wtorek, 7 października 2014

Rozdział 9. "It'd be so easy just to run, it'd be so easy to just give up"



Dedykacja dla Darii. Myślę, że ją zrozumiesz.

#Ross

Nie wytrzymam.
Zrywam z siebie kołdrę i przysiadam na brzegu łóżka. Od ponad godziny coś nie pozwala mi zasnąć.
Może to fakt, że mama wybrała Ella a nie mnie do zaprowadzenia Chris do lekarza? Nie, na pewno nie to. Przede wszystkim to nie randka, tylko krótkie, niezobowiązujące wyjście. A nawet jeśli randka, to co?
No właśnie, Ross. To co?
Przeczesuję włosy palcami i podnoszę się gwałtownie. W półmroku odnajduję wzrokiem koszulę i dresy wiszące na krześle.
Powoli zaczynam rozumieć, że coś ze mną nie tak. Dlaczego rozpłakałem się  na koncercie? Dlaczego dostrzegam każde ukradkowe spojrzenie, którym Riker obdarza Christine?
Wciągam spodnie na bokserki do spania i szybko zapinam guziki od koszuli. Otwieram cicho szufladę komody i wyciągam z niej skarpetki. Podskakując raz na jednej, raz na drugiej nodze, docieram do drzwi i uchylam je powoli.
Na korytarzu pusto i ciemno. Jedyne światło wpada przez okno na końcu hallu, pochodzące z latarni ulicznej. Na palcach przemierzam drogę do schodów i pokonuję je bezszelestnie. Ma się tę wprawę z dzieciństwa - ile to razy cichaczem podbieraliśmy słodycze lub wymykaliśmy się na nocne wycieczki, bo mieliśmy fazy po horrorach?
W końcu staję na panelach parteru i ruszam w kierunku wyjścia. Po drodze zerkam w lustro wiszące na ścianie. Za bardzo przypominam siebie, jak na nocny wypad do rodzinnego miasta. Sięgam na półkę, która służy Rydel jako ostatnia deska ratunku, i zgarniam z niej czarną kredkę do oczu. Na nalepce jest napisane "Eyeliner-Marker", ale dla mnie to bez różnicy.
Po minucie podziwiam swoje dzieło - nie tak źle jak na pierwszy raz. Wyglądam trochę jak upiór z  tymi potarganymi włosami, bladą twarzą i czarnymi kreskami wokół oczu.
Zadowolony z efektu okręcam się w stronę wyjścia, rzucając marker z powrotem na półkę.
- Shor?
Cholera.
Odwracam głowę, zatrzymując się wpół kroku.
- Chris, czemu nie śpisz? - szepczę.
Twarz dziewczyny wykrzywiona jest w smutku. Dostawia drugą stopę na przedostatni schodek i zakłada ręce na piersi.
- Ty się już nie zmienisz. - Jej przeszywający wzrok wywołuje u mnie lekkie dreszcze.
Znowu to samo. Nowe hobby, czy co?
Ale za każdym razem te słowa bolą mnie coraz bardziej.
- Zmienię, tylko... Ja tak bardzo... - jąkam się, próbując nie być za głośno. - Chris... Wróć do pokoju Rydel, okay?
- Nie zmienisz się.
Widzę, jak zaczyna jej drgać dolna warga, jak szklany błysk pojawia się w jej źrenicach.
- Nie, nie... - Podchodzę do Christine. - Nie płacz, proszę....
Obejmuję ją delikatnie w obawie przed rozkruszeniem jej delikatnego, chudego ciała. A ona zaczyna cicho szlochać.
- Mała, ciii.... - Zwiększam lekko siłę uścisku, a Mathers opiera brodę na moim ramieniu. Jej skrzyżowane na piersi ręce nie ułatwiają sprawy, ale kogo to teraz obchodzi? Po prostu chcę ją jakoś pocieszyć, tak jak ona pocieszyła mnie. - Zmienię się, obiecuję. Jakoś. A teraz idź spać, jest po północy.
Szatynka odsuwa się, pociągając nosem.
Jej zapłakane spojrzenie działa jak pas ściągający - wszystkie wnętrzności kurczą mi się do rozmiarów kostki Rubika.
Nie panując nad tym, co robię, głaszczę dziewczynę po włosach i wymuszam pocieszający uśmiech.
Chris patrzy na mnie jeszcze przez chwilę, po czym odwraca się i bezszelestnie pokonuje stopnie na górę.
Zostaję sam.
Nie chcę być sam.
Oto i odpowiedź na pytanie dotyczące mojego wybuchu podczas koncertu: najzwyczajniej w świecie brakuje mi miłości. Tej drugiej osoby.
A jeśli czegoś brakuje, należy tę lukę jakoś zapełnić.
Okręcam się na pięcie i przechodzę do przedpokoju. Zgarniam czapkę z rodzaju beanie z półki i jak najciszej wymykam się z domu.

Jedną ręką zakluczając drzwi od toalety w nowym klubie nocnym, drugą jednocześnie obejmuję szczupłą blondynkę w pasie. Gdy zamek zaskakuje, robię parę kroków i unoszę dziewczynę, sadzając ją na umywalce. Jej chude palce rozpinają szybko kolejne guziki mojej koszuli, a moje szukają zapięcia stanika pod kusą bluzeczką. Czuję ugryzienie w wargę, co jeszcze bardziej mnie pobudza. W końcu znajduję zaczepki i rozrywam je pospiesznie. Blondynka pomaga mi w ściągnięciu jej górnej części ubioru i zaraz wraca do namiętnego pocałunku, wbijając paznokcie w skórę na moich żebrach. Jęczę cicho, bardziej z potrzeby wyżycia się niż podniecenia. Dziewczyna nie należy do najładniejszych, ale jest tu przejazdem, więc jutro opuści LA i tyle ją widzieli. Poza tym - nie wie, kim jestem. Albo mnie nie poznała.
Nieważne.
W tym momencie nie obchodzi mnie jej uroda.
Staram się skupić na knykciach blondynki, wędrujących po wypukleniu przy moim rozporku, naciskając na nie lekko, i swoich dłoniach, pieszczących niedelikatnie jej wrażliwe punkty. Niedelikatnie, bo nie ma tutaj miejsca na uczucia. To coś jakby niepisany kontrakt, umowa między ludźmi takimi, jak my, czyli na jednorazowe przygody.
Pospiesznie poprawiam czapkę na głowie, gdy dziewczyna próbuje mi ją ściągnąć, i podciągam jej króciutką spódniczkę.
Kolejne ukąszenie i moja świadomość odpływa.
Gdy kilka sekund później gwałtownie w nią wchodzę, nie widzę już wymalowanej blondynki.
Widzę zapłakaną twarz Chris.
Wbrew emocjom nie przestaję jednak poruszać się coraz szybciej w ciele swojej towarzyszki.


#Riker

Dziś wtorek, więc na mnie przypada obowiązek mycia naczyń. Sprzątam pozostałości ze śniadania ze stołu jadalnianego (czyli tego ustawionego w salonie) i zanoszę je na blat obok zlewu w kuchni. Mama już zaczyna wyciągać składniki na obiad, krzątając się po szafkach.
- Co dziś jemy? - pytam, podciągając rękawy bluzki od piżamy.
- Myślałam nad codron bleu, co ty na to? - Mama wyciąga z szuflady gąbkę, której właśnie szukam, i podaje mi ją z uśmiechem.
- Dzięki. - Odkręcam ciepłą wodę i biorę się za robotę. - Dobry pomysł, pomóc ci?
- Rydel już się oferowała, nie pamiętasz? - śmieje się Stormie, zamykając szafkę z przyprawami.
- Ach, tak... - mruczę.
Faktycznie, Del już zaproponowała pomoc przy obiedzie, ale oczywiście rozkojarzony Riker nie orientuje się przestrzennie. Wszystko przez Chris. Właściwie to przez mamę. I Ratliffa. W każdym razie chodzi o to, że Mathers wybrała się do lekarza z Ellem. Nie żebym był zły, ale moja wyobraźnia podsuwa mi co gorsze obrazy, wywołując śmieszne dla mnie poczucie zazdrości. Dlaczego śmieszne? No a dlaczego miałbym być zazdrosny o Christine?
Ostatnimi czasy wszystko jest śmieszne, zauważyliście?
- Riker, czy ty się dobrze czujesz? - Mama zerka na mnie z troską, stając obok mnie z założonymi na piersi rękoma.
- Ja? Oczywiście. - Kiwam głową, szorując patelnię po jajecznicy. Tak to jest, jak Rocky robi śniadanie.
- Nie wyglądasz. - Podejrzliwe spojrzenie rodzicielki przeszywa mnie na wskroś.
Matki mają to do siebie, że jeżeli ich kontakt z dzieckiem jest dobry, to dziecko to tak naprawdę niczego przed nią nie ukryje. To się nazywa matczyny instynkt, choć osobiście uważam, że kobietom podczas porodu wszczepia się jakieś radary albo przechodzą szybką lekcję prowadzoną przez CSI.
- Oj, mamo - burczę, starając się zeskrobać resztki kiełbasy z zewnętrznej strony dna owej patelni. Nawet nie wnikam, jak ta kiełbasa się tam znalazła. - Czuję się świetnie. Jak można się tak nie czuć, gdy jest się w domu? Być w trasie to niesamowite uczucie, ale w domu zawsze najlepiej, dobrze o tym wiesz.
- No ja to wiem. - Mama opiera się ramieniem o lodówkę. - Ale mi nie chodzi o trasę.
- Chodzi ci o Chris. - Bardziej stwierdzam niż pytam.
- Zgadłeś.
- Tu nie ma o czym gadać - wzdycham i spłukuję pianę, gdy w końcu udaje mi się doprowadzić diabelskie naczynie do ładu.
- A ja myślę, że jest - śmieje się Stormie, po czym wyciąga z chłodziarki mięso i rzuca je na blat wyspy, gdzie już leży przygotowana deska. - Nie sądzisz, że twoje nastawienie w stosunku do niej się zmienia?
- Moje nastawienie? Nie, skądże znowu - mówię, czując jak do policzków powoli napływa mi znane ciepło. Dlaczego muszę się rumienić, gdy kłamię? I dlaczego taki nawyk mam tylko wtedy, gdy okłamuję mamę?
- Oj, synku, daj spokój. Przecież widzę. - Rodzicielka poprawia mi włosy, zakładając moją grzywkę za ucho i klepie mnie lekko po policzku zewnętrzną stroną palców. - Podoba ci się, prawda?
- Tak. Nie. Nie wiem... - Chryste Panie, czy ja właśnie użyłem typowej gadki Austina Moona? Ross, ratuj.
- Może i ty nie wiesz, ale ja tak. Zakochujesz się, Riker. - Zadowolona z siebie mama głaszcze mnie po ramieniu, a ja wypłukuję ostatni kubek i odstawiam go na suszarkę.
Zakochuję się? Nie myślałem o tym w ten sposób. Moje zachowanie zmienia się, to wiem, ale raczej patrzyłem na te zmiany od innej strony. Widzę, że coraz bardziej zależy mi na dobrym samopoczuciu Chris, na tym, by jej poważniejsze rany w ostatniej już fazie gojenia były opatrzone, na tym, żeby fani jej nie staranowali. Ale zależy mi też na jej uśmiechu. Na jej spojrzeniu. Na tym, by mnie nie przyłapała na ukradkowym śledzeniu każdego jej ruchu. Na tym, by nikt nie sprawiał jej przykrości.
- Zakochuję się - szepczę mimowolnie, opierając się tyłem o szafkę, i wycieram dłonie w ręcznik.
- No, wreszcie to przyznałeś - śmieje się mama i wyciąga nóż z szuflady. - Zanim przyjdzie Rydel, muszę ci wspomnieć o małym 'ale'.
- Tak? - Odkłam ręcznik z powrotem na wieszak i poprawiam spodenki w biodrach.
Bluzka z długim rękawem i krótkie spodenki. Brawo, Riker, pobiłeś konkurencję Top Model. I komika w "Mam Talent".
- Ross - mówi tylko Stormie i zakłada mi znowu za ucho pasmo grzywki, które bezczelnie śmiało się stamtąd wymsknąć.
- Co 'Ross'? - Nie rozumiem.
Ale czy na pewno nie rozumiem?
- Daj spokój, przecież ty też widzisz zmianę w jego zachowaniu.
Widzę, owszem, ale niewielką. Nadal wygina się nieskładnie na scenie, nadal niemal płacze przy "One Last Dance", nadal kocha swoich fanów, nadal strzela sentencjami do Twitterze, nadal gania się z nami po przebieralni, nadal wychodzi na te swoje wycieczki. Ale to nie coś w jego zachowaniu się zmieniło, ale w spojrzeniu. Stało się jakby... spokojniejsze. Nawet weselsze.
-  Tak jakby. - Kiwam głową, krótko kwitując dziesiątki myśli, które kotłują się w mojej głowie.
- Pamiętaj synku, tylko żadnych wojen między wami - upomina mnie mama. - Macie przecież ten swój kodeks. Nawet spisany na kartce.
Nagle słyszę tupot stóp i zza framugi wyskakuje Ross.
- Riker! Idziesz z nami grać? - pyta z uśmiechem na ustach.
Czasem zastanawiam się, dlaczego fani nie mogą pojąć jego zmiennego zachowania. Przecież to jest proste - każdy z nas przechodzi okres dojrzewania, jedni wcześniej, drudzy późnej. Faktem jest, że później przechodzą go chłopcy, wieczne dzieci. Kolejnym faktem natomiast jest to, iż każdy z tych chłopców przechodzi tą fazę inaczej. Jedni zamykają się w sobie, inni stają się niesamowicie otwarci, a jeszcze innym miesza się w głowie i zaczynają na przykład ćpać. Rossowi udało się 'wylosować' jedną z gorszych wersji, czyli zagubienie. W jednej chwili się uśmiecha, w drugiej płacze, jak baba w ciąży. Prosta zasada, ale złożony proces psychologiczny. Dużo by gadać.
- A w co lub co gracie? - pytam, patrząc na mamę, która jak gdyby nigdy nic bierze się za wycieranie naczyń.
- Rocky ogarnął parę nowych dźwięków do "I Want You Bad" - mówi brat, wskazując kciukiem gdzieś za siebie, skąd rozchodzi się ciche 'bum', co oznacza tyle, że Rocky'emu nie udało się zeskoczyć z połowy schodów. Znowu.
- Żyjesz? - woła Stormie, powstrzymując się od śmiechu. Już się przyzwyczailiśmy do wyczynów Rocky'ego, tym bardziej do jego dziwnej niezniszczalności.
- Tak. - Brat staje w drzwiach obok blondyna, poprawiając zamaszyście włosy.
- Okay, idę z wami. - Kiwam głową z uśmiechem i ruszam w stronę wyjścia, całując mamę w policzek na odchodnym.
- Jestem! - Rydel wślizguje się na skarpetkach do kuchni i hamuje przy wyspie. - Zwarta i gotowa.
- Jakby co, wiecie gdzie nas szukać - rzucam jeszcze i wychodzę za braćmi.
Zerkam na Rossa, który prowadzi tą wycieczkę. Żadnych wojen między braćmi nie będzie, mamo, obiecuję.


#Ratliff

Ręce Chris tulą mnie lekko wokół szyi, a nogi ma założone na moich biodrach. Stawiam kroki miękko, żeby przypadkiem nie spadła z tą swoją wagą piórkową.
Jest ósma rano (herezja w czystej postaci) - dobrze znane mi ulice witają mnie ciepło, a słońce zapowiada gorący dzień. Dopiero odebrałem dziewczynę z domu Lynchów, na odchodne zostając obdarzonym spojrzeniem oddelegowującego ją Rikera, w którym dostrzegłem lekką nutę zazdrości. Ta nutka właśnie naprowadziła mnie na kolejny szczebel drabiny pod uroczym tytułem "Stan Emocjonalny Rikera Lyncha" - czyżby nasz kapitan się zakochiwał?
Ta myśl wydaje mi się być stosunkowo absurdalna. W końcu nie znamy Mathers tak długo.
- O czym myślisz? - Chris przerywa mi zaspane rozważania.
- O twojej wadze godnej dżdżownicy na diecie kapuścianej - odpieram, starając się zdmuchnąć wredne pasmo grzywki z oczu.
Dziewczyna, zauważywszy moje nieudolne próby, odgarnia mi włosy palcami.
- Dzięki. - Uśmiecham się. - Słuchaj, mam pytanie...
- Wolę czekoladę mleczną od gorzkiej - przerywa mi z chichotem. Ładnie się śmieje.
- Nie. - Rozbawiony kręcę głową. - Chodzi o tour... Znaczy, bo ty mieszkasz gdzieś tu w LA. Zamierzasz wrócić do domu?
To dziwne, ale nie chcę, żeby wracała. Chris opiera brodę na moim  ramieniu i wzdycha cicho.
 - Nie chcę tam wracać - mruczy. - A muszę?
- No właśnie Stormie powiedziała, że możesz zostać, jeśli taki będzie twój wybór - odpowiadam od razu, schodząc z chodnika. Hałas uliczny robi się coraz głośniejszy, zaraz dojdziemy do skrzyżowania, tym samym opuszczając osiedle domków.
- W takim razie zostanę.
Z uśmiechem na ustach staję na światłach, które właśnie zmieniły się na czerwone, i poprawiam chwyt na udach dziewczyny.
- Ell...
Zdziwiony nagłą nutą strachu w głosie Mathers odwracam głowę i spoglądam na jej twarz. Wzrok ma utkwiony gdzieś w przestrzeni przed sobą, więc podążam za nim. Nie widzę nic szczególnego, ot, ludzie stojący po drugiej stronie ulicy. No, chyba, że dziwnym można by było nazwać pana w czarnych getrach, które zresztą  nie pasują mu do zielonego golfu...
- Co jest? - pytam lekko zdezorientowany.
- Moja ciocia - mówi cicho Chris, wtulając twarz w moją szyję.

***

Tadaaa. 
I ZNOWU, KURDE, WRZUCAM PRZED CZASEM.
CO JEST NIE TAK Z MYM MÓZGIEM? :')
Jestem na siebie zła, no ale cóż...
Daria, wiem, ja nie umiem pisać takich scenek :'3
Okay. W piątek wrzucam oneshota o Rossie, potem we wtorek rozdział 10. Rozdział 11 w trakcie pisania.
Nic dodać, nic ująć. Brak pomysłu na notkę :')
ACH! A nie, to nie tu... C:
W razie pytań, na które z braku laku w mózgu nie odpowiedziałam w notce, zapraszam na aska ↑ .

"Oczywiście, że mam facebooka, ale szpiegowskiego. I to nie tylko na uczniów, ale na przykład obczajam moich byłych, patrzę z satysfakcją na ich grube, brzydkie żony... Co? A co, wy nie lubicie, gdy osobie, której nie lubicie, źle się powodzi? Bo ja tak."
~Pani Wychowawczyni

9 komentarzy:

  1. Świetny jest ten rozdział. Stormie sobie pogadała z synkiem. Wyjaśnili sobie parę spraw. Mogłoby się wydawać, że jest ok, ale nie. Nagle ni z gruchy ni z pietruchy zjawia się ciotka Chris. Dobrze, że jest taki zwrot akcji. Gdyby go nie było, blog byłby nudny. Twój raczej się do nich nie zalicza, bo jest GENIALNY !!! Najlepszy forever.

    Proszę szybciutko nexta. Liczę, że akcja jak zwykle będzie super rozwinięta i przygotowana. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieję się, gupigunwie.
    Oj się dzieję.
    Pozwól, że tradycyjny opierdzieling przełożę na końcówkę komentarza, bo mam kilka myśli i nie chcę ich za cholerę zgubić.

    ZACZYNAM CZYTAĆ ROSSDZIAU.
    W ogóle, przychodzę do kompa, wiadomości na fb, piszesz, że wstawiłaś. Zapierdzielam po herbatę, którą cholera pod drodze jeszcze wylałam sobie na stopę. Auć.
    Jestem u mety i zaczynam czytać. EVERYBODY SHUT UP.
    Pov Rossa, w końcu początek rossdziau. Tak sobie myślę, co odpierdzielisz tym razem, ale jak doszłam do momentu kiedy ciapnął sobie kreskę na oku, wiedziałam, że to nie będzie normalny rozdział 9. :')
    Swoją drogą, taki Ross z ajlajnerem... Coś aka ty XD
    Ja wiedziałam, że on spotka Chris. Czułam to w małym palcu poparzonej stopy, mówię ci.
    Ale i tak ścisnęło mnie w żołądku z rozczulenia i debilizmu tej blond męskiej prostytutki c:
    WYBACZ ROSS, JA WIEM, ZAGUBIONY ITD, ALE TO MI TAK PASOWAŁO.
    A ty tak suodko te przytulasy opisujesz.
    Jedziem dalej, pov Rikunia.
    Stormie.
    Zostaw żesz jego wuosy, bo Ania wkroczy do akcji. A jak Ania tam będzie, to i ja, no bo tak beze mnie do LA to się nie da. A Z KOLEI JAK JA TAM BĘDĘ I WKROCZĘ DO AKCJI, TO JUŻ NIGDY NIE DOTKNIESZ I NIE ZOBACZYSZ ZRESZTĄ, CZUPRYN SWOICH DZIECI. I RATLIFFA. C:
    Rikuś, kotenieńku. W Chris się zalofciałeś, powiadasz? Ale jesteś pewien? Na sto procent? Na pewno? Ale że definitywnie?
    No dooobraa...
    Ale nie obiecuj mamie, że nie będzie wojny. Już widzę ciebie i Rossa napierdzielających się balonowymi mieczami.
    A KYSZ, KMIOCIE.
    No i Rat, Ratliffek kochaniutki.
    BEJBE, SUCHAJ TY MNIE.
    JAK TY TEŻ SIĘ DO CHRIS PRZYCIUMKASZ, TO NORMALNIE ROZPIERDZIELANIA JAŹNI DOSTANĘ, TRZECHA FACETÓW, KOGO SZIPOWAĆ?
    RYDEL, ZOSTAJESZ PRZY NORMALNEJ ORIENTACJI.
    SHH!
    NIE MA ŻE BOLI!
    Elluś. Ania jedzie z tekstami pasującymi do twoich myśli, trzeba będzie ją jakoś nagrodzić. Ale zanim, wolałabym, żeby opisała waszą wizytę u lekarza, zapewne ja nastawię się na jakieś łubudubu cionża gwarantowana, a będzie ''Szczęś boże, wygląda pani jak po bliskim spotkaniu z ośmiornicą mordercą, ale będzie pani żyć. Dwa pińdziesiąt się należy.''

    No i pan w getrach na koniec.
    To znaczy pani ciocia Chris, tak.
    Cokolwiek się stanie i kimkolwiek ona jest, CHCĘ JĄ POZNAĆ.
    CZEKAM NA PANIĄ!

    Wybacz, że tak długo pisałam ten i tak krótki komentarz, ale nagły telefon zmmusił mnie do wykrzyczenia się w poduszkę. c:

    CZEKAM NA NASTĘPNY ROSSDZIAU.
    NA JEDENASTY, KONKRETNIE C:
    I NA ŁONSZOCIKA.

    ~Raffy

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze jak mam przejsć do komentarza mam zamiar napisać:
    FASBYIGFAWFHPAYWIUOFHYPWVAGOU.
    Cholera, no podporządkowałaś mnie sobie totalnie. Jestem oficjalnie uzależeniona ;_;
    Ostatnio przed popadnięciem w jakąś żałosną depresję bronią mnie jakieś trzy rzeczy, z czego jedną z nich jest Twój blog.
    Więc Ross-kocham! Matko, chyba zawsze będę go uwielbać. Choć często denerwuje mnie jego zachowanie(tak naprawdę, nie tutaj)i wydaje mi się, że czasem powinien zachować się jakoś inaczej, to jest coś w nim, co sprawia, że cholernie go lubiłam. Nawet najbardziej, choć teraz już nie wiem! Po prostu jest taki właśnie chłopczyk zagubiony. Czasem uśmiechnięty, a czasem taki jakiś... nieswój. Dziwny. Ale w Twoim opowiadaniu to jego zagubienie jest takie przeurocze. Jeżeli byłby taki naprawdę, to nic tylko marry me. No kurde! Taki biedny.
    Nie wiem, ale jakoś tak smutno mi się czyta to, że w jednym momencie taki zadowolony, a w drugim smutny i zagubiony. Chyba za dobrze znam to uczucie. Jeżeli tak jak piszesz jest to wina dorastania i tych pieprzonych hormonów to dobrze, bo nie chciałąbym na zawsze zostać taka popieprzona.
    No w każdym razie, Ross mnie urzeka za każym razem. Wiem, ze zachowuje się jak gnojek wychodząc do tych klubów. Wiem, wiem i nie pochwalam tego. Ale coś we mnie sprawia, że nie chcę na niego nakrzyczeć tylko przytulić.
    I ten moment z Chris <3 <3 <3 <3 Wspaniały, wspaniały. Ten przytulas był taki prawdziwy, taki kochany! Kurde, czytając to po prostu moje serduszko skakało z uradowania. Ten fragment do dosłownie miód ma moje serce.
    Co do Rikera-lubię go. Tą jego dojrzałość, taką mądrość. No, cholera jest coś w tym człowieku, że każda racjonalna cześć mojego umysłu mówi ''bądź z nim Chris''. Ale oprócz racjonalnej części jest też serce, mniej racjonalna, romantyczna itp. i w sumie prawie wszystkie pozostałe mówią ''bądź z Rossem''. I mówią ak tylko dlatego, bo nie są racjonalne.
    Wydaje mi się, że Riker i Chris są zbyt spokojni by ze sobą być. Nie wiem, jakoś mi to nie pasuje.
    Nie zmienia to faktu, że lubię go. Jak cholera. I on i Ross mają w sobie coś urzekającego, dlatego nie wiem, którego lubię najbardziej. No nie wiem! Ross taki urzekająco niedoskonały, a Riker tak przyjemnie ciepły i dojrzały.
    Cholera!
    Dobrze, że nie będzie wojny, bo nie wiedziałabym po której stronie stawać :-:
    No i Ratliff! Tego to na zawsze będę kochać. Taki kochany, bezinteresowny. Matko, idealny przyjaciel. Nie będę się tutaj rozpisywać, bo chyba wiadomo, że go uwielbiam. Jest idealny, zawsze.
    Kurde, chciałabym wiedzieć co dokładniej chodzi z tą jej ciocią. Ona się w ogóle nie interesuje, że Chris zniknęła, nie skończyła szkoły i w ogóle? Toż to chore! A teraz może jeszcze jak ją zobaczy, to będzie miała do Chris pretensje? To by był szczyt bezczelności.
    Ej, a ona jest bardzo zła? Ta ciocia? Taka wredna sucz?
    Czekam na next. Wiadomo, że jak zwykle urzekający. Chyba najlepszym dowodem na to jest fakt, że dotychczas zawsze najlepszym epitetem, który przychodzi mi do głowy by opowiedzieć o Twoim opowiadaniu jest ''GHDKASBGOUAGS''. Bardzo mądrze Rika. ._.
    Wtorek to długo... Nie wiem co Ci zrobiłam, że tak mnie nienawidzisz :_; Pozostaje juz tylko czekać.
    Loffki, kiszki, foreverki!
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. PIEPRZYĆ TO, ŻE WŁAŚNIE POWINNAM POWTARZAĆ SOBIE CHEMIĘ, BIOLOGIĘ, NIEMIECKI I FIZYKĘ. KTO O TYM MYŚLI GDY WIDZI NOWE ROZDZIAŁY? NA PEWNO NIE JA.

    NIE WIEM CZY JUŻ KIEDYŚ O TYM PISAŁAM, ALE...
    Zajebiście podoba mi się to, że zrobiłaś tutaj taki 'unik' z Chris od Rossa i Riker'a. Są w niej zakochani i beznadziejnie by było, gdyby to oni wiecznie wszędzie się z nią szlajali, bo byłoby to zbyt banalne, nie oszukujmy się.

    CO JA MOGĘ TU JESZCZE?
    A NO WŁAŚNIE. DO CZŁOWIEKÓW U GÓRY. MIEJCIE, ŻE TROCHĘ LITOŚCI I ZOSTAWCIE MI COŚ DO POWIEDZENIA.
    NAPRAWDĘ, CO JA TU MOGĘ...

    W TAKIM RAZIE, KOŃCZĘ. TAK, KOŃCZĘ W TAK KRÓTKIM I BEZNADZIEJNYM MOMENCIE. IDĘ SIĘ ZAPŁAKAĆ CZYTAJĄC 'LUCASA'. :')

    CZEKAM NA JUTRO NA 16:30. ŁAN SZOT O RAURZE NADCHODZI. C:

    OdpowiedzUsuń
  5. maaaaaaaamo! a Riker się zakochał, a Riker się zakochał!
    ok, pierwsza faza zrytego łba.
    co Ty ze mną robisz, tak w ogóle?
    w tamtym opowiadaniu miałam ochotę powiesić Cię na szelce od stanika, za to, jak perfidnie rozwaliłaś moje najpiękniejsze wyobrażenia o Rossie i Laurze, a teraz? mam ochotę strzelić Ci w łeb, bo chcesz rozwalać jakimś Rossem (moim pięknym <3) Rikera i Chris.
    DLACZEGO MI TO ROBISZ, PYTAM SIĘ?!
    i dlaczego, do jasnej ciasnej, Ell jest teraz z Christine, a nie z Rydel? ooooj, komuś się nieźle grabi na koncie i tą osobą jesteś EWIDENTNIE Ty :)
    inna sprawa.. jaka ciocia? :o ta Chris to naprawdę musi mieć pecha, wiecznie jakiś problem. jestem pełna współczucia, co Ty robisz z jej życia? :'c może przepięknym cudem nie zorientuje się, że to ona i przebiegną z Ellem niczym jednorożce po tęczy! TAK, TO JEST TO.
    dobra, chyba skończę, bo zaczynam wariooooować. ups.
    to do następnego, kapitanie! wenki!
    #neverletmegiveup.blogspot

    OdpowiedzUsuń
  6. HOHOHOHO....
    PRZEZ PIERWSZĄ FAZĘ ROZDZIAŁU MAM JUŻ ZRYTY ŁEB. (Bardziej niż zwykle. A mama mówiła, że to niemożliwe :3)
    TO TAKIE RZECZY SIĘ W CHOROBIE PISZE? ;>>>>>>>>>>>>

    Rossiak zagubiony, powiadasz? Pewnie, napierdziel sobie ajlarnerka na ryjek, WYDOBRZEJESZ.
    CZY CHRIS NICZYM ANIOŁ (PIERWSZY RAZ NAPISAŁAM ANIA, SHIT :>) WYDOBĘDZIE BLONDASA Z EMOCJONALNEGO DNA?
    Tylko u Sparrow.

    RIKUŚ *____________________*
    SKAPNĄŁ SIĘ, ŻE JEST ZAKOCHANY. Stormie, czyli pomoc w uświadamianiu oczywistych rzeczy.
    I Rocky, czyli utracony zmysł równowagi. HA, CAŁA JA!

    RYDEL PRZYBYŁA W SKARPETKACH!
    O tak, moje puchate skarpetki się cieszą.

    I Ratliff skarb, złoto, zbawienie upośledzonych umysłowo. Już się bałam, że go zabraknie :')
    Zwątpiłam w ciebie. Ach, wybacz.
    ON WSZYSTKO ROZUMIE. ELLINGTON RATLIFF ROZUMIE WSZYSTKICH.
    AMEN.

    Cicho, jeszcze moment.
    Chris woli mleczną od gorzkiej.
    JAK MOGŁAŚ.

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój boże Ellington ! <3 miałam to napisać wcześniej, ale net w telefonie jest bezlitosny. Ross mnie rozwala po prostu. Ross się zakochał, Rik też, może jeszcze Ell coś czuje. Bd się śmiała jak do nich Rocky dołączy :) Coś jeszcze? Aaa Stormie genialna mama. Jezu pisałam ci już ale cudownie piszesz ^^
    I jeszcze pan/pani ciocia w getrach Hahahaha

    friend-or-lover-r5story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmm... chyba już wszyscy napisali to co chciałam powiedzieć, więc nie pozostaje mi nic innego jak napisanie, że ten rozdział jest ZAJEBISTY ^^
    Czekam na next'a, dziewojo <33

    angels-and-demons-raura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG OMG jak mi głupio :C Nawet nie wiesz jak bardzo :C Dostałam dedyka a komentuje mega po czasie...

    Baardzo, bardzo za to przepraszam ale szkoła, praca, nauka i niee miałam czasu na czytanie ;/ Dopiero dzisiaj ogarniam stronki i nexty !

    Co do scenki ero tooo um dzięx, wiem,że nie piszesz takich często [tak wywnioskowałam z Twojej wypowiedzi] ale nie uważasz,że one dopełniają nieco bloga XD Nie jestem zboczona [chba :o] ale trochę pikanteri nie zaszkodzi :D

    Bardzo dziękuję za dedyka i jade do kolejnych rozdziałów xd Ale mam tyłyy :C!!

    Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń