#Ratliff
- No hej, piękna, co tam masz? – Wskakuję na łóżko Rydel i układam się obok niej.
Przed dziewczyną leży wiklinowy koszyk, a wokół niego rozrzucone przedmioty, które okazują się być zdjęciami.
- Jak widać – chichocze dziewczyna i szturcha mnie barkiem. – Tak mnie natchnęło.
- Znaczy sprzątałaś i natknęłaś się na koszyczek? – zgaduję, splatając palce jej lewej dłoni ze swoimi.
- Taaak… - mruczy, spoglądając na mnie zza kurtyny potarganych włosów.
Na chwilę zamiera ze wzrokiem utkwionym w zdjęciu większym niż pozostałe. Pochylam się trochę do przodu i przypatruję się mu.
- O, klasowe. Z kiedy? Ooo… Jaka słodka byłaś!
- A teraz to co? – Dziewczyna wbija we mnie spojrzenie, mrużąc śmiesznie oczy. – Śmiesz twierdzić, że nie jestem już słodka?
- Drapieżny jeż z ciebie, Dells, ale i tak cię kocham – śmieję się, całując ją lekko w policzek. – No sama spójrz jaką kitkę miałaś. – Stukam palcem w fotografię z podstawówki. – Róż i bita śmietana w czystej postaci.
- Aha, to teraz jeszcze jestem gruba?
- Jesteś moim malutkim, drapieżnym, różowym jeżykiem. – Wyciągam zdjęcie z jej dłoni, odkładam je na pościel, po czym obejmuję Rydel ramieniem w pasie. – No chodź tutaj, zwierzaczku.
- Obrażasz mnie – prycha Del, ale popycha mnie na plecy i siada okrakiem na moich biodrach.
- Mój mały jeżyk. – Uśmiecham się przekornie. – Z jakiego jesteś lasu, malutki? A może z dziczy? Z dżungli? Z…
Delly zamyka mi usta pocałunkiem. Śmiejemy się lekko, nie odrywając się od siebie. Włosy dziewczyny przyjemnie muskają moje policzki.
Tego mi w życiu brakowało. Takiej właśnie miłości. Kobieta od religii w liceum zwykła mawiać, że najpiękniejsza miłość zaczyna się w przyjaźni. Jestem chyba teraz w stanie przyznać jej rację.
Uchylam lekko powieki i niespodziewanie spotykam się ze spojrzeniem blondynki. Rydel gryzie mnie delikatnie w wargę.
- Kłujesz, jeżyku – szepczę, nie odrywając wzroku od jej roziskrzonych, czekoladowych tęczówek.
Dziewczyna gwałtownie chwyta moje nadgarstki, podciąga mi ręce nad głowę i przyszpila mi je do pościeli. Czuję rosnące podniecenie, serce bije mi na tyle mocno i szybko, że sprawia wrażenie przemieszczającego się po całym ciele. Del pochyla się nade mną nisko, poluźniając uścisk, chyba nieświadomie. Ale ja nie chcę się z niego wyplątywać. Unoszę głowę, chcąc doprowadzić do spotkania jej ust z moimi, ale jedyną rzeczą, jaką napotykam, jest pusta przestrzeń. Ułamek sekundy później coś ciepłego ląduje na mojej szyi, wywołując falę przyjemności. Wargi Rydel coraz odważniej muskają moje odkryte przez koszulkę na ramiączkach obojczyki, co chwilę lekko ciągnie zębami za skórę.
Zaciskam dłonie w pięści i zamykam oczy. Mój oddech przyspiesza, zrównuje się z oddechem Del, która coraz niżej błądzi gorącymi ustami, tym samym osuwając się biodrami po moich nogach.
Niespodziewanie Ryd wraca do góry i ponownie wita mnie pocałunkiem, puszczając moje nadgarstki. Unoszę ręce, chcąc przyciągnąć ją bliżej siebie, ale napotykam przeszkodę.
W pokoju Delly rozlega się głuche tąpnięcie lądującego na podłodze koszyka ze zdjęciami.
- Ell… - jęczy dziewczyna ze śmiechem. – Serio, dziecko? Serio?
- Co zrobisz, jeżyku. – Wywracam oczami. – Tak na nas działasz. Nawet wiklinowe koszyki się ciebie boją.
Uspokajamy oddechy, nie odrywając od siebie wzroku i uśmiechając się coraz szerzej.
- Przydałoby się to posprzątać – mówi w końcu Del, zsuwając się ze mnie powoli.
- Przydałoby się. – Kiwam głową.
- Czy ty w ogóle myślisz?
- Ellington Ratliff, młoda damo. Tak się nazywam. – Siadam na brzegu łóżka, pomagając dziewczynie ze mnie zejść.
- Chociaż tyle pamiętasz – śmieje się, kucając nad rozwalonymi zdjęciami.
- To zawsze i wszędzie. Chociaż raz przedstawiłem się jako Ross Lynch, bo jakieś dziecko nie chciało mnie przepuścić w kolejce do toalety w kinie.
Siadam obok Delly i zaczynam składać fotografie w dłoni, powierzchownie im się przyglądając.
- O Chryste! – chichoczę. – O Jezu! To jest dopiero jeż! – Teraz już śmieję się coraz głośniej, opadając plecami na podłogę.
Rydel wyciąga zdjęcie z mojej dłoni.
- Dowód na to, że Ross powinien się obciąć – mówi tylko. – Ale rzeczywiście wygląda jak… Zaraz.
Poważniejszy ton głosu powoduje, że mój śmiech cichnie. Spoglądam na blondynkę, która ze skupieniem wpatruje się w fotografię. Podnoszę się powoli z ziemi.
- Co? – pytam, próbując wychwycić to, na co ona patrzy, jednocześnie starając się ponownie nie roześmiać na widok Rossa w wieku około sześciu lat i z włosami postawionymi do góry, przez co wygląda jak u porażony prądem kogut.
- Ta dziewczyna obok niego. – Del stuka palcem w miejsce, gdzie widnieje roześmiana, jasnowłosa dziewczynka.
Przyglądam się jej. Mała siedzi na plecach Lyncha, który najwyraźniej niesie ją na barana. Ma jasne, długie do pasa włosy, jest stosunkowo chuda. Ale na jej ustach gości szeroki uśmiech. Ona i Ross wpatrują się w siebie rozbawieni, chłopak robi zeza, odchylając i odwracając głowę w jej stronę.
- Co z nią? – nie rozumiem.
- Nikogo ci nie przypomina? Naprawdę? Pomyśl. – Rydel puka lekko pięścią w moje czoło. – Przyjrzyj się jej jeszcze raz.
Wykonuję jej polecenie, tym razem dokładniej wpatrując się w dziewczynkę.
Pyk, światełko.
- O cholera.
#Ross
Po raz kolejny zielone światło wydaje się mieć barwę pochodzącą z palety odcieni szarości. Na szczęście to nie ja prowadzę, więc szansa na wypadek maleje. Podczas tej przejażdżki moje bezpieczeństwo zależy od kierowcy taksówki.
Przejażdżki. Tak, Ross, jedziesz na wycieczkę. Camping, ognisko, seks w krzakach. Prycham, nie zwracając uwagi na ukradkowe zerknięcie mężczyzny. Żadna to wycieczka. Żaden to kemping. Żaden to wyjazd turystyczny. Ulice Los Angeles śmieją się ze mnie, z mojego bezsensownego pomysłu.
Po co, Ross?
- Jesteśmy na miejscu, proszę pana.
Mrugam szybko i spoglądam na kierowcę, który uśmiecha się jakby pokrzepiająco. Chciałbym odwzajemnić ten gest, ale jedyne, co potrafię zrobić, to zacisnąć usta. Płacę mężczyźnie za przejazd, po czym wysiadam z samochodu. Kalifornijskie powietrze orzeźwia mnie po przebyciu kilku kilometrów w dusznym aucie. W tym miejscu byłem raz i przeczuwam, że był to wystarczający jeden raz.
Jeszcze raz, Ross, po co? Dla ciebie czy dla niej? Dla kogo to robisz?
Poprawiam beanie na głowie, chowam pod nią włosy, które postanowiły się wyślizgnąć. Wsadzam dłonie do kieszeni, odwracam się w prawo.
To było głupie. Bez sensu. Na co ja tutaj przyjechałem? Żeby się ośmieszyć? Zrobić z siebie gorszego, niż jestem? A może żeby wyznać miłość?
Tak. Myślałem, że będę w stanie wyznać chociaż część z tego, co kotłuje się w mojej głowie. Myślałem, że potrafię.
Potrafisz.
Czyżby?
Stawiam parę kroków w stronę eleganckiego domu.
Potrafisz.
Zatrzymuję się metr przed progiem. Wpatruję się przez chwilę w ciemne drzwi wejściowe.
Potrafisz.
Ale co? Co ja mam jej powiedzieć? "Cześć, wiem, że zachowuję się jak skurwiel, ale nie potrafię przestać o tobie myśleć" czy od razu "wyjdź za mnie"?
No i widzisz? To całkiem proste, Ross.
Nie. Nie jest proste. Zamknij się.
#Riker
Mimo mojego wieku, nigdy nie widziałem umierającej osoby. Martwą - tak, natomiast nie zdarzyło mi się jeszcze mieć okazji na zobaczenie ostatnich godzin czy minut czyjegoś życia.
Mowią, że widok śmierci wiele w człowieku zmienia. Światopogląd się poszerza lub maleje, zależy od osoby. Mówią, że widok śmierci zmienia też uczucia. Ale co to znaczy? Czy da się nagle przestać uwielbiać Nutellę? Czy da się zapałać serdecznością do znienawidzonej cheerleaderki? Czy da się tak nagle zostać mordercą?
Czy można kochać, aby potem nienawidzić?
Sygnał karetki staje się już niesłyszalny. Wpatruję się jeszcze w stronę ulicy, za rogiem której zniknął pojazd. Zaciskam usta, spoglądam na pracującą policję. Kilku mężczyzn w mundurach rozmawia ze strażakami, reszta krząta się w miejscu wypadku.
Czy gdybym znał osobę, która zginęła niecałą godzinę temu, czy gdyby to był mj ojciec czy inny bliski krewny, czy wtedy bym się zmienił?
Czy poszedłbym teraz w drugą stronę?
Nie zawieszam dłoni, nie zastanawiam się. Po prostu pukam.
Biorę głębszy oddech, zakładając ręce na piersi. Staram się nie dopuszczać do siebie wątpliwości. Przecież jestem tutaj, bo tego chcę. Bo chcę jej coś powiedzieć. Chcę j e j.
- Otwarte! - słyszę, gdy już przymierzam się do użycia dzwonka.
Dźwięk jej głosu wywołuje lekki uśmiech na mojej twarzy. Czuję, jak serce zaczyna mi bić coraz szybciej, jakby domagając się bliskości dziewczyny, jak gdyby wyrywało się z klatki piersiowej, by tylko pobiec w jej stronę.
Otwieram drzwi powoli, wchodzę do domu. Uderza mnie porządek i... Pustka. To nie tak, że widzę same gołe ściany i fundamenty. Nie.
Pomimo mebli, pomimo obrazów i długiego dywanu w hallu, lustra czy wzorków na ścianie, pomimo tego wszystkiego - jest tu pusto. Panele rażą czystością, na wieszaku w przedpokoju nie wisi żaden płaszcz, na wycieraczce nie ma znoszonych trampek, pomalowanym na jasny błękit ścianom hallu brakuje odcisków palców brudnych od czekolady. Kalifornijskie słońce nie pozwoliło mi założyć koszulki innej od tej na ramiączkach, a gdy tylko przekroczyłem próg tego domu, temperatura jakby spadła o piętnaście stopni.
Mimowolnie pocieram dłońmi o ramiona, zamknąwszy za sobą drzwi.
- Tutaj.
Podążam wzdłuż hallu długiego na jakieś dwa metry, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że wszedłem do ekskluzywnej kostnicy.
Chris siedzi na dużej, czarnej kanapie. Nogi ma podkulone do piersi, włosy potargane i rozpuszczone. Ubrana jest w koszulkę z kwiecistym wzorem, jaką jej kiedyś dałem, i luźne dresy.
Gdy tylko wchodzę do salonu, odrywa wzrok od kubka, który trzyma w dłoniach, i spogląda na mnie.
- Cześć, Riker - uśmiecha się delikatnie.
- Cześć, Chris.
Przez kilka sekund panuje cisza, ale nie jest ona nieprzyjemna. Nienaumyślnie ogarniam wzrokiem ręce i twarz szatynki, doszukując się na nich siniaków, ale ich nie dostrzegam. Prawie wyzdrowiała. A przynajmniej fizycznie.
- Usiądziesz? - pyta dziewczyna, unosząc głowę.
- Jasne. - Podnoszę kąciki ust w wyrazie uśmiechu.
Zrzucam trampki w miejscu, w którym stoję, po czym podchodzę do Christine. Siadam na kanapie w bezpiecznej odległości i rozglądam się po pomieszczeniu.
Salon wygląda jak żywcem wyjęty z jednego z katalogów czy gazet dla kobiet. Wszystko jest czyste, eleganckie, a wręcz sterylne. Białe ściany, jedna czarna - na tej wisi biały, duży telewizor - a do tego czarna, miękka, skórzana kanapa, dwa fotele w zestawie i parę mebli, również czarnych. Jedynie stolik przede mną nie jest do końca utrzymany w tej kolorystyce - jego blat jest przezroczysty, a niskie, metalowe nóżki dopasowują się barwą do umeblowania.
- Jak w laboratorium, co? - słyszę pytanie Chris.
Odwracam głowę w jej stronę. Szatynka spogląda na mnie smutno zza paru potarganych pasm włosów.
- Zimno - przyznaję niechętnie.
- Prawda - przytakuje, biorąc łyk z żółtego kubka i odstawia go na stolik. - Nie lubię tego domu.
- To dlaczego chciałaś tu wrócić?
Żadnego "co tam słychać?", "jak się czujesz?", "pierniczki się udały?". Jakby te parę dni rozłąki nie istniało.
Rozłąki. Rozłąka. Złe słowo.
- Bo to jest moj dom, mimo wszystko.
- Nasz mógłby się stać twoim. - Zaciskam usta.
Szarpię delikatnie za nitki pociętych, luźnych dżinsów do kolan.
Mógłbym stworzyć dla niej dom. Mógłbym dać jej dach nad głową, którego potrzebuje. Ciepło, kolory, uśmiech.
Co z tego, że ma gdzie mieszkać, skoro miejscem tym nie jest dom, tylko jakaś kaplica dla naukowców?
Mógłbym dać jej wszystko. Ta głupia myśl sprawia, że w mojej psychice przestawia się parę przekładni, koło zębate rusza, a ja dostrzegam ciekawy fakt - dać jej wszystko, być dla niej. Dorosnąć.
- Widziałam wasz występ w Radio Disney. Ross chyba pomylił tekst na końcu, co nie? - Chris zmienia temat akurat w momencie, gdy moja podświadomość powoli zjeżdża na niebezpieczne tory zwane "dorosłością".
- Tak, zdarzają się nam takie pomyłki - usmiecham się, szukając jej spojrzenia. - Wypadek był przy centrum - rzucam od niechcenia.
- Co się stało?
- Samochód uderzył w mur dawnego sklepu z pluszakami, kojarzysz go? - tłumaczę. Kontynuuję, gdy szatynka kiwa głową. - Kierowca nie żyje, był w aucie sam. Policja już robi porządek.
- To straszne - wzdycha dziewczyna. W tym westchnięciu nie słyszę nuty fałszu, naprawdę przejmuje się losem nieznajomego faceta zmarłego na skutek wypadku. - Dlaczego ludziom przytrafiają się takie rzeczy?
- Może zasługują - odpowiadam, zanim zdążę się ugryźć w język. - To zn...
- Nie zawsze, Rik. Co zrobił tamten mężczyzna, że musiał za to zginąć? Skąd wiesz, że właśnie nie jechał do swojej córki na urodziny?
- Nie wyglądał na takiego, który interesowałby się córką. Nie wyglądał nawet na takiego, co m a córkę.
- Widziałeś go? - dziwi się dziewczyna, poprawiając nogi na kanapie.
Przytakuję.
- Zanim go spakowali, że tak powiem. - Przypominam sobie miejsce wypadku i leżącego na asfalcie człowieka. - Był raczej wysoki. Ogolony na łyso, miał duży tatuaż z lewej strony głowy. Ubrany w dżinsową katanę. Miał coś na ręce, chyba kilka metalowych łańcuszków. No i ciężkie buty, może glany czy coś.
Chris zamiera. Jej ciało sztywnieje, wzrok ma utkwiony we mnie. Nie potrafię niczego wyczytać z jej spojrzenia.
Otwieram ponownie usta, gdy w oczach dziewczyny pojawiają się łzy.
- Ta katana... - mówi, zanim udaje mi się choćby wydobyć z siebie głos. - Ona była zielona? Ciemna?
- Tak. - Kiwam głową, śledząc każde drgnienie mięśni jej twarzy. - A cz...
- A buty? Miały pomarańczowe sznorówki? - pyta dalej szatynka tym samym tonem. Niby pewnym, ale na skraju załamania.
- Tak.
- A ten tatuaż? Z czerwoną różą?
- Chris, skąd ty...?
- To on.
Sposób, w jaki wypowiedziała słowo "on", zamyka moje usta. Potrafię jedynie patrzeć na coraz bliższą płaczu Christine. Zaciska zęby, dłonią zaczesuje włosy do tyłu i odwraca się do mnie plecami.
- Chris? - szepczę. No zrób coś, Riker. - Chris, ja... Nie wiem, co powiedzieć.
- Ja nie chciałam. - W tonie jej głosu slyszę łzy. - To moja wina. To moja pieprzona wina. Nie powinnam tam iść. Powinnam siedzieć w domu jak przykładna dziewczyna.
Przysuwam się do Chris. Po chwili wahania dotykam lekko jej ramienia. Gdy nie widzę żadnej oznaki protestu, mocnym, a jednocześnie delikatnym ruchem przygarniam dziewczynę do siebie, przytulając jej nazbyt szczupłe ciało.
- Nic nie zrobiłaś, Chris - szepczę, gdy szatynka zaczyna łkać w moją koszulkę.
- Głupia, głupia, głupia... - mruczy. - To moja wina. Mógł mnie wtedy zabić, zasługuję na to.
Milknie nagle, wtulając się we mnie jak w ostatnią deskę ratunku. Poprawiam jej nogi przełożone przez moje uda, obejmuję ją w pasie.
- Ćśś, słonko... Spokojnie. - Zatapiam nos w jej potarganych włosach. Pachnie czekoladą.
Przez parę minut kołyszę dziewczynę w ramionach, przypominając sobie pierwszy raz, gdy ją zobaczyłem. Pomimo szoku, jaki we mnie uderzył wtedy zaraz po wejściu do przedziału sypialnianego, również docierało do mnie poczucie zapewnienia jej bezpieczeństwa. Moje serce załkało wtedy z żalu, chciałem przytulić nieznajomą i pomóc jakoś, jakkolwiek.
Teraz, gdy mam do tego okazję, Chris nie potrzebuje już takiej pomocy. Nie w sensie fizycznym, medycznym. Potrzebuje k o g o ś.
Mam ochotę zadźgać się wykałaczką za to debilne pożegnanie. Powinienem wtedy coś powiedzieć. Coś sensownego. Widziałem przecież smutek w jej oczach, nie chciała odchodzić. To, jak się rzuciła Ellowi i Del na szyję, jak chwilę ganiała się z Rocky'm. Zachowałem sie jak małolat. Albo małolata. Z okresem.
On. Ten skurwiel, który skrzywdził Chris. Nie żyje. Powinienem się cieszyć? Z jednej strony tak, tacy ludzie jak on nie powinni mieć prawa stąpania po ziemi. Z drugiej jednak, czy miał za to zginąć? Czy zginął za to, co robił? Czy w ogóle mam tutaj prawo głosu?
Sam chciałem wydłubać mu oczy, jednak życie zdecydowało. Tak miało być.
Nie wiem jednak, jak Chris się z tym czuje. Chciała tego? Śmierci swojego oprawcy? O ile pamiętam, a pamiętam dobrze, to nie chciała nawet pozywać czy szukać faceta, który sprawił jej tyle bólu. Nie chciała o nim pamiętać. A teraz przypomniano jej o nim i to w wielkim stylu.
- Krzyczał strasznie - odzywa się Christine, nie odrywając twarzy od zagłębienia w mojej szyi.
- Kto? - pytam, jednak po chwili moje myśli wracają na właściwe tory. - Chris, nie...
- Że jestem nic nie warta. Że jestem okropna, powinnam umrzeć. Że sama się proszę, kręcąc tyłkiem. Że nie powinnam chodzić po nocach, bo przecież to od razu widać, że chcę być ostro przeleciana. Uderzył mnie, popchnął na ścianę. - Dziewczyna zaciska mocno palce na mojej koszulce, czuję jej przyspieszające tętno. Przygryzam wargę, przytulając ją do siebie. - Zdzierał ze mnie ciuchy. Co chwilę bił, nazywał... nazywał suką. Powtarzał ciągle, że jestem brzydka i..
tylko na taki seks zasługuję. Zrywał ze mnie ubrania, uderzał w twarz, wszędzie. To był moj pierwszy raz. Nie tak go sobie wyobrażałam.
Cisza. A jednocześnie niemy krzyk. Wszystko we mnie zamarło, tym samym rwąc się do płaczu i słów pocieszenia. Ale nie potrafię wydobyć z siebie dźwięku.
Zamykam oczy, uspokajająco tuląc szlochającą Christine. Zasługuje na ciszę.
Trawię jej słowa, nie umiem ich do siebie przyjąć. Zupełnie tak, jakby latały wokół mnie, nie dając się złapać. Nie potrafię uwierzyć, że takie rzeczy mogą mieć miejsce. Że m a j ą miejsce. Nie jestem w stanie nawet znaleźć właściwego określenia na wyrażenie tego, co czuję.
Odsuwam się kawałek od dziewczyny, unoszę jej twarz i szukam jej spojrzenia. Z bolącym sercem wpatruję się w jej zapłakane oczy. Cierpi. Spuszcza wzrok.
- Ej, spójrz na mnie - proszę cicho, szatynka zerka na mnie żałośnie. - Jesteś piękna. - Z chwilą, gdy wypowiadam te słowa, zdaję sobie sprawę, że mówię prawdę. Przyglądam się jej zaczerwienionej twarzy, podpuchniętym oczom, zgryzionym wargom. - Nie zasłużyłaś sobie na to, co się stało, rozumiesz? Nigdy nawet nie waż się myśleć, że to była twoja wina. Nigdy. Rozumiesz?
- Riker...
- Już, już, cicho. - Opieram swoje czoło o jej, zamykam oczy. Słyszę jej urywany oddech, który odbija się o moje usta. - Zostanę tutaj. Przyjdę, gdy tylko będziesz potrzebowała mojej pomocy. Pamiętaj o tym.
Kiwa lekko głową.
Chcę jeszcze powiedzieć tak dużo, tyle wyjaśnić. Ale o niektórych rzeczach lepiej nie mówić.
- We can stay so tall together...- nucę, głaszcząc delikatnie plecy dziewczyny. - We can make it through the stormy weather, we can go through it all together, do it all together, do it all...*
***
Tak szukam w telefonie czegoś do posłuchania na czas pisania notki pod ten zacny rozdział. Padło na "For The First Time" by The Script. Btw, ten kawałek jeszcze wróci w progi tego bloga.
Nie było mnie tu dłużej niż zwykle, na dodatek wracam w czymś... takim. Kochana Mika przepisała za mnie pov Rossa, tym samym czytając R28 przed premierą <3. A jutro leci dźgać kobitę na poczcie. Tytuł wpadł mi na myśl, gdy pisałam ostatnie zdania u Rika. Swoją drogą, pov Rika skończyłam dzięki teledyskowi "It Will Rain" i... A ja się zastanawiałam, co włączyć. Głupia.
No co. U mnie od paru dni ferie, ale pomagam mamie ciągle, jutro i za tydzień próba teatru. Pracowicie. Ale dosfaliśmy się z teatrem na konkurs, będzie wyjazd <3 Złapawszy fazę na Sajksa, duh. Dlaczego wszystko jest wiosną 2015? Album R5, singiel Nathana, konkursy z teatrem. Um, da fuq?
Enyłej. Nie wiem, kiedy nowy. Ale będzie wesoło, gdyż nadchodzą zacne rozdziały. CCC: W razie pytań, zawsze jestem na asku.
Żegnam się z państwem, nie wiem, jaki gif wybrać. Szit.
*P.S. Nowy rozdział na czougu się pojawił w poniedziałek.*
CZYTAĆ ROZDZIAŁY SPARROW PRZED PREMIERĄ, TYLE WYGRAĆ!
OdpowiedzUsuńPADAĆ NA TWARZ PRZED MOJĄ ZAJEBISTOŚCIĄ, KMIOTY!
ZNACZY TEN, HAJA, ANULKA!
Podoba mo się!
Wszystko.
Cierpienia Rossa zawsze na propsie.
I mizianki Ella & Dells.
Ta dziewczyna ze zdjęcia, czy to Chris? Mój mózg już krzyczy i tworzy teorie!
A wiesz jak kończą się moje teorie. XD
Riker, niby taka ciota, ale to było piękne, taka subtelność, czułość, czysta troska. Przyjaźń wymieszana z miłością. Urzekło mnie to.
Bardzo.
Jutro miszyn post office, będzie fun! :D
Low ju, Laczusiu!
PS. W Ino będzie moooooc!
Mother of chichotam
Do Rikera przeczytałam w szkole. Oczywiście Ell wymiata, więc uśmiechałam się jak głupia to tego telefonu. A obok stał taki ładny... To tak na marginesie.
OdpowiedzUsuńRydel aka drapieżny, różowy jeżyk. Od teraz tak właśnie będę ją nazywać. Albo DRJ w skrócie.
Kim jest dziewczyna ze zdjęcia?! Tak jak Mika, myślę, że to Chris. A może i nie? Nie ważne, już chcę wiedzieć. W razie pytań kazałaś kontaktować się na asku... Albo poczekam cierpliwie.
Ross i je jego rozmowy z samym sobą. Uwielbiam takie momenty XD
Matko, Rik jest taki słodki w tym rozdziale. Przytulił ją i to było takie awwww... Tak, rozklejam się. Od początku, jak tylko Riker napomniał o wypadku, wiedziałam, że to ten facet. Wiedziałam. I nie współczuję.
A Rikuś niech tak sobie siedzi z Chris forever.
Zaraziłaś mnie fazą na Nejfena! Teraz będę chodzić i śpiewać, super.
Przyjeżdżam do Ciebie, gdziekolwiek mieszkasz, bo też chcę jeszcze ferie XD
Do... przeczytania? Ee, napiszę tradycyjnie: czekam na next.
xoxox
~Liv~
Dziwnie jest planować tyle "ambitnych" rzeczy na ferie, a gdy przyszło co do czego nie robić nic pożytecznego. Więc otoczona toną niedokonczonych rysunków i drugą toną chusteczek przyszłam tutaj. I zastanawiam się, czemu płakałam dzisiaj przez pół dnia bez konkretnego powodu.
OdpowiedzUsuńOraz czemu wszystko zaniedbalam.
Trzeba to naprawić.
W realu nie lubię Ellingtona i Rydel jako pary, ale tutaj są taką radosną kropelką. Kropelką, która i tak ginie w morzu smutku.
Cieszę się, że to Riker przyszedł do Chris, bo nadal chcę, żeby byli razem, ale coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dla Christine Rik jest co najwyżej starszym bratem, któremu można się wypłakać, a nie facetem, z którym chce spędzić życie. To naprawdę nie napawa mnie optymizmem.
Wracając jeszcze na chwilę na początku rozdziału: pewnie nie będę zbyt oryginalna, jeśli powiem, że kiedy przeczytałam o zdjęciu od razu na myśl przyszła mi Christine. Obym się pomyliła, bo byłoby fatalne, gdyby pojawiła się kolejna nić wiążąca ją i Rossa.
Wybacz, że dopiero teraz przychodzę. I to jeszcze z czymś takim. Na czougu też jestem, ale w nie lepszej formie.
Na razie jeszcze nie wiem, co z tym zrobić.
Esu kocham ten rozdział *o*
OdpowiedzUsuńW ogóle nie chcę aby ten blog się zakończył, genialnie piszesz i mam nadzieję,że rozpoczniesz kolejną historię o blondi bez Laury :D
Nie ma to jak czytać cokolwiek o 7 rano w swój wolny dzień, kiedy można spać przynajmniej do 10 i cieszyć się nicnierobieniem. Czuj się wyróżniona faktem, że od Twojego bloga zaczęłam poniedziałek :P
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziału był taki beztroski. Z humorem, nutką miłości, swobody, śmiechem i tonem niejasności. Mogę się domyślić kim była osoba na zdjęciu z Rossem. Mogę, ale nie będę. Może w pewnym rozdziale rozjaśnisz nam to. A jak nie, trudno. Nie umrę od tego, hah. Później przeszłaś do Rossa. Do pokręconego umysłu Rossa, którego chyba najmniej ogarniam. Dokąd on właściwie pojechał? Na początku sądziłam, że do Chris, ale pojawił się u niej Riker, zmieniłam zdanie i teraz sama nie wiem. A może jednak do niej, tylko wyszedł od niej zanim Riker tam zabłądził? I na koniec mamy Rikera. Jak się okazuje nie wytrzymał za długo bez Chris. Bez tego by jej nie odwiedzić, nie powiedzieć cześć i nie pocieszyć - chociaż to ostatnie akurat wyszło przypadkiem. Na początku, gdy Chris zaczęła wymieniać kolejne elementy charakterystyczne dla ofiary wypadku, sądziłam, że to ktoś kogo znała. A pojawiło się takie zaskoczenie. Czy to dobrze, że jej oprawca nie żyje? Sama nie wiem. Pewnie tak. Przynajmniej nikogo więcej nie skrzywdzi. Nie napadnie w ciemnej uliczce i nie powie słów, które Chris od niego usłyszała. Przynajmniej tyle.
Całuję!
- matrioszkaa! xx
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńDziewczyno jesteś zajebista, kminisz?! ; D Ja chce Cie znać osobiście. Cale szczęście nie ma tu Laury. Nie to, ze jej nie lubię czy cus. Po prostu jakoś tak jest lepiej bez niej. Czytalam wieeeeele opowiadań związanych z " R5" tiaaa -.- kogo ja oszukuje? Związanych z ROSSEM i LAURA i mam juz ich dość. No ludzie. Kuźwa no. Gdzie nie spojrzysz to Ross i Laura. Ale oczywiście nazwa bloga brzmi tak " opowiadanie o R5" . No i teoretycznie w każdym jest to samo. Twój jest inny. Lepszy. Najlepszy. Z. Najlepszych. Pierwszy , w którym jest cos innego. Cos takiego, co zachęca do czytania.
OdpowiedzUsuńBuahahaha. Nie czytaj tego, bo to co napisałam jest bezsensowne ale no cóż.. Nie mam takiego talentu jak Ty. Czytam tego bloga od... No dobra, od kilku tygodni? No cos kolo tego. Nie komentowalam wczesniej bo mój jakże zajebisty telefon jest taki zajebisty, ze jak chciałam dodać koma to wyswietlalo się jakieś pieprzone zdjęcie wykrzyknika z napisem "ERROR" kutwa! Miałam ochotę nim rzucić. Wiesz może dlaczego nie mogłam dodać? Czy to wina mojego fona? Dobra, nieważne. Mam nadzieję, ze chociaż to sie doda.
Cóż. To byłoby na tyle. Amen.
Twoja ( wcześniej nie ujawiajaca się przez piierdolonny telefon) czytelniczka.
Kaja
Aż sama się dziwie, że to mój pierwszy komentarz na tym blogu. O.O
OdpowiedzUsuńMyślę, że to z powodu.... właściwie to nie wiem z jakiego powodu. xD
Rozdział jest....... totalnie zajebiaszczy chociaż muszę przyznać, że łatwo się pogubić. :P przynajmniej ja xD
Rikuś i Chris TAK ! TAK ! TAK ! jestem za całym sobą jestem za...i nadal chowam urazę do Rossa za ten... język. JAK ON W OGÓLE MOŻE SPOJRZEĆ JEJ W OCZY?!?!?! WSTYDZIŁ BY SIĘ!
Drapieżny różowy jeżyk ooo jakie to słodko romantyczne *.*
Hu is it na zdjęciu? Oto jest pytanie! A propo mój englisz nie jest zbyt dobry :/
I łaj tu tak mało Rockyego, wiem ze to głównie o Rossie i Rikerze ale no ... Rocky też jest fajny.
Powiem ci, że warto było czekać na ten rozdział mam nadzieje że niedługo będzie kolejny tak cudowny jak ten! I że Będzie Rikuś and Chris a nie Rossuś and Chris. Kocham Rossa ale sprawiedliwiej będzie jak to Riker będzie z Chris, on zasłużył i nie chodził na panienki w każdej wolnej chwili, i nie upił się na imprezie i nie doprowadził Chris do płaczu, i .... nie wiem co jeszcze napisać po prostu Riker i Chris i koniec i bomba !
I jeszcze Nominowałam cię do LBA
Mam nadzieję, że nie sprawię kłopotu. :p
Serdecznie pozdrawiam życzę duużo weny i proszę niech Rikus będzie z Chris !
I jeszcze raz pozdrawiam.
Anula :) :*
A i zapomniała ( głupia ja ! )
OdpowiedzUsuńhttp://r5-rock.blogspot.com/p/lba.html
O teraz wszystko xD
BARDZO DOBRZE, ELL.
OdpowiedzUsuńŚWIATEŁKO.
EKZAKLI.
LISAAAAA!
Wyczuwam obecność Chris ccccccccccccccccccccc:
Rzownisiujemy, moje frendy, rzownisiujemy i densimy, tak przy okazji.
MIAŁAM ROBIĆ LEKCJĘ.
CZYNIĘ DENSY DO ''THE BEST OF 80' MOJEJ MAMY. XDDD
TEEEEEEEEJK OOOONNNN MIIIIIIII!
*przerwa na dzikie bioderka*
Dobra, jestem.
Miziankowanie Rydellington olłejs soł fakin kjut. Wszyscy ich kochamy.
I KOCHAMY MYŚLĄCEGO ELLA!
*odtrąca inne fanki karabinem maszynowym, krzycząc, że Ell należy do niej*
Ekhem.
Daję okejkę temu rozdziałowi. Podobał mi się. A za te mizianki daję nawet trzy oke...
Nie. Stop.
Cierpiący Ross, który nie nacisnął na klamkę.
TYLKO DWIE OKEJKI, SZMATO.
AJ HEJT JU :c
A NIE. JESZCZE RIKUŚ WBIŁ DO CHRIS NA LUZIE, TAK? TAK ZE MNO POGRYWASZ?
JA WIEM, ŻE BĘDZIE SUPER KJUT, ŻE SIĘ POMIZIAJĄ I WGL.
No ale, noo :ccc
Bierz te okejki, a ja idę do innych czapterów.
~Raffy