuje. Na początku opowiadania odbierałam go inaczej. Może teraz mnie irytuje bo sytuacja jest irytująca. Chyba tak, bo w sumie Leila też przez tę sytuację mnie wkurza.
Zdziwiłam się, że tak przeskoczyłaś parę miesięcy. Ale wszystko jest jak zawsze zajebiście opisane, więc co ja się tu mogę czepiać? No nie mogę, bo nie ma czego.
A rodzieństwo Rossa. To smutne, że patrzą na Leilę jakby zniszyczyła życie ich brata. Ale są tylko ludzmi więc w sumie nie dziwię im się, że mogą to tak postrzegać. Zawsze staje się za bliskimi nie widząc często ich błędów. Co do Emmy, to mam nadzieję, że ona będzie dobrą przyjaciółką i pomimo związku z Rikerem będzie wspierać Leilę. Mam nadzieję, że się nie oddalą, bo Leila wydaje mi się taka samotna. Kurde, tak mi przykro jak to czytam, bo wszystko jest takie chłodne. Nie umiałabym tak żyć. To przykre, że z Rossem główna bohaterka nie może nawet pożartować, bo to już jest za dużo w ich relacjach.
Nienawidzę tej nocy... Ale masz rację. Takie jest to pieprzone życie. Stawiamy krok dalej zadowoleni, a potem okazuje się, że musimy się cofnąć o 10. Chyba dlatego mi tak przykro jak to czytam. Bo boję się, żeby coś takiego mi się nie przytrafiło.
Nie potrafię jakoś logicznie sformułować zdań. Zawsze tak mam gdy czytam Twojego bloga. Za dużo emocji. Mam nadzieję, że rozumiesz mimo wszystko i mi to wybaczysz:)
http://rossomefanfiction.blogspot.com/
zapraszam do siebie
bo mam nadzieję, że Ross jest głownym bohaterem, hahah.
UsuńRozdział I wydaje się być mega więc jeżeli nie wklepiesz tu słodkiej Laury to zostanę do końca :D Ciekawy,inny ten blog :D Pierwsze spotkanie głównych bohaterów jest takie oryginalne :) Mam nadzieję,że tak już pozostanie :) Czekam na nexta !
OdpowiedzUsuńHej. :) Wpadłam tu przypadkowo, ale przeżyłam miłe zaskoczenie. Nie ma Raury, ani tych innych systematycznych związków. Piszesz świetnie ! Aż mam kompleksy wszystko czyta się tak płynnie. No po prostu super :)
OdpowiedzUsuńNie traktuj tego jako spam, chce tylko żebyś wpadła do mnie i szczerze oceniła.
Pozdrawiam :) friend-or-lover-r5-story.blogspot.com